wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział XXVIII

Rozdział 28   

Przestraszył się. Nie wiedział czy ma uciekać, czy stać spokojnie i zapłacić za zakupy. Jego oddech momentalnie przyspieszył. W życiu nie spodziewał się, że znajdzie się w takiej sytuacji. Z wrogiem niemal twarzą w twarz.
   - Denis! Skarbie to ty?!
   Usłyszał za sobą krzyki. Odwrócił się, Sylvia wraz z Iwo przepychali się właśnie przez tych dwóch, i stanęli tuż obok niego.
   - Ty chodzisz! - krzyknęła - Jak wspaniale cię takiego widzieć! 
   Dziewczyna uścisnęła go na przywitanie i postawiła dwie paczki chrupek na taśmę.
   - Cześć - powiedział cicho, nawet za cicho - Jak tam?
   - Przyjechaliśmy na weekend tutaj - zaczęła opowiadać - Dostałam pracę i jestem kelnerką! Na szczęście udało mi się załatwić mały urlop. Właśnie mieliśmy do was wpaść. Co u Taemin'a? Zdał do następnej klasy?
   Denis wiedział, że ci dwaj już nic mu nie zrobią. Oni byli jego wybawieniem, ale wiedział za to, że słuchają każdą wymianę zdań. Gdy blondynka wypowiedziała imię jego brata, wiedział, że wzrok mężczyzny z tatuażem zawiesił się na nim. Bolało go to, że musiał kłamać i ciężko wypowiadał każde słowo.
   - Zdał bez problemu - powiedział z wymuszonym uśmiechem - Wyniósł się z domu, nie mógł tam już być, więc tam go już nie znajdziecie.
   - Zmienił numer? - spytał Iwo - Dzwoniliśmy już wcześniej, ale jego telefon jest nieaktywny.
   - Tak - znów kłamał - Nie ma go teraz w mieście, więc będziecie musieli przełożyć spotkanie.
   - No trudno - westchnęła Sylvia patrząc na Iwo - Dzisiaj nie pogadamy o starych czasach. Miło byłoby wiedzieć, że wszystko się ułożyło. Mam nadzieję, że już nie bierze...? - spytała tajemniczo przykładając dłoń do nadgarstka, aby domyślił się o co chodzi.
   - Nie. 
   - To wzruszające... - powiedziała wycierając kąciki oczu - Pomyśleć, że dobre pół roku temu była istna wojna, a ty to już w ogóle jesteś cudem! Pokonałeś przeznaczenie!
   - Dziesięć osiemdziesiąt dwa - wtrąciła się kasjerka, a Denis podał jej gotówkę. 
   - To nic - dodała na koniec - Pozdrów i ucałuj tego rudzielca. Nie będziemy cię zatrzymywać.
   Blondyn odwrócił się i posłał znów wymuszony uśmiech, który zblednął, gdy spostrzegł, że za nimi nie stoją już ci, przed którymi chciał uciekać.
   Lekko odetchnął, ale dotarło do niego, że znowu stracili jakikolwiek punkt zaczepienia. Przez tak bliski kontakt z tymi przestępcami, nie mógł racjonalnie myśleć, ale był pewny, że to byli właśnie oni i wiedział też, że na pewno znali jego osobę. Był na siebie wściekły. W drodze do samochodu puściły mu nerwy i zaczął płakać, czuł się bezużyteczny.
   - Coś długo ci zeszło - powiedział Shin, gdy on wsiadł do auta i wtedy zauważył łzy - Co się stało? To przez nich? - spytał widząc wychodzącego Iwo i Sylvie z marketu.
   - Nie! - krzyknął zły i tarł rękoma oczy - Widziałem ich! Byli tam!
   - Kto?
   - Śledzili mnie. Tatuaż z prawej strony trójkąt i drugi łysy facet! Bałem się! - krzyczał nie patrząc wcale na Shin'a i zamknął zamki przyciskiem - Stali za mną, ale Sylvia mnie zauważyła i podbiegła, gdyby nie oni to nie wiem...!
   Shin ze złości uderzył z całej siły w kierownicę. Przecież to market do cholery! Co oni myśleli?
   - Jestem bezużyteczny! Mogłem coś zrobić, cokolwiek, a znów jesteśmy w punkcie wyjścia! 
   - Przestań tak myśleć! Co miałeś zrobić ty przeciwko dwóm facetom?! Całe szczęście, że ty tutaj teraz jesteś! Masz całkowity zakaz wychodzenia z domu! To nie są już żarty!
   - Nie krzycz na mnie! Mogłem coś wymyślić, cokolwiek!
   - Przestań siebie obwiniać! - wrzasnął i klepnął Denisa w czoło, a następnie przytulił - Sam nie mogłeś nic zrobić. Rozumiesz?
   - Kamera... - szepnął - Masz kamerę rejestrująca przód auta. Miałeś odpalony samochód?

                                                                       ***

   Przebudziłem się przez dźwięk jakiegoś urządzenia. Uchyliłem powieki, były ciężkie jak ołów i chciałem natychmiast je zamknąć. Czułem miękkie pościele i przytuliłem je do siebie bardziej, bałem się, że to może być tylko sen, a ja jestem nadal w tym ciasnym pomieszczeniu.
   - Śpisz? - usłyszałem Aron'a i poczułem się nieco bezpieczniej.
   Chciałem coś powiedzieć, ale z moich ust wydobywały się tylko ciężkie westchnięcia. Nie miałem siły.
   Położył mi coś mokrego na czole. Domyśliłem się, że był to mokry zimny ręcznik.
   - Musisz usiąść i coś zjeść, słyszysz? 
   Nie chciałem go słuchać. Jego głos zaczął mnie strasznie drażnić i miałem wrażenie, że wręcz na mnie krzyczy.
   Powiedział, że zaraz przyniesie coś lekkiego do zjedzenia, a ja mam do tego czasu się trochę ogarnąć i usiąść na łóżku. Przyszło mi to z wielkim trudem, ale usiadłem, a nawet pół leżałem oparty o krawędź łóżka. Przyszedł szybciej niż się spodziewałem i postawił mi na kolanach małą deskę, a na niej talerz zupy. Rosół, cudownie pachniał, aż zakręciło mi się w głowie.
   - Miałeś ponad 40 stopni. Majaczyłeś, nie było z tobą kontaktu. Pamiętasz coś? - spytał siadając na łóżku, a nie krześle obrotowym jak miał w zwyczaju.
   Pokiwałem przecząco głową. Mało interesowało mnie to co mówił, gdy miałem ósmy cud świata na kolanach. Byłem strasznie głodny.
   - Przynajmniej masz apetyt... - stwierdził, gdy jadłem - A już myślałem, że będę musiał cię przekupić.
   Była chwila ciszy. Spojrzałem na niego kątem oka. Myślał nad czymś. Ja również miałem dużo pytań, ale nie miałem na nie siły, ani chęci. Najważniejsze, że nie jestem już w tej piwnicy.
   - Najczęściej przeklinałeś swojego ojca, jak i mówiłeś, że już nie bierzesz. 
   Spojrzałem na Aron'a. Automatycznie straciłem apetyt, a talerz był już prawie pusty. Chyba musiało być to coś poważnego, skoro doszedłem do takiego stanu. Mam nadzieję, że nie powiedziałem za dużo. Moje rozmyślania przerwał dźwięk jego telefonu, a on oddalił się. Śledziłem go wzrokiem nie puszczając łyżeczki.
   Rozmowa toczyła się pewnie z jego żoną, była to kłótnia. Bardzo krótka, bo wymienili zaledwie parę zdań. Mało co zrozumiałem, bo Aron tylko zaprzeczał w rozmowie, a potem zły rzucił telefon na biurko. 
   - Byłem w klatce - powiedziałem oskarżycielsko i odłożyłem talerz na stolik.
   Ponownie położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Lepiej się wtedy czułem, ale myśli o ciasnym pomieszczeniu były okropne i przerażające. Nie chcę tam już nigdy wrócić!
   - Mieliśmy kontrolę. Nie mogli cię znaleźć.
   - Nie chcę tego pamiętać!
   Dowiedziałem się, że to właśnie Aron wyciągnął mnie z tego małego pomieszczenia i przyniósł ponownie tutaj. Nie zapamiętałem tego, więc temperatura musiała być wtedy bardzo wysoka. Powiedział również, że śpię już dobry dzień, a on sam próbował zbijać temperaturę. Najwidoczniej udało mi się. Dobrze zapamiętałem stan Iwo, o mało go wtedy nie straciliśmy.
   - Jak się czujesz? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
   - Chyba tak jak wyglądam.
   Pierwszy raz usłyszałem chyba jego śmiech, aż mnie również zachciało się śmiać, ale odpuściłem. 
   - Gorzej już raczej z tobą nie będzie, a ja w końcu muszę pojechać do domu.
   - Nie zostawiaj mnie tutaj! 
   Rozmowę przerwał wchodzący do pomieszczenia Greg. Ściągnął z głowy czapkę z daszkiem i spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem. 
   - Wyjeżdżam do domu - powiedział stanowczo Aron, a tamten tylko wyruszył ramionami.
   - Twój braciszek to mistrz kłamstwa! - zarechotał nie spuszczając ze mnie wzroku - Blondynka o kręconych włosach bardzo cię pozdrawia i smutno jej, że wyjechałeś z miasta.
   - Sylvia... - szepnąłem sam do siebie.
   - Prawie byśmy go mieli, gdyby nie ta dzikuska!
   - Odwal się od niego! - ryknąłem najgroźniej jak mogłem i nawet moja temperatura mi nie przeszkodziła - Jak go tkniesz to cię zabije!
   Miałem teraz w sobie tyle adrenaliny, że mógłbym góry przenosić. Nie żartowałem, w głowie już układałem plan zabójstwa.
   - Nie pusz się tak - ewidentnie się ze mnie nabijał.
   Byłem niewyobrażalnie wściekły na ojca i Shina! Jak oni mogli dopuścić, żeby ten debil był tak blisko niego! Czułem się bezradny! Przecież na pewno wie, że go szukają! Miał być w domu!
   - Po co wam on? - spytałem już bardziej spokojnie, a wzrok zawiesiłem na Aron'ie - Zostawcie go. Nikomu nic nie zrobił!
   - Nie wiem nic o złapaniu tego drugiego - wtrącił się Aron.
  - Może potem Thomas do ciebie wpadnie - zdążył puścić mi oczko i zamknął za sobą drzwi.   
   - Jak to... Zostań ze mną! Nie zostawiaj mnie samego! - wrzasnąłem.
   Nie chciałem, żeby ten ohydny Thomas znów do mnie przyszedł. Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. Czuję się tak fatalnie, a on miałby przyjść jeszcze tutaj na seks?! Już niemal czułem jego okropne łapska, chodzące po moim ciele i ten jego napalony wzrok. Nie dam rady!
   On całkowicie lekceważył moje gadanie i pakował laptopa do torby. Łzy zaczęły nachodzić mi do oczu. Nie mogłem nic zrobić, żeby go zatrzymać. Nie miałem żadnych argumentów.
   - Zostań! Proszę! - wypłakałem siadając na łóżku i zakryłem twarz dłońmi.
   - Przestań mi tu ryczeć! Co ci da, że posiedzę godzinę dłużej! Mam rodzinę, nie było mnie w domu dwa dni!
   Rozbeczałem się jeszcze bardziej. Nie odezwałem się już słowem, a on opuścił pokój i oczywiście zamknął mnie w nim.
   Minęła może godzina od wyjścia Aron'a. Leżałem cicho w łóżku przy zgaszonym świetle i nadsłuchiwałem jakiś kroków. Głowa nadal mnie paliła, a zasnąć nie mogłem. Miałem nadzieję, że ten Thomas nie przyjdzie. 
   Myliłem się. Przyszedł i wydawało mi się, że był zły, ale nie miałem pewności, bo udawałem, że śpię. Nie musiał zapalać światła, bo za oknem było jeszcze jasno. Dopiero, gdy poczułem, że się nade mną nachyla chciałem się odsunąć, ale on przytrzymał mój podbródek, który po chwili puścił.
   - W świetle dziennym masz jeszcze bardziej szpetniejszy ryj - stwierdził i odsunął się, po czym otworzył piwo - Pewnie dlatego nie chce dać ciebie na klub, bo tylko byś odstraszał.
   Trochę mnie to zabolało i spuściłem wzrok. To oczywiste, że przy słońcu blizny były najbardziej widoczne, a pominąć się ich nie dało. Jednak miałem to gdzieś, lepiej iż uważa mnie za szpetnego. Nie wiedziałem jednak, o co mu chodzi z tym klubem. Zanim zdarzyłem o tym bardziej pomyśleć, on po prostu wyszedł.
   - I co wszystko w porządku? - spytał Aron kolejnego dnia wieczorem.
   - Tak... Powiedział, że mam szpetny ryj, chyba mu to przeszkadzało i dał mi spokój.
   Czułem się trochę lepiej. Kilka godzin przesiedziałem w wannie, a resztę przespałem, albo przeleżałem. Dużo myślałem o Denisie i modliłem się o to, żeby nic mu się nie stało, żeby ojciec miał resztki oleju w głowie i żeby go chronił. On by tego nie wytrzymał! 
   - Kto ci zrobił te blizny? - spytał jak zwykle i rzucił mi dwie paczki jakiś żelków.
   Żelków?
   - I tak nie znasz, więc po co mam ci mówić? 
   - Nie masz ich od dawna. Blizny są świeże - stwierdził i spojrzał na mnie dziwnie - Czym zrobił?
   - To było w sylwestra. Nożem.
   Otworzyłem sobie paczkę, która mi rzucił i wepchnąłem kilka żelowych miśków do ust. Jak dobrze było mieć coś słodkiego w ustach!
   - Zasłużyłeś na to?
   To pytanie zadźwięczało mi w uszach. Czy Axel miał powód, żeby mi to zrobić? Jeżeli chodzi o tak brutalną czynność, jaką wykonał na mnie, to nie. Zniszczenie jego związku z jakąś głupią dziewuchą nie było tego warte, ale gdybym ja to wtedy wiedział! Byłem tylko zranionym, głupim i zakochanym szczeniakiem.
   - Nie - odpowiedziałem po dłuższej chwili wcale na niego nie patrząc.
   Skoro wkroczyliśmy na takie tematy, to miałem okazję by co nieco się wypytać. Skoro mu odpowiedziałem, to może podziała i w drugą stronę.
   - Nie możecie zostawić mojego brata w spokoju? - spytałem poważnie i pochwyciłem jego wzrok - Ja wam nie wystarczam, czy co?
   - Nie wiem nic o tym, że polują na niego.
   - Nie jesteś z ligi tamtych dwóch - powiedziałem bez owijania w bawełnę - Wykonujesz inną robotę, prawda? Dlatego możesz nie wiedzieć.
   Aron wyruszył ramionami. Teraz to już wiedziałem, że na to mi nie odpowie.
   - Masz dzieci Aron? - bardziej potwierdziłem, niż spytałem i poprawiłem się na łóżku - Co byś zrobił, gdyby któreś porwano? 
   Wysyczał przez zęby, że to nie mój interes. Prawda, chciałem go trochę zdenerwować, ale czułem, że jeżeli powiem coś za dużo, to i tak mi nic nie zrobi. Był zbyt miękki. Wkurzony wziął kurtkę i wyszedł.
   Wytknąłem język prosto z zamknięte drzwi i odłożyłem żelki na półkę. Gorączka na wieczór dawała gorsze znaki, więc nie pozostawało mi nic, prócz pójścia spać.

       *** 

   Miałem okropnie twardy sen. Myślałem, że tylko wydaje mi się, iż ktoś mnie dotyka po twarzy. Ale nie, to działo się w rzeczywistości. 
   Boże, nie! To pewnie ten zasrany Thomas przyszedł. Nawet nie drgnąłem. Tylko serce zaczęło mi strasznie walić i przez chwilę bałem się, że je usłyszy! Czułem znów zapach alkoholu. Oby sobie poszedł, albo niech zrobi to szybko i jak najkrócej!
   - Możesz mnie zostawić? - szepnąłem przestraszony i zbierało mi się do płaczu. Ukryłem twarz w poduszce, żeby już mnie nie dotykał. 
   Poczułem jak schodzi z łóżka. Posłuchał? Co za ulga! Otworzyłem oczy, ale w pokoju paowała ciemność. Zobaczyłem tylko zarys jego postaci i już mi coś nie pasowało. Przecież Thomas był niższy i grubszy.
   - Przepraszam nie powinienem.
   Usłyszałem głos Aron'a i aż podparłem się na łokciach. W życiu, przez ten cały czas jak go znam, nie powiedziałbym, że on wpakuje mi się do łóżka. 
   - Piłeś!? - spytałem oskarżycielsko. Chciałem go jakoś sobie usprawiedliwić w swoich oczach - Dlatego to zrobiłeś?
   - Gdybym nie wypił, to pewnie nigdy bym tego nie zrobił - powiedział, opierając się o parapet. 
   Wtedy do głowy wpadł mi szatański plan. Co prawda nie znałem jeszcze szczegółów, ale nie miałem nic do stracenia. Jeżeli boss mówił wtedy prawdę, to możliwe, że wszystko powinno się udać. Tylko muszę ja teraz odegrać dobrą rolę i jeżeli chodzi właśnie o Aron'a, to nie powinno być problemu. Nie wiedziałem jak mam go teraz ponownie zwabić, skoro wygnałem, a ten posłusznie jeszcze mnie posłuchał! Trzeba wziąć sprawę w swoje ręce, drugiej szansy mogę nie dostać! 
   - Przestraszyłem się... - szepnąłem - Myślałem, że to Thomas...
   - Dużo się od niego nie różnie jak widać! - prychnął zdenerwowany tą sytuacją.
   Westchnąłem głośno, tak żeby właśnie słyszał i wygrzebywałem się z łóżka. Czułem chłód chodzący po moich nogach, w końcu byłem w samych gatkach i bluzie, którą mi dał w środku mojej cudnej choroby, ale olałem to wszystko. 
   - No chyba zbyt dużo się różnisz - powiedziałem i powolnymi krokami zbliżyłem się do niego. Uważałem na nogę jak i na to, żebym przypadkiem w coś nie walnął, bo gówno widziałem - W sumie nie można porównywać ich z tobą...
   - Jesteśmy wszyscy tacy sami - stwierdził z pewnością siebie i wypił bodajże kieliszka.
   Zacząłem zastanawiać się jak długo tutaj siedzi, skoro ma ze sobą kieliszek i wódę. Jak dużo wypił? Jak on jest w stanie sobie polewać? Ma aż tak dobre oko w ciemności?
   - Nie... Ty mi pomagasz, oni krzywdzą - szepnąłem cicho - Raczej to powinieneś wziąć pod uwagę - powiedziałem siadając na biurku i odchyliłem się lekko do tyłu.
   Nalał trunku do tego samego kieliszka i podał mi. Chciałem odmówić, ale ugryzłem się w język. Wziąłem od niego naczynie, po czym całe opróżniłem. Strasznie paliło w gardle. 
   Usiadł ponownie na łóżku. Cholera, coś się nie klei! Nie wiedziałem co mam robić!
   - Jak noga?
   - Nie wiem, przecież nie ściągam bandażu, ale boli - powiedziałem zgodnie z prawdą i wstałem. Obszedłem łóżko i położyłem się na kołdrze - Która godzina?
   - Coś koło trzeciej.
   - Teraz to już w życiu nie zasnę... 
   Spytał czy mam jeszcze gorączkę. Odpowiedziałem, że raczej tak. Obrócił się i dłonią dotknął mojego czoła, tak jakby chciał zmierzyć na "czuja". 
   - Może podgorączkowy - stwierdził, po czym chciał zabrać rękę, a ja szybko ją chwyciłem i zbliżyłem do swojego policzka.
   - Czułeś te wgłębienia prawda? - spytałem ni z gruchy, ni z pietruchy, niby przejęty - Są okropne...
   Aron nie zabrał ręki. Przez chwilę chyba bał się nią ruszyć, ale potem pewnym i delikatnym ruchem znów pogłaskał mnie po policzku. Po jednym i po drugim, tak jakby badał, czy moje słowa są prawdziwe, a ja zbliżyłem się do niego, żeby nie wyciągał tak daleko ręki. 
   - Tak, czuć je - potwierdził, chociaż wiedział to już wcześniej - Byłoby niemożliwe, żeby nie czuć.
   Nie zabrał jednak ręki. Wciąż nią jeździł, po czole, włosach i policzkach. Nawet chwilę badał palcami moje usta, ale zaraz zjechał do szyi. Robił to tak delikatnie, że łaskotał i się zaśmiałem.
   - Nie przeszkadza ci to? - spytał upewniając się, a ja jeszcze bardziej wyeksponowałem mu szyję. Zaprzeczyłem. W życiu nie zrobiłby nic, czego ja bym nie chciał. 
   Bawił się tak przez dłuższy czas, aż w końcu zdjął buty i wszedł na łóżko. Nachylił się nade mną i poczułem jego perfumy. Już wcześniej czułem, ale teraz jeszcze bardziej. Cudownie pachniał, nie walił jak Thomas!
   Jęknąłem, gdy niespodziewanie polizał moją szyję. Co gorsza, wcale nie musiałem tego udawać, bo wyszło to samo.
   - Nie ruszaj się - szepnął, a ja czułem jego gorący oddech, niemal mnie parzył. Przyssał się do mojej szyi robiąc bolesną malinkę.
   Syknąłem z bólu, bo porządnie się zassał i długo ją robił. Zamiast odciągnąć go od tego, to ja jeszcze bardziej przytuliłem jego głowę do szyi. Zrobił kolejną i kolejną kierując się bliżej klatki piersiowej, na tyle ile pozwalała mu bluza. Gdy skończył wstał i znów polał podając mi kieliszek. Zaraz po tym drugi.
   - To na tą moją temperaturę? - spytałem śmiejąc się. Wypiłem już trzeci i oddałem mu naczynie.
   Wdrapałem mu się na kolana jak tylko usiadł na łóżku. W tej chwili cieszyłem się, że jest zgaszone światło, bo pewnie spaliłbym buraka. Aron był przecież przystojny, a jego dotyk naprawdę palił. Miałem wrażenie, że to przez ten alkohol.
   Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę bez ruchu, aż zacząłem się krępować. Przytuliłem się do niego, a on położył dłonie na moich biodrach pod bluzą. Zawiesiłem ręce wokół jego szyi i podniosłem się lekko, żeby nasze twarze były naprzeciw siebie.
   Aron pierwszy mnie pocałował. Od razu przeszedł do rzeczy i językiem otworzył moje usta. Pozwoliłem mu i przyłączyłem się do tak gwałtownego, długiego i szybkiego pocałunku. Nie miało to końca, bo gdy tylko przerywałem, żeby zaczerpnąć powietrza, on przechodził do szyi i robił swoje mocne malinki. Miałem wrażenie, że to kara za przerywanie. W międzyczasie zaczął badać dłońmi mój brzuch i zjeżdżał do góry zahaczając o sutki. 
   Zrobiło mi się strasznie gorąco. Uniosłem ręce do góry, a on jednym ruchem zdjął ze mnie bluzę. Ponownie wpił się w moje usta, potem położył mnie na łóżku. Zacząłem odpinać guziki jego koszuli i marnie mi to szło, gdy skończyłem, sam ją ściągnął i rzucił gdzieś w kąt. 
   Teraz to ja zacząłem badać jego umięśniony tors, ale zbyt długo mi na to nie pozwolił, bo wolał bawić się mną na swoich zasadach. Podszczypywał moje ciało, a ja piszczałem i przytulałem się do niego bardziej. To nie bolało, a wręcz jeszcze bardziej podniecało.
   - Nie rób tak! - jęknąłem, ale nie uciekłem przed jego dłonią - Będę mieć wszędzie ślady!  
   Czułem, że próbuje zdjąć ze mnie bieliznę, więc uniosłem tyłek i pomogłem mu w tym. Przekręcił mnie tak, że leżałem teraz na brzuchu. Moja głowa zaraz eksploduje! 
   Podniósł moje biodra, dając znak, abym się wypiął. Zrobiłem jak chciał. Przyjemnie było czuć chłód pościeli na policzku. Alkohol w moim stanie nie wróży nic dobrego, jeżeli będzie chciał mnie znów poczęstować, muszę odmówić! 
   Słyszałem, że czegoś szuka. Wcześniej wstał z łóżka, ale ja zbyt wolno się orientowałem. Szybko wrócił i pocałował mnie w pośladek, potem ugryzł tak, że miałem ochotę zwiać. Dźwięk otwieranego opakowania. Przełknąłem ślinę i uderzyłem się sam w głowę ręką, tak na trzeźwość umysłu. Nie mógł tego widzieć, a teraz muszę na prawdę dobrze grać. 
   Posmarował moje wejście tym zimnym płynem. Jeszcze bardziej mu się wypiąłem, co mu się chyba spodobało. Pierwszy palec. Przez chwilę ścisnąłem mięśnie, ale szybko się opamiętałem i poluźniłem. Włożył całego i czekał, aż się przyzwyczaję, a w tym czasie całował moje plecy i bawił się sutkami. Gdy zacząłem lekko poruszać tyłkiem, on zaczął robić swoje.
   Czekałem aż dołoży drugi palec, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego obrócił mnie na plecy i usłyszałem jak zdejmuje spodnie. Chwilę potem oślepiło mnie delikatne światło lampki nocnej.
   - Chcę cię wiedzieć - oznajmił, a ja wiedziałem, że teraz będzie to wszystko o wiele trudniejsze.
   Wrócił do mnie i znów namiętnie mnie pocałował. Wcześniej nie spojrzałem nawet na jego sprzęt, więc nie wiedziałem co mnie czeka.
   Aron położył sobie moje nogi na swoich ramionach. Wziąłem kilka głębszych wdechów i ścisnąłem dłonie na prześcieradle, gdy tylko zaczął we mnie wchodzić. Był sporych rozmiarów, albo zbyt krótko mnie rozciągał.
   - W porządku? - spytał, ale ja wcale nie odpowiedziałem, więc czekał.
   Poruszał moim penisem w górę i w dół, podrażniajac żołądź, w międzyczasie wchodził we mnie coraz głębiej. Stękałem. Naprawdę bolało, a przecież miałem podniecić go do granic możliwości.
   - Jesteś okropnie wielki! - wystękałem z bólu, aż ścisnąłem sobie twarz dłońmi. 
   - Umiesz czerpać przyjemność z seksu z facetem, tak? - spytał dziwnie i nie wiem o co mu chodziło. Zawstydził mnie tylko jeszcze tym swoim wzrokiem.
   - Przecież jestem gejem! Sam sobie odpowiedz - ryknąłem na niego wściekły. 
   - Wytrzymaj i nie ściskaj mięśni.
   Wtedy zaczął mnie dosłownie pieprzyć. Zacząłem wrzeszczeć, bo miałem wrażenie, że zaraz mnie rozerwie. Miałem już gdzieś to wszystko i chciałem się od niego uwolnić. Wymyślę inny plan!
   - Zostaw mnie ty debilu! - darłem się, ale on zakrył mi buzię dłonią.
   Zacząłem płakać. Nie dam rady uwolnić się od tego goryla! Mówił prawdę, gdy gadał, że wcale nie różni się od nich! Wszyscy są siebie warci! 
   Nagle przestał, ale nie wyszedł ze mnie. Dyszałem jak cholera i chciałem znów się od niego uwolnić. Przecież jeszcze nie doszedł!
   - Już dobrze - szepnął niczym do małego dziecka i zlizał moje łzy - Uspokój się tylko i nie stawiaj oporu.
   - Nie chcę już! - wrzasnąłem jak tylko zabrał dłoń z mojej twarzy - To boli!
   - Zaraz nie będzie, tylko współpracuj, ok?
   Pochwycił mój wzrok. Zawstydzał mnie, a zanim zdążyłem o czymś innym pomyśleć, to znów przyssał się do mojej szyi i łaskotał po bokach. Potem znów całował i gryzł moje usta. 
   Uspokoiłem się trochę, ale wciąż siedział we mnie. Podniosłem biodra, żeby wyszedł i prawie mi się udało, gdyby nie wepchnął znów. 
   Jęknąłem, ale nie z bólu, a z słabej przyjemności. Aron się tylko na to uśmiechnął, a ja spaliłem buraka. 
   - I co? Lepiej? - spytał liżąc mnie po uchu.
   Zszedł ze mnie i wstał. Cała fala ekstazy wciąż we mnie siedziała. Odwracałem co chwilę głowę, bo zwyczajnie się wstydziłem. Podał mi znów wódkę, tylko tym razem butelkę, nie kieliszek.
   - Dwa łyki - pokazał na palcach i znów wzrokiem badał moje ciało.
   Podniosłem się do siadu i przytknąłem butelkę do ust. Przechylając głowę do tyłu wypiłem trzy małe łyki. Sam wziął butelkę i ją odstawił.
   - To jak, gotowy na dalszą część? - spytał kładąc się wygodnie na łóżku - Może chcesz sam nadać tempa?
   Przygryzłem dolną wargę i zgrabnym ruchem znalazłem się na nim. Drapałem paznokciami jego tors i poruszałem tyłkiem. Chciałem żeby sam wszedł bez pomocy dłońmi, a on się aż palił żeby to przyspieszyć, ale mu zabroniłem.
   - To moja zabawa! - powiedziałem patrząc w jego palący wzrok i pocałowałem w usta.
   Trzeba to zakończyć najlepiej jak potrafię! 
   Wyprostowałem się jak struna i odrzuciłem włosy do tyłu. Wyeksponowałem mu się i wtedy powiedział mi, że jestem piękny. Czułem jego twardego i dużego penisa, który próbował się wbić w moją dziurkę i po długich staraniach w końcu się udało.
   Aron westchnął i włożył sobie ręce pod głowę. Wpatrywał się we mnie i pożerał wzrokiem. No tak, w końcu to ja miałem nadać tempa. 
   Pozwoliłem, żeby wszedł cały. Nie bolało, a chciałem znów poczuć tą samą przyjemność co wtedy. Przynajmniej będzie łatwiej grać. Zacząłem unosić się do góry i opuszczać. Patrzyłem w tym czasie na Aron'a i wytrzymywałem jego wzrok. Moje ruchy były bardzo leniwe, więc uprzednio mówiąc do mnie na "kochanie" poprosił o przyspieszenie.
   Długo nie wytrzymał i zaczął sam się we mnie wbijać, jak tylko się unosiłem . To wywołało falę jęków z mojej strony. Nie potrafiłem się zamknąć, a to wszystko zapewne było przez tą wódkę. Miałem udawać, a wcale nie musiałem, to było mega przyjemne do takiego stopnia, że musiał zmienić pozycję, bo o mało z niego nie spadałem. Wstał trzymając mnie w ramionach, nie wyszedł ze mnie, a ja trzymałem się go niczym małpka drzewa. Oparł mnie o ścianę i wolnymi ruchami wchodził we mnie i wychodził i tak bez końca.
   - Dobrze ci? - spytał, ale musiał nacieszyć się odpowiedzią w formie westchnień.
   Było fenomenalnie. Rozpływałem się i prawie zasypiałem na jego ramieniu z przyjemności. Sądzę, że gdyby nie to picie to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. W końcu spojrzałem na niego podnieconym wzrokiem i zrobiłem smutną minę.
   - Chcę szybciej Aron!
   Rzucił mnie na łóżko i zaczął poruszać się niczym dziki zwierz. Trafiał tak idealnie, że z moich ust wydobywała się fala jęków. 
   Była i chwila smutku. Zamknąłem oczy i pojawiły się te dwie osoby. 
   Nie teraz do cholery! Nie mogę o tym myśleć!
   Minęło dużo czasu zanim doszedł. Był wytrzymały jak cholera. Ta pozycja była naszą ostatnią, a po pokoju rozchodził się odgłos naszych niespokojnych oddechów. Aron chciał żebym i ja doszedł, więc zaczął poruszać moim penisem i już nachylał się nade mną, żeby pewnie mnie podjarać. 
   Uwolniłem się z jego objęć i uciekłem pod kołdrę, po czym zamknąłem oczy. 
   - Zmęczony? - spytał uwodzicielskim głosem i odgarnął mi włos z czoła. 
   Pokiwałem twierdząco głową. Aron również wszedł pod kołdrę i przyciągnął mnie do siebie. Postanowił jeszcze trochę się pobawić i włożył we mnie dwa palce. Wymusiłem cichy jęk. Położyłem głowę na jego ramieniu i rozłożyłem szerzej nogi. Nie mogłem mu przecież odmówić, już za daleko zaszedłem. 
   Wszystko robił tak delikatnie, że na prawdę byłem w stanie zasnąć. Mruczałem sobie pod nosem, aż w końcu zacząłem głęboko oddychać, żeby myślał iż śpię. Nie pozwolił mi jednak na to, bo szybkim ruchem położył mnie na sobie, jak i znów jego penis znalazł się we mnie. Boże człowieku, serio?!
   - Aron! - pisnąłem zmęczonym głosem i spojrzałem na niego obrażony.
   - Śpij - powiedział, po czym przycisnął sobie moją głowę do klatki piersiowej. Teraz to się domyśliłem, że po prostu chciał tak zasnąć.

   ***

   - Przesiadywanie w tym mieszkaniu nic ci nie da - szepnął łagodnie i usiadł obok niego.
   Denis nie chciał w tej chwili jego towarzystwa. Chciał być sam właśnie tutaj, w tym mieszkaniu, gdzie miało być wszystko dobrze.
   - Zostaw mnie tutaj - odparł z zamkniętymi oczyma - Chcę być sam.
   Kamera nie zarejestrowała widoku dwóch mężczyzn wychodzących z marketu. Denis był pewny, że wyszli jakoś przed nim. A może nie?
   - Nie ma mowy. Ewentualnie możemy posiedzieć tu obaj, chociaż powinieneś wiedzieć, że w domu Jack'a jest bezpieczniej.
   - Chciałbym być tam z nim - powiedział smutno - Żeby nie był sam...
   - Sądzę, że on by tego nie chciał. Mamy Cię chronić rozumiesz? Denis, lepiej żeby nic głupiego nie wpadło Ci do głowy!
    Chłopak nie odpowiedział mu, tylko opuścił głowę. Był załamany sytuacją w sklepie jak i brakiem postępów w śledztwie. Przytłaczał go również jego wewnętrzny spokój, a niemal nie krzyknął ze strachu, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
   - Kto to? - spytał patrząc na Shin'a, a on tylko wzruszył ramionami. 
   Poszedł za nim na korytarz. Shin spojrzał przez wizjer i ujrzał znajomą twarz, zapewnienie sąsiada, który podał wtedy torbę. Bez strachu otworzył drzwi pytając o co chodzi.
   - Właściciel zostawił wiadomość - wskazał palcem na skrzynkę do której była przyczepiona karteczka.
   - Fakt, nie zauważyliśmy... - odezwał się.
   - Poza kontrolą piecyków nic ciekawego się nie działo. Był trochę wkurzony, że nikogo nie zastał i powiedział, że jak w zimę będzie coś się działo, to będziecie naprawiać na swój koszt.
   - Frajer! Mógł chociaż poinformować, że będą jakieś kontrole! - krzyknął Denis z kuchni.
   To oznaczało, że nie ma żadnych problemów ze słuchem. Wszedł do kuchni w zamiarze wypicia szklanki wody, bo zaczęło mu się kręcić delikatnie w głowie. Uniósł metalowy kubek w którym zobaczył swoje odbicie i nagle stracił kontrole nad swoim ciałem. Runął na podłogę zwalając przy tym parę rzeczy z szafki i stracił przytomność.
   Shin słysząc hałas natychmiast pobiegł do kuchni. Przeraził się tego co zobaczył. Wcześniej nie zdarzało mu się mdleć.
   - Denis? Słyszysz mnie? - spytał spokojnie i delikatnie szarpnął jego ciałem.
   Cisza. Zaczynał panikować. Od razu zapomniał kursu pierwszej pomocy, ale przynajmniej sprawdził oddech, który był stabilny. Niepokoił się, że mógł mocno uderzyć głową o kafelki. Podłożył coś płaskiego i miękkiego pod jego głowę i przy tej czynności wyczuł zaschniętą krew. Czy to od tamtego upadku? Czy on się w ogóle czesze, że tego nie zauważył? Czy jest tak nieodpowiedzialny i nic nie powiedział?
   Pogotowie! Musi zadzwonić po pogotowie! Już miał w ręce telefon, gdy uslyszał jego.
   - To pewnie reset - powiedział spokojnie sąsiad opierając się o futrynę w drzwiach.
   - Ma ranę na głowie. To musi być od tamtego upadku ze schodów.
   - Pogotowie przyjedzie za pół godziny, O tej godzinie są mega korki.
   - Sugerujesz coś? - spytał unosząc jedną brew, ale on nie mógł tego zauważyć.
   - Lepiej zawieźć go autem.
   Shin już miał zamiar podnosić Denisa, wtedy wtrącił się on i zaproponował, że zniesie go na dół, a w tym czasie Shin zamknie mieszkanie i podjedzie autem pod drzwi. Zgodził się.
   W ogóle nie przyszło mu na myśl, że nie powinien zostawiać Denisa pod opieką tamtego gościa, chociażby chwilową. Powinien być przecież bardziej ostrożny? Ale tak strasznie bał się powtórki sprzed kilku miesięcy. Boże! Byle żeby się obudził!
   - No dalej! - wrzasnął na samochód, który nie chciał właśnie odpalić. Czuł, że to wszystko ma jakieś ukryte znaczenie.
   Sąsiad właśnie wychodził przez drzwi od bloku. Ściągnął ich jeszcze wtedy na schodach. Przewrócił jeszcze raz kluczyk i nic. 
   - Nie odpali! -  krzyknął wychodząc z auta - Nie mam pojęcia co jest.
   - Wyciąg moje kluczyki z lewej kieszeni - powiedział bez zastanowienia i nadal trzymał na rękach Denisa.
   Shin zrobił to szybko i sprawnie. Otworzył jego auto, a on na tylnym siedzeniu położył delikatnie chłopaka, uważając przy tym na głowę. 
                                                                             ***

   Wzdrygnąłem się przez sen. Otworzyłem oczy i zauważyłem, że wciąż leżę na Aron'ie. Strasznie ścierpłem od niewygodnej pozycji. Śnił mi się koszmar, czy może się przestraszyłem? Ale czego?
   Zaraz potem poruszyłem się i poczułem, że on jest jeszcze w moim wnętrzu. Syknąłem z bólu i natychmiast uwolniłem się z jego objęć. Spojrzałem na niego i on również nie spał. Patrzył jakimś dziwnym wzrokiem.
   - Co? - spytałem ściągając brwi.
   - Nic.
   Matko święta Jezu Chryste, byłem nagi i nie chciałem wychodzić spod pierzyny. Nie za bardzo chciałem również przypominać sobie minioną noc.
   - Jak się czujesz? - spytał nie odrywając ode mnie wzroku. Znów się peszyłem.
   - Musisz odpowiedzieć sobie sam na to pytanie.
   Nie miałem ochoty odgrywać teraz mojej roli, więc niech w ogóle na nic nie liczy.
   - Gdyby nie ta wódka... - zaczął i dziwnie westchnął. To było do niego nie podobne.
   - To byś tu nie przyszedł - dokończyłem jego złotą myśl - Musisz częściej pić.
   Nie odpowiedział na to pytanie tylko wstał i poszedł do łazienki. Słyszałem jak nalewa wodę do wanny. Ja w tym czasie założyłem gatki i bluzkę i od razu pomyślałem o telefonie Aron'a. Gdzie go może mieć? Po chwili jednak on wyszedł i wziął mnie na ręce. 
   - Chyba nie sądziłeś, że zostaniesz sam w pokoju? - spytał przekraczając próg łazienki, a ja przewróciłem oczami.
   - Nie będę się z tobą kąpać.
   - To posiedzisz na sedesie.
   Postawił mnie na podłodze, a ja usiadłem na szafce obok umywalki. Czekałem do tego czasu, aż jaśnie pan się wykąpie. W tym czasie nawet rozmyślałem plan przypierdolenia mu czymś w łeb, ale to wiązało się zbyt dużym ryzykiem. Nawet jakbym opuścił ten pokój, to ktoś złapałby mnie na dole.
   - Wychodzisz?! - wrzasnąłem, gdy był już ubrany i wiązał buty - Jezu! Na pewno ktoś tu przyjdzie!
   - To oczywiste, ze nie będę tu siedzieć cały czas - odparł znów tym swoim służbowym tonem, a mi zrobiło się słabo. Czyżbym znów stanął w miejscu, a ten seks był nic nie znaczącym numerkiem dla niego? Kurwa!
   - Jesteś podły! Znów zostawiasz mnie jako przynętę! 
   Mogłem się żalić ile chciałem, to i tak na niego nie działało. Wyszedł bardzo szybko, a ja z nadzieją rozglądałem się czy nie zostawił telefonu. Nic nie zostało. Ze złością poszedłem zmyć z siebie brud z tej okropnej nocy.

                                                                      ***

   - Macie się go pozbyć - rozkazał boss i akurat zaciągnął się papierosem - Za dużo widział, zna wasze mordy na pamięć.
   Thomas i jeszcze inny typ, którego nie znałem stali obok niego. Ja przestraszony ściskałem pościel z całych sił i nie chciałem znać znaczenia wypowiedzianych słów. 
   - Tylko po cichu - uśmiechnął się, a następnie spojrzał na mnie.

5 komentarzy:

  1. Witam,
    witaj drogi autorze, postanowiłam napisać abyś się nie martwił... nie porzuciłam czytania, jedynie brak czasu sprawia, że no nie mam kiedy, a kiedy już jest ta chwilka to jedynie co myślę to o odpoczynku.... ale zabiorę się za czytanie tej serii (jak tylko czas mi na to pozwoli), cóż tak przeczuciłam wzrokiem i ach... tak mi żal Teamina to co się stało u niego...
    Dużo weny życzę Tobie i pisz dalej...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, dopiero wczoraj wpadłam na to opowiadanie i muszę przyznać, że to jedno z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam.
    Jest po prostu cudowne. Nie ma słodzenia, czego nie cierpię, a cała fabuła zachwyca.
    Mam nadzieję, że nie porzucisz tego cuda. <3
    Od wczoraj przeczytałam całość i nawet zarwałam nockę, bo nie mogłam zasnąć, viągle mając w głowie pytanie "Co dalej?!".
    Twoje opowiadanie jest naprawdę genialne i wciągające. Życzę powodzenia. :!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhh, prawda jest taka, że wchodzę w bloggera chcę pisać, napiszę dwa zdania i cisza, pustka. Czuję się jakbym pisał pierwsze rozdziały, z których nie jestem teraz zadowolony xd
      Nie przerwę pisania, na pewno zostanie dokończone, mam nadzieję, że będę w miarę z tego zadowolony, jednak mam wrażenie, że idzie mi kiepsko :// Po przerwie mam okropne trudności, żeby przelać moje myśli na "papier".
      ALE zostanie zakończone. NA PEWNO!

      Usuń
  3. Wiem co czujesz, ale nie staraj się pisać na siłę, bo nie wyjdzie ci to na lepsze. Niby będzie coś napisane, ale jeśli nie będziesz miał z tego saftysfakcji to twoja chęć do pisania bardzo szybko się ulotni.
    Nie zmuszaj się do pisania, pisz wtedy kiedy chcesz, kiedy masz pomysł, wene, czas. Nie wiem czy inni czytelnicy się ze mną zgodzą, ale MY poczekamy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    żadnych nagrań, Aaron czemu nie pomożesz masz rodzinę, żonę, syna... a ta końcówka...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń