Szedłem właśnie wokół identycznych bloków, tutaj wszystko było takie same i szare, bez żadnych kolorów. Jakieś dziecko bujające się na boki puszczało rap ze swojego telefonu, ledwo co urosło, a już pakerzyło na osiedlu, czasami aż się bałem wychodzić z własnego bloku, odkąd wróciłem na swoją dzielnicę wiem, że się zmieniłem.
Cztery miesiące temu, czyli w lipcu, od pomruków matki dowiedziałem się, że Amnabel urodziła dziewczynkę, nie wiem jak ma na imię. Pocieszające było to, że Shin nie będzie miał następnego zawodnika do swojej zdechłej drużyny osiłkowo-pakero-pomocniczej, co zwała się fachowo piłkarskiej, chociaż kto wie co ta jego princessa będzie mieć, szczerze, gówno mnie to obchodziło.
Wracając do tematu Shin'a - dużo czasu zajęło mi otrząsanie z tych wszystkich wspomnień, nie było ich dużo więc bez problemu wszystko zapamiętałem, musiałem zmienić przez niego numer telefonu bo ten człowiek był tak upierdliwy, tak wkurzający i nie dający spokoju, że dostawałem na łeb. Kochałem Go, może nadal kocham? ale co to ma teraz do rzeczy? Powrót do matki wcale mi nie pomógł w tych chwilach, a jeszcze tylko bardziej zdołował. Wróciłem do swojego starego liceum w którym Axel już mi dał miłe powitanie na dzień dobry, na szczęście to tylko było na razie tylko wyśmiewanie się z mojej osoby, unikałem tego człowieka jak ognia.
Nie miałem pieniędzy, więc podjąłem pracę w najgorszym magazynie przez co wiele razy opuszczałem szkołę, kto mi da lepszą pracę bez wykształcenia? Dużo razy po skończeniu swojej zmiany ledwo dochodziłem do domu, byłem zmęczony i przepracowany. Zapomniałem co to odpoczynek i relaks. Ciągle pretensje w domu sprawiały, że przychodziłem do domu tylko spać.
Wróćmy do mojej podjętej wymarzonej pracy - a więc wpadłem tam w nietypowe towarzystwo trójki debili - są mniej więcej moimi rówieśnikami, przez ten krótki okres czasowy stali się dla mnie bardzo ważni, jestem im wdzięczny, że postawili mnie na nogi i pomogli wyjść z doła którego nigdy nie zapomnę, ciągłe bycie w ruchu też pomogło, ale to szczegół.
Nietypowe towarzystwo - dlaczego? Bo ćpali wciągając w to mnie, na początek oczywiście zaprzeczałem i ignorowałem ich nawyki, potem spróbowałem, jeden raz, drugi, trzeci i już wciągnąłem się w to całkiem. Wiem że robię źle ale kogo to teraz obchodzi? Amnabel dowiadując się, że coś łączyło mnie z jej synem "wyzwała mnie" mówiąc to w najlepszej formie, jednak było inaczej. Jack'a zabolały moje słowa i bardzo dobrze, przynajmniej wie co myślałem i myślę o tym wszystkim, wiele razy próbował się ze mną skontaktować ale ja zbywałem to i ignorowałem, aż w końcu odpuścił sobie i przestał, przecież ma teraz wymarzone dziecko to niech się odwali. Nie widywałem się z nimi, nie chciałem, ostatni raz widziałem ich jakoś sześć miesięcy temu. Przez ciągły brak czasu Denisa odwiedzałem coraz rzadziej, czasami i nawet po skończeniu mojej zmiany, czyli po 22, pielęgniarki były na tyle miłe, że pozwalały mi wejść do niego o tej porze chociaż na trochę, dzięki temu nie było nawet możliwości, żebyśmy się mijali chociaż w szpitalu.
- Taemin! - usłyszałem dobrze znany mi głos który należał do Joshu'y, obróciłem się i spojrzałem na właściciela siedzącego w parku. Joshua facet około 1.70 szatyn o lokowanych włosach, śmiał się do mnie pokazując swoje kły, gość aż tryskał energią i za każdym razem miałem ochotę mu przywalić i rozbić te jego zęby na drobny mak tak, aby nie miał możliwości ponownego wprawienia ich. Obok niego siedziała o głowę niższa dziewczyna Sylvia, jest posiadaczką również kręconych włosów ale w kolorze blond, gdybym ich nie znał pomyślałbym że są rodzeństwem. Podszedłem do nich trzymając dłonie w kieszeni.
- Nie ma Iwo? - spytałem się rozglądając, ten trzeci osobnik był zdolny do tego żeby mi wylecieć z krzaków i przestraszyć na śmierć.
- Nie ma Go, nawet nie wiem gdzie się szlaja... - powiedziała Sylvia dłubiąc w swoich paznokciach - Jak w pracy? - dodała po chwili.
- Jestem zmęczony.... - odparłem siadając obok nich na ławce, oni od dawna rzucili tą pracę i całkiem pochłonięci byli ćpaniem, ja jeszcze nie spadłem aż do takiego stadium, pomimo rzadszego widywania się nie straciliśmy ze sobą kontaktu.
- Może działeczka? - spytał Joshua rozglądając się czy nie ma kogoś w okolicy - Tae?
Zaśmiałem się i podciągnąłem rękaw wystawiając rękę w jego kierunku.
To straszne w jak krótkim czasie człowiek potrafi stoczyć się na dno.
- Taemin! - usłyszałem dobrze znany mi głos który należał do Joshu'y, obróciłem się i spojrzałem na właściciela siedzącego w parku. Joshua facet około 1.70 szatyn o lokowanych włosach, śmiał się do mnie pokazując swoje kły, gość aż tryskał energią i za każdym razem miałem ochotę mu przywalić i rozbić te jego zęby na drobny mak tak, aby nie miał możliwości ponownego wprawienia ich. Obok niego siedziała o głowę niższa dziewczyna Sylvia, jest posiadaczką również kręconych włosów ale w kolorze blond, gdybym ich nie znał pomyślałbym że są rodzeństwem. Podszedłem do nich trzymając dłonie w kieszeni.
- Nie ma Iwo? - spytałem się rozglądając, ten trzeci osobnik był zdolny do tego żeby mi wylecieć z krzaków i przestraszyć na śmierć.
- Nie ma Go, nawet nie wiem gdzie się szlaja... - powiedziała Sylvia dłubiąc w swoich paznokciach - Jak w pracy? - dodała po chwili.
- Jestem zmęczony.... - odparłem siadając obok nich na ławce, oni od dawna rzucili tą pracę i całkiem pochłonięci byli ćpaniem, ja jeszcze nie spadłem aż do takiego stadium, pomimo rzadszego widywania się nie straciliśmy ze sobą kontaktu.
- Może działeczka? - spytał Joshua rozglądając się czy nie ma kogoś w okolicy - Tae?
Zaśmiałem się i podciągnąłem rękaw wystawiając rękę w jego kierunku.
To straszne w jak krótkim czasie człowiek potrafi stoczyć się na dno.
no i mówiłam będzie źle
OdpowiedzUsuń;-(
Teraz to poważnie mną wstrząsnęło.
OdpowiedzUsuńTakiego obrotu sytuacji w życiu bym się nie spodziewała.
Aż sie tak jakoś smutno zrobiło: (
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie, ale się porobiło teraz, oby się w tym nie zatracił, jak widać dali sobie spokój, ale zna adres mógł przyjechać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńo nie, o nie tak nie może być, biedny Teamine oby nie zatracił się w tym, dali sobie spokój, ale zna adres mógł przyjechać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga