czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział XIX

   To miał być normalny dzień. Nie wiedziałem co się dzieje, nie zauważyłem nawet kiedy to się stało. Zasłonili mi oczy i już nie wiedziałem co się dzieje z Iwo. Krzyczałem jego imię, chciałem aby się odezwał. Nie wiedziałem co się dzieje, jeden z nich wziął mnie przez ramię jak worek ziemniaków i zaczął gdzieś iść.
   - Iwo!!! - krzyczałem bez przerwy.
   Zabiją mnie, to koniec, to na pewno jakaś mafia, mogę się już ze wszystkim pożegnać. Krzyczałem, biłem tego typa po plecach, a on tylko zwyczajnie mnie poprawił sobie i szedł dalej. Uciszyłem się w nadziei, że usłyszę krówkę, byliśmy coraz dalej i ani żadnego wołania. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem płakać. Ciemność jeszcze tym bardziej mnie dobijała. Już nigdy tu nie wrócę, zabiją mnie, albo zamkną w piwnicy, zakopią żywcem w lesie. Boję się, nie chce umierać. Nic nie zrobiłem, chcę żyć. Próbowałem na wyczucie złapać orientację w terenie, jednak po kilku zakrętach szybko ją zgubiłem. Shin pomóż mi! Tak się boję! 
   Przez moją histerię ledwo łapałem powietrze, miałem wrażenie, że się duszę, że już jestem zamknięty gdzieś i już nigdy nic nie zobaczę. Nagle zrzucił mnie na ziemię i kajdankami spiął mi ręce, a następnie wepchnął do auta, ktoś znalazł się od razu obok mnie pewnie do pilnowania. Gdy wszystkie drzwi zostały zamknięte został odpalony silnik, a ja już wiedziałem, że to koniec. Wytną ze mnie moje organy i sprzedadzą za grube pieniądze.
   - Puśćcie mnie... - gadałem w sumie sam do siebie ledwo rozumiejąc swoje słowa. Nikt nie odpowiadał, nikt mnie nie słyszał.  - Wwypuśćcie mnie... Nie chcę umierać...
    Nie wiem czy zacząłem popadać w depresję, to moje ostatnie chwile, beznadziejne chwile tak jak dotychczasowe życie. Mogłem je inaczej zaplanować, jeżeli miało być ono takie krótkie. Shin tak bardzo Cię kocham, nie chcę umierać, pomóż mi...

    Zatrzymali się, już wiedziałem że się zbliżamy. Wyciągnęli mnie z wozu i zacząłem wdychać zapach świeżego powietrza, tak jakby miał to być ostatni raz. Jeden z nich wziął mnie za rękaw od kurtki i zaczął prowadzić w jakieś miejsce. Nie mówiłem już nic, zacząłem myśleć nad tym czy nie pogodziłem się już z tym. Gdzie mnie prowadzą? Gdzie ja jestem? Chcę do domu, chcę się położyć spać, chcę żeby to był tylko sen... Zaczęli otwierać jakieś drzwi, wtedy jeden z nich znów wziął mnie jak kilo pyrów i weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po domu, i miły zapach. A co jeśli chcą mnie uwięzić i będą żądać pieniędzy od ojca? W głowie już miałem tyle scenariuszy, że ten wydawał się być najlepszym z nich.
   Nagle posadzili mnie na jakimś krześle, usłyszałem że coś postawiają na stole obok.
   - Czekaj tu - odezwał się jeden z nich, a gdzie miałbym pójść ze skutymi dłońmi i zasłoniętymi oczami? Tak jak powiedział siedziałem, a oni wyszli, bynajmniej tak mi się zdawało że wyszli. Zostałem sam i słyszałem tylko swój nierówny przerażony oddech. Umrę tu, boję się... Nie chcę umierać...  Nie mogłem siedzieć na tym krześle na sąd ostateczny, wstałem i chwiejnym krokiem znalazłem kąt i tak w nim siedziałem, tutaj wydawało się bezpieczniej chociaż wcale tak nie było, sam próbowałem się oszukać.
   Nie wiem ile czasu minęło zanim ktoś tutaj wszedł. Wydawało się, że to tak krótko, a może minęły godziny? Słyszałem tylko kroki które szły w stronę, gdzie znajdowało się krzesło, potem w moją. Serce zaczęło szybciej mi bić, lada chwila i odlecę.
   - Kim jesteś....? - sam nie wierzyłem, że o to zapytałem, a mój głos dało się ledwo zrozumieć, nawet nie liczyłem na odpowiedź od tej osoby - Nie zabijaj mnie! - wydarłem się dysząc ze strachu, gdy pochylał się nade mną, cofnął się słysząc mój krzyk, jednak po chwili odpiął mi kajdanki. Mogłem teraz ściągnąć opaskę, ale tak się bałem, że ręce tylko przycisnąłem do klatki piersiowej, a w duchu zacząłem się jak nigdy modlić.
   - Nie zabijaj mnie... - wyszeptałem znowu. Zaczął majstrować przy opasce i mi po prostu ją zdjął. Automatycznie zasłoniłem twarz dłonią, gdy kawałek tej szmatki zniknął, a druga zacząłem odpychać całego oprawce.
   - Nic Ci nie grozi - usłyszałem tak znany mi głos i wytrzymałem oddech.

                                                                       ***

    Denis nie mógł zasnąć przez całą noc przez te popołudniowe drzemki, więc leżał bezczynnie na łóżku i wpatrywał się w okno, które ukazywało tylko ciemność,  Codziennie chociaż poprószył lekko śnieg, a dzisiejszego dnia nawet nic nie spadło. Shin zawiesił mu wokół biurka kolorowe lampki świąteczne, cieszyły jego oko, gdy były cały czas włączone, przez co nie musiał w nocy mieć nudnej lampy. Ocucił go krzyk, wydawało mu się że już prawie przysypiał, zaczął zastanawiać się czy to nie działo się tylko w jego głowie, wstrzymał oddech i czekał na jakieś powtórzenie. To na pewno nie były dzieci. Denis już nie raz słyszał ich płacz i wiedział, że to na pewno nie należało do żadnego z nich. Ponownie to usłyszał.
   - Tae? - przerażony spytał sam siebie, nie wiedział co się dzieje, co on tutaj robi?
   Automatycznie chciał wyjść z łóżka, wstał bez najmniejszych trudności, ale wiedział, że pokonanie większego dystansu będzie dla niego lada wyzwaniem. Ojciec przyniósł mu kule w razie, gdy nocą będzie chciał udać się do łazienki, by innych specjalnie nie budzić i nie prosić o pomoc. Nie korzystał z nich, więc nie wiedział nawet jak się nimi posługiwać, ale sytuacja była wyjątkowa. Bez zastanowienia chwycił je i pokracznie próbował przedostać się na piętrowy korytarz, żeby potem zejść schodami na parter. Nie mówił nic, nie wołał swojego brata, chciał najpierw sam zobaczyć co się dzieje. Od jakiegoś czasu miał dziwne przeczucia, że coś tutaj nie gra, ale myślał że to tylko głupie przypuszczenia. Wiedział że coś się stało, myślał że wiedział o tym, ale nie wiedział dlaczego zapomniał.
   Przytrzymując się barierki pomału chodził na dół, cały czas słyszał jego płacz, a będąc bliżej nasilał się. Klął w myślach. Nogi odmawiały mu współpracy, ale zacisnął zęby i pomału poruszał się na dół. Będąc w połowie drogi dopiero zobaczył jego sylwetkę znajdującą się w przedpokoju. Siedział skulony w najdalszym kącie niedaleko szafy i trzymał się za włosy tak, jakby miał je zaraz wszystkie wyrwać. 
   - Weź ich! - zaczął krzyczeć bardziej wciskając się w ścianę ze strachu. 
   Denis nigdy nie widział go w takim stanie, był przerażony, chciał znaleźć się obok niego i dowiedzieć się wszystkiego. Do kogo on krzyczy? Ktoś jest w kuchni? Dopiero gdy Taemin podniósł twarz, aby spojrzeć kto schodzi po schodach niemal sam nie krzyknął. Wszystko go zabolało widząc to, co się stało? Kto mu to zrobił?  Nieprzemyślenie puścił się barierki, chciał jak najszybciej znaleźć się na dole, jednak po chwili pożałował tego wiedząc, że traci równowagę i zaraz zleci na dół.     - --   - Denis! - zdążył tylko ponownie go usłyszeć i poczuł, że leci na dół. W ostatniej chwili przed upadkiem uratował go Shin pociągając za bluzkę w przeciwną stronę przez co usiadł tylko na schodach.
   - Chcę na dół! Pomóż mi zejść! - te słowa oczywiście były kierowane do Shina, bo odkąd Denis tutaj był, to właśnie on stał się jego pomocnikiem i pomagał mu schodzić na parter wtedy, gdy tego chciał. Tym razem również nie odmówił i przytrzymując sprowadził go tam gdzie chciał. Resztę dystansu do swojego brata pokonał sam.
   Nie mówiąc nic podszedł do niego i przytulił tak jakby chciał uchronić przed całym światem. Dopiero wtedy zaczął się groźnie rozglądać po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś sprawcy, ale zobaczył tylko ojca na drugim końcu i jakiś dwóch typków.
   - Myślałem, że umrę - łkał tak, że ledwo go rozumiał, co chwila pociągał nosem i dławił się własnymi łzami - Nie chcę tu być... - gadał dalej mocząc jego koszulkę.
   Próbował złapać jego wzrok, chciał spojrzeć na niego, a gdy to się stało sam się przeraził widząc jego rozszerzone źrenice. 
   - Ja nie chcę umierać...
   - Chodź idziemy do mojego pokoju. Wszystko mi powiesz, porozmawiamy i będzie już dobrze.
   Proste słowa, a usłyszane od odpowiedniej osoby sprawiły, że jakiś ciężar z niego spadł. Wycierając rękawem łzy i naruszając przy tym rany na twarzy wstał i pomógł też Denisowi. Mieli zamiar udać się na górę gdy usłyszeli Jack'a.
   - To ja muszę z nim najpierw porozmawiać - rzekł niby spokojnie, ale zdecydowanie.
   - Z nikim nie będzie rozmawiać oprócz mnie! - wydarł się gdy mijali Shina,
   To nie był jego brat, jego zachowanie było całkiem do niego nie podobne. Zdążył zauważyć, że bierze narkotyki, ale nie wiedział dokładnie co. Nie znał się na tym, wiedział jednak że rozszerzone źrenice nie wróżą nic dobrego, a jego twarz... Będąc w pokoju przytrzymał się szafek i wyjął z jednej luźną bluzkę i jakieś spodnie do spania.
   -  Nie pójdę się nigdzie myć... - wydusił z siebie.
   -  Chociaż się przebierz - powiedział zdecydowanie niemal mu rozkazując, czuł się okropnie. Miał wrażenie, że ich role całkowicie się odwróciły, przecież to on zawsze był miękkim dydkiem, a nie Taemin - Pogadamy w łóżku tak jak kiedyś. 
   - Ale muszę zadzwonić - zaczął nerwowo poruszać się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś telefonu. Jego miał Iwo, miał nadzieję że ciągle go ma przy sobie.
   - Pod poduszką.
   Wyciągnął i od razu wybrał swój numer, ręką mu się trzęsła gdy po kilku sygnałach nikt nie odbierał. Za drugim razem się udało.
   - Halo?! Denis?! - usłyszał jego głos w słuchawce.
   - Nie to ja...
   - Tae! Nic Ci nie jest?! Gdzie jesteś?! - krzyczał tak, że rozgłos z telefonu roznosił się po całym pokoju.
   - Jestem u Denisa, a co z Tobą? Nic Ci nie jest?
   - Nie mi nic, jak tam się znalazłeś? 
   - Powiem Ci wszystko jak się spotkamy. Tak się bałem! - krzyknął niemal do słuchawki i ponownie się rozpłakał - Nie mam na nic siły, pogadamy potem.

    Po krótkiej wymianie zdań dołożył telefon i usiadł na łóżku podciągając kolana pod brodę. Czuł wzrok Denisa na sobie i wiedział, że on nie odpuści. 
   - Co z twoją twarzą? - spytał bezpośrednio i usiadł obok niego przykrywając się kołdrą - Nawet nie licz na to, że mi nic nie powiesz. To wystarczający dowód na to, jak długo byłem niedostępny.
    Taemin nie reagując na jego pytanie zerwał się na różne nogi i przekręcił zamek w drzwiach. 
   - O co chodzi?
   - Ja... Ja nie chcę żeby ktoś tu wchodził. Nie chcę nikogo oglądać - wypowiadając te słowa dyszał cały ze strachu.
   - To może inaczej. Jest środek nocy jak się tu znalazłeś?
   - Ja myślałem, że ktoś mnie porwał.... - zasłonił oczy dłońmi - myślałem, że mnie zabiją... A to są ojca ludzie... Potraktowali mnie i Iwo jak śmieci, pobili Go. Mi zasłonili oczy, skuli ręce, i wywieźli tutaj. Tak się bałem, myślałem, że to jacyś przestępcy... Że już nigdy nie wrócę do domu... Myślałem że umrę. Nie chcę tu być! 
   Patrzył na jego podkuloną sylwetkę i nie mógł uwierzyć, że to jest właśnie Taemin. Do czego to musiało dojść, że ojciec w taki sposób ściągnął go na chatę?
   - Nie umrzesz... Chodź - szepnął z troską i wyciągnął ręce ku niemu, aby się przytulił.
   Taemin patrząc tak przez chwilę na niego, podszedł i wtulił się w niego cały czas rycząc. Jego brat natomiast nic nie mówił, tylko trzymał go w objęciach. Lepiej jak się uspokoi i porozmawia z nim rano. Gdy tylko trochę się uspokoił, Denis stwierdził, że Taemin musi obmyć twarz. Przez te wszystkie szarpaniny musiał uszkodzić gojące się rany. Długo musiał go namówić na pójście do łazienki, ale w końcu się udało i będąc już w danym pomieszczeniu starannie sam obmył mu buzię.
   Po wykonanej czynności obaj położyli się do łóżka. Denis niemal usnął od razu, ale budził się co kilka minut czując przewracanie Taemina na różne boki, dawało mu to do informacji, że nie może zasnąć. Słyszał co chwilę pociąganie nosem, albo zwykłe dyszenie.
   - Daj rękę - po wypowiedzeniu tych słów, od razu poczuł zacisk dłoni swojego brata na swojej i uśmiechnął się delikatnie - Zaśnij już.

                                                                    ***

    Obudził się może przed dziewiątą godziną i odetchnął z ulgą widząc, że rudy śpi. Przebudził się wcześniej może koło szóstej i otworzył oczy, które od razu załapały obraz jego brata patrzącego na niego z wyłupiastymi oczami, siedział po prostu na łóżku i patrzył. Na początku trochę się przeraził, ale szybko się opanował i nakazał mu aby się kładł i spał, tak też zrobił bez jakichkolwiek innych wymian zdań.

   Zerwał się na równe nogi przez donośny płacz dziecka, w pokoju nie było nikogo oprócz jego samego. Wstał energicznie i od razu poczuł, że czegoś mu brakuje. Ubrał na siebie buty i kurtkę w zamiarze wyjścia z domu i zszedł na parter. Modlił się tylko o to, by po drodze nie spotkać żadnego bachora, bo inaczej krew się w nim zagotuje.
  Już miał otworzyć frontowe drzwi i ciesząc się ze zwycięstwa, że nikogo nie spotkał, ale nie spodziewał się tego co się stało. Jack chwycił go za nadgarstek i nie pozwolił wcale opuścić mieszkania.
   - Idę do domu - powiedział z lekkim strachem wcale na niego nie patrząc. Trzymana przez Jack'a ręka zaczęła mu się trząść, a on wcale nie miał zamiaru jej puścić.
   - Pójdziesz, ale do mojego gabinetu - przeraził go ten służbowy ton głosu ojca, nie szczególnie miał okazję go słuchać i nie wydawało się to za pięknie.
   - Puść mnie!
   Na nic podziałały te słowa, bo Jack słysząc już sprzeciw, bez namysłu pociągnął go w stronę swojego biura. Rudy zaczął się szarpać, co było mało zauważalne. Po całym domu zaczęły roznosić się krzyki. Amnabel wyleciała nagle z kuchni i zaczęła krzyczeć do swojego męża czy to dobry pomysł aby on tutaj był, że nie chce widzieć, aby to źle działało na dzieci, że lepiej jak pojedzie do zwyczajnej placówki. Tae widząc ją od razu wpadł w lekki szok i nawet nie zauważył, kiedy drzwi od pomieszczenia zostały zamknięte, a w nich znajdował się tylko ojciec.
   - Teraz pogramy w moją grę - rzekł znów tym tonem, którego on nie znał. Zasiadł za swoim fotelem i zerknął okiem tylko na widok kamer z monitora.
   - Nie mieszkam już tutaj, idę do domu.
   - Nie wyjdziesz z tego domu przez najbliższe kilka tygodni.
   Nie widział co ma odpowiedzieć, chciał się roześmiać, ale ojciec mówił całkiem poważnie. Narastał w nim gniew, nad którym nie potrafił panować.
   - Przestaniesz wreszcie się bawić w rolę ojca!?
   - Na początek zasady - westchnął z entuzjazmem wcale nie przejmując się słowami swojego syna - Będąc tutaj nie weźmiesz ani grama, ani odrobiny, NIC!
   - Nie będziesz mi mówić co mam robić! Nagle od razu zachciało Ci się dyktować!?
   - Będzie do Ciebie przychodzić lekarka, pobierze Ci krew, dzisiaj też - gadał dalej bez namysłu - Jeżeli będziesz chciał, to także psycholog.
   - Nikt nie będzie przychodzić!
   - To Ty zadecydujesz co się stanie przez te kilka tygodni, brać nie będziesz to pewne, ale całe życie nie będziesz tutaj siedzieć. Ucieknij to wysyłam Cię do placówki. Ten jeden jedyny raz Ci pomogę, a to czy zaczniesz znów potem ćpać, to będzie już tylko i wyłącznie twoja sprawa.
   Denerwował go jego spokojny głos, czuł się jakby nie rozmawiał wcale ze swoim ojcem. Kiedyś było inaczej, pytał się, przychodził, nie zawsze, ale to co jest teraz, świadczy o tym, że wcale nie zna tego człowieka, który jest jego ojcem.
   - Nie potrzebuje twojej pomocy!
   - A co chcesz skończyć jak Joshua?
    To był cios w samo serce, zaniemówił i wstrzymał oddech. Skąd on to wie? Dlaczego powiedział to z spokojem i wyższością? Poczuł się strasznie mały, nie powinien porównywać Josh'a, z nim.
   - Skąd to wiesz!? - nie chciał wiedzieć, a mimo wszystko o to spytał. Łzy zaczęły mu krążyć wokół oczu i patrzył cały czas głową na dół.
   - Wiem wszystko, co robisz, gdzie byłeś, z kim, o której godzinie - powiedział pewnie zapalając papierosa. Od kiedy to pali?
   Taemin słysząc to podniósł na niego wzrok całkowicie go nie rozumiejąc.
   - Wylali Cię z magazynów, spałeś wiele razy w tej spelunie narkomanów, całowałeś się tam z chłopakiem o imieniu Iwo, o właśnie w ten sam dzień właśnie ten Josh przedawkował, byłeś z....
   - Przestań! - krzyknął zasłaniając rękoma uszy, nie mógł tego słuchać. Jak on mógł go śledzić, to jest naruszenie jego prywatności, to jest zbyt wiele.
   - Na pewno nie chcesz posłuchać? Jest tego więcej - spytał z obojętnością wpatrując się w jakieś kartki, nad którymi mrużył oczy.
   - Nienawidzę Cię... - szepnął z wyczuwalną w głosie wrogością - Nienawidzę!
   - Powiesz mi to ponownie gdy będziesz czysty. Nie miałeś podstaw, aby brać to gówno, niczego Ci nie brakowało.
   Chciał mu wykrzyczeć wszystko, że skąd może wiedzieć co mu brakowało, skoro nigdy go nie było. To stwierdzenie było tak żałosne, jak jego postępowanie teraz. Cały w nerwach wyszedł z pomieszczenia i zaczął się zastanawiać nad tym co ma zrobić. Czy pójść na górę i podporządkować się ojcu, czy wyjść z mieszkania i odwyk na placówce. Bił się ze swoimi myślami, wszystko w nim się gotowało. Zbuntować się przed ojcem i wyjść. Biorąc głęboki oddech ruszył ku schodom. Wparowując do pokoju Denisa odnalazł jego telefon i wybrał numer matki.
   - Mamo? - spytał z wielkim bólem w głosie, ledwo co utrzymywał telefon ze samej bezradności.
   - Denis? To Ty?
   - Nie... to ja... - powiedział przypominając sobie jak wyglądały ich rozmowy przez telefon.
   Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, ale jednak cały czas nie zakończyła połączenia. Brak odzewu zdołował go jeszcze bardziej, ale starał nie poddawać się.
   - Zabierz mnie stąd... Chcę do domu... Nie chcę tutaj być - łkał prosto do słuchawki.
   - Nie Tae... - usłyszał jej zmartwiony głos - Wrócisz jak będzie już po wszystkim, dobrze?
   - Nie! Mamo, ja nie chcę tutaj być! Będę chodzić do szkoły, nie będę się już kłócił z Iwanem, tylko zabierz mnie stąd...! 
 
    Denis stał w futrynie drzwi i przyglądał się całej rozmowie, po chwili jego telefon wylądował gdzieś w kącie, miał tylko nadzieję, że się nie uszkodził. Taemin niemal wył z całej złości i dostosowania się teraz do innych, Nie podszedł do niego, Shin poradził mu aby poczekał, aż będzie w lepszym stanie, a w takim najlepiej, gdyby nie podchodził zbyt blisko, bo może to się źle skończyć. Nie rozmawiał ze swoim bratem, ojciec zdążył już mu wcześniej wszystko wytłumaczyć, a zachowanie jego ludzi wynikało, ze złego poinformowania o dobrym traktowaniu, po czym Jack stwierdził, że może wyjdzie to mu na dobre.

                                                                     ***
   
   - Kolacja - usłyszeliśmy obaj, gdy drzwi naszego pokoju zostały otwarte - Denis, pomóc Ci zejść na dół?
   - Nie, mam kule - odparł wstając z łóżka.
   Nie opuszczałem pokoju, jedynie tylko tyle co do łazienki, ale uprzednio sprawdzałem dziesięć razy, czy nikogo nie ma na korytarzu. Gdy tylko Shin wlazł, od razu odwróciłem się do ściany. To nie tak, że nie chciałem na niego patrzeć, tylko nie chciałem, żeby to on na mnie patrzył. Wstydziłem się tak bardzo przy nim swoich ran i nie mogłem tego zaakceptować. Chociaż najprawdopodobniej i tak nie zwróciłby na mnie uwagi, albo na mnie nie spojrzał, ale... Nie chcę, żeby miał jakąkolwiek możliwość oglądania ich... Na kolację oczywiście nie zeszedłem.  
   Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych, nie potrafię nawet o tym myśleć, mój stan musiał być tak beznadziejny, że pewnie Denis ledwo na mnie patrzył... Jak mogłem pokazać mu się z takiej strony... Miał nic nie wiedzieć... Gdyby w nocy chciał o tym wszystkim rozmawiać, to na pewno wypaplał bym mu wszystko, a najbardziej to, dlaczego nie chcę tutaj być i dlaczego. 
    Nie wiem czy dam radę, jest mi tak cholernie smutno. Co chwilę czekam tylko na to, aby usłyszeć głos Shin'a zza drzwi, a słysząc jego śmiech przez chwilę cieszę się jak idiota, by po chwili zapaść w całkowitą załamkę i tak w kółko. Nie chcę iść na odwyk, boję się. Iwo opowiedział mi parę różnych historii i nie chcę tam trafić, chociaż to byłoby może lepsze rozwiązanie. 
   Czuje....czuję, że już brakuje mi dragów, już od dłuższego czasu... Nie wiem jak będę zachowywać się przez ten czas. Zawsze, gdy chciałem to brałem, nigdy nie było tak, żeby mi zabrakło. Nawet sam nie wiem na jaki poziom wkroczyłem, ale muszę mieć nadzieję, że nie jest tak źle.
   W nocy ponownie nie mogłem usnąć. Nie przeszkadzał mi Denis leżący tuż obok, z nudów zacząłem liczyć nawet jego wykonywane oddechy. Tak jak powiedział ojciec, późnym wieczorem przyszła pielęgniarka, pobrała mi krew i tyle. Później przyszedł znów poinformować mnie, że jutro od rana mam psychologa, i że przeniosę się niedługo do innego pokoju, wtedy Denis wtrącił się, że będę siedzieć u niego. Do szkoły wrócę wtedy, gdy nie dostanę jakiegoś "szału" w najbliższych dniach.

                                                                           ***


    Przebudził się czując zbyt dużą przestrzeń na łóżku, niemal od razu otworzył oczy i usiadł. Szukał wzrokiem uciekiniera, ale jego oczy nie były jeszcze przyzwyczajone do ciemności.
   - Taemin? - szepnął i usłyszał jak coś spada z parapetu.
   - Nie krzycz tak! - wrzasnął przerażony, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy.
   - Ale ja wcale nie krzyczę - powiedział jeszcze ciszej niż wcześniej. Dłonią szukał wtyczki do swoich lampek, aby je zapalić, gdy tak się stało zobaczył go wyglądającego przez okno - Chodź spać... Trzęsiesz się.
   - Nie chcę, za gorąco mi tam... Wszystko mnie boli... Głowa, brzuch, mieni mi się przed oczami...
   Wiedział, że to wszystko z powodu głodu narkotykowego, czuł się okropnie. Już kilka razy podchodził do drzwi, aby opuścić to mieszkanie, jednak cofał się ze złością mówiąc sobie, że wytrzyma.
   - Muszę do łazienki...  - powiedział zakrywając usta dłonią i wybiegł do łazienki. Denis udał się za nim.
   Pochylał się nad muszlą klozetową. Wiedział, że gdyby zwymiotował poczułby jakąś ulgę w żołądku, mimo wszystkich odruchów, nic z tego.
   - Wyjdź stąd... - wysapał ciężko i zaczął od razu kaszleć.
   - Chcę być z Tobą...
   - Wyjdź!
   - Nie, a jak Ci coś się stanie?
   - Widocznie tak musi być. Zostaw mnie w spokoju, chcę być sam!
   Z wielkim bólem zostawił go samego w łazience. Jego brat spędził tam pół nocy tocząc walkę z samym sobą. Potem ze złością poszedł po niego i płacząc kazał mu iść do łóżka. Zrobił tak, ale mimo wszystko ciężko było mu zrozumieć Taemina. Potem obaj płakali w łóżku, jeden bólu, drugi z bezradności.

                                                                        ***

   Denis pomimo ciężkiej nocy wstał sam na śniadanie. Nie czekał, aż ktoś przyjdzie po niego. Ostrożnie zszedł po schodach i udał się do kuchni. Wydawało mu się, że Taemin spał, chociaż mógł oszukiwać, jego nierówny oddech tak go przerażał, że momentami miał wrażenie, że się dusi.
   - Książę sam wstał? - usłyszał żartobliwy ton niebieskookiego.
   - Ta, bo co?
  Nie miał humoru, ani ochoty na żadne sprzeczki. Shin jak zawsze podał mu chleb, dżem oraz nóż i dołączył do niego szykując sam sobie kanapki. Jack wchodząc do kuchni od razu zobaczył niewyspanie oczy Denisa i już domyślił się, że to przez jego brata.
   - Co się dzieje? - spytał opierając się rękoma o blat stołu.
   - Nic.
   - Nie pomożesz mu, mówiąc "nic" - Denis spojrzał na niego, następnie znów na kanapkę - Nie będziecie na jednym pokoju. Nie będę ryzykować pogorszeniem twojego stanu, dopiero co się obudziłeś - powiedział zdecydowanie.
   - A On nie będzie sam na pokoju - odparł odstawiając chleb na stół - Nie może być sam.
   - Dziś przyjdzie do niego psycholog.
   - On.... chyba mu tego brakuje - powiedział niepewnie błądząc oczami po pomieszczeniu. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien nic mówić przy Shin'ie, który wydawał się być niezainteresowany rozmową.
   - Nie słyszałem żadnych krzyków w nocy, to chyba dobrze, a Ty Shin?
   - Nie.
   - Co robił?
   Denis zaczął przypominać sobie dzisiejszą noc. Powiedział, że wszystko go bolało, że dyszał, zwijał się z bólu. Mówiąc o tym robiło mu się strasznie smutno i niemal się nie rozpłakał.
   - Jack, nie powinieneś go o to pytać - stwierdził niebieskooki opierając się wygodnie - Sam idź zobacz.
   - Masz rację.
   Wtedy przez drzwi wejściowe weszła dziewczyna o ciemnych kręconych włosach, dwoma rękami trzymała nosidełko, w którym znajdowało się dziecko.
   - Już jestem! - odezwała się swoim przyjaznym głosem.
   - Ilia przyszła - poinformował Jack, a wtedy Shin bez zastanowienia odszedł od stołu i podszedł do dziewczyny. Pocałował ją delikatnie w policzek i wziął od niej nosidełko, które postawił na stole w pokoju gościnnym. - Myśleliśmy, że przyjedziesz później.
   - Ojciec musiał prędzej pojawić się w pracy, też dlatego prędzej mnie przywiózł.
   Postawiła ciężką torbę obok schodów i zaczęła ściągać z siebie zimowe ubranie. Niebieskooki w tym czasie ostrożnie, tak jak by to robił pierwszy raz, ściągał ubrania z dziecka.
   - Uważaj, dopiero co zasnął - poinformowała go.
   - Cześć - rzucił szybko Denis, po czym chciał udać się na piętro.
   - Ilia! Musimy porozmawiać! - rzekła stanowczym tonem Amnabel i zaciągnęła dziewczynę do innego pokoju. Zamknęła od razu za sobą drzwi.
   Jack widział jak Shin męczy się z ubraniem chłopczyka, ale za żadne skarby nie podszedł mu pomóc. On sam nie miał w tym żadnego doświadczenia, a nie chciał zbudzać najgłośniejszego członka rodziny. Przechodząca gosposia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, widząc jego nieudane i niepewne próby.
   - Nie bój się go podnieść - ilustrowała go mówiąc spokojnie, a on niemal odetchnął z ulgi - Taemin nie zszedł na śniadanie? - skierowała pytanie do Jack'a
   - Nie.
   - Przygotuję mu coś i zaniosę na górę

                                                                     ****

     Miał wrażenie, że coś zjada go od środka. Okropne uczucie, nad którym nie dało się zapanować. Ból był gorszy niż rany zadawane przez Axela, nie miał nawet do czego tego porównać. Trząsł się jak galareta i wszystko mu przeszkadzało. Nie wiedział ile czasu minie zanim jego organizm się odtruje, chciał żeby szybko, miał nadzieję, że potem będzie już lepiej. Nie chciał, aby Denis to wszystko widział, on miał nic nie wiedzieć, więc niech jak najszybciej przygotują dla niego pokój. Niech to wszystko minie, chciał już wrócić do domu.

                                                                      ****

    Wieczorem siedziałem na krześle z głową położoną na biurku. Wtedy nagle usłyszałem znajomy skrzeczący głos dochodzący z parteru, automatycznie się podniosłem i zacząłem nasłuchiwać.
   - Kto to? Ktoś do Ciebie? - spytał Denis podnosząc głowę znad książki.
   - To Sylvia - odpowiedziałem automatycznie i wybiegłem z pokoju. To musi być ona!
   - Przestań mi tutaj gadać jakieś farmazony! I co i weszłam! Hura udało mi się! - wrzeszczała do gosposi i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu - Taemin! Taemin słońce Ty moje! Przyszłam!
   Widziałem, że gosposia jest zmieszana, rzecz jasna nadal panowała tutaj ta sama zasada - obcy nie mają prawa tutaj wejść. Zbiegłem wprost na nią i niemal przewróciliśmy się, tak mocno ją przytuliłem, że aż pisnęła.
   - Sylvia, przyszłaś... - powiedziałem taki szczęśliwy jakby była moim rycerzem na białym koniu, jaki to rycerz skoro i tak mnie stąd nie zabierze...O dziwo miała chociaż miecz w postaci badyla, którym pewnie się podpierała przez całą drogę.
   - Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli aż tak bliskie relacje - powiedziała żartobliwie.
   - A Iwo?
   - Spyniał! - wrzasnęła wprost na otwarte drzwi, w których w oddali było widać krówkę - Najchętniej to posłuchałby tej baby i nie właził! Co z niego za przyjaciel... - prychnęła wielce obrażona. Właź, twierdza już zdobyta.
   - Wiesz.... To nie ja straszę kobietę kijem... - odparł sucho po czym oparł się o futrynę drzwi.
   - Cześć Iwo - bardzo długo go nie widziałem i czekała nas długa rozmowa.
   - Cześć Tae - uśmiechnął się do mnie ukazując swoje białe kły, które chciałem kiedyś powybijać. Podszedł do mnie, przytulił, podniósł lekko i postawił na ziemi. Tego akurat to się mogłem spodziewać - Nie wyglądasz najlepiej.
   - Ta....
   - Taemin, wyłączyłeś robota?
   Wszyscy spojrzeliśmy na osobę, która o to zapytała. Nasze oczy spotkały się, ale tylko na chwilę. Pewnie i tak bym na niego nie spojrzał, ale nie mogłem uwierzyć, że się odezwał. Od razu uciekłem wzrokiem mówiąc pod nosem jakieś typowe "yyyy", bo nie wiedziałem o co mu chodzi, dopiero potem dostrzegłem obok Iwo robota. Nie mogłem wydusić żadnego słowa w jego stronę.
   - Rozładował się - rzucił obojętnie Iwo.
   Odezwał się! Odezwał! Odezwał!

   

2 komentarze:

  1. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    też myślałam, że to jakieś porwanie, a to ludzie jego ojca, Shin go w zasadzie nie zauważa i aż mi przykro jak go traktują, zupełnie inaczej Jack traktuje Denisa, troszczy się o niego, czyli Shin ma synka, śledził ale nie wie, że został wywalony w wigilie z domu..., może za wywaleniem z roboty stoi ojciec...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń