niedziela, 22 grudnia 2019

Rozdział XXXI

   Rozdział XXXI

 Shin wolał nie ryzykować i podjął decyzję wzięcia wszystkich rzeczy z mieszkania. Gdy wszystko będzie dobrze, poszukają sobie nowego lokum, ale na pewno w innej dzielnicy. Ludzie Jack'a pomogli mu we wszystkim.
   Denis niemal przez cały dzień siedział na schodach ze łzami w oczach i mroził go lodowatym spojrzeniem, gdy tylko znalazł się w zasięgu jego wzroku. Nie chciał niczego zmieniać i zabierać, dopóki Taemin nie wróci!
   - Denis... - westchnął Shin spoglądając na niego i położył kolejne pudło w salonie - To nie jest kara.
   Zaczynało tam się robić ciasno, a powietrze stało się jeszcze cięższe.
   - Nie mów nic do mnie - wycedził przez zęby.
   Amnabel wyszła właśnie z sypialni i spojrzała krzywo na zagracony salon, a następnie na swojego syna. Shin wiedział, co chciała powiedzieć, więc on natychmiast  ją uciszył, mówiąc, że to ogarnie. Spojrzała również na Denis'a, sugerując, żeby on też jak najszybciej sprzątnął ten bałagan.
   Susan nadal była w tym domu i wyszła z kuchni wraz z gosposią. Amnabel szczerze ją unikała, i wyglądało to tak, jakby to Susan czuła się tutaj jak w domu, a ona jak intruz. Zaszywała się w sypialni na długie godziny, lub na spacery z córką.
   Kobieta podeszła do zmartwionego syna i ujęła jego twarz w dłonie, by następnie pocałować w sam czubek czoła. Posłała mu wymuszony zmęczony uśmiech. Westchnęła i odwróciła się w kierunku przyszłego zięcia.
   - Jesteś zmęczony Shin, odpocznij trochę.
   - Daje radę - odparł kłamiąc.
   - Pomożemy ci.
   Amnabel ulotniła się z pomieszczenia tak szybko, jak weszła tak i wyszła.
   Około czwartej nad ranem w domu Jack'a Martinez'a rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Ktoś bez przerwy dzwonił, co spowodowało na pewno obudzenie wszystkich mieszkańców. 
   Jack nie spał, był w swoim biurze. Wyszedł z niego uprzednio oglądając obraz z kamery przy drzwiach wejściowych, jednak ciemność nocy nie pozwoliła mu zobaczyć, kim była zakapturzona osoba, która nieustannie dusiła przycisk.
   - Tato... 
   Jack spojrzał w kierunku schodów, gdzie stał jego wystraszony syn. On trzymał w dłoni broń, co na pewno go wystraszyło. 
   - Nie otwieraj! - wyjąkał - Zadzwoń po kogoś, to niebezpieczne!
   Shin minął właśnie młodszego trzymając również przy sobie broń.
   - Denis idź na górę - rozkazał ojciec surowym głosem.
   Wtedy wszyscy zamarli.
   - Tato!!! - usłyszeli wszyscy głos wydobywający się z drugiej strony drzwi.
   Shin nie zdążył zejść na dół, zatrzymał się nie będąc pewny, czy usłyszał tak bliski mu głos.
   - Co jeśli to pułapka!? - spytał przerażony.
   - On tam jest! - wydusił z siebie Denis i natychmiast zbiegł na dół, ale zatrzymał go trzeźwo myślący Shin.
   - Denis, zaczekaj! To niebezpieczne! Co jeśli otworzymy drzwi, a oni go zastrzelą!?
   Nawet Susan stanęła na samej górze schodów z złożonymi przy piersi dłońmi.
   - Taemin, skarbie - zaczął głośniej mówić Jack - Czy coś ci teraz grozi?

                                                                       ***

   Słyszałem dźwięk przekręcanego górnego i dolnego zamka w drzwiach. Zanim otworzył drzwi, zdążyłem się jeszcze tylko odwrócić za siebie, jednak nie dostrzegłem już auta. Okolica wydawała się być cicha i spokojna, taka jaka zawsze była. Musiałem mieć strasznie opóźnioną orientację, bo nie zobaczyłem nawet twarzy ojca, a on natychmiast mnie uniósł i postawił dopiero w salonie.
   Wszystko wydawało się jednym wielkim snem. Nie byłem w stanie ustać na nogach, więc osunąłem się na ziemię. Krótko po tym Jack siedział na podłodze przytulając moje ciało do siebie. Płacząc mówił, jak bardzo mnie kocha, że jestem wszystkim, że przeprasza, że robił wszystko co w jego mocy. Dopiero później na schodach dostrzegłem Shin'a i Denis'a razem w objęciu. Wpatrywali się we mnie płacząc
   - Jak się tu znalazłeś!? - szepnął oszołomiony Jack, po czym w obie dłonie chwycił moją twarz.
   Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Jack podniósł mnie i położył na sofie.
   Usłyszałem specyficzny dźwięk zamykania się rolet zewnętrznych. Po chwili obok siebie miałem brata i Shin'a, oraz moją mamę.
   - Skarbie tu jesteś bezpieczny - usłyszałem szept Shin'a, który chwycił moją dłoń
   Flegmatycznie spojrzałem w jego oczy i wystraszony natychmiast odsunąłem się od niego. Potrząsnąłem chaotycznie głową. Nie wiedziałem, dlaczego tak zareagowałem.
   - Tae, to my - wyjąkał przejęty Denis - Jesteśmy tu.
   Miał całą twarz we łzach. Ostrożnie podszedł bliżej, Shin nie ruszył się z miejsca. Denis bał się mnie dotknąć, ja też się bałem. Strasznie się bałem, chociaż powinienem czuć się bezpiecznie.
   - Ochronię cię - powiedział pewnie, a ja widziałem w jego oczach, odbicie swoich - Słyszysz? Ochronię.
   Instynktownie spojrzałem na zamknięte frontowe drzwi. Nadal miałem na sobie czarną bluzę Arona, którą mi dał, wtuliłem się w nią bardziej, jakbym chciał się przed wszystkim ukryć.
   - Nie martw się kochanie, nikt tu nie wejdzie - usłyszałem Susan, która siedziała właśnie na podłodze.
   Pozwoliłem Denis'owi, żeby mnie przytulił. Cudownie było czuć jego zapach i widzieć, że jest bezpieczny.
   - Lekarz zaraz będzie - poinformował Jack, wpatrując się we mnie - Konieczny jest szpital.
   - Nie możemy teraz go tam zabrać! - podniósł głos Shin.
   Podczas gdy oni rozmawiali, ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Nieobecnym wzrokiem śledziłem sylwetki każdego z osobna. Chciałem im wszystko opowiedzieć, jednak psychicznie nie byłem na to gotowy. Chciałem opowiedzieć wszystko jednym tchem, wyżalić się, wydusić z siebie, aby nie być z tym sam, jednak nie mogłem. Moje ciało było tutaj, a umysł nie uwolnił się z tego więzienia. Bałem się, że sytuacja się powtórzy.
   Bolał mnie uścisk Denis'a, ale to przypominało mi o tym, gdzie się znajduje, było to moją przepustką do domu, do rzeczywistości.
   - Nie pozwolę, żeby opuścił dom! - krzyknął Denis, któremu całe ciało się trzęsło.
   Jack właśnie wykonywał telefon, żeby jego ludzie zjawili się na terytorium domu, aby mieć wszystko na oku. 
   - Taemin? - spytała zmartwiona nie widząc mojej reakcji.
   - Musi odpocząć - szepnął zdezorientowany Jack wpatrując się we mnie, a ja czułem, że nie wyduszę z siebie ani słowa - Nie możemy teraz od niego oczekiwać za wiele.
   Ojciec miał rację, nie miałem nawet siły o niczym pomyśleć, a co dopiero o tym opowiedzieć.
   W salonie rozłożono sofę, abym mógł tam wypocząć. Matka, perfekcyjna pani domu natychmiast przyszykowała pościele, nie wypowiadając ani słowa. Nie minęła nawet chwila, a czułem na sobie już puch miękkiej kołdry, a nie żadne ciała obcych mi osób...
   Ścisnąłem mocniej powieki i nierównomiernie wypuściłem powietrze. Gdy zamknąłem oczy, ich obraz był bardziej rzeczywisty. Poczułem jak ktoś ściska moją dłoń pod pierzyną.
   - Tutaj ci nic nie grozi - szepnął Shin, który usiadł z boku rozkładanej sofy, w oczach miał łzy - Kocham Cię, słyszysz? Nie wytrzymałbym, jakbyś nie wrócił...
   Pomimo, że każdy krzątał się, chcąc pomóc i załatwić wszystko, co w obecnej chwili było najważniejsze, to czułem, że wszyscy co kilka sekund spoglądali w moim kierunku, jakby bali się, że lada moment i zniknę.
   Spojrzałem w jego niebieskie oczy i tylko słabo się uśmiechnąłem. Wiem, że wszyscy się martwili, chcieli mnie przytulić, i oznajmić, jak dobrze, że wróciłem, ale ja nie byłem gotowy, aby jeszcze tego słuchać. Matka postawiła mi na stoliku kanapki i sok, nie wymuszając. Wiedziała, że jeżeli będę chciał to sięgnę po to.
   Lekarz, który przyjechał do domu miał tylko sprawdzić najważniejsze sprawy związane z moim zdrowiem. Gdy tylko się zjawił obejrzał mnie od stóp do głowy, dosłownie. Jack był przeciwny, abym został z nim sam na sam, więc podczas wykonywania bardziej intymnych spraw, po prostu się odwrócił i cierpliwie czekał. Jak przez mgłę pamiętam, jak pobierał krew i wszystkie inne wymazy, jakie uważał za konieczne. Robił również zdjęcia siniaków, ran, mojej stopy, bez jednego palca, pleców. Wszystko trwało bardzo długo, a ja prawie zasypiałem na siedząco. Czułem okropne zmęczenie, możliwe, że było spowodowane nadmiarem wydarzeń. Jedyne co zdążyłem zauważyć, że podłączał mi jeszcze kroplówkę i to, jak mówił, jak konieczny jest szpital i wyniki obdukcji.
   Nie wiem po ilu godzinach się obudziłem, ale gdy tylko otworzyłem oczy, dostrzegłem ciemność. Mój oddech przyspieszył, a co jeśli to był tylko sen? Dotknąłem lewej ręki na której powinien być wenflon, wciąż tam był. Gdy odwróciłem głowę w lewą stronę, dostrzegłem światło wydobywające się z biura ojca przez jakieś szczeliny. Zapaliłem lampkę przy sofie i zobaczyłem leżącego obok mnie Denisa. Przypomniały mi się znów czasy dzieciństwa.
   - Taemin? - usłyszałem swoje imię.
   Widziałem jak podpiera się na łokciach i patrzy smutnymi oczyma.
   Aron...
   Susan bezszelestnie wyszła z biura ojca, gdzie pewnie wszyscy dyskutowali. Widząc nas obu razem uśmiechnęła się. Nie spuszczała z nas oka, dopóki nie usiadła na rogu sofy i chwyciła Denisa i mnie za dłoń.
   - Tak bardzo was kocham - wyznała szeptem - Musimy wszyscy teraz razem przez to wszystko przejść i niedługo będzie jak dawniej - z jej oczu popłynęły łzy, a ja wiedziałem, że szybko to nie nastąpi.
   Spuściłem głowę. Nie wiedziałem dlaczego teraz w głowie szumiało mi obcymi akcentami i to okropne...
   Ryan.
   Wypuściłem głośno powietrze z ust. Kręciło mi się w głowie. Jack powiedział, że do prywatnego szpitala pojedziemy, gdy będzie już jasno, a ja wiem, że po prostu bał się jechać w nocy.
   Rano tak jak obiecał, tak wszystko zrobił. Jechaliśmy trzema autami, w eksporcie. Nie pamiętam trasy jaką jechaliśmy. Miałem niemal wykonane wszystkie badania po rezonans magnetyczny, usg, tomografię głowy, która nie wyszła ponoć za ciekawie. Jack nie odstępował mnie na krok, a reszta czekała na korytarzu szpitalnym. Denis wraz z matką został w domu z ludźmi Jack'a. Musiał już prędzej powiedzieć, o sytuacji, przez którą przeszedłem, bo nie zadawali niewygodnych pytań, a bardziej konsultowali się z ojcem, niż ze mną. Ja i tak miałem bardzo opóźnione myślenie.
   Wiedziałem, że nikt nie będzie mnie o nic pytać, bez psychologa i psychiatry. Tak na prawdę to nikt nie wiedział, co teraz dzieje się w mojej głowie, ja też. Wszystko wydawało się proste, żeby o tym opowiedzieć, ale czy jest to teraz możliwe? Moje ciało znajdowało się tutaj, ale umysł wciąż był w pokoju bez okien, z zakrwawioną pościelą. Zacisnąłem powieki z całych sił.
   - Skarbie otwórz oczy - szepnął ojciec dotykając mojej twarzy, nigdy tak do mnie nie mówił - Jesteś tutaj z nami, masz o tym wiedzieć, dobrze?
   Potwierdziłem głową i zobaczyłem, że on również ma podkrążone oczy. Wszyscy musieli bardzo długo rozmawiać o mnie w nocy.
   - Jedźmy już do domu - powiedziałem cicho gapiąc się w białe kafelki na podłodze.
   Jack wiedział o tym, że na pewno chcę jak najszybciej wrócić do domu, ale w świetle jego oczach badania były również ważne, wcale mu się nie dziwiłem.
    
                                                                          ***

     Był czwartek. Minął miesiąc odkąd pojawiłem się w domu. Momentami wydawało mi się, że czuje się lepiej, jednak na to wszystko było jeszcze za wcześnie. Bywały chwile, gdy mój umysł po prostu odciął się od tego co jest teraz, a moje myśli wracały tam. Nikt nie potrafił mi wtedy pomóc. Musiałem walczyć z tym sam. 
   Wszyscy starali się jak mogli. Wiedziałem, że najchętniej chcieli by wszystko wiedzieć od razu, ale nie mogłem wydusić z siebie wielu słów, opisujących tego co tam przeżyłem. Nikt nie naciskał, chcieli mi dać tyle czasu, ile potrzebuje. To było dla mnie bardzo ważne.
   Bodajże trzy dni po powrocie wciąż spałem w salonie. Jack zmieniał w tym czasie piętro domu, bo doskonale wiedział, że nie będę spać w łóżku, które Ilia dzieliła kiedyś z Shin'em, więc bez zastanowienia oddał je gdzieś, jak i większość rzeczy z tego pomieszczenia. Spytał mnie wtedy, jaki chciałabym kolor pokoju. Błękit wydawał się taki kojący.
   Tej samej nocy miałem koszmar. Pierwszy odkąd tutaj byłem. Wszystko było zbyt realistyczne. Na szczęście z tego transu obudził mnie Jack. Na jego twarzy widziałem zmartwienie. W przypływie ogromnych emocji, opowiedziałem mu zdarzenie z „Ryan'em". Pamiętam jak intensywnie wsłuchiwał się w moją niedokładną paplaninę, a z jego oczu popłynęły łzy. To był również pierwszy raz, kiedy opowiedziałem jakiekolwiek zdarzenie 
   - Nie dam Cię już nikomu skrzywdzić! – nadal szumiały mi w głowie jego słowa – Zabije każdego kto to zrobi! 
   Wiedziałem, że nie żartuje. Jack się wciąż bał, jak wszyscy i ja też. Jednak ja nie mogłem mu pomóc w znalezieniu ludzi odpowiedzialnych za to wszystko. Tamtego dnia położył się na łóżku obok mnie i nie odstąpił mnie na krok.
   Shin i Denis spędzali ze mną jak możliwie najwięcej czasu i niemal żaden z nich nie odstępował mnie na krok. Zdążyłem zauważyć, że ich relacje się zmieniły, chociaż nie rozmawialiśmy jeszcze ma żaden z tych tematów. Było mi ciężko wrócić do rzeczywistości, bojąc się, że gdy wyjdę z domu, to wszystko wróci. Próbowali znajdować mi delikatne zajęcia, żebym nie myślał i wiedział, że mam ich wszystkich tuż obok. Mój brat nawet zaproponował, że przefarbuje mi włosy, bo mam taki odrost, że niedługo będę wyglądać jak on. 
   Co do mojego stanu fizycznego wszystko było w miarę dobrym porządku prócz głowy, w której powstał spory krwiak. Lekarz powiedział, że operacja może nie być konieczna, gdyż może on się samoistnie wchłonąć, jednak gdyby sytuacja z obrażeniami głowy się powtórzyła, mogły pęknąć i wtedy nie byłoby mnie wśród żywych. Spytał wtedy jak były zadawane obrażenia. Domyśliłem się, że potrzebuje tej informacji do kartoteki, albo obdukcji. Jack wydawał się wtedy lekko wkurzony, bo nie odrywał od niego swojego laserowego spojrzenia. Odwróciłem się wtedy w kierunku ściany i jej dotknąłem, to mu wystarczyło. Stopa, a raczej rana po odciętym najmniejszym palcu nadal się goiła, a palec obok był lekko zniekształcony, ale cieszyłem się, że nie będą mi go amputować, bo tak na prawdę mało się nimi interesowałem, a nawet strach przed wszystkim mi na to nie pozwalał.
   Aron...
   Moje rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Shin uprzednio zaglądając przez wizjer, otworzył je, a w nich stanęła moja mama z jakąś blaszką w dłoniach. Szybko przywitała się z Shin'em i podeszła do mojego tymczasowego łóżka, a była nią sofa w pokoju gościnnym.
   - Część kochanie – szepnęła do mnie czule dotykając policzka – Jak się czujesz? Dzisiaj dzień w łóżku?
   Co prawda większość czasu spędzałem w łóżku. Niby na przeciwko mnie cały czas był włączony telewizor, ale nie potrafiłem skupić się na żadnym filmie. Jack stopniowo próbuje mnie zachęcić do robienia różnych czynności, Shin i Denis też.
   - Upiekłam ciasto marchewkowe – mówiła dalej, gdy nie odpowiedziałem – Uwielbiasz je, mam nadzieję, że będzie Ci smakować!
   - Mamusiu! – krzyczał mój brat z góry i zbiegał właśnie po schodach.
   Był ubrany w jakiś kombinezon, który pożyczył mu Shin, był co prawda za duży, ale on poradził sobie podwijając nogawki. Wraz z Shin’em malował pokój na górze. Wiem, że Jack specjalnie nie wynajął kogoś, bo myślał, że do nich dołączę i spędzimy dzień kreatywnie, jednak dziś, to był ten słaby dzień. Nie chciałem wychodzić z łóżka.
   Susan uściskała go, wcale nie przejmując się tym, że na jej ubraniu może zostać jakaś plama od farby. 
   - Co tam masz? – zapytał zaglądając.
   - Cześć – powiedział Jack, który opierał się właśnie o futrynę drzwi, oddzielających kuchnię i salon – Dzisiaj wolne?
   Mama z lekkim uśmiechem wytłumaczyła, że ma odbiór nadgodzin. Widocznie miała ich bardzo dużo, bo bywała tutaj bardzo często.
   - To śmierdzi marchewką – stwierdził Denis zatykając nos i spojrzał na mnie.
   Obaj wiedzieliśmy, że niezbyt lubimy te ciasto, za to kto inny, tak.

                                                               ***

   Wieczorem siedzieliśmy wszyscy przy stole na kolacji. Amnabel z córką, przebywała właśnie u swoich rodziców, przez co Susan zdecydowała się, że zostanie dłużej ze względu na Denis'a i mnie. Matka buszowała w kuchni i wraz z gosposią zrobiła istną ucztę. Wszystko wyglądało cudownie, jednak mi wciąż doskwierał brak apetytu. 
   - Został tylko sufit do przemalowania – westchnął spóźniony Shin i usiadł koło mnie.
   Spojrzałem na jego twarz, którą miał brudną od farby, a potem na brata.
   - Co? – zapytał wzruszając ramionami.
   - Twój brat Tae, nie ma zbyt dobrego cela.
   Postanowiłem nie robić przykrości mamie, bo wiem, że specjalnie dla mnie zrobiła nuggetsy z kurczaka, więc wziąłem dwa na talerz. Wysłała mi szczery uśmiech i wróciła do rozmowy z gosposią. Miło, że siedziała z nami przy stole, była jak rodzina.
   - Chcesz nam pomóc? – zapytał Shin i ostrożnie dotknął mojego kolana, aby wyrwać mnie z transu.
   Wszyscy obchodzili się ze mną jak z  jajkiem. Ostrożnie dotykali, bo miałem różne odruchy strachu. Mimo iż wiedziałem, że to Shin, spiąłem się. Odmówiłem, kręcąc głową. Wiedziałem, że Jack przysłuchuje się.
   - Zaraz pójdę zobaczyć, czy da się zamieszkać ten pokój, po waszym malowaniu – uśmiechnął się ojciec, a ja opuściłem głowę.
   - Może pojedziemy jutro do Ikeja, zobaczyć meble? – zaproponował ojciec.
   - Jack, jestem przed wypłatą – westchnął Shin – Na razie zadowolimy się tymi z pokoju tymczas....
   - Ale to ja was zapraszam na zakupy – sprostował.
   - Super! – wrzasnął Denis wstając – Ja też chcę nowe meble do mojego pokoju!  
   - Tae, ty też powinieneś się przejechać.
   Spojrzałem na ojca, tak jak i Shin. Musieli nie rozmawiać o tym wcześniej, bo wszyscy gapili się na niego wystraszeni.
   - Decyzja należy do ciebie synu. Nie zamierzam puścić was samych, a uważam, że taki wypad wszystkim dobrze zrobi – tłumaczył wpatrując się we mnie – Wiem, że się boisz, ale nie zrobiłbym nic, co mogłoby ponownie zagrażać twojemu życiu, rozumiesz? Od miesiąca jesteś w czterech ścianach, to nie więzienie. Zrobimy krok na przód. 
   - Jack... – szepnęła zdenerwowana Susan.
   - Spokojnie. Już dobrze przemyślałem to. Jeżeli Taemin będzie chciał wyjść gdziekolwiek, przy obecnym rozwoju sytuacji, to będzie przy nim zawsze Ben i Klaus, co do jutra, będzie wszystkich więcej.
   - Tae będzie miał prywatnych ochroniarzy? – spytał Denis żując chleb.
   - Ciebie też to dotyczy.
   - Tato, to zróbmy casting, byle kto nie będzie mnie wozić!
                                           
                                                                           ***

   Za oknami zaczęło robić się już ciemno. Denis wykąpał się i wpakował się do mojego łóżka.
   - Chodź zobaczyć, czy ci się podoba! Proszę!
   Nie potrafiłem mu odmówić. Poszedłem za nim na górę w piżamie i stanąłem przed drzwiami pokoju, w którym spała kiedyś Ilia z Shin'em. Mój brat otworzył drzwi. Shin kończył malować sufit na biało, a ściany miały kolor letniego bezchmurnego nieba. Na jednej ze ścian były napisane nasze imiona na biało. Nie były zbyt widoczne, jednak mi od razu rzuciły się w oczy.
   - Jest pięknie – powiedziałem wdychając woń farby.
   - Chcemy położyć też inne panele, aby w żadnym stopniu nie przypominał ci tamtego, co tu był – wyjaśnił Shin.
   Przypomniałem sobie zimowy ból, kiedy to Ivan wyrzucił mnie z domu i wybiłem okno, aby się tutaj dostać. Widok tamtego pokoju mnie zszokował.
   - Nie przypomina mi – wyznałem szczerze. 
   Denis podszedł do Shin’a od tyłu i jedną ręką objął go w pasie, a drugą pokazywał w ścianę, która będzie nas dzielić od niego.
   - Tutaj będzie szafa, a w szafie zrobimy przejście do mojego pokoju! – szepnął cicho, żebyśmy tylko my mogli to usłyszeć – To nie fair, wy będziecie mieć pokój razem! 
   - Będziesz tuż obok.
   Wpatrywałem się w nich i ich relacje, które się zmieniły. Dopiero później zorientowałem się, że na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze niedawno bardzo tego chciałem, aby zbliżyli się do siebie.
   - Pojedziesz jutro? – zapytał Shin.
   Sam nie wiedziałem co mam o wszystkim myśleć. Nie chciałem, żeby coś poszło nie tak. Oni wszyscy wciąż byli na wolności i stanowili zagrożenie dla mnie i brata, z niewiadomych, wciąż mi przyczyn. Bałem się, że mogę tam wrócić, jednak nie mogłem wciąż chować się w czterech ścianach. 
   - Nie wiem.
   Podszedłem do okna, aby je otworzyć. W pomieszczeniu panował zaduch. Na końcu ogrodzenia domu, dostrzegłem postać. Wpatrywała się w dom. Nie przestraszyłem się, bo wiedziałem, że nic z jej strony mi nie grozi.

                                                                         ***

   - Myślisz, że to dobry pomysł? – spytał Denis, kiedy Shin wszedł już do pokoju wykąpany. 
   - Nie, ale obecny stan też nie działa na niego zbyt dobrze – powiedział szczerze – Też się boję.
   - Nic nie mówi, o tym co przeszedł. Martwi mnie to, a rozmowy z psychiatrą nic nie dają.
   - On potrzebuje czasu.
   Shin westchnął i podszedł do łóżka. Odsunął jego potarganą grzywkę i pocałował w sam środek czoła. Następnie palcem chwycił jego podbródek tak, żeby znajdował się na tej samej wysokości co jego. 
   - Poradzimy sobie teraz ze wszystkim - zaczął przemawiać Shin pewnym tonem, a on przewrócił oczami.
   - Niby jak? - spytał ze zwykłą ciekawością w głosie, a Shin dotknął ustami jego ust mówiąc, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej.
   Shin nie przerywając pocałunków wszedł  na łóżko i uwiesił się nad jego ciałem. Nie miał zamiaru zastępować go Taemin'em, doskonale zdawał sobie sprawę, że całuje teraz jego brata, którego tak bardzo kochał. Przez chwilę nawet zastanowił się, czy byłby szczęśliwy widząc ich teraz razem? Przecież zawsze chciał, aby ich wspólne relacje były jak najlepsze. Nawet nie zauważył kiedy Denis stał się bardziej śmielszy, może po prostu zaczął mu ufać? Nie chciał tego przerywać, więc obsypywał nadal go pocałunkami, a on pozwalał mu na to i odchylił głowę do tyłu. Odsunął delikatnie kawałek jego bluzki i całował jego obojczyki. Widział jak z zadowolenia przygryza dolną wargę i za nic w świecie nie chce wydać z siebie nawet najmniejszego pisku. Wiedział, że w pewnym stopniu się go wstydzi. 
   - Denis? - spytał uwodzicielsko, po czym włożył dłonie pod jego koszulkę. Nie zdążył dotknąć tego sutków, a one już zrobiły się twarde - Denis... - powtórzył, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. 
   W tej chwili młodszy głęboko ziewnął i przeciągnął się na łóżku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak ten normalny gest zadziałał na Shin'a.
   - Nie możesz mnie tak dotykać - powiedział poważnie podpierając się łokciami na łóżku. 
   - Nie chcesz? - spytał lekko zbity z tropu, nie końca wiedział o co mu chodzi.
   Przecież w życiu nie zrobiłby nic, czego Denis by nie chciał
   - Przepraszam, jeżeli zrobiłem coś, co mogłoby się tobie nie spodobać. Najwidoczniej źle coś spostrzegłem.
   Jeszcze tego mu brakowało. Przecież doskonale widział, że on ma ochotę na więcej i po prostu przestał. 
   - Nie o to chodzi głupku! - pisnął, po czym z łatwością usiadł na łóżku krzyżując nogi - Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co by się stało, gdyby tata się dowiedział. 
   Musiał przyznać mu rację i zwyczajnie to zrobił. Zachowywał trzeźwy umysł, za to Shin chciał przez chwilę poczuć się bez problemów. Wydawało się, że Denis również chciał na chwilę oderwać się od wszystkiego, jednak był zbyt ostrożny. Przecież wciąż przebywali w domu Jack'a.
   - Wystraszyłeś mnie - powiedział wzdychając - Gdybyś powiedział Taemin'owi, że zmusiłem cię do czegoś, czego nie chciałeś, byłbym skończony, wiesz o tym? - spytał patrząc prosto w jego oczy.
   - Myślałem o tym, gdy jeszcze nie wiedział o moim uczuciu - powiedział ze spuszczoną głową - Wiem, że to złe, że w ogóle mogło mi to przyjść do głowy, ale ostatecznie nic bym nie zrobił. Jestem zbyt miękki, miałbym poczucie winy, to byłoby niesprawiedliwe. Mam za dobre serce. Wiesz jakie to uczucie spać w jednym łóżku z osobą, którą się kocha? I tylko spać, nic więcej? Patrzyłem na niego jak śpi, płakałem gdy on płakał, gdy przestawał brać narkotyki. Najgorsze jest to, że przez całe życie nie zdawałem sobie sprawy, że kocham go inaczej. Wtedy nie chciałem w to uwierzyć, ale wiadomość, że się wyprowadzacie, że mnie zostawi dobiła mnie i uświadomiła wszystko.
   - Nie dogadywaliście się jako dzieci - stwierdził Shin, co było prawdą.
   - Tak, ale to uwalniało się stopniowo. Myślę, że jako dziecko kochałem go zwyczajnie jak brata, gdy dorastałem to wszystko wychodziło na światło dzienne. Nienawidził mnie, a ja próbowałem w jakiś sposób do niego dotrzeć, ale zawsze powtarzał, że jestem maminsynkiem i mięczakiem. Próbowałem nawet spotykać się z jedną dziewczyną, kosztowało mnie to bardzo wiele nerwów, co uświadomiło mi, że kocham własnego brata i to jeszcze bliźniaka.
   Denis wstał i otworzył okno. Usiadł na parapecie i przyciągnął kolana pod brodę. Myślał, zbyt intensywnie myślał, co niepokoiło niebieskookiego.
   - Nie musimy i tym rozmawiać, to przeszłość. Ten rozdział mamy za sobą, nie warto tego rozdrapywać, mamy ważniejsze sprawy.
   Shin westchnął widząc, że wcale nie przestał i podszedł do niego. Denis obudził się ze swoich rozmyślań, gdy ten tracił swoim nosem, jego nos.
   - Shin! - jęknął zmęczony - Proszę, nie możesz tak bezpośrednio podchodzić do mnie. To ryzykowne. Uwierz chciałbym teraz wiele, ale pomyśl co by było, gdyby tata się dowiedział, a twoja matka dostałaby chyba napadu histerii... 
   - Nie chcę o tym myśleć - powiedział muskając lekko jego usta. 
   - Tak się może stać. Nie wytrzymam tego wszystkiego i jeszcze presji twojej matki na mnie. Nie mam pojęcia jak zareagowałby tata, może w moim kierunku serio zastosowałby terapię!
   Denis pocałował Shin'a ostatni raz, po czym zszedł z parapetu. Był smutny.
   - Powinieneś spać na dole, albo w byłym pokoju tymczasowym, który należał do Tae. 
   - Denis skarbie, cholera nie bój się! - powiedział chwytając jego rękę - Nie sądzisz, że teraz wyglądałoby to źle? Myślę, że przez to Jack zacząłby się o Ciebie martwić. Ufa mi i wie, że przy mnie ci nic nie grozi, a teraz jakby zauważył, że nie jesteśmy razem w pokoju pomyślałby, że coś się stało. Nie rób tego, to wzbudzi właśnie jego czujność, nie pokazuj mu tego! 
   Denis westchnął i zagryzł dolną wargę. Wahał się, jednak po chwili namysłu stwierdził, że Shin ma rację. Był na siebie zły, że mógł podjąć zbyt pochopną decyzje. Niedługo Shin i Tae znów będą mieć pokój razem.
   W nocy natomiast znów płakał, na drugim końcu łóżka, z dala od niego. Nie pociągał nawet nosem, by w razie czego nie obudzić Shin'a, który i tak nie spał. Starszy po około trzydziestu minutach miał dosyć i przysunął się w jego kierunku, przytulając od tyłu. Wytarł jego mokry policzek skrawkiem pościeli, nie miał nic innego pod ręką. W ciemnościach nie mógł dostrzec jego twarzy. Światło lampy nie docierało do pokoju po zasłonięciu rolet zewnętrznych.  Zgadywał, że musi być coś koło trzeciej w nocy.
   - Spróbuj zasnąć - szepnął cicho Shin, głaskając jego głowę - Wiesz, że rano musimy trzeźwo myśleć. 
   - Próbuje - powiedział przez zatkany nos - Przepraszam, że ciebie budzę, ale chciałbym, żeby było jak dawniej.
   Denis spróbował się odsunąć, ale Shin bardziej przyciągnął go do siebie.
   - Nikt tutaj nie wejdzie, Jack nie ryzykowałby tym, aby ciebie budzić, gdy wie, że źle sypiasz - powiedział całując jak zawsze jego czoło.
   Czuł spięcie jego ciała w swoich ramionach, ale on nie powiedział ani słowa, aby się odsunął. Pachniał tak niesamowicie, że Shin zapomniał przez moment o wszystkim i wtopił nos w jego włosy. Był w takim amoku, że nie czuł zimnej i drobnej dłoni, która jeździła mu po torsie, aby mu ułatwić Shin ściągnął koszulkę.
   Denis nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek leżał tak w jego objęciach. Czuł się bezpiecznie i chwila słabości odeszła gdzieś, chociaż na chwilę, na sekundę, ale zdawał sobie sprawę, że niedługo znów powróci. Wierzył w słowa, że nikt tutaj nie wejdzie. Potrzebował tylko przez chwilę bliskości. Chciałby, żeby Tae, też tutaj był.
   Pocałunek był jednym z najwolniejszych, które młodszy lubił. Shin w tym czasie również badał jego ciało, jednak jego ruchy były o wile śmielsze, doskonale wiedział, gdzie uderzać, żeby ten delikatnie podskoczył, czy wydał delikatny pomruk. Po chwili zawisł nad nim niczego nie przerywając i zawarł jego koszulkę do góry. Wziął w palce dwa twarde już sutki i zaczął się nimi bawić. Ściskał, podszczypywał, masował, a Denis nie zabraniał mu niczego. 
   Jeszcze kilka miesięcy temu w życiu nie powiedziałby, że będą tworzyć taki skomplikowany związek. Najważniejsze jednak, że potrafili siebie wszyscy wzajemnie zaakceptować , było to na swój sposób wyjątkowe. Oby Tae szybko wrócił do siebie.
   - Nie chcę uprawiać z tobą seksu Shin - szepnął patrząc w sufit, którego nie widział - Chce, ale coś mnie hamuje.
   Shin zrezygnował z dalszych pieszczot, po czym położył się obok niego i jak zawsze pocałował w czoło. Rozumiał.