sobota, 20 lutego 2016

✬ Rozdział Drugi ✬

   Minął już prawie tydzień odkąd zaczęliśmy ze sobą pisać. W szkole na przerwach widziałem jego zamyślenie i uśmiech na twarzy kierowany do telefonu, zazwyczaj zawsze po takim uśmiechu docierała do mnie jakaś wiadomość. Cieszyłem się jak cholera i byłem szczęśliwy, chociaż były to tylko sms'y.
   W piątek, gdy tylko wróciłem do domu po szkole, napisał mi, że jest ciekawy jak wyglądam i że, chciałby, abym wysłał mu swoje zdjęcie. Zdenerwowany nie wiedziałem co mam zrobić i dopiero po kilkunastu minutach odpisałem, że nie chcę i się wstydzę. Zaczął mnie przekonywać, ale pozostawałem nieugięty.

Michael: To jest niesprawiedliwe! Ty mnie widziałaś na pewno w internecie, a ja Ciebie nie! : |

   Nie ma mowy, to wcale nie wchodzi w grę, nic mu nie wyślę. Potem zaczął udawać wielce smutnego i stwierdził, że możemy porozmawiać chociaż przez telefon. 
   To wszystko zaczynało jechać po innym torze i stawało się coraz bardziej trudne. 

Hiromi: Nie chcę rozmawiać.

Michael: Też się wstydzisz? Czy nie chcesz?

Hiromi: Wstydzę się.

Michael: Jeeeju, ze wstydliwymi dziewczynami są same problemy : D

  Wstydliwe dziewczyny... No tak, to wstydliwi faceci mają jeszcze gorzej. Nie zdążyłem odpisać, a już dostałem kolejnego sms'a

Michael: Jak chcesz to mogę zadzwonić i coś Ci zaśpiewam : ) 

Hiromi: Napisałam, że nie chcę rozmawiać...

Michael: Nie musisz, ja będę tylko gadać.

   Zgodziłem się, krótko po tym, na moim telefonie pojawiło się od niego połączenie. Drżały mi dłonie, ale odebrałem i podłożyłem sobie aparat do ucha. 
   - Hej Hiroo-mi! Jeju, mam nadzieję, że dobrze wypowiedziałem Twoje imię - usłyszałem lekkie zakłopotanie i się uśmiechnąłem. Ma taki miły dla ucha głos. - Mogę do Ciebie mówić Hiro? Czy to jakieś inne imię,  albo czy masz jakiś pseudonim? Jak będziesz chciała to potem mi napiszesz w wiadomości. Na mnie czasami wołają Wall, to od nazwiska no i tak jakoś...
   Słuchałem go i byłem cały w skowronkach. Uroczo się śmiał, albo jak nie wiedział co ma powiedzieć to się tak śmiesznie zacinał. 
   - Jesteś tam czy usnęłaś? - chwila ciszy - Oo słyszę jak oddychasz! Ale słuchaj, jak już nie będziesz chciała słuchać mojego biadolenia to po prostu się rozłącz i napisz od razu, bo czasami to nie zwracam uwagi i potrafię gadać sam do siebie...
   Gadał mi, że właśnie idzie na basen i opisywał każdy najmniejszy szczegół przebytej drogi.
   - Może się kiedyś spotkamy? Tak na pewno będzie lepiej nam się rozmawiać, niż przez telefon...
   Wstrzymałem oddech. Wszystko wskazywało na to, że pomału będę musiał przestać z nim pisać. Od razu zmienił temat na coś innego i potem się rozłączył i powiedział przed tym, że odezwie się potem.
   Położyłem się na łóżku i próbowałem przekonać jakoś siebie, żebym już mu nigdy nie odpisał. Owszem nie chciałem tego, ale nic innego mi nie pozostało. Ta znajomość nie miała sensu, to tylko mój własny wirtualny świat oszustwa. Chciałbym z nim spędzić chociaż jeden dzień...
   Od razu przypomniałem sobie przebrania do cosplay'u, a dokładniej chodziło mi o peruki. Włączyłem laptopa i zacząłem przeglądać wigi na internecie. Początkowo zastanawiałem się nad zwykłymi doczepianymi włosami, ale szybko z nich zrezygnowałem, bo byłbym zbyt do siebie podobny. W końcu znalazłem ładną i nie tanią perukę, zależało mi na tym, aby się nie świeciła i wyglądała naturalnie, a przy tanich to jest więcej niż pewne, że jakość byłaby masakryczna. Zamówiłem ją, powinna dojść w ciągu trzech dni.
  Następnie zajrzałem do mojej szafy z ciuchami. Nie ma mowy abym ubrał jakąś sukienkę, nawet wcale ich nie posiadam i nie wyjdę tak na dwór. Zwykłe spodnie wystarczą i jakiś luźny sweter, może te od babci różowe, w końcu się na coś przydadzą. Wszystko miałem, wystarczyło tylko poczekać na te włosy. Wyłączyłem laptopa, wcześniej skasowałem historię.

                                                                      ***

   Dokładnie we wtorek doszła do mnie moja przesyłka. Na szczęście nie odebrał jej Andrew, bo znając go, to na pewno sprawdziłby co jest w środku. Z paczką pod ręką poszedłem na górę. Otworzyłem ją i usiadłem na łóżku. Miękkie falowane brązowe włosy. Trochę się przeraziłem, a co jeżeli pójdzie coś nie tak? Szybko odepchnąłem tą myśl na bok i zacząłem "rozszyfrowywać" tego wiga. Nigdy nic podobnego nie miałem w ręku, ale szybko się połapałem z regulowanym obwodem głowy. Potem ją założyłem i nieźle się tym zmęczyłem. Podszedłem do lustra i nie mogłem uwierzyć, że to ja.
   Włosy się trochę poplątały przez moją nieumiejętność zakładania. Poszukałem szczotkę i je uczesałem. Wyglądały zdecydowanie lepiej i nie było w nich nic sztucznego. Nie były ani za gęste, ani za rzadkie, po prostu idealne.
   - Boże... - szepnąłem sam do siebie i palcami dotknąłem lustra.
   Dopiero teraz pomyślałem o moim głosie. Czy to mnie nie wyda? Niby Andrew czasami gada, że piszczę jak baba i pewnie mutację głosu będę przechodzić jak skończę trzydzieści lat. Może są z tego teraz plusy?
   Robiłem z siebie teraz idiotę i ćwiczyłem mój głos. Chyba nie jest tak źle.
   Usłyszałem jak ktoś idzie po schodach, od razu ściągnąłem te sztuczne włosy i wraz z kartonem wepchnąłem pod łóżko.
   - Zaczynasz wariować i gadasz sam do siebie? - rzucił obojętnie i walnął swój plecak na łóżko.
   Nie odezwałem się i chwyciłem telefon do ręki.

   Michael: Właśnie wracam do domu, a Ty co robisz? Mogę zadzwonić?  ^_^

   - Wychodzę - powiedział obojętnie Andrew i wyszedł z pokoju.
   Właśnie miałem odpisać Michael'owi, że nie bo nie jestem sam w pokoju, ale szybko zmieniłem treść. Po chwili już słyszałem jego głos w słuchawce telefonu. Byłem tak oczarowany, że sam siebie nie poznawałem. Nie pamiętam, żebym kiedyś był tak szczęśliwy, takie dni to były u mnie rzadkością.
   - To co spotkamy się kiedyś? - zawsze to powtarzał.
   - Kiedy?
   Instynktownie mu odpowiedziałem i dopiero po fakcie się zorientowałem. Przeraziłem się i zatkałem sobie usta dłonią. 
   - Odezwałaś się! - krzyknął podekscytowany i się zaśmiał - Wiedziałem, że kiedyś się odezwiesz!
   - Nie.. ja.. tylko... - zacząłem się jąkać i już chciałem się rozłączyć. Spanikowałem.
   - Tylko się nie rozłączaj! - zaśmiał się rozbawiony - Masz słodki głos.
   - Odezwę się potem!
   Rozłączyłem się i rzuciłem telefon w kąt. Dłonią uderzyłem się w czoło. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłem się uspokoić, a to tylko była krótka wymiana zdań. Jeżeli będę tak się bał z nim rozmawiać, to w życiu nie zdobędę się na odwagę, aby z nim się spotkać... 
    Jeżeli Andrew wyszedł, to mam cały pokój dla siebie i mogę przetestować swój wygląd. Otworzyłem szafę i wyrzuciłem z niej wszystkie ciuchy, szukałem różowego swetra od babci, który dostałem jakieś trzy lata temu. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo wyróżniał się swoim kolorem. Założyłem go na siebie i stwierdziłem, że chyba jest w porządku, potem tylko poszukałem jaśniejszych spodni.
   Wszystko ok, tylko nie posiadam cycków...
   - Walić to! - wrzasnąłem na pocieszenie - Niektóre baby też nie mają cycków.
   Z tym faktem postanowiłem nic nie robić. Wyjąłem spod łóżka perukę i ponownie ją założyłem. Efekt końcowy mnie zadowolił, wyglądałem lepiej niż się spodziewałem. 
   Spojrzałem na ekran świecącego się telefonu

Michael: To kiedy się spotkamy? : )

Hiromi: A kiedy chcesz?

Michael: Może jutro, albo w środę? 

    Napisałem mu, że w środę. Chciałem dać sobie jeszcze trochę czasu. Nie byłem do końca pewny, czy zdobędę aż tyle odwagi, ale zawsze mogłem mu odmówić, więc wszystko na spokojnie, nie pali się. Mam czas.
   W tym tygodniu na obiad był kurczak. Ojciec zrobił cały zapas, przedwczoraj były udka z piekarnika, wczoraj kotlety, a dzisiaj jakiś eksperyment, który wyszedł nawet bardzo dobrze. Posiadał zdolności kulinarne, ale był zbyt leniwy, albo zmęczony pracą, by cokolwiek zrobić.
   Andrew pojawił się  dopiero wieczorem i z całym talerzem obiadu przyszedł do pokoju, w którym oglądałem z tatą film.
   - Wiecie, że Chińczycy mnożą się jak króliki i przez to w Chinach mają ograniczenie na dzieciaki? - spytał żartobliwie brat i znów oczywiście gapił się tylko na mnie, wraz ze swoim głupim uśmiechem.
   - Słyszałem, że mają to znieść. - burknął znudzony już jego żartami ojciec.
   - Przyznaj się, że przemyciłeś tu Hiroyę, bo inaczej byłby poskrobany.
   - Andrew wiesz, że Chiny i Japonia to inne kraje?
   - To jedno i to samo, tam są wszędzie żółtki.
   - A tutaj jest pełno Amerykanów... - westchnął ojciec i wywrócił oczami.
   - Ale widocznie nie mnożymy się jak króliki...
   Nastała chwilowa cisza, a ja i tak wiedziałem, że Andrew szuka kolejnego żartu.

Michael: Mam przyjechać do Cordovy? : )

Hiromi: Nie, przyjadę do Princeton autobusem.

   Spotkanie w Cordovie mogłoby stworzyć niepotrzebne problemy, nie znałem dobrze tego miasta. 

Michael: W takim razie przyjdę po Ciebie na dworzec, tylko musisz mi napisać o której miej więcej będziesz.

   Miałem już zajęcie na resztę wieczora. Musiałem posprawdzać autobusy, którymi "niby" bym przyjechał. Nie chciałem wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Spotkanie na dworcu to nawet dobry pomysł.

Michael: Może pójdziemy do kina? 

Hiromi: Nie szczególnie lubię duże ekrany... Wolałabym coś innego porobić.

MichaelAle mówisz o przyzwoitych rzeczach!?  (*≧▽≦)

Hiromi: Oczywiście, że tak! 

   Zboczeniec!
 
                                                                            ***

   Nie zdążyłem nawet dobrze przyjąć do wiadomości tego, że mamy się spotkać, a już była środa. Ze szkoły to niemal biegłem, chciałem jak najszybciej zaleźć się w domu. Było chwilę po trzynastej. Rzekomy autobus z Cordovy do Princeton miałem równo o trzynastej trzydzieści. Jazda to pięćdziesiąt pięć minut bez korków, a Michael napisał, że będzie czekać już o czternastej dwadzieścia.
   W tej chwili cieszyłem się, ze Andrew zawsze kończy lekcje później niż ja, inaczej to nie wiem jak bym dał radę założyć to wszystko na siebie. Przemyślałem dokładnie swój plan działania tak, żeby nikt w domu niczego się nie domyślił.
   Założyłem najpierw na siebie ubrania, w których miałem zamiar tam iść, następnie od razu uszykowałem ciuchy, w które będę musiał się przebrać przed powrotem do domu. Zapakowałem je w mały stary plecaczek z jakimiś przypinkami. Baby przecież zawsze noszą wypchane torebki. Na samym końcu wig i znów uzyskałem ten efekt, który chciałem.
   - Zapamiętaj. Jesteś Hiromi, a nie Hiroya - szepnąłem jeszcze do siebie patrząc w lustro.
   Wziąłem ze sobą jeszcze tylko lusterko i grzebień.
   Trzęsący się wyszedłem z domu. Dłonie miałem niemal lodowate. Bałem się, że ktoś krzyknie zaraz "Hiroya! Bawisz się w przebieranki?" Potrząsnąłem głową, aby odgonić te myśli. Udałem się w kierunku dworca, musiałem być prędzej niż Michael.
   Chcę z nim spędzić jeden dzień, tylko jeden kolorowy dzień i już więcej nie założę tego głupiego przebrania. Ciekawe czy gdybym był dziewczyną to moje życie byłoby jakieś lepsze? Zawsze miałem wrażenie, że one mają łatwiej, może były to tylko moje przypuszczenia.
   Skręciłem w uliczkę i już w oddali widziałem dworzec. Zatrzymałem się, moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Co jeśli zauważy, że coś jest nie tak? Zostanę życiową porażką... Cholera! Muszę się wziąć w garść! Jeżeli taki będę, to nic z tego życia nie będę mieć! Ścisnąłem dłonie w pięści i ruszyłem przed siebie.
   
Michael: Niedługo wychodzę z domu : ) Wolę być prędzej, abyś nie czekała.

   Przewidziałem, że tak zrobi, dlatego też wolałem prędzej wyjść z domu. 
   Usiadłem sobie na ławeczkach gdy byłem już na dworcu. W dłoni kurczowo trzymałem telefon, jeszcze chwila i go zgniotę. Rozglądałem się delikatnie na wszystkie strony, nie widziałem go w zasięgu wzroku, więc miałem chyba jeszcze trochę czasu. 

Michael: Niedługo będę, gdzie jesteś?

Hiromi: Jestem już na dworcu, siedzę na ławkach bardziej z tyłu. 

   Zacząłem znów się trząść i chyba dostawałem ataku paniki. Zrobiło mi się strasznie gorąco i niedobrze. Jeszcze chwila i tutaj będzie! Postanowiłem, że chyba rezygnuje.

Michael: Odwróć się : )

   Boże!
   Wstrzymałem oddech, moje ciało było tak zdrętwiałe, że nie mogłem się obrócić. Gapiłem się tylko w tą jego wiadomość i potem wraz z telefonem wykonałem lekki obrót w bok. Na pewno pomylił mnie z jakąś inną i jeszcze go tu nie ma.
   - Hej Hiromi! - wrzasnął i nawet nie zdążyłem się dobrze obrócić, a on przyjacielsko mnie przytulił. Wystraszony od niego odskoczyłem. Mam nadzieję, że nie popsuł mi tych sztucznych włosów... - Przepraszam... Nic Ci nie jest? Jesteś blada. - powiedział od razu i zaczął machać rękami.
   Zdenerwowany przycisnąłem swoją apaszkę do twarzy, tak aby mi nie było jej widać. Co ja mam teraz zrobić?
   - H-Hej... - burknąłem łamiącym się głosem i spuściłem wzrok.
   Wyglądał tak inaczej niż w szkole, był bardziej rozbawiony i wyluzowany. Był po prostu piękny i cudownie mi się z nim pisało. Ciekawe czy dzisiejszy dzień też będzie taki wspaniały, jak nasze wiadomości?
   - Teraz mogę Ci się przedstawić na żywo - wyciągnął do mnie dłoń i się uśmiechnął - Michael Walker.
   - Hiromi Katayama - nieśmiało uścisnąłem jego dłoń.
   Podałem mu moje nieaktualne nazwisko. Należało ono do mojej matki, a ojciec zmienił mi na jego, gdy tylko się tutaj przeprowadziłem. Nie musiałem się niczego obawiać.
   Od razu wziął sobie moją dłoń pod swoje ramię i zaczął gdzieś prowadzić.
   - Gdzie idziemy? - spytałem niepewnie.
   - Obmyśliłem trochę plan dnia, może nie będzie zbyt kreatywny, ale przynajmniej nie będziemy się nudzić. Chciałem iść właśnie na jakiś seans, ale skoro wolisz - w tym momencie się zaśmiał - Bardziej przyzwoitsze formy spędzania czasu, to rozumiem.
   - C-c-co!? Ale ja Ci napisałam, że nie to miałam na myśli!
   - Ja wiem! - znów śmiech - Tylko się droczę! Na początku w ogóle myślałem nad dniem spędzenia na plaży i chciałem Cię nauczyć pływać, ale od razu wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Jeszcze wzięłabyś mnie za jakiegoś zboczeńca, co chce tylko oglądać dziewczyny w stroju kąpielowym.
   Plaża? Zapomnij.
   - Wcale nie chcę się nauczyć pływać.
   Prowadził mnie po uliczkach, na których nigdy nie postawiłem nogi. Nie znałem dobrze nawet swojego miasta. Przecież zawsze była tylko szkoła i dom, nie miałem z kim wychodzić na spacery.
   Całą drogę gadał o byle czym, tak samo gadał przez telefon, a ja tylko słuchałem. Dopiero po jakiś piętnastu minutach zatrzymał się przed jakąś japońską restauracją.
   - Co Ty na to? - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi - Mam nadzieję, że jesteś chociaż trochę głodna.
   - Nieee... W sumie to taak.. Może trochę...
   Szło mi beznadziejnie...
   Skierowaliśmy się do stolika znajdującego prawie na samym końcu. Usiadłem, a po chwili usiadł i on po przeciwnej stronie. Nasze spojrzenia spotkały się przez dłuższy moment, potem szybko zacząłem szukać na stoliku menu, aby zakryć twarz, ale nic nie znalazłem.
   - Muszę do łazienki - powiedziałem i wstałem z krzesła.
   Już chciałem wejść do męskiej, ale szybko przekierowałem się na damską. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem swoją zarumienioną twarz. Cholera! Mogłem sobie kupić jakieś mazidło do twarzy! To było wiadome, że będę czerwony jak burak, co za wstyd! Poklepałem policzki zimną wodą, musiało wystarczyć, nie miałem nic innego.
   Wyszedłem i wróciłem do stolika, akurat kelnerka przyniosła kartę menu i mogłem spokojnie się za nią schować.
   - Co to jest okonomiyaki?
   - Nie wiem... - szepnąłem - Trochę niżej jest napisane.
   - Rzeczywiście. Owoce morza zanurzone w tradycyjnym japońskim suflecie z okolic Kansai dopełnione bogatą mieszanką sosów okonomiyaki. Czyli nazwa wzięła się od tych sosów. 
   Zastanawialiśmy się przez dłuższy czas nad swoimi zamówieniami, aż w końcu on poprosił kelnerkę o jakieś Wafu Sake, a ja wziąłem te okonomiyaki.
    - Nie zbyt przereklamowane? - spytał, ale nie wiedziałem o co mu chodzi - Że zabrałem Cię właśnie do tej restauracji?
   Wstyd przyznać, że nigdy nie jadłem nic azjatyckiego? Nie. Wstyd przyznać, że w ciągu jednego tygodnia mam to samo na obiad.
   - Nie jadłam nigdy nic japońskiego.
   - Nie wierzę! Przecież jesteś pół Japonką, nie ciekawiły Ciebie nigdy te smaki?
   - Nie miałam nigdy okazji spróbować.
   To była prawda, przez ciągłe siedzenie w domu ominęło mnie mnóstwo okazji.
   Wpatrywał się cały czas we mnie, a ja coraz bardziej byłem zakłopotany. Zauważył, że coś jest nie tak?
   - Gdzie chcesz potem pójść? Chciałabyś zobaczyć jakieś miejsce? - spytał i oparł rękę o blat stolika.
   - Nie wiem, nie myślałam nad tym.
   - Okej! - znów ten jego cudowny śmiech - Wymyślę coś!
   Po jakimś czasie dostaliśmy swoje dania i obaj wpatrywaliśmy się w nie ze zdziwieniem.
   - To na pewno był dobry pomysł? - spytałem i chwyciłem drewniane pałeczki.
   - W Twoim kraju na pewno takie coś jest popularne - stwierdził i włożył sobie trochę do ust swojego dania - Najwyżej trafimy do szpitala, przynajmniej będzie zabawnie.
   Zacząłem pomału czuć się zdecydowanie lepiej. Tylko dlatego, że próbował mnie rozbawić w najgłupszy sposób jaki chyba potrafił. Nie zgrywał gentlemana, tylko jadł sobie wszystko w tempie błyskawicznym, tak, że nie można było nie zwrócić na to uwagi i się nie śmiać. Było mi dobrze w jego towarzystwie.
   Gdy tylko wyszliśmy z restauracji stwierdził, że jedzenie teraz to nie był zbyt dobry pomyśl dla niego.
   - Tak się napchałem, że będę się chyba zaraz toczył - westchnął i poklepał się po brzuchu - Musimy jeszcze tutaj kiedyś przyjść.
   Nigdy.
   Ponownie wziął mnie pod rękę i prowadził w inne miejsce.
   - A teraz gdzie idziemy?
   - Zgaduj!
   Próbowałem odgadnąć przez całą drogę, nic z tego. Po kilku minutach stanęliśmy przed wielkim bilbordem z napisem:
   - Zoo? - spytałem i zmarszczyłem czoło. To chyba dobre dla dzieci?
   Myliłem się. Było całkiem przyjemnie i zabawnie, zwłaszcza, że w ciągu tygodnia nie było dużo ludzi. Najbardziej oczarował mnie zabudowany przezroczysty korytarz po którym szliśmy, a po drugiej jego stronie znajdowała się sama woda, wraz z różnymi rybkami. Wtedy też zachwycony podszedłem do szyby i zacząłem w nią stukać, odstraszałem przy tym wszystkie rybki w pobliżu. Tam powiedział mi, że mam piękne oczy. Oczywiście spaliłem buraka i speszony podziękowałem.
   Przed opuszczeniem Zoo zatrzymał się przed małym sklepem i zadecydował, że musi mi kupić jakąś pamiątkę. Zacząłem mu tłumaczyć, że nie chcę żadnych prezentów, ale był nieugięty. Wybrałem małą żółtą pluszową rybkę.
   Zaczynało się robić szarawo i już wiedziałem, że ten dzień niedługo się skończy.
   Szliśmy sobie dróżką obok rzeki, a wszędzie wokół były jakieś zakochane pary siedzące na ławce. Poczułem ukłucie w sercu.
   - O której masz autobus powrotny? - spytał.
   - Tata po mnie przyjeżdża o dwudziestej.
   Michael spojrzał na zegarek.
   - Jest dziewiętnasta. Odprowadzę Cię potem.
   - Niee. Nie trzeba, wiesz powiedziałam tacie, że jadę do koleżanki i...
   To też sobie obmyśliłem już wcześniej.
   - Ahhh - uśmiechnął się - Rozumiem! Wszystko ok.
   Chwila niezręcznej ciszy.
   - Fajnie, że się spotkaliśmy... - szepnął sobie pod nosem, chyba głośno myślał.
   - Też tak myślę...
   Zdecydowanie to był najpiękniejszy dzień w moim życiu. To dzień w którym dostrzegłem jakieś kolory. Ten świat różnił się od tego, w którym żyłem ja. Chciałem żeby już zawsze tak było, w moich marzeniach na pewno tak będzie, bo wiem, że dzisiaj musi się to wszystko skończyć.
   Obiecywałem sobie. Miał to być tylko jeden dzień.
   Chcę, żeby było tak zawsze...
   - Chcesz gdzieś jeszcze pójść?
   - Możemy posiedzieć na ławce.
   Jedyne miejsce, które wybrałem. Tam też zrobiliśmy sobie jedno wspólne selfie. Ostatecznie przejąłem jego telefon, aby przesłać sobie to zdjęcie. Gdy tylko to zrobiłem, usunąłem mu je z komórki. Nie mógł go mieć...
   Znów zrobiłem się smutny, ale Michael szybko mnie pocieszył głupimi tekstami.
   - Spotkamy się jeszcze kiedyś?
   - Na pewno.
   - Polubiłem Cię - stwierdził i wrzucił kamień do rzeki - Różnisz się od dziewczyn w mojej szkole.
   - Nie sądzę...
   - Jesteś miła. Wstydliwość to nie Twoja wada, a zaleta.
   Nie żartuj sobie ze mnie, dla dziewczyny zaleta, dla chłopaka najgorsze co może być.
   Niestety i musiał nadejść czas rozstania. Trzymałem kurczowo w rękach rybkę i spuściłem głowę na dół. Dlaczego ten dzień musiał się tak szybko skończyć? Chciałbym żeby było tak zawsze, chciałbym z kimś chodzić na spacery i do zoo, poznawać różne kuchnie całego świata. Zdawałem sobie sprawę, że ten koniec szybko nadejdzie, ale nie wiedziałem, że ten dzień będzie najlepszy.
   - Na pewno nie chcesz żebym Cię odprowadził? Dasz radę sama dojść na dworzec?
   - Tak. Poradzę sobie.
   Przytulił mnie i pocałował delikatnie w policzek. Jak zawsze się speszyłem i odwróciłem głowę w bok, od razu przeprosił.
   - Do widzenia Hiromi, napisz jak będziesz wracać do domu. Uważaj na siebie.
   - O-okej... Też na siebie uważaj...
   Jeszcze ten jeden raz spojrzałem na niego i odwróciłem się w przeciwnym kierunku. Nie widziałem już tych samych kolorowych barw, od razu zniknęły. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Teraz wiedziałem, że spotykając się z nim popełniłem błąd. Każdego ranka będę wracać do tego dnia i nie zapomnę go przez długie lata. Czekał na mnie powrót do mojego życia wśród czterech ścian.
 
Michael: Jesteś wyjątkowa : ) 

Hiromi: To był najpiękniejszy dzień w moim życiu.

   Ten sms miał być tym ostatnim
   Ledwo go napisałem, bo przez łzy cały obraz rozmazywał mi się przed oczami. 
   Gdy dotarłem do domu, poszedłem na jego tyły i tam zdjąłem perukę. Z plecaczka wyjąłem cienką kurtkę, chciałem pod nią ukryć różowy sweter. Musiałem jeszcze chwilę poczekać i się otrząsnąć. Minęło pół godziny, zanim wszedłem do mieszkania.
   - Gdzie byłeś? - spytał tata z kuchni. Można się było tego spodziewać, bo przecież nigdy nigdzie nie wychodziłem.
   - Projekt w grupach do szkoły... - szepnąłem i poszedłem na górę. 
   Andrew grał na laptopie i nawet nie zauważył mojego powrotu. Kopnąłem plecak ze wszystkim pod łóżko i wziąłem piżamę pod rękę. Pobyt w łazience przedłużył się jak nigdy. Prysznic brałem tak długo, jak tylko mogłem. To przez ten natłok wydarzeń. Byłem załamany i smutny. 
   - Długo jeszcze?! - wrzasnął Andrew.
   - Już wychodzę...
   Szybko się ubrałem i wyszedłem z pomieszczenia.
   - Gdzie byłeś tak długo? - spytał marszcząc czoło.
   - Projekt do szkoły... - burknąłem to samo co ojcu.
   Wróciłem do pokoju i wyjąłem z plecaka rybkę. Położyłem się na łóżku i ją przytuliłem. Nie mogłem sobie pozwolić na długie żale, bo Andrew zacznie być dociekliwy...
   
Michael: Właśnie wróciłem do domu. Wskoczyłem jeszcze do sklepu po...

  Reszty wiadomości nie odczytałem i schowałem telefon pod poduszkę. Nie mogę już z nim pisać, to wszystko i tak zaszło za daleko, to co dzisiaj było nie powinno się nigdy stać... Nie pamiętam kiedy ostatnio było mi tak smutno. Została mi tylko rybka i nasze zdjęcie na tapecie. "Nasze" jak to ładnie brzmi...

                                                                         ***

   Następnego dnia poszedłem do szkoły. Dzisiaj już na niego nie patrzyłem, a wręcz uciekałem wzrokiem, bo bałem się, że na mnie spojrzy i mnie rozpozna. Nic takiego nie miało miejsca, a ja byłem kupką nieszczęść. To jest niesprawiedliwe...
   Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i na obecną nową tapetę. Uśmiechnąłem się smutno. Nie odpisywałem na kolejne wiadomości. Przez treść zauważyłem, że nie cieszy się z tego powodu, że się nie odzywam i pyta, że dlaczego, czy zrobił coś nie tak podczas spotkania.
   Po lekcjach jak zawsze poszedłem do domu, bo gdzieżby indziej? Drzwi były otwarte, a to oznaczało, że Andrew zwiał sobie ze szkoły. Dlaczego nie zrobił tego wczoraj? Tak to byśmy się nie spotkali. 
   Westchnąłem i poszedłem na górę odłożyć torbę, tak jak przewidziałem był tam mój brat. Podłączyłem telefon do ładowarki i zszedłem z powrotem na dół. Od wczoraj nic nie jadłem, zaczynałem się robić głodny, a do obiadu jeszcze kupa czasu. Zrobiłem sobie herbatę i kanapki.
   Wchodząc do naszego pokoju od razu chciałem chwycić w dłonie telefon, ale na podłodze leżał tylko kabel od ładowarki. Przez mój mózg przebiegł przeraźliwy impuls. 
   Andrew siedział na łóżku i miał mój telefon w dłoniach.
   - No hej Hiromi!





   

   


 

      



   

   


4 komentarze:

  1. O nie to była nie fer tak zakończyć:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała notka jet wspaniała, ale końcówka...o ja pierniczki.
    Jakbym miała takiego brata, to długo by nie żył.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    te zarciki Andrew mnie wkurzają... spotkał się z nim, a potem och, ej czemu tyla cudze rzeczy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń