czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział XXIII

   Patrzyłem na ojca nic nie rozumiejąc. Przecież nic nie biorę, dostosowałem się do jego warunków. Jego krzyki zwabiły Shin'a i Amnabel, która od razu powiedziała, żeby tak nie wrzeszczał, bo pobudzi dzieci.
   - Przecież nic nie biorę - zacząłem spokojnie - Przystałem na Twoje warunki.
   - Nie rób ze mnie idioty - wysyczał przez zęby ściskając dłonie w pięści - Zaraz znowu pobiorą Ci krew. Jeżeli wyniki będą takie same, to już we wtorek wysyłam Cię na cholerny odwyk!
   - Masz nawiedzonych pielęgniarzy! Dobrze wiem, że nic nie biorę!
   Może to była zwykła pomyłka? Pobiorą mi znów krew i wszystko będzie w normie? Chciałem spojrzeć na Shin'a, ale nawet nie zwróciłem uwagi kiedy się ulotnił. Zlekceważyłem ojca i pobiegłem na górę, tam opowiedziałem wszystko Denisowi. On również stwierdził, że musieli się pomylić, powiedział, że mam nie panikować i na pewno to wszystko się wyjaśni. Jakoś nie potrafiłem siedzieć w spokoju i cały czas byłem w nerwach.
   Babka od krwi przyszła szybciej niż się spodziewałem, a wyniki były dopiero późnym wieczorem.
   Teza Jack'a się potwierdzała, miałem "niby" jeszcze trochę tego w sobie, chociaż nawet nie zwróciłem na to uwagi, abym w ogóle to miał.
   Dobrze wiem, że nic nie wziąłem. Byłem zdruzgotany, nie miałem nawet żadnych dowodów, aby udowodnić to ojcu.
   Siedziałem w pokoju gościnnym, nogi położyłem sobie na stoliku i przeglądałem dziesięć razy te wyniki, z których mało co rozumiałem. Było mi teraz wszystko jedno, jeżeli w ciągu kilku godzin nic nie wymyślę, to trafię na odwyk...
   Zauważyłem Ilię wraz z Shin'em, szykowali się do wyjścia. Nie wiem gdzie, no ale przecież ona miała dziś urodziny.
   Wychodzili. Razem. No tak nadal mieliśmy grać swoje ...
   Momentalnie dostałem olśnienia. Przecież ktoś mógł mi coś dosypać, ktoś ewidentnie chciał mnie stąd wykurzyć...
   Przyjrzałem się tej "parze" i nie zauważyłem żadnych oznak na Shin'ie do przyszłego rozstania z nią, wręcz przeciwnie, wyglądał na szczęśliwego. Spuściłem wzrok i zacząłem myśleć nad wszystkim.
   Nie przyszedł ze mną porozmawiać, chociaż znał przyczynę krzyków Jack'a.
   To Shin mi coś dosypał?
   Nie było to dla mnie logiczne, ale zacząłem w to wierzyć. Łzy stanęły mi w oczach. Ubrałem się i wyszedłem sam z domu.
 
                                                                             ***

   Szedłem w stronę kliniki gdzie był Iwo wraz z Sylvią. W myślach cały czas wałkowałem ten temat i coraz bardziej zacząłem wierzyć w to, że mógł to zrobić Shin...
   Tak bardzo go kocham...
   Przeszła mi również przez myśl Ilia i Amnabel, ale ona nie miała teraz podstaw aby cokolwiek mi wsypywać, bo niby po co skoro oficjalnie wie, że Shin będzie się żenić z Ilią... Może On wcale nie chce się z nią rozstawać i rzeczywiście mnie tylko sprawdzał? Przecież dobrze wie, że nikomu nic nie powiem, bo nikt mi nie uwierzy.
   Bawił się?
   Znowu przegrałem...
   Myślałem nad momentem, w którym mógł mi coś dosypać.
   Usiadłem na ławce znajdującej się na korytarzu, na której kilka godzin temu siedział Shin. Nie miałem odwagi jeszcze wejść do pokoju, bo z mojej miny można było wyczytać wszystko i posypałyby się pytania, na które nie miałem siły odpowiadać.
   Teraz zostałem z tym wszystkim sam, nie ma mowy żebym powiedział cokolwiek Sylvii, a tym bardziej już Iwo. Nie potrafiłem zapanować nad swoim oddechem, emocjami i pojawiły się łzy. Nie mogłem teraz tak do nich iść. Postanowiłem opuścić budynek, ale w tym momencie wpadłem na Iwo. Przeklęty pech!
   - Miałeś wpaść jutro.
   - Aaa, no... musiałem dać coś Sylvii, ale teraz muszę już iść - wyszeptałem ze spuszczoną głową i minąłem go. Już myślałem, że bardzo dobrze poszło mi zbycie, ale myliłem się, bo pociągnął mnie za rękę tak, że prawie bym upadł.
   - Przecież widzę, że beczysz. Sylvi nie ma na górze, więc nic jej nie mogłeś dać.
   Chciałem coś powiedzieć, ale wlókł mnie za sobą w stronę pokoju, więc spasowałem. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy zamknął drzwi pomieszczenia.
   - Co się dzieje? - spytał od razu bez owijania w bawełnę, a ja stałem jak słup ze spuszczoną głową - Nawet nie próbuj kłamać.
   - Przyszedłem teraz, bo nie będę mógł ani jutro, ani pojutrze...
   - Kto z Tobą przyjechał? - spytał siadając na łóżku.
   - Nikt, sam wyszedłem z domu - wtedy też na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się połączenie od ojca - Mam iść na odwyk.
   - Zacząłeś brać!? - wydarł się na mnie, a ja się rozbeczałem.
   - Niee! Nie wziąłem nic! Ale wyniki mówią co innego, ktoś mi chyba coś dosypał.
   - Powiedziałeś to tacie?
   - Nie ma sensu nawet zaczynać tematu - tłumaczyłem łamiącym głosem -  Nikt mi nie uwierzy, a to najlepszy sposób, żeby mnie wykurzyć...
   - Nie poczułeś, że coś jest nie tak?
   - Nie... Nawet nie czuję braku.
   Pewnie byłem zbyt zafascynowany Shin'em i to była cała moja ekstaza podczas tych kilku dni, dlatego nie czułem żadnej różnicy. Nie chciałem mówić krówce więcej, niż potrzeba.
   - Przecież Ty nie możesz opuszczać kliniki. Dlaczego wyszedłeś na dwór?
   - Mój stan jest już stabilny. Ulotniłem się tylko na chwilę do sklepu obok - nastała chwila ciszy, aż w końcu spytał o to czego najbardziej się obawiałem - To On Ci to dosypał tak?
   - Chyba tak... Ale to tylko moje przypuszczenia, ja... ja już sam nie wiem...
   Wszystko mnie bolało na myśl, że mógłby to być Shin.
   Kolejne połączenia od Jack'a.
   - Odbierz.
   - Nie... Cokolwiek bym mu powiedział, w nic mi nie uwierzy...
   Dosłownie po chwili do pokoju wparował ojciec. Ha! Doskonale wiedział gdzie jestem. Bez słowa wyprowadził mnie z budynku i wpakował do samochodu. Krówka na szczęście nic nie powiedziała, może i bał się cokolwiek powiedzieć? Zaraz po odjeździe dostałem kilka sms'ów od niego z pytaniami "Czy wszystko ok?"
   Nadal milcząc weszliśmy do domu, on wkurzony poszedł do swojego gabinetu uprzednio włączając alarm i nawet nie zamienił ze mną słowa. Byłem już przegrany.
   Stałem tak i wpatrywałem się w drzwi za którymi zniknął. Przez chwilę zdobyłem się na odwagę, żeby iść z nim porozmawiać, ale po zrobieniu pierwszego kroku stchórzyłem. Cokolwiek powiem i tak mi nie uwierzy, w jego oczach jestem narkomanem.
   Naszła mnie straszna ochota, aby znów wziąć, znów poczułem tą fizyczną potrzebę. Pobiegłem na górę i pierwsze co zauważyłem to otwarte od "ich" pokoju drzwi. Nie było w nim nikogo, przecież Shin wraz ze swoją przyszłą żoną świętowali jej urodziny.
   Wszedłem zamykając za sobą drzwi, Skoro panicz mi coś dosypał, to musi mieć tego więcej. Zacząłem przeszukiwać pokój. Powyrzucałem prawie wszystko z szaf, wraz z bielizną Ilii. Kątem oka spojrzałem na jakieś stringi leżące teraz już na podłodze i przez chwilę zastanawiałem się jak ona je zakłada? Zaraz potem przypomniałem sobie, że je przed chwilą wyrzuciłem z szafy i szybko wytarłem dłonie w bluzkę. Ohyda!
   Pokój przewróciłem do góry nogami, jednak nie znalazłem żadnych prochów.
   Musiał się ich pozbyć!
   Wkurzony zwaliłem jakieś drobne rzeczy ze stolika, usiadłem na podłodze i zacząłem wyć.
   Minęła piąta nad ranem, a oni wciąż nie wracali.
   Dobrze się bawisz co nie, Shin?

                                                                      ***

    Nie przespałem nocy, ale zacząłem szykować się do szkoły. Zszedłem z torbą na dół, a Jack od razu powiedział mi, że dzisiaj nie muszę iść już do szkoły, bo jeszcze dziś wieczorem może trafię tam gdzie nie chciałem jechać. Denis próbował uratować jakoś sytuację, ale ojciec nawet nie chciał go słuchać.
   - Dlaczego Shin nic z tym nie robi?! - wrzasnął w naszym pokoju i tupnął nogą.
   Jest zbyt zajęty swoją lalunią, która go nie podnieca...
   - To On mi to dosypał...
   Stanął jak wryty i chyba nie mógł uwierzyć w to co usłyszał... No tak, jeszcze niedawno razem z nim przeglądałem jakieś mieszkania na wynajem.
   - Nic nie mów - wyszeptałem - Jestem tym zmęczony.
   Zaczął histeryzować i gadać, że go zabije. Denis buntownik.
   Chwilę przed południem Iwo napisał mi, że jest pod domem i mam wyjść. Przemyciłem go do domu, ale gosposia wszystko zauważyła. Była tak wyrozumiała i powiedziała "Jakby co, to ja nic nie wiem".
    Poszedłem z nim do pomieszczenia, które miało być moim pokojem. Nie zaprowadzę go przecież do pokoju brata.
   Usiadłem na łóżku, na którym jeszcze wczoraj przytulałem się z Shin'em... Boże! Gdyby to było tylko przytulanie...
   - Masz coś? - spytałem szeptem i patrzyłem się w ścianę.
   - Co?
   - Prochy...
   - Oszalałeś! Nie masz brać! - wydarł się, a ja miałem gdzieś jego krzyki, było mi tak smutno - Nie zaczynaj od nowa!
   Wtedy też wpadł Denis i od razu poinformował nas, że Ilia i Shin wrócili.
   - Wyjebie mu! - wysyczał przez zęby mój brat i obawiam się, że mówił serio.
   - Nie! Nie rób wojny!
   - Wojnę? To On jeszcze kilka godzin temu mówił do Ciebie "Kocham Cię" i obiecał wspólne zamieszkanie razem! Pierdolony oszust!
   - Zamknij się! - wydarłem się na niego łamiącym głosem. Nie chciałem żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, a już szczególnie nie Iwo. Wstydziłem się tego wszystkiego.
   Wtedy też krówka podszedł bliżej i z zmarszczonym czołem zadał mi jedno pytanie.
   - On Ci to obiecał? Ten Shin?
   - Wstydzę się o tym mówić! - szepnąłem i skryłem twarz w dłoniach - Jest mi tak smutno...
   Siedziałem tak chwilę pogrążony w swoim świecie. Nie chciałem, żeby Iwo się o tym dowiedział. Po prostu nie chciałem... Brakowało mi na wszystko sił.
   Zdejmując ręce z twarzy zauważyłem, że znajduje się sam w pokoju.
   Przestraszyłem się i wybiegłem na korytarz. Wychylając się przez barierkę zauważyłem jak Iwo i Shin się szarpią, a Denis wydaje dziwne dźwięki kibicowania. Chciałem krzyknąć, aby przestali, ale nie mogłem wydusić z siebie słowa.
   Sam nie wiem kto wygrywał, ale zanim zszedłem na dół, Jack zdążył ich rozdzielić, bo Ilia tak się darła, że nie trudno było ją usłyszeć. Stanąłem na ostatnim schodku i nawet przestałem przez chwilę oddychać.
   - Teraz moja kolej! - wrzasnął Denis i chlasnął mu liścia prosto w twarz.
   Shin nawet nie zdobył się na odwagę, żeby mu oddać. Mój brat był chyba kimś świętym w tym domu. Iwo stanął przede mną, a Shin'owi leciała krew z nosa i zaczął wycierać się rękawem.
   - Co to ma do cholery znaczyć?! - wrzasnął tatulek, a potem zwrócił się do Iwo - Widzę, że szybko stanąłeś na nogi! Shin, Denis w tej chwili do gabinetu! Z Wami sobie później porozmawiam! 
   Mój brat bez sprzeciwu ruszył pierwszy. 
   Wraz z Iwo czekaliśmy na nich na schodach. Ręce mi się trzęsły i co chwilę opieprzałem krówkę, że zrobił coś tak bezmyślnego. Nigdy nie spodziewałbym się, że jest do tego zdolny.
   Po niecałych dziesięciu minutach z pomieszczenia wybiegł Denis i nie zwracając na nas uwagi pobiegł do kuchni, nawet nie zamknął drzwi przez co widziałem, że Shin trzyma cały czas ręcznik przy nosie. Mój brat zaczął trzaskać jakimiś szufladami w kuchni i przewalał chyba jakieś sztućce, aż w końcu wyszedł i zaczął machać torebeczką w której znajdował się jakiś proch.
   - Pokaż to - rozkazał Shin.
   - Łapy przy sobie brudasie! - wrzasnął i podał worek krówce. 
   - Co mam z tym zrobić? - spytał zdezorientowany, gdy przejął rzecz.
   - Zobacz co to jest.
   Iwo westchnął i wziął trochę tego na palec, po czym od razy spróbował. 
   - Gorzkie, to amfa - stwierdził od razu - Skąd to masz?
   - Leżało sobie bezwstydnie w szafie.
   Potem wyjaśnił, że widział Amnabel jak wsypywała coś białego do jedzenia. Powiedział, że nie zwrócił na to szczególnej uwagi, bo myślał, że to sól, albo jakaś inna przyprawa. Jack słyszał całą rozmowę i chyba go wcięło.
   - Przykro mi tato, że zrobiła to akurat twoja żona. Nie kłamię, bo nawet i nie mogę, inaczej nie wiedziałbym, gdzie to w ogóle by leżało.
   Ja pierdolę, a ja oskarżałem Shin'a!
   - Napiszę Ci usprawiedliwienie do szkoły - powiedział Jack i od razu się ulotnił.
   To oznaczało, że mój pobyt na odwyku jest nieaktualny.
   - Przynajmniej wiemy, że to nie brudas.
   - Sory, że Ci tak ostro wyjebałem.
   - No myślę, że nic mi w nosie nie przestawiłeś... - westchnął wywracając oczami - Jak mogłeś myśleć, że to ja coś Ci dosypałem! - tym razem powiedział to do mnie.
   - SssHHiiNN!
   Oj, chyba Ilia zauważyła burdel w pokoju. Panicz zrobił wkurzoną minę na wieść, że musi iść na górę. Poszedłem tam za nim.
   - Zrobiłem mały remanent w waszym pokoju - wyjaśniłem, a Shin patrzył na pokój z niedowierzającą miną.
   - Remanent!? - wrzasnęła Ilia i kopnęła leżące ciuchy.
   - Szukałem ładowarki.
   - W mojej szafie na bieliznę?! Ty zboczeńcu!
   - Połowa tych gaci i tak nie zmieści się na Twoją dupę!
   - A Tobie żadne kremy na ryj nie pomogą!
   Tym razem chciałem do niej podejść, ale panicz przeciął mi drogę.
   - Ja przynajmniej mogę se worek na ryj założyć! A Ty swojej dupy nie ukryjesz!
   Shin wziął mnie przez ramię i mówił coś pod nosem, że już starczy tej wymiany zdań. Zacząłem go bić pięściami po plecach, żeby mnie zostawił, bo jeszcze nie skończyłem.
   - Ciebie to nawet dźwig nie podniesie! A co dopiero Shin! - zdążyłem wrzasnąć i znalazłem się w pokoju Denisa.
   - Opanuj emocje, bo zaczną się domyślać... - uśmiechnął się i poczochrał mnie po włosach jak jakiegoś dzieciaka.
   - Sama sobie jest winna, że jest tłusta.
   - Porozmawiamy o wszystkim potem.
   No tak, dobrze wiedziałem, że nie będziemy teraz gadać o tych prochach. Rozmowa musi poczekać. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i naburmuszyłem się.
   - Haha! - usłyszałem Denisa i zauważyłem, że siedzi przy biurku z Iwo i coś oglądali - Patrz! Tutaj jest Tae jak się kąpie!
   Wstałem i zauważyłem jak oglądają stare zdjęcia jak byliśmy jeszcze mali.
   - Czemu pokazujesz mu moje pedofilskie zdjęcia! - wydarłem się i sprzątnąłem im album - Zboczeńcy!
   Denis i krówka tak bardzo dobrze się dogadywali, że nawet nie zwracali na mnie uwagi. Ogólnie pierwszy raz widziałem, żeby mój kochany braciszek rozmawiał tak swobodnie z osobą, którą przed chwilą poznał. Niech sobie dyskutują, bardziej interesuje mnie to, jak wytłumaczy się Amnabel.
   Musi do mnie żywić straszną nienawiść, że chce wywlec mnie w ten sposób, na który przybyłem. Czułem jakąś wojnę w powietrzu.
   - Tae, może pójdziemy odwiedzić mamę? - spytał niepewnie - Pewnie jest sama w domu i...
   - Możemy iść.
   Ostatecznie wyszło tak, że ojciec nie miał nic przeciwko, aby puścić mnie i Denisa do matki. Uparł się, że ktoś może nas zawieźć, ale my twardo byliśmy przy tym, że możemy sobie jechać podmiejskim. Po drodze zgarneliśmy tylko Sylvię, która wcześniej zadzwoniła do Iwo, ona natomiast wiedząc, że idziemy do Susan, nie dała za wygraną i też chciała iść.
    W czwórkę zbliżaliśmy się już do bloku. Weszliśmy na klatkę schodową, a ja spojrzałem na drzwi od piwnicy. Po moim ciele przeszły dreszcze, pokierowałem się na schody, a do mieszkania weszliśmy nie pukając.
   - Jeszcze tu przylazłeś!? - wszyscy usłyszeliśmy głos matki dochodzący z pokoju - Wynoś mi się stąd...
   - Mamo to ja! - wrzasnął Denis i poleciał do pokoju, zapewne po to, aby ją przytulić. Już zawsze zostanie tym mamisynkiem.
   - Oh, przyjechaliście? - spytała zaskoczona i wyszła na korytarz - Myślałam, że to... a nie ważne.
   Ja w międzyczasie niemal wepchnąłem Sylvię i Iwo do mojego pokoju, ale gdy zapaliłem tam światło to mało nie padłem na zawał.
   - Wygląda jakoś inaczej - no coś ty Iwo...
   - Mój pokój... - szepnąłem i aż musiałem się podtrzymać na krówce - Ale wstyd...
   Wszystko było porozrzucane, dosłownie wyglądało tak, jakby ktoś przerzucił go do góry nogami.
   - Taemin! Nie było mnie tyle czasu, a Ty ani razu nie posprzątałeś!?
   - To nie jego wina - uśmiechnęła się mama i zaprowadziła nas wszystkich do kuchni - Napijecie się czegoś? Nawet placka nie upiekłam, ani ciastek nie mam do kawy hm...
   Zaczęła szperać po szafach w poszukiwaniu jakiegoś cukru, a my usiedliśmy wszyscy przy stole.
   - Co się stało z pokojem? - szepnął Denis.
   - Domyśl się... Pewnie Ivan przeszperał wszystko, bo myślał, że znajdzie tam prochy.
   - Ogólnie to rozmawiałam z waszym ojcem i powiedział mi coś ciekawego... , ah, Taemin pójdziesz po jakiś placek?
   - E... Ja?
   - Nie postawię przecież samej kawy na stół i...
   - Ale na prawdę nie trzeba - wtrącił się Iwo.
   - Ale ja z chęcią zjem!
   - Sylvia... - skarcił ją wzrokiem, a ona zrobiła obrażoną minę.
   - Jak mama chce, to ma tak być - sprostował go Denis - Nie odejdziesz od stołu dopóki nie wjebiesz całego placka.
   - Najpierw muszę go kupić...
   Wziąłem hajs z szafy i ubrałem na siebie kurtkę. Matka musiała mi jeszcze powiedzieć, jakie placki sobie życzy. Gdy wszystko już wiedziałem wyszedłem z bloku i udałem się do spożywczaka, ten sklep był na tyle dobry, że mieli tam wszystko i nie był daleko.
   Kupiłem to co chciała i już prawie zbliżałem się do bloku, a drogę przeciął mi Axel. Trochę się wystraszyłem, ale nie dałem po sobie tego poznać.
   - Dawno Cię tu nie było - zaczął.
   Nie miałem zamiaru z nim dyskutować i szedłem dalej w stronę domu. Nie widziałem go od czasu szkoły, tak bynajmniej mi się wydaje. Czego on ode mnie chce? Że też matka wiedziała, kiedy wysłać mnie do sklepu.
   - Co tam? Wróciłeś już na chatę?
   Co? Jakby go to obchodziło... Po chwili powtórzył pytanie i złapał mnie za ramię. Wystraszyłem się i odskoczyłem od niego, a on widząc moją reakcję również cofnął się o krok.
   - O co chodzi?
   Co on zanik pamięci ma? Zignorowałem to i ruszyłem dalej. Momentalnie chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w jakieś zaciszne miejsce. Upuściłem reklamówkę i drugą ręką próbowałem się uwolnić.
   - Puszczaj mnie! - wrzasnąłem i nawet ugryzłem go w dłoń, nawet tego nie poczuł.
   Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że dziwnie dyszy i trzęsie się jak galareta. Jeszcze bardziej się przeraziłem, a on tylko nerwowo rozglądał się na boki - Axel, puść mnie!
   - Co? - spytał spokojnym głosem i spojrzał na mnie, ten wzrok był dziwny - Chcę iść z Tobą na spacer.
   - Nigdzie z Tobą nie idę! Zostaw mnie, bo będę krzyczeć!
   Z krzyczeniem wcale nie żartowałem, już miałem otwierać usta, a on chciał mi przyłożyć drugą ręką. Zamachnął się, sprawnie się nachyliłem i uniknąłem uderzenia. Niezadowolony chciał powtórzyć czynność. Wiedziałem, że za drugim razem unik już mi się nie uda. Zacząłem się szarpać i krzyczeć, nie podziałao nic. Lekko się nachylił, nie wiem jaki był jego zamiar, ale wykorzystałem okazję i ugryzłem go ponownie, tylko tym razem w policzek. Zaklął i odepchnął mnie od siebie, przez to uderzyłem plecami o ścianę jakiegoś budynku. Wcale na niego nie spojrzałem i ruszyłem biegiem w lewo. Wydawało mi się, że biegnę tak wolno, jak w moich snach, gdy przed czymś uciekałem. Gonił mnie, bo było słychać jego wyzwiska kierowane w moją stronę. Po krótkiej ucieczce wbiegłem prosto na jezdnie. Pokonałem jakiś kawałek ulicy i stanąłem na samym środku. Wszędzie wokół mnie były rozpędzone samochody. To był beznadziejny pomysł, mogłem pobiec gdzieś indziej. Chciałem się cofnąć, ale gdy się obróciłem Axel stał tuż za mną. Chwycił mnie za ramię i sprowadził na chodnik. Zaczął coś mruczeć pod nosem i cały czas mnie za sobą ciągnął.
   - Odpuść muszę już iść do domu! - wybełkotałem.
   - Pójdziemy do mnie - stwierdził i zaczął się rozglądać na boki - Pobawimy się w coś.
   - Co...? Axel ogarnij się! Ludzie mojego ojca mnie śledzą, będziesz miał tylko dodatkowe problemy! 
   - Śledzą? - zaśmiał się - Gdyby to robili to już dawno by Cię uratowali? 
   Nie wiedziałem czy ojciec wysłał za nami swoich ludzi, ale wszystko wskazywało na to, ze nie. Miał rację, gdyby ktoś za mną łaził, to już dawno by mi pomógł.
   - Przestań! Nie chcę nigdzie z Tobą iść! - zacząłem gadać przez zęby ze złości i bezradności, a oczy robiły się mokre.
   - Tylko mi tu nie rycz! Nie jara mnie beczenie!
   - Mnie nie jarasz Ty!
   - No dziwnie, jeszcze pamiętam jak jęczałeś. gdy cię pieprzyłem! 
   - Byłem szczeniakiem zakochanym w takim żałosnym typie jak Ty! To Ty mnie wykorzystałeś!
   - Sam się pchałeś.
   - Bo Cię kochałem.
   - A co? Teraz jak jest? - zatrzymał się i spojrzał mi w oczy
   - Mówię to teraz tak swobodnie, bo jesteś dla mnie nikim.
   - Oj tam, to nic. Koleżeński seks nikomu nie zaszkodzi. Tak się opierasz, a będzie Ci dobrze tak jak wtedy.
   - W twoich snach!
   Wchodziliśmy ponownie na teren bloków. Zastanawiałem się czy nie zacząć ponownie krzyczeć, ale byłem tak przerażony, że nie wiedziałem czy będę w stanie wydusić z siebie głośne słowo. 
Muszę się uwolnić zanim...
   Wtedy też pisk opon, znajome auto, znajoma twarz. Wyszedł z samochodu i trzasnął drzwiami. Automatycznie podbiegł do nas i uwolnił moją rękę z uścisku Axel'a. Cały mój strach odszedł, bo przecież był on. 
   - Nic Ci nie jest? - spytał Shin i zaczął się mnie przyglądać. Niczego nie dostrzegł więc zwrócił się bezpośrednio do Axel'a - A Tobie co? Nie pamiętasz już swojej obitej mordy?! - wysyczał przez zęby. Podszedł do niego i odepchnął go lekko w tył. 
   - Oh, zazdrosny? Że byliśmy tylko na spacerze? - zadrwił i oddalił się trochę.
   Shin powiedział do niego jakieś słowa, których nie zrozumiałem, po tym rzucił się na niego i próbował obalić na ziemię. Ciśnienie mi podskoczyło, totalnie nie wiedziałem co mam zrobić. Wpatrywałem się pustym wzrokiem w tą szarpanine. Axel nie dawał za wygraną i próbował za wszelką cenę utrzymać swoją pozycję, pięścią uderzył Shin'a prosto w brzuch. Wytrzymałem oddech i zaczynałem się niepokoić. Z samochodu zaczęła wychodzić druga osoba, a była to nikt inny jak Ilia. 
   - Shin co Ty wyprawiasz?! - krzyczała i zaczęła wszędzie latać wzrokiem. 
   Krótko po tym zbiegło się kilku gapiów, w firanach babcie też pewnie siedziały w końcu było to blokowisko. 
   Shin nawet nie zareagował na to uderzenie i po tym zwinnym ruchem obalił go na ziemię. Zaczął go kopać i zdobywał przewagę.
   - Shin! Zróbcie coś na Boga! - zaczęła wrzeszczeć spanikowana, ale ludzie nadal tylko obserwowali. Bali się podejść, ja też bym się bał.
   - Bohater się znalazł! - krzyczał Axel - Zachciało Ci się bronić tej kurwy?! 
   Nie wiem jak to zrobił, ale udało mu się wstać i oddalił się na bezpieczną odległość. Shin dyszał i było po nim widać, że jego cierpliwość się skończyła dawno. 
   - Wystarczy Shin - szepnąłem tak słabo, pewnie mnie nie usłyszał.
   Axel ruszył w moją stronę. Przestraszyłem się i zacząłem krzyczeć, ale mój obrońca nie pozwolił na to, aby się zbliżył i pociągnął go za szmaty do tyłu. Znów zaczęli prowadzić zaciętą walkę. Nie chciałem już na to patrzeć. Po przeciwnej stronie zauważyłem dwóch pakerów, po ich minie było widać, że całe to zamieszanie ich bawi. Nie zastanawiałem się nawet tylko podbiegłem do nich z prośbą, aby ich rozdzielili. 
   - Fajne przedstawienie, żal przerywać!
   - Proszę! Zapłacę tylko ich rozdzielcie!
   Jeden z nich westchnął i spojrzał na tego drugiego. 
   - Chodź.
   Wykonali moją prośbę bez żadnego problemu. Przyrąbali jeszcze im obu w łeb na uspokojenie, to mi się nie spodobało, ale trudno. Nie wiedziałem czy mam do niego podejść, mimo wszystko wciąż na miejscu zdarzenia była ona. 
   Podbiegła do niego, chociaż jeden z tych pakerków wciąż go trzymał, bo nie chciał dać za wygraną. Natomiast Axel wypluł z ust zęba.
   - Czy Ty jesteś poważny?! - wydarła się i zaczęła okładać Shin'a pięściami, on nic sobie z tego nie robił. 
   - Nie wtrącaj się! - wydarł się na nią i wstał uprzednio gadając mięśniakowi, że już mu przeszło, a ja stałem jak słup - Taemin do samochodu - rozkazał i śledził mnie tak długo wzrokiem zanim nie wsiadłem - Ty tak samo - zwrócił się do Ilii. 
   W samochodzie trwała cisza, było wyczuć jednak napięcie Shin'a, gdy kierował.
   - Jesteś nieodpowiedzialny! Jak mogłeś coś takiego zrobić - krzyczała siedzącą na przodzie - Mogło Ci się coś stać! Nie mów mi, że to przez niego - teraz wskazała palcem na mnie - się z nim lałeś! Nie powinno Cię to obchodzić, to nie Twój interes!!
   - To Ty się nie wtrącaj! - wrzasnął i uderzył dłońmi o kierownicę - Nie wypowiadaj się skoro nic nie wiesz!
   - Jak Ty się zachowujesz?! Chcesz dawać taki przykład naszemu dziecku?!
   - Przestać jazgotać!
   Do samego mieszkania ojca toczyła się ta debata, a ja w międzyczasie wysłałem krótkiego sms'a do Denisa. Dotarliśmy przed budynek, Ilia pobiegła prosto do gabinetu ojca. Shin bez słowa udał się na górę, a ja nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Poszedłem za nim do łazienki. Zaczął przemywać twarz wodą. 
Podszedłem do niego od tyłu i przytuliłem się do niego.
   - Nic Ci nie jest? - spytał ponownie wpatrując się w odbicie lustra.
   - Nie, bałem się! 
   - Nie możesz tam chodzić sam! 
   - Robię Ci tylko dodatkowe problemy... - szepnąłem.
   - Twoje problemy są moimi problemami. Najważniejsze, że Tobie nic nie jest, a z nim to jeszcze nie skończyłem.
   - Nie mieliśmy okazji pogadać...
   Teraz obrócił się w moją stronę i zaczął wpatrywać się w moje oczy.
   - Jak mogłeś pomyśleć, że to ja Ci coś dosypałem? Nie mogłeś ze mną porozmawiać po prostu?
   - Kiedy miałem z Tobą rozmawiać?! - wydusiłem z siebie i oparłem się plecami o ścianę - Na każdym kroku musimy się pilnować, ja nie wiedziałem co mam myśleć... W życiu nie podejrzewałbym Twojej matki...
   - Ona... Jest po stronie Ilii, wpadnie w szał jak się o wszystkim dowie.
   - Przecież jesteś dorosły, wiesz co robisz. 
   - ShhIinNNn!! - nie trudno zgadnąć, to była Ilia.
   - Boże...
   Wparowała po chwili do łazienki niczym mgła. Widok nas obu razem trochę ją zszokował, ale szybko to ukryła i powiedziała, że mamy obaj iść do Jack'a. Ominąłem ją najszybciej jak się dało i zszedłem na dół, tuż za sobą słyszałem kroki Shin'a. Otworzyłem jego drzwi, akurat rozmawiał z kimś przez telefon, więc usiadłem na przeciwko i czekałem aż skończy. Panicz natomiast zamknął drzwi i oparł się o ścianę. 
   - O co chodziło z tym zajściem na osiedlu? - spytał i położył dłonie na blat biurka - Shin? - to było wiadome, że najpierw spyta jego.
   - Jack, to nie było nic takiego. Typowi się należało, a co Ona już Ci się poskarżyła? Należało mu się, też mam swoje porachunki - prychnął zły.
   - I akurat był tam też Tae? 
   - Braterska pomoc, w końcu bratu się pomaga no nie? 
   - Nie o to mi chodzi Shin... Ta cała sytuacja z tymi narkotykami... Twoja matka ma jakieś obawy i obawia się właśnie Taemin'a, przez to te prochy - teraz zwrócił się do mnie - Chciałem Cię za nią przeprosić.
   - Nie chcę twoich przeprosin tylko jej.
   Jack westchnął i zaczął nerwowo stukać długopisem o blat stołu, wpatrywał się w okno i intensywnie nad czymś myślał, potem się tylko histerycznie zaśmiał.
   - Myślicie, że ja na prawdę nic nie wiem? 
    Ciśnienie mi skoczyło na te słowa, chciałem spojrzeć na Shin'a, ale nie mogłem. 
   - Przecież to widać. Ja to widzę, sposób na jaki na siebie patrzycie - te słowa wystarczyły, abym spuścił głowę w dół - Troska Shin'a przez Twoje ćpanie...
   - Jack...
   - Zmyliło mnie wszystko, gdy Taemin powiedział, że ten cały Iwo jest jego chłopakiem, Shin przecież w biurze mam kamerę...
   - Ja pierdolę! - zaklął, a ja wytrzymałem oddech.
   Chciałem już zacząć wyzywać go. Jak mógł nie wiedzieć, że ojciec ma tu kamere?! 
   - Przypuszczenia Twojej matki są słuszne.
   - Powiedziałeś jej?! - wydarł się.
   - Nie, chociaż nie ukrywam, że chciałem. Taemin, a co z tym twoim niby chłopakiem?
   - Iwo nigdy nie był moim chłopakiem... - wydusiłem z siebie - Kłamałem, inaczej nigdy byś mnie wtedy nie puścił.
   - Co chcecie dalej z tym wszystkim zrobić? Amnabel z Ilią planują ślub...
   - Widzisz jak mi śpieszno do tego ślubu... - prychnął ironicznie.
   - Kochasz ją?
   - Jack na prawdę chcesz teraz o tym rozmawiać?
   - Tak, bo trzeba rozwiązać tą sprawę. Nie powiesz jej chyba przed ołtarzem " nie" 
   - Skoro tak wasze wszystko wiesz, to znasz odpowiedź - odparł wkurzony i skrzyżował ręce.
   - Znam, tylko chcę usłyszeć ją z Twoich ust.
   - Kochasz ją czy nie? - tym razem ja zapytałem, chciałem to usłyszeć.
   - Nie kocham jej. Nigdy nie kochałem. Tylko mi nie praw wyrzutów, że czemu wcześniej nie powiedziałem. Obaj jesteście za nią jak cholera, ja głosu w tym domu nie miałem. Spełniałem wtedy tylko wasze prośby i próbowałem to zaakceptować.... ale... - zamyślił się - Tak się nie da. 
   - Co planujesz dalej?
   - A powinienem Ci mówić?
   - Tak, bo poniekąd planujesz raczej przyszłość z moim synem, a ja chcę wiedzieć co go czeka - zaśmiał się lekko, Shin w sumie też, ale cały czas był zdenerwowany.
   - Matka nie zaakceptuje Taemin'a. Chciałem wynająć coś małego, znaleźć inną pracę. Myślę, że dałbym radę. 
   - Przecież pracujesz u mnie.
   - Po tym wszystkim nie jestem pewny, czy będziesz chciał, abym dalej u Ciebie pracował, więc wziąłem to pod uwagę.
   - Z mojej strony nic się nie zmienia. Zaakceptuje to, ale Twoja matka... Musimy to jak najszybciej rozwiązać, jeszcze dzisiaj, bo nie możemy tak tego trzymać.
   - Jack tak w ogóle, to jeszcze potrzebuję rady... 


   
   
   
   
   
   
  

   
 

 
    
 

3 komentarze:

  1. Zazdrosne baby są do kitu, a te planujące ślub i wesele są tak beznadziejne że nadają się do odstrzału. Myślę że najlepszym rozwiązaniem będzie gdyby pobrały się ze sobą i wyprawiły sobie swoją uroczystość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha xD trochę się uśmiałem xD (///▽///)

      Usuń
  2. Hej,
    ech, jak się okazało to matka Shina dosypywała do jedzenia Teaminowi te narkotyki... ale Jack, tak jak zwykle ro Teamin jest gorszy, oskarżenia, nie wysłuchanie i zero przeprosin... no i już wie, że chcą być razem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń