środa, 2 marca 2016

Rozdział XXIV

   Ojciec powiedział, że około dziewiętnastej zawoła nas wszystkich na dół, na rozmowę. Nie dowiedziałem się jednak nic na temat tego, co panicz chciał powiedzieć ojcu. Byłem ciekawy, ale nie chciałem być nachalny i go wypytywać. Denis krótko po tym pojawił się w domu, bez Iwo, ale za to, od niego miałem kilka nie odebranych połączeń. Zadzwoniłem i wszystko mu wyjaśniłem. Matka natomiast dowiedziała się wszystkiego dzięki bratu. 
   Potem nie miałem nic innego do roboty. Dopadała mnie panika przez debatą. Ta rozmowa miała rozwiązać wszystko. Mam nadzieję, że rozwiąże się korzystnie dla mnie.
   - Usiądź na dupie, to nic nie da - powiedział Denis i śledził mnie wzrokiem.
   - Kiedy ja się denerwuje...
   - Też bym się denerwował, no ale sprawa i tak już zamknięta skoro Shin kocha Ciebie.
   - I tak się boję...
   - Znaleźliście w razie czego mieszkanie?
   - Jeszcze nie...
   - Bo ogólnie to chciałem jeszcze Ci się coś zapytać - zaczął się peszyć i odwrócił wzrok.
    Przerwano nam jednak tą rozmowę, bo zjawił się ojciec i poprosił mnie na dół, potem poszedł do pokoju obok. Na parterze byłem pierwszy i pierwszy usiadłem do stołu, potem dołączył Shin, który usiadł obok mnie i Ilia, następnie Jack poszedł po Amnabel. W końcu byliśmy już tam wszyscy w piątkę. 
   - No co się dzieje? - spytała pierwsza matka Shin'a i jak nigdy nic chwyciła jakiś katalog.
   - Shin chciał wam coś powiedzieć - zaczął ojciec.
   - Co takiego? 
   Shin chwycił moją rękę pod stołem, nie uszło to uwadze Ilii. Zmarszczyła czoło i zaczęła się intensywnie we mnie wpatrywać.
   - Co to ma być? - spytała spokojnie i wstała.
   - Mamo - zwrócił się bezpośrednio do niej - Żadnego ślubu nie będzie, więc...
   - Nie chcę nawet o tym słyszeć! - wydarła się.
   - Zobacz właśnie jak sama decydujesz wszystko za mnie. Nie będzie, już to powiedziałem i nie chcę się powtarzać.
   - Nie mów mi, że to wszystko przez niego! - spojrzała teraz groźnym wzrokiem na mnie - Wiedziałam, że będą przez to same problemy. Taemin wróci niedługo do swojej matki i będzie wszystko po staremu, znów coś ci strzeliło do głowy.
   - Kochanie....
   - Nie teraz Jack! To sprawa między mną, a moim synem! Nie pozwolę ci jej zostawić, macie razem dziecko, czy Ty tego nie widzisz?!
   - Sugerujesz, że o nim zapomniałem? Będę chciał się z nim normalnie widywać, nie chcę uciec od tego obowiązku!
   - Nie zgadzam się na to! 
   - To ja kieruje swoim życiem!
   - Chcesz mnie zostawić dla takiego czegoś?! - krzyknęła Ilia i chyba ze złości chciała do mnie podejść.
   - Łapy przy sobie prostaczko, bo robotem poszczuje! 
   Shin wstał i przeciął jej drogę, a ona zaczęła go okładać pięściami, co mało skutkowało.
   - Chcesz mnie zostawić do faceta?! Przecież on jest chłopakiem!!
   - No i co z tego?
   - Jack, do cholery! Nie masz nic do powiedzenia!? Tylko nie mów mi, że od samego początku o tym wiedziałeś?!
   - Dowiedziałem się w połowie - westchnął i oparł się wygodnie na krześle - Ciągnęli by te kłamstwo jeszcze pewnie przez kilka dni.
   - Nie obchodzi mnie to, czy ty tolerujesz gejostwo u Taemina! Ja u Shin'a tego nie zaakceptuje! 
   - Mam nie akceptować, bo większość nienawidzi homoseksualistów? - spytał spokojnie - Gdybym próbował go bezsensowne leczyć, bo niektórzy twierdzą, że to się leczy, to stracił bym syna.
   - Nie no, po prostu nie wierzę... 
   Zadzwonił dzwonek do drzwi.
   - Otworzę! - wydarł się zadowolony Denis. Siedział w kuchni i to było do niego podobne, że podsłuchiwał. Trwała nieskazitelna cisza do tego czasu, aż mój brat nie wprowadził krówki na korytarz oraz Sylvii, przez otwarte drzwi do pokoju gościnnego można było ich zauważyć. Przywitał się i podszedł do Jack'a. Uścisnął jego dłoń i podziękował za całą szpitalną opiekę, potem przeprosił za ten kłopot i powiedział, że ma u niego ogromny dług.
   - To my idziemy na górę - powiedziałem i chwyciłem krówkę za nadgarstek następnie ciągnąłem go na górę - A wy dokończcie rozmowę.
   - Ale to ja ich zaprosiłem! - wydarł się Denis i tupnął nogą - Mieliśmy grać na konsoli!
   - Masz jakieś ciastka? - spytała Sylvia z uśmiechem. 
  Zaprowadziłem Iwo do pokoju Denisa. Zamknąłem za sobą drzwi i dopiero wtedy zacząłem się zastanawiać jaki był mój cel w tym. Krówka usiadł na łóżku, a mój robot od razu do niego podbiegł.
   - Wypuścili Cię już? - spytałem i usiadłem na obrotowym krześle.
   - Jutro mam wypis, a Ty co? 
   - Nie moja wina, że się na niego natknąłem... - dobrze wiedziałem, że chodziło mu o Axela - Muszę bardziej uważać.
   - Ale tak nie może być! 
   - Iwo, jedyne co mogę obecnie zrobić to nosić ze sobą gaz, albo iść na lekcje samoobrony - westchnąłem - Ciekawe czy takie lekcje by mi coś dały, skoro jestem takim kurduplem.
   - Wyjeżdżam... - zaczął ni z gruszki, ni z pietruszki - Do Connecticut, rodzice chcą się tam wyprowadzić...
   - Gdzie to jest?
   - Około 150 mil stąd.
   - To przez mnie!? - krzyknąłem.
   Nie mogłem w to uwierzyć. Usiadłem na fotelu, dobrze, że znajdował się akurat za mną, bo inaczej znalazłbym się na podłodze. Jeżeli Iwo chce się stąd wynieść, bo się we mnie zakochał, to nigdy sobie tego nie wybaczę.
   To tak bardzo daleko...
   - Nie, to nie twoja wina.
   - Dlaczego? - spytałem drżącym głosem.
   Wyjaśnił, że jego ojciec dostał dobrą ofertę pracy i wraz z jego matką chcą się tam wyprowadzić. Jego starszy zasugerował, żeby udał się tam z nimi i zaczął wszystko od nowa, ale wybór miał należeć tylko i włączenie do Iwo, warunkiem było zaprzestanie brania narkotyków.
   - Zgodziłeś się?
   - Na początku nie, nie zostawiłbym Sylvii, ale oni powiedzieli, żeby ona jechała z nami i damy sobie radę.
   Serce podskoczyło mi do gardła. Oni obaj mają być tak daleko ode mnie? Nie wyobrażam sobie tego i nie chcę! Są dla mnie jak rodzina, nie chcę ich tracić. Czy to kara za to wszystko?
   - Nie chcę żebyście wyjeżdżali - poryczałem się.
   - Też jest nam ciężko, to ważna decyzja w moim życiu, ale jest internet, a na koniec świata też nie jadę. Będziemy się spotykać co jakiś czas...
   - Nie chcę co jakiś czas! - krzyknąłem zły i wycierałem dłońmi mokre oczy.
   - To może być moja szansa...
   Znów jestem tym samym samolubem! Obaj mają szansę wyrwać się z tej speluny i zacząć normalne życie. Myśl, że mają być tak daleko boli, ale też nie chcę, żeby tam spędzili resztę życia. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo, tym bardziej, że dostali obaj taką szansę.
   - Nie płacz...
   Iwo poklepał miejsce obok siebie, usiadłem tam i przytuliłem się do niego. Ryczałem i moczyłem mu bluzkę, a on głaskał mnie po głowie jak jakiegoś dzieciaka.
   - Przepraszam - wyszeptałem - Cieszę się, że będziecie mogli zacząć wszystko od nowa, ale tak daleko... to tak boli...
   - Wszystko się układa - próbował mnie pocieszyć - Jesteś szczęśliwy, odzyskałeś już dwie ważne osoby. Myślę, że teraz czas na nas, kto wie, co mnie tam czeka - zaśmiał się.
   Widziałem w kącikach jego oczu łzy, ale za żadne skarby nie chciał, aby chociaż jedna spłynęła po jego policzku. Tak będzie najlepiej, dla nas wszystkich. Szkoda, że Josh nie doczekał się takiej szansy... Powinien tutaj z nami być... Może tam jest mu lepiej? Nie mogę ich zatrzymywać.
   - Będę tęsknić... - szepnąłem.
   - My też, ale na pewno się jeszcze spotkamy
    Mogłem się domyśleć, że nie mieliśmy dużo czasu na rozmowę. Po chwili do pokoju wszedł Denis i Sylvia z paczką ciastek. Widząc nas oboje razem od razu spytała co się stało, ale szybko się domyśliła i rozpłakała się również.
   - Powinnam też być przy tej rozmowie! - zaczęła nas wyzywać - Jak mogłeś zacząć bez mnie! Smutno mi, bardzo mi smutno! Nie chcę nigdzie jechać, ale...
   - Josh by teraz zasugerował, żebyś zaparzyła sobie melisę - zaśmiał się Iwo. 
   - Powinniśmy go niedługo odwiedzić.
   - Najlepiej teraz! - krzyknąłem i wziąłem ze sobą kurtkę. Sylvia ani krówka nie zaprzeczyli.
   - Jeszcze wrócę po te ciastka! - poinformowała Denisa, a on zaczął je pochłaniać.
   - To się pośpiesz, bo wszystko zjem.
   - Nawet nie mamy żadnych kwiatków... - westchnęła, gdy zaczęliśmy schodzić po schodach.
   - Kupimy jakieś ładne po drodze.
   - Jak będzie lato, to sama będę mu robić bukiety! - mówiąc te słowa aż skoczyła podekscytowana - Teraz mogę mu tylko bałwanka ulepić.
   Chyba przez chwilę zapomniała, że nie będzie jej tutaj często, więc bardzo rzadko będzie robić te bukiety. Nie chciałem robić jeszcze bardziej smutniejszej atmosfery, więc pozostawiłem tą myśl dla siebie.
   - Pada deszcz, więc nawet śniegu nie ma. 
   - Joshua nie był wymagający, ucieszy się nawet z resztek śniegu. Liczą się chęci!
   - Gdzie idziecie? - spytał Jack
   - Na cmentarz - powiedziałem.
   - Wieje i leje jak z cebra, a wy chcecie iść w taką pogodę?
   - Nie straszny nam deszcz... 
   Ojciec spojrzał na Iwo i potem na mnie. Najwidoczniej debata się już zakończyła, bo Shin miał zamiar iść na górę, ale zatrzymał się widząc nas wszystkich.
   - Dopiero co Twój kolega wyzdrowiał, chyba nie chcesz powtórki z rozrywki? 
   - Nic mi nie będzie - zapewnił krówka, ale Jack nie dawał za wygraną
   - Wiem, że jesteś przyzwyczajony do chłodu, ale wiatr zrobi swoje.
   - Weź moją czapkę! - krzyknął Denis i zbiegł po schodach. Założył krówce solidną i ciepłą czapkę "pilotkę"
   - Wyglądasz uroczo - zachichotała Sylvia.
   - Shin, zawieziesz ich na ten cmentarz?
   - Mogę jechać. 
   Jechaliśmy w ciszy. Wiedziałem, że nie zacznie się żadna rozmowa, atmosfera była beznadziejna. Nadal nie dochodziło do mnie to, że lada chwila, a już ich nie będzie obok mnie. Zacznę histeryzować dopiero przy rozstaniu i wtedy chyba nigdy ich nie wypuszczę z rąk... W głowie zacząłem wyobrażać sobie nasze pożegnanie i zachciało mi się płakać. Przypominałem sobie słowa Iwo, że nie jadą na koniec świata i to dodawało mi trochę otuchy.
    Sylvia wpakowała się wcześniej na przód i operowała radiem, przez to można było zauważyć lekkie wkurzenie panicza. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze sklep i kupiliśmy kwiaty i znicz. Dojechaliśmy na wybrane miejsce. Wyszedłem z samochodu i założyłem na głowę kaptur, a Sylvia otworzyła duży parasol, który dostała od mojego ojca. Krówka natomiast cały czas był w czapce, którą podarował mu Denis.
   - Orientuj się! Gonisz! - wydarł się krówka i pobiegł w głąb cmentarza - Kto ostatni ten burak!
   Automatycznie ruszyłem za nim. Przecież takie dziecinne zabawy były u nas na porządku dziennym. 
   - To weź za mnie parasol mądralo! 
   Biegłem za nim chociaż nie miałem żadnych szans na wyprzedzenie go. Ten sprint nie trwał zbyt długo, bo po chwili zatrzymał się przy skromnej mogile. Stanęliśmy i obaj zaczęliśmy się modlić. Nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłem, ale teraz poczułem ogromną potrzebę i nie mogłem tego lekceważyć. Po chwili doszła również spóźniona dwójka. Sylvia postawiła kwiaty na samym środku i oddaliła się żeby zapewne zobaczyć czy ładnie je ułożyła. Iwo zapalił znicz i postawił go obok. Nasza radość przed chwili zniknęła i dosięgła nas okrutna rzeczywistość.
   - Joshua! To ty powinieneś mi dawać kwiaty, a nie ja Tobie! - wypowiedziała zduszonym głosem i skuliła się - Ja chyba nie potrafię tego zaakceptować...
   - Bo jeszcze do Ciebie to nie dotarło - stwierdził po chwili Iwo i podszedł do krzyża. Rękawem przetarł mokrą tabliczkę - Potrzebujemy czasu.
   - Boli mnie to, że nie znamy powodu.
   - Mnie też.
   Shin chciał do mnie podejść i chyba dać w jakiś sposób otuchy. Szybko jednak dałem mu we znaki, że tego nie potrzebuje. Jego słowa nic by nie podziałały. Sam muszę przez to przejść.
   Żadne z nas nie wypowiedziało już żadnego słowa. Odeszliśmy, gdy krówka stwierdził, że lepiej, abyśmy już wracali.
   
                                                                          ***

   Późnym wieczorem siedziałem już z Denisem w pokoju. 
   - Dziwnie patrzeć, że znów chodzisz - zaśmiałem się patrząc jak wchodzi na krzesło, aby sięgnąć jakiś ciuch z wyższej półki.
   Próbowałem opanować w jakiś sposób swój smutek, tak też zacząłem byle jaki dialog z bratem, żeby chociaż przez chwilę o tym nie myśleć.
   - Życzysz mi nie chodzenia? - zamroził mnie wzrokiem i zszedł ostrożnie na podłogę - Jeszcze boję się szybko biegać, a tak to chyba jest w porządku. 
   - Stwierdzi to lekarz.
   W tym czasie drzwi od naszego pokoju otworzyła Ilia. Pierwszy raz widziałem u niej taką złowrogą minę. Stała bez ruchu i wpatrywała się we mnie. Wiem, że chciała mi coś powiedzieć, jednak cały czas czekała.
   - Nienawidzę Cię - wydusiła przez zęby. Ja tylko zmarszczyłem czoło, a Denis obrócił się plecami do niej i zaczął się bezdźwięcznie śmiać.
   - To miłe, te same słowa kieruje do Ciebie.
   - Niszczysz życie mojemu synowi! Zdajesz sobie z tego sprawę?! Widzę, że to jednak u Was rodzinne! 
   - Do rzeczy - westchnąłem znudzony. Na prawdę nie miałem ochoty na żadną konwersacje z nią - Po co tu przylazłaś?
   - Odwołaj to! - krzyknęła i ścisnęła zęby.
   - Co niby odwołać? Że mam Ci "zostawić" Shin'a? Szukasz litości? Przecież i tak już z Tobą nie będzie. 
   - Ty to wszystko zniszczyłeś!
   - Nic Ci nie zniszczyłem, tak było od samego początku - prychnąłem i odarłem się łokciem o szafkę nocną - Zdjąłem mu tylko klapki z oczu.
   - Byliśmy szczęśliwi, to Ty mu coś wpoiłeś!
   - Nie wierzę, że Amnabel Ci nie mówiła, że byliśmy razem przed Tobą. To Ty zniszczyłaś moje szczęście, ale przecież już wszystko jest ok. Dziecko nie jest żadną przeszkodą, a tym bardziej Shin nie chce się uwolnić od tego obowiązku! - wydarłem się i wstałem. 
   - Gówno wiesz! Dziecko jest najważniejsze! - zaczęła dyszeć i spojrzała na Denisa - A Ty co się tak gapisz! Wszyscy jesteście siebie warci! 
   - Ty dobrze wiesz, że gdyby nie dziecko to nigdy nie bylibyście razem. Nigdy Cię nie kochał! Podporządkowywał się tylko Amnabel! 
   - Odwołaj to! 
   - Nigdy! Twój czas już się skończył! 
   Denis wyciągnął z szafki paczkę chipsów i zaczął je jeść niczym w kinie na seansie. To najwidoczniej rozzłościło Ilię, bo podeszła do niego i wyrwała mu to z ręki, a następnie wyrzuciła mu na głowę całą zawartość.
   - Groźnie - stwierdziłem.
   - Umyjesz mi jutro włosy - powiedział i wepchnął sobie do ust kilka chipsów, które zebrał z swojej bluzki. 
   - Nie lekceważ mnie!
   - Mam marnować jedzenie? - spytał się jej z pełnymi ustami, a ja wybuchłem śmiechem - Ah rozumiem, przepraszam, częstuj się.
   - Nie jadam chipsów - odparła trochę zdezorientowana.
   - Skoro jesteś na diecie, to możemy powiedzieć jutro gosposi, żeby zrobiła gotowane mięso na obiad? - spytał bezpośrednio mnie, jakby to ode mnie miało zależeć.
   - Sugerujesz, że jestem na diecie?! 
   - A nie? 
   - Ja przynajmniej mogę schudnąć, a Twoje blizny nie zejdą! 
   Te słowa trochę bolały, ale nie chciałem jej pokazać, że mnie tym złamała.
   - Widać te Twoje chęci do chudnięcia, nie dziwię się, że mu nie stawał na Twój widok!
   Nie miałem nic do osób otyłych. Niektórzy po prostu mają taką masę ciała przez chorobę, albo leki. Nigdy nie odtrącałem takich osób. Powiedziałem to tylko dlatego, bo ewidentnie mnie obraziła, to czemu ja nie miałem tego zrobić?
   - Jesteś bezczelny! Nie dopowiadaj sobie za dużo - zrobiła się czerwona jak burak.
   W tym czasie mój kochany robocik wszedł sobie do pokoju. Nie powiedziałem nic tylko czekałem, aż do mnie podejdzie, bo miałem dziwne przeczucie, że zaraz Ilia go zaatakuje. Moje przypuszczenia były słuszne. Pociągnęła go za blaszaną łapkę i wybiegła z pokoju. Tarzała go po ziemi.
Automatycznie ruszyłem za nią.
   - Zostaw go prostaczko!
  Zbiegła po schodach i weszła do znajdującej się na parterze łazienki w której była wanna. Gdy się tam zjawiłem Eichii znajdował się w wannie, nadal go trzymają, natomiast w drugiej ręce miała słuchawkę od kranu.
   - Co Ty chcesz zrobić? - spytałem stojąc w progu łazienki.
   - Mały prysznic, przyda mu się.
   - Oszalałaś! Nie można go moczyć!
   - To tylko robot! Co się tak jeżysz, to nie ma uczuć.
   Robot chyba dopiero w tej chwili dostrzegł ją, i zaczął się szamotać. Najwidoczniej musiała mu wejść w jego sztuczną pamięć i miał przed nią lęk.
   - Ostrzegam Cię puść go! - wydarłem się i zagroziłem palcem.
   Tuż za mną stanął ojciec i zaczął przyglądać się całej sprawie. Krzyki musiały wybawić go z gabinetu. Kiedy już powiedział jakieś słowo, ona krzyknęła, momentalnie puściła Eichiego i odskoczyła od wanny.
   - Kopnął mnie prąd! - powiedziała zdziwiona i trzymała poszkodowaną rękę w uścisku.
   Podszedłem do niego i wyjąłem go z wanny, bo sam sobie poradzić z tą czynnością nie mógł. 
   - Nie dotykaj, możliwe, że jest jeszcze pod napięciem - uprzedził ojciec.
   - To reakcja obronna - powiedziałem pewny siebie i wyszedłem z łazienki. 
   Idąc do kuchni, po drodze spotkałem Shin'a i wręczyłem mu robocika w ręce.
   - Pilnuj, ja idę do kuchni. Chyba nie będziesz już dziś spać z tą zołzą? 
   - Nie. Przeniosę się na ten czas do Twojego pokoju z którego nie korzystasz.
   Ta odpowiedź w pełni mnie zadowoliła.

                                                                       ***

   Gdy tylko wróciłem kolejnego dnia że szkoły, od razu usłyszałem planujące napięcie w domu. Odłożyłem torbę na bok i poszedłem w stronę krzyków. 
   - To przez niego! - wrzasnęła Ilia i wskazała na mnie palcem.
   Płakała i wtuliła się w swojego ojca, tuż obok stała jej matka. Dobrze pamiętam tą dwójkę, która wtedy pojawiła się w naszym domu z najgorszą wiadomością w moim życiu. Obok nich stała Amnabel, a na przeciwko spokojny ojciec wraz z wiercącym się paniczem. Co ona myślała, że jak sprowadzi tutaj rodziców to wszystko naprawi?
   - Po co ten cyrk? - spytałem wcale się nie witając. Nie miałem na to ochoty - Tato zadzwonię po mamę, bo obawiam się, że sam sobie nie dam rady - powiedziałem ironicznie.
   - Taemin trochę powagi - zasugerował ojciec, chociaż widziałem jego lekkie rozbawienie.
   - Najchętniej poszedł bym na górę - westchnąłem i podszedłem do stojącego Shin'a. Przytuliłem się do niego od tyłu i poczułem drżenie jego ciała - Ale problemy Shin'a, są moimi problemami.
   Wypowiadając te słowa uśmiechnąłem się sam do siebie, a panicz westchnął. Moje słowa najwidoczniej dodały mu otuchy.
   - Nie pozwalam Ci Shin! - wrzasnęła jego matka i zagroziła palcem.
   - Najpierw uwiodłeś moją córkę, a teraz chcesz ją zostawić? - odezwała się niska kobieta - I to jeszcze dla faceta?
   - Niech pani nie robi z niej cnotki. Sama się przyznała, że to ona go uwiodła. Mam nagranie z chęcią je udostępnienie - tutaj na chwilę się zatrzymałem - Jakie to ma z resztą znaczenie? Uprawiali seks razem, to nie tylko facet powinien myśleć o gumie, ale też baba. 
   - Nie chcę tego słuchać! Mimo wszystko mają razem dziecko, a ono nie może wychowywać się bez ojca!
   - Przecież nie chcę uciec od obowiązków rodzicielskich! - odezwał się w końcu Shin.
   - Mówimy tu o pełnej rodzinie! - mówiła dalej.
   - Przecież Shin jej nie kocha, to wystarczy. Związek na przymus? To chyba nie w porządku skoro państwo chcą, aby Ilia żyła przez resztę życia w nieodwzajemnionym uczuciu.
   - Że niby teraz zaczęłam Cię obchodzić? - wtrąciła się zapłakana.
   - Chciałabyś. To są fakty. Shin Cię nie ko-cha!
   - Taemin nie tak dobitnie... - ilustrował mnie ojciec.
   - Irytuje mnie to, że myśli, że przez rodziców coś zdziała. Niepotrzebne wydłużenie czasu i nerwów. 
   W tym momencie wszyscy uciszyliśmy się słysząc, że ktoś schodzi po schodach. Był to Denis i stanął na środku pokoju. Obrócił się w stronę ojca i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
   - O co chodzi? - spytał zaniepokojony.
   - Miałem jechać! 
   - Gdzie? - ponownie zapytał tylko tym razem był zdezorientowany.
   - Do mamy! Już czternasta, Shin mnie miał zawieźć.
   - Aaa.... Yyy - tato co ty pleciesz? Pierwszy raz słyszę z twoich ust takie słowa. Miałem ochotę się śmiać - A, tak pamiętam. 
   - To my idziemy - powiedział luźno, wziął panicza za nadgarstek i zaczął gdzieś ciągnąć.
   - Czekajcie, ja też jadę! - krzyknąłem i pobiegłem za nimi.
   Wyjeżdżaliśmy z posesji, a Denis zaczął klaskać w dłonie.
   - Wisicie mi już trzecią pizzę!
   - To był Twój plan? Aby zabrać po prostu stamtąd Shin'a? - spytałem.
   - Nie mogłem już dłużej patrzeć jak na niego tak naciskają, więc postanowiłem pomóc, Ale! Nie ma nic za darmo!
   - Wparowujesz w odpowiednich momentach - stwierdził panicz.
   - Mów mi Królu. 
   - Wpadniemy na chwilę do Patrick'a, chciał abym zobaczył co z jego autem, a potem możemy jechać na tą pizzę.
   Dojechaliśmy na wskazane miejsce. Weszliśmy do bloku i stanęliśmy pod drzwiami tego typka.
   - No w końcu! - powiedział uradowany i wzniósł ręce ku górze - Mogłeś powiedzieć, że przyprowadzisz Taesia, to bym chociaż posprzątał.
   - Daruj sobie, pokazuj ten samochód.
   - To ja się rozgoszczę co? - spytał speszony Denis. Mnie też nie chciało się oglądać żadnych aut.
   - Pewnie! Wchodźcie! Jak tam chodzenie?
   - Yyy... W porządku...
   Tamta dwójka poszła na dół, a ja z bratem wszedłem do mieszkania. Przywitał nas mały korytarz rozdzielający poszczególne pomieszczenia. Nie mogło w nim być nic ustawione, bo wystarczająco miejsca zajmowały wszystkie drzwi. Od kuchni były otwarte, jak i pewnie do pokoju Patrick'a, postanowiliśmy, że pójdziemy właśnie tam. Gdy tylko przeszedłem próg, uderzyło mnie mocne zdziwienie. Spodziewałem się strasznego bałaganu jak na tego osobnika, ale wszystko było czyste i poukładane. 
   Po jakimś czasie wrócili obaj, a Denis spytał się czemu tak krótko, że spodziewał się jakiś dwóch godzin zanim przyjdą.
   - Przecież nie będziemy robić mu samochodu na parkingu. Musi do nas kiedyś wjechać.
   - Znacie jakiś ludzi na pokój? 
   - Pokój? - spytałem zaciekawiony.
   - Dwójka moich lokatorów się wyniosła. Jeżeli nie znajdę kogoś na ich miejsce, to będę musiał się wynieść, bo sam tego nie opłacę - westchnął.
   Shin automatycznie pobiegł zobaczyć wygląd pokoju. Dobrze wiedziałem co mu chodzi po głowie, ale do jasnej anielki mieszkać z Patrickiem? Tuż? Obok? Zaraz?
   - Tae chodź zobacz!
   Wstrzymałem oddech i poszedłem do niego. Pomieszczenie było większe niż azyl jego kumpla. Po minie Shin'a, było widać, że intensywnie myśli, poszedłem w jego ślady. Wynajmować wspólne mieszkanie z pakerem, czynsz na dwie osoby, to będzie zdecydowanie lepsze i łatwiejsze.
   - Co myślisz? - spytał niepewnie i chwycił moją rękę.
   - Nie podoba mi się.
   - Czemu? 
   - Nie podoba mi się kolor na ścianach. Musisz to pomalować.
   - Zgadzasz się?! - wydarł się uradowany.
   Podniósł mnie i okręcił się wokół własnej osi, potem do pokoju dołączyła tamta dwójka.
   - Bierzemy!
   - Co bierzecie? 
   - Ten pokój. Będziesz mieć nowych lokatorów.
   - Przepraszam bardzo! - wtrącił się Denis - Jeżeli masz zamiar wynieść się z domu z moim bratem, to dostajesz mnie w pakiecie!
  Trochę byłem przestraszony, ale jego słowa poprawiły mi humor. Shin wraz z pakerkiem gadali o tym, jak to się stało, że w ogóle jesteśmy razem, tak więc resztę popołudnia przesiedzieliśmy w tym właśnie miejscu. Shin zamówił Denisowi pizzę, uparty targował się, że zje dwie, co było niemożliwe. 

                                                                     *** 
    
    Późnym wieczorem wracaliśmy do domu. Wypiliśmy trochę piw, więc Shin musiał zostawić swoje auto obok bloku Patrick'a. Uprzedzałem Denisa po drodze, aby jak najszybciej trafił do pokoju, bo inaczej będę miał przechlapane jak ojciec dowie się, że pił.Całe nerwowe napięcie znikło, trochę się uspokoiłem.   Alkohol mnie rozluźnił i przestałem myśleć o tych wszystkich problemach.
   - Źle się czuje... - gadał mój brat i trzymał się za głowę.
   - Może to był zły pomysł?
   - Nigdy nie pił - stwierdziłem - Dawka trzech piw na początek to był zły pomysł. Pójdzie spać i wszystko wróci do normy. 
   - Kręci mi się w głowie...
   Po przekroczeniu progu domu, od razu poszedłem z Denisem na górę i wsadziłem go w pościele.
   - Śpij. Rano się wykąpiesz.
   Przytulił się do poduchy i leżał tak bez ruchu. Po nerwowej atmosferze w domu nie było ani śladu, panował istny spokój. Wziąłem w ręce spodenki do spania i pokierowałem się do łazienki. Otworzyłem drzwi dostrzegłem Shin'a, który był już w trakcie rozbierania. 
   - Wyprzedziłeś mnie - westchnąłem - To daj znać jak wyjdziesz.
   Miałem zamiar opuścić pomieszczenie, ale pociągnął moją rękę.
   - Zostań... - powiedział i zaczął rozpinać guziki mojej koszuli, zdjął ją, a następnie pozbył się spodni.
   - Ej, żebyś wiedział, to ma być tylko prysznic - zagroziłem mu palcem, a on w tym czasie pozbył się swoich ubrań i wepchnął mnie do kabiny. Zamknął drzwiczki nie odrywając ode mnie wzroku - Rozumiesz? - spytałem.
   - Dobra, dobra - powiedział i włączył ciepłą wodę. Przytulił się do mnie i staliśmy w milczeniu - Ja pierdolę! Jak Ty na mnie działasz!? 
    Odsunąłem się trochę od niego. Zdarzyłem zauważyć, że jego męskość stoi już na baczność co trochę mnie bawiło.
   - To chyba dobrze nie? 
   - Dobrze i nie dobrze, bo mam mały problem. 
   - Nie pod prysznicem! - wydarłem się i chciałem mu uciec z kabiny.
   Trzymał mnie za wszelką cenę i zaczął całować po szyi. Przestałem się szarpać, poddałem się jego pocałunkom i odchyliłem głowę do tyłu. Stopniowo zjeżdżał niżej zostawiając po sobie delikatne ślady zassania. Zrobiło mi się strasznie gorąco.
   - Duszo... - wyszeptałem i ręka otworzyłem drzwi od kabiny. Chciałem jak najszybciej z niej wyjść, miałem wrażenie, że się duszę. 
   Chłód kafelek otrzeźwił moje myśli. Oparłem się o szafkę i spojrzałem w lustro. Moja twarz była cała czerwona, a po chwili obok mojego odbicia pojawił się Shin. Obrócił mnie do siebie i zaczął łapczywie całować. W międzyczasie uniósł mnie i postawił na szafce stojącej tuż za mną. Nogi zgiął mi w kolanie i usadowił również na blacie, w ten sposób zrobił sobie lepszy dostęp do mnie. Chciałem coś powiedzieć, jednak on nie pozwolił na żadną przerwę. Czułem jak się trząsł i próbuje się opanować. Nie trwało to długo, wziął naślinił swoje palce i włożył je we mnie, bez żadnego uprzedzenia. Nie miał zamiaru mnie przygotowywać, bo po chwili wyjął je i poczułem coś zdecydowanie większego niż palce. Wstrzymałem oddech, próbowałem znieść ten ból.
   - Ja pierdolę - wydyszałem - Ostatni raz robisz mi takie coś. Nienawidzę na szybko.
   Zrobił minę zbitego psa i najwidoczniej chciał zaprzestać kolejnych działań. Szybko mu powiedziałem, że niech dokończy, tylko następnym razem ma się liczyć z tym, aby za szybko się nie spieszył. Chciał chwycić mojego penisa w ręce, ale zdecydowanie mu zabroniłem.
   - Ty się zajmiesz mną, gdy będziemy w ciepłym łóżku - zdecydowałem.
   Uśmiechnął się jak dziecko i spytał, czy może kontynuować. Za moim pozwoleniem zaczął wchodzić głębiej. Zbyt dobitnie czułem jego wielkość w sobie. Myśl, że to przecież Shin, że robię to z nim, po prostu nie mogłem nadal w to uwierzyć. Przyjmowałem każdy jego centymetr, widziałem jak mruży powieki, jak jest mu dobrze. Potem zaczął się we mnie poruszać, zabolało jak cholera, ale nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Ścisnąłem zęby i zamknąłem oczy, czekałem na minięcie bólu, tak też po chwili się stało i poczułem się zdecydowanie lepiej. Oddawałem mu się całkiem w zupełności, chciałem aby poczuł jak największą przyjemność. Ściskałem jego ramiona pozostawiając przy tym czerwone ślady.
   - Mocniej... - wyszeptałem, a może powiedziałem w myślach? Bardziej to pierwsze, bo przyspieszył tempo. 
   Nie potrzebował dużo czasu. Doszedł we mnie, po czym opuścił moje wnętrze. Wtulił się w moje mokre włosy i głaskał mnie po plecach. 
   - Zimno mi - wyszeptałem.
   Wziął mnie na ręce i udał się do mojego tymczasowego pokoju. Tam też położył mnie na łóżko i zdjął ze mnie spodenki, które przed chwilą sam mi założył, a następnie zawisł tuż nad moją głową i pocałował. Włożył kolano pomiędzy moje nogi i stopniowo zjeżdżał na dół, aż nie trafił na sutki. Tam zatrzymał się na trochę dłużej, skubany chyba zaczął orientować się, w których miejscach można mnie szybko rozpalić. Westchnąłem i wyprostowałem się przed nim jak struna, co go bardzo zadowoliło, przeszedł i do mojego penisa. Zaczął się ze mną droczyć i tylko go lizał, dopiero po jakimś czasie wziął go całego do ust. Nie zamierzał zaczynać od powolnej zabawy, wykonywał szybkie i przyjemne ruchy, że ledwo się powstrzymywałem nad wypowiadaniem jakichkolwiek dźwięków. Nie potrafiłem nad sobą zapanować i doszedłem bardzo szybko, a Shin zaraz po tym mnie pocałował. Dziwnie było czuć smak własnej spermy. Spełniony zamknąłem oczy i chciałem zasnąć, jednak panicz najwyraźniej nie miał dosyć. Podniósł mnie, po czym obaj stanęliśmy na podłodze. Mnie obrócił plecami do siebie i stuknąłem się przodem ze ścianą, jej chłód był tak samo przyjemny, jak wchodzący we mnie Shin po raz drugi. 

                                                                        ***

   Chciałem spędzić z nim resztę nocy. Było to nie do zrealizowania, przypomniałem sobie o moim upitym bracie i lepiej będzie, jeżeli wrócę tam i dopilnuje, żeby mu się nic nie stało. Shin jednak uparcie był przy tym, abym został, pozostałem nie ugięty.
   Myślałem, że będzie spał, jednak on siedział na środku łóżka szczelnie owinięty kołdrą. Wypowiedziałem jego imię, nawet nie zwrócił na mnie uwagi. 
   - Boli Cię jeszcze głowa? - spytałem siadając na brzegu łóżka.
   - Nie.
   Nie spodobało mi się, jak wypowiedział to słowo, automatyczne. Zaczynałem się denerwować, bo ewidentnie było coś nie tak. 
   - Źle się czujesz? Mam iść na dół po tabletki? 
   - Nie! Zostaw mnie! - wyszlochał i położył się na łóżku. Nawet ślepy usłyszałby, że płakał.
   Nie wiedziałem jak mam się zachować. Nigdy jeszcze nie pocieszałem Denisa, a jeżeli chodzi właśnie o niego to muszę zachować szczególną ostrożność. Każde źle dobrane zdanie może skończyć się klapą. Chciałem dotknąć jego ręki, ale mnie odtrącił. Jest źle.
   - Nie dotykaj!
   Pierwsze co mi przyszło na myśl - widział lub słyszał, że ja i Shin się kochaliśmy. Brzydzi się? Ta myśl trochę mnie zabolała. Ale zaraz! Przecież sam uprzedził nas, że ojciec jest na górze, jakoś wtedy było wszystko w porządku. To musi być coś innego.
   - Ilia tu była? Powiedziała Ci coś? Może ojciec? - zgadywałem.
   - Nie! - wydarł się bardziej wkurzony - Chcę być sam!
   - Jeżeli myślisz, że cię tak po prostu zostawię to się mylisz.
   Chwycił się za głowę i zaczął płakać. Przestraszyłem się, bałem się o to, że może odczuwa coś jeszcze po tym wypadku. Ale dlaczego akurat teraz? Przecież tak znakomicie się czuł, był pełni życia i chciał jak najszybciej wrócić do szkoły.
   - To przez wypadek? - ostrożnie zgadywałem dalej - Nie musisz się tym martwić, jesteś tu, wszystko jest dobrze. 
   - Nic nie jest dobrze! To chore! 
   Przez kołdrę widziałem jak napina wszystkie swoje mięśnie do granic możliwości, dłonie ściskał w pięści z ogromną złością. Nigdy nie widziałem u niego niczego podobnego. Miałem wrażenie, że zaraz wstanie i zacznie przewracać cały pokój do góry nogami. Nie wiedziałem co się dzieje, bałem się, że coś w środku go boli.
   - Idę po tatę! Chyba musisz jechać do szpitala! - energicznie wstałem i pobiegłem do drzwi.
   Zatrzymała mnie jego ręka, puściłem klamkę i obróciłem się w jego stronę, a on po prostu wtulił się we mnie. Trochę mi ulżyło i odwzajemniłem uścisk, a on ciągle chował głowę w moim ramieniu i płakał. Wcale nie próbował być cicho, nie uciszałem go i miałem gdzieś to, jeżeli kogoś obudzi.
    - Boli Cię coś? - spytałem jeszcze raz, chciałem mieć pewność, że to nie ma nic wspólnego z wypadkiem.
   - Serce... - wyszlochał mocząc dalej moją koszulkę i za żadne skarby nie chciał mnie puścić. Tak mocno mnie trzymał, że zaczynało mnie to trochę boleć.
   Słysząc słowo serce od razu pomyślałem, że musi jechać do szpitala, że to się są żarty. Jednak odrzuciłem to na bok, gdy przypomniałem sobie o jego koleżance, którą tutaj zaprosił.
   - Ta dziewczyna, odrzuciła Ciebie? Zakochałeś się w niej? 
   Nie poczułem żadnej reakcji z jego strony.
   - Cały czas jestem zakochany - zaczął z wielkim bólem - Ale dopiero dziś to wszystko....
    Jakby się zastanowić, to już nawet nie wspominał o tej dziewczynie. Jest taki sam jak ja, cholernik dusi wszystko sobie i nie zamierza nic nikomu mówić. Może przez ten alkohol zaczął się dołować? Picie to był bardzo zły pomysł. 
   - Nie chcę być sam...
   - Masz mnie.
   Powtórzył ponownie te same słowa.
   - Jeszcze poznasz wiele dziewczyn i zobaczysz, że poznasz jeszcze taką, która odwzajemni twoje uczucie - próbowałem go pocieszyć, ale moje próby były bezsensu.
   - Nie zostawiaj mnie... - szepnął i zaczął rękawem przecierać oczy.
   - Co Ty pleciesz Denis? Kto Ci nagadał jakiś bzdur? 
   Zmarszczyłem czoło i czekałem, aż coś powie. Było widać, że cały czas nad czymś myśli. Zacząłem się bać, że ktoś mu zaczął gadać jakieś kłamstwa i miałem przeczucie, że była to Ilia. 
   Przybliżył do mnie swoją twarz tak, że stykaliśmy się czołami. Widziałem w jego oczach swoje oczy, czerwone i mokre od łez. Ale to co wydarzyło się w następnej chwili nie byłem w stanie przewidzieć. Delikatnie, niemal prawie niewyczuwalnie pocałował mnie, nim zdążyłem jakoś zareagować zrobił to ponownie. Byłem w ogromnym szoku, nie mogłem uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
   - Nie zostawiaj mnie... - powiedział i zakrył oczy dłońmi.
   Wtedy też wszystko do mnie dotarło. Ogarnęła mnie brutalna rzeczywistość. Myliłem się co do moich przypuszczeń. Denis wcale nie miał na myśli swojej koleżanki, a jego słowa prosiły tylko o to, żebym się nie wyprowadzał z Shin'em.
   

9 komentarzy:

  1. No to się porobiło a tatusia nie rozumiem jak można być z tak głupia babą.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko jakie emocje... Nie mogę przestać czytać ostatnich zdań. *.* Ale się porobiło... Czekam na kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny będzie już ostatnim :D czas wielki kończyć tą historię xD

      Usuń
    2. O nie... Załamię się chyba. :o Tak bardzo pokochałam tę historię... Nie wiem co ze sobą pocznę jak skończę. T_T Dzisiaj zaczynam czytać od nowa. XD

      Usuń
  3. Trafiłam na to opowiadanie kilka dni temu. Wciągnęło mnie więc pewnie przeczytałabym to szybciej,ale instytucja zwana szkołą nie pozwoliła mi zarwać nocki. Historia naprawdę fascynująca, uwielbiam Tae, Jack okazał się spoko, tamte dwie loszki mogą spływać. Mam tylko jedno zastrzeżenie: przydałaby ci się beta. Chodzi mi o te powtórzenia i niektóre błędy stylistyczne. Zaburza to trochę czytanie, a opowiadanie ma naprawdę wielki potencjał. Cóż mogę jeszcze dodać... Czekam na ostatni rozdział i życzę weny!

    Pozdrawiam,
    Coco Deer :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, że przydałaby się beta. Spróbuję coś zrobić w tym kierunku, a jak nie to sam będę z tym walczyć xD o ile się da xD

      Usuń
  4. A jeszcze tak dopytam: kiedy następny rozdział? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest już dawno napisany. Chcę wprowadzić jeszcze tylko małe poprawki skoro ma być ostatnim, ale mam za dużo na głowie. Jak dobrze pójdzie to dodam jutro wieczorem ^^

      Usuń
  5. Hej,
    emocje, emocje i jeszcze raz emocje, w końcu Ila się wyprowadza... jak Jacek može być z taką babą? Nasza krówka i Sylwia się wyorowadzają...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń