wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział XIV

 Jezus, nie wiem co się stało x.X ale ten rozdział zniknął mi z bloggera.
 

  Wracałem na swoje bloki szczęśliwy i pełny energii, wszedłem do mieszkania najciszej jak się dało, zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją w szafie na korytarzu, następnie wszedłem do swojego pokoju. Pierwsze co zauważyłem to sztuczne fioletowe i cieszące się oczy Eiichi'ego, zbyłem go i rzuciłem swoją torbę na łóżko, Shin wepchnął mi na siłę tego robota grożąc, że inaczej go wyłączy, ja sam nawet chciałem to zrobić, ale było mi go żal, czułem się jakby na serio ta kupa blachy była żywa. Wziąłem w rękę szybkie jedzenie moich ostatnich dni, czyli zupa z makaronem, na porządny obiad nawet nie miałem co liczyć, udałem się do kuchni i wstawiłem czajnik. Siedziałem tak przeglądając na szybko zeszyty ze szkoły, miałem sporo do nauki i jeszcze sporo sprawdzianów do napisania.
   - O której to się wraca do domu? - niemal podskoczyłem słysząc Ivan'a, byłem pewny, że wszyscy już śpią, a ten typ paradował jak zwykle w gaciach po całej chacie, zero kultury.
   - Byłem w pracy - odpowiedziałem mu jak zawsze, czasami zgrywał chyba idiotę, przecież dobrze wiedział, że pracuję. Gdybym rzucił szkołę to daje sobie łeb uciąć, że wywalili by mnie z domu, dopóki się uczę Jack musi płacić im alimenty.
   - Może zaczniesz się dokładać do rachunków? - słysząc to o mało nie poparzyłem się wodą gdy zalewałem swój obiad. Olałem jego gadkę i poszedłem do swojego pokoju z zupą.
   Siedziałem przed biurkiem i pisałem na szybko zadanie domowe, chociaż trochę, byle by było. Eiichi przylepił się do mojej nogi, a ja ją potrząsnąłem aby mnie puścił jednak nic z tego, spojrzałem na niego i wydał z siebie jakiś smutny roboci pomruk, nie miałem czasu się nim zajmować i zaczynał mnie strasznie denerwować.
   - Co się gapisz? - spytałem się go, a ten się tylko uśmiechnął, wziąłem go na ręce i posadziłem na blacie biurka, z jakąś sztuczną fascynacją patrzył na to jak piszę na tym durnym zeszycie.
    Spojrzałem w ścianę słysząc dziwne stukanie, po chwili jakieś krzyki, jest dwunasta w nocy, a sąsiedzi zaczęli się wydzierać albo i lać w najlepsze. Na takie incydenty nikt z bloku już nie reagował, sąsiedzi woleli między sobą wymieniać informacjami czy też plotkami na temat tej rodziny czy tamtej, wszyscy i tak byli tacy sami. Wyjąłem telefon z torby słysząc dźwięk wiadomości, Iwo chciał się jutro spotkać, odpisałem mu, że zobaczę bo nie jestem pewny czy znajdę czas.
   Iwo jest z całej naszej czwórki najstarszy, ma 24 lata i zamieszkał, a może bardziej przyłączył się do osiedlowych ćpunów, którzy zamieszkiwali opuszczony stary budynek znajdujący się bardziej zacisznym miejscu, to wcale nie tak, że go rodzice z domu wyrzucili, on może tam wrócić kiedy chce, jednak sam sobie zadecydował swój los. Joshua i Sylvia wynajmują razem małe mieszkanie, jeszcze wynajmują... bo nie mając teraz pracy, gość na pewno wyrzuci ich gdy tylko przestaną płacić czynsz, bo niby skąd mają wziąć na to pieniądze?  Ja sam wielokrotnie już chciałem rzucić to cholerną szkołę, ale powtarzam sobie, że jak jej nie skończę, to wtedy będę na samym dnie i do końca życia będę pracować na takim magazynie na popołudniową zmianę. Zamknąłem zeszyt i poszedłem się szybko wykąpać, następnie położyłem się spać, nie mogłem zasnąć.

   Rano jak zwykle obudziłem się w najgorszym nastroju, nic mi się nie chciało, wstałem i szykowałem się do budy najszybciej jak się dało,  patrząc w lustro zauważyłem, że wyglądam na zmęczonego człowieka albo na kogoś kto był po jakiejś ostrej imprezie, przyzwyczaiłem się do swoich worków pod oczami tak, że nawet nie zwracałem na nie uwagi. Wyszedłem trochę prędzej do szkoły, nie chciałem znów się spóźnić, jak tak dalej pójdzie to znowu nie zdam do kolejnej klasy z moimi nieobecnościami i ocenami, brakowało mi na wszystko czasu.
   - Taemin! - no cholera jasna znowu ktoś mnie woła, czy oni na prawdę nie mogą do mnie podejść tylko się drzeć? Obróciłem się i zobaczyłem Iwo biegnącego w moją stronę, zatrzymałem się i poczekałem na niego - Gdzie lecisz? - spytał uśmiechając się i patrzył na mnie tymi swoimi krowimi ślepiami.
   - Do budy, muszę raz na jakiś czas się tam pojawić - odpowiedziałem mu i ruszyłem w stronę szkoły, a ten szedł za mną jak jakiś wierny pies.
   - O której dziś skończysz? Może trochę wcześniej? - czy on próbuje namówić mnie na wagary? O nie nie, niech nawet nie próbuje.
   - Nie ma mowy, mam za dużo do nadrobienia - głupek stanął przede mną i wlepiał we mnie te swoje czarne niemal gały, chyba nie zauważył, że jego taktyka kota ze Shreka na mnie nie działa, chociaż gdyby teraz zmienił się w słodkiego biednego kotka, to zrobiłbym wszystko - Nie namawiaj mnie, na prawdę muszę dzisiaj być w szkole, inaczej nie dam rady czasowo z poprawkami - Na te słowa tylko westchnął i udając wielce obrażonego szedł cały czas koło mnie - Gdzie wczoraj byłeś?
   - W domu - spojrzałem na niego dziwnie, i domyślił się o czym myślę - Nie, nie u rodziców... u siebie - dodał po chwili, a ja tylko przytaknąłem.
   - Niedługo zaczną się prawdziwe mrozy, nawet teraz już jest zimno, jak Ty chcesz tam mieszkać? - w sumie to nie widziałem jeszcze tego starego budynku, możliwe że nie wygląda wcale tak źle jak myślę, poza tym nie wiem jak ludzie spędzają takie zimne w takich domach,  jak domem to można nazwać chociaż... 
   - Nie wiem Tae, jakoś nie odczuwam tak wielkiego zimna gdy jestem na haju - no w sumie tak, mogłem się domyśleć, moja inteligencja jest super - Dzisiaj piątek, może jakaś impreza jak skończysz pracę? 
   - Nie mogę Iwo, jutro też idę do roboty i muszę nadrobić szkołę.
   - Skąd Ty bierzesz na to wszystko chęci? - spytał się, a ja usiadłem na murze obok szkoły.
   - Właśnie nie mam chęci, nie mam czasu, jestem zmęczony - zmęczony to mało powiedziane. Szkoda że człowiek nie może być na baterie, a nie głupie spanie, chociaż fajnie jest spać i mieć sny, bo tylko w nich spełniają się marzenia - Muszę jakoś to wszystko ciągnąć, nie chcę w przyszłości pracować na samych magazynach.
   - Miej chęci, nie idź w nasze ślady, Ty masz jeszcze szansę - podniosłem wzrok na jego twarz, na początku nie zrozumiałem o co mu chodziło.
   - Siedzimy razem w tym gównie - instynktownie spojrzałem na jego rękę, na wewnętrznej jej stronie znajdowało się parę sińców po wkłuciach, jednak nie pozwolił mi dłużej patrzeć, bo opuścił rękaw swojej bluzy - Ja po prostu później dołączyłem, bo kto wie? Może za tydzień już nie będę uczniem tej szkoły.
    - Będziesz - niemal krzyknął to słowo, jego charakter był ciężki i trudny do odgadnięcia, przeważnie zgrywał z siebie idiotę albo dzieciaka, ale jak stawał się poważny, to ciężko mi się z nim rozmawiało, zdecydowanie wolę formę idioty.
   - Muszę już iść, zobaczymy się potem.
   Do lekcji miałem jeszcze trochę czasu, po prostu nie chciało mi się prowadzić z nim tak ciężkiej rozmowy od rana. Wkurzył mnie swoim gadaniem, że ja mam szansę, a co on niby nie? Jakby chciał to już byłby na wyższym poziomie od całej naszej ekipy, wystarczy tylko chcieć. Kiedyś Sylvia powiedziała mi, że Iwo stracił dziewczynę, na zawsze, bo już nie ma jej na naszym świecie, dlatego też to wszystko robi, bo nie potrafi pogodzić się z rzeczywistością, ciekawiło mnie to wszystko i chciałbym poznać trochę więcej tych szczegółów jednak są sprawy, których już nie powinno się ruszać, dlatego milczałem. 
    Udałem się do biblioteki, nie miałem zamiaru spotkać gdzieś na korytarzu Axel'a, a tutaj byłem bezpieczny. Myślałem, że ten typ złoży sprawę w sądzie o pobicie, jednak nic takiego się nie stało, miałem wrażenie, że ma w tym swój jakiś ukryty plan i czeka na odpowiedni moment, żeby go zrealizować. W sumie nie mówiłem jeszcze nic o Kylu, a więc nasza przyjaźń się skończyła, nawet sam nie wiem jak to się stało, zmieniając wtedy swój numer telefonu straciliśmy kontakt sms'owy, a nasze rozmowy stoczyły się do stopnia "Hej" tylko wtedy gdy mijaliśmy się na korytarzu. Było to smutne, ale nie chciałem go do niczego zmuszać, w końcu cały czas pomagał mi, a ja nie miałem się czym odwdzięczyć. Chciałbym z nim porozmawiać tak jak kiedyś, ale na dzień dzisiejszy nawet bym nie potrafił.
    Pierwsza lekcja wychowawcza, miałem zamiar napisać na niej zadanie domowe z geografii, jednak nie było mi to dane gdyż mój kochany wychowawca chciał sobie ze mną porozmawiać. Facet zagroził klasie, że jeżeli nie będą cicho to wszyscy dostaną uwagi, następnie poprosił mnie i wyszliśmy z klasy udając się do pokoju nauczycielskiego obok. Usiadłem sobie na jakimś wygodnym fotelu czekając aż zacznie gadać, otworzył swój dziennik i zaczął go sobie przeglądać. 
   - Wygląda na to, że robisz to samo co w zeszłym roku, masz masę nieobecności - zaczął gadkę, co ten kolo myśli że ja o tym wie wiem?
   - Wiem - moja wyczerpująca odpowiedź.
   - Taemin, czy ty chcesz skończyć tą szkołę? - spytał, a ja zacząłem patrzeć gdzieś w sufit informując go, że nie jestem zainteresowany rozmową - Twoi koledzy z klasy mówią, że pracujesz, masz problemy finansowe w rodzinie? 
   - Po prostu sobie dorabiam, bo chcę, a to czy skończę tą szkołę to tylko i wyłącznie moja sprawa - od kiedy ta szkoła interesuje się uczniami? Problemy to on może rozwiązywać 13 latków, a nie moje.
   - Nie zrozum mnie źle, ale jeżeli masz kłopoty... 
   - Nie mam żadnych kłopotów, ta rozmowa jest bezcelowa, nie wiem jaki to ma sens - westchnąłem i okręciłem się na obrotowym krześle, chciało mi się śmiać. 
   - Jak się czuje Denis? - w tym momencie moje oczy zatrzymały się na jego wzroku, jak on w ogóle śmie o to pytać? To nie jest jego interes, oj gościu jedziesz po złym torze. Poprzednia wychowawczyni była o wiele lepsza, nie wtrącała się w sprawy prywatne uczniów, a ten myślał, że mu wszystko wolno.
   - No wie pan, nie miałem okazji zapytać, bo cały czas śpi - syknąłem przez zęby z ironią, a on bardzo dobrze zauważył moją złość i obrócił głowę w stronę dziennika. Hah, wygrałem! Wstałem i wróciłem do klasy. Także no, sami widzicie jak obcy interesują się czyimś życiem, denerwuje mnie to strasznie, ale co zrobić? 
                                                                          
    Szkoła minęła dzisiaj przyjemnie szybko, tak samo jak praca, o dziwo jak na piątek to nie było dużo zamówień, więc dzień można zaliczyć do tych luźniejszych. Gdy wychodziłem z pomieszczenia zobaczyłem świętą trójce tych debili, nie chciało mi się teraz z nimi gadać, a jednak poprawili mi humor samym przyjściem. Nie przeszkadzała im wcale ulewa, tak na dworze padało i to nie nowość, wychodzi na to, że zima z ubiegłego roku się powtarza, może się mylę, okaże się, w końcu do świąt został dobry miesiąc.
   - Cześć misiaczku, lecisz z nami? - Sylvia to potrafiła dowalić jakimś super tekstem, dobrze że tym razem byłem misiaczkiem.
   - A gdzie idziecie? - spytałem zakładając kaptur na głowę, Iwo rzucił szybki uśmiech w moją stronę.
   - Idziemy do nas, do końca tamtego tygodnia mamy czas, może jak dobrze pójdzie to chwilę dłużej i może jeszcze nas nie wywalą - zachichotała blondynka i z czego ona się niby cieszy, z tego że nie będzie miała dachu nad głową, no brawo.
   - I co chcecie potem zrobić? - jakoś ja nie potrafiłem sobie wyobrazić życia bez mojego łóżka i ciepłego domu, już nawet nie obchodziły mnie te kłótnie z Ivan'em czy matką.
   - Przyjdą do mnie na melinę - zaśmiał się Iwo, mi jakoś nie było do śmiechu, zacząłem się już od jakiegoś czasu nimi przejmować - Zapraszam serdecznie, tam zawsze drzwi są otwarte.
   - No chociażby tam! - krzyknęła Sylvia.
   Poszliśmy do bloku w którym mieszkali, nie znajdowało się to daleko od mojej pracy, dlatego też pewnie po mnie przyszli. Pokonaliśmy wszystkie schody, ich mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze, korytarze były w tragicznym stanie, nie lubiłem tam chodzić. Jednopokojowe mieszkanie z małą kuchnią i łazienką, taka mała kawalerka, luksusów nie było, urządzone tak żeby tylko nadawało się do mieszkania. Zająłem swój ulubiony fotel zakładając nogę na nogę i czekałem, sam nie wiem na co. Joshua wyciągnął z plecaka kilka piw, Sylvia poszła do łazienki ogarnąć swój wygląd albo mokre włosy, a Iwo usiadł na tapczanie na przeciwko mnie włączając telewizor. Zrobiło mi się tak dziwnie dobrze i miło, że zasnął bym na tym fotelu.
   Tak jakoś wyszło, wypiłem dwa piwa i już miałem gaz, to przez to zmęczenie. Około dwunastej w nocy Iwo wyciągnął swoją kokę i krótką linijką układał sobie starannie ścieżkę, przeglądałem mu się przez ten cały czas dopóki tego nie wciągnął, następnie rzucił mi paczkę, a ja powtórzyłem dokładnie to co robił.
    Około pierwszej ścigałem się z nim na tej głupiej klatce schodowej.
   - Wolno Ci to idzie! - wydarł się do mnie, a ja spojrzałem na dół przez barierki, zacząłem się śmiać jak idiota, gdy zobaczyłem jak bierze kwiatka jakiejś sąsiadki i wybiega z nim na dwór. Przyspieszyłem, chciałem jak najszybciej znaleźć się na dole, przypadkowo wyrżnąłem chyba w drzwi, albo w coś innego - Cienias! - krzyczał ten cep, jak tylko znalazłem się na zewnątrz, chciałem coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłem usta to powiedziałem coś, czego ja nawet nie zrozumiałem - Tae! Lekcja języka Ci się przyda! - stał na samym środku parkingu między samochodami i trzymał swojego kwiatka za liść i tańczył niczym z panną młodą. Znów paniczny atak śmiechu.
   - Coś mi chodzi po plecach! - ściągnąłem bluzkę i rzuciłem ją na mokrą ziemię, zacząłem się drapać po plecach i zrzucać z siebie niewidzialne robale.
   - To deszcz! - wytknął w moim kierunku palec, nabijał się ze mnie, jak po mnie serio coś chodziło - Przecież leje.
   - Wcale nie! Sam zobacz! - wskazałem głowa na bluzkę, a on ją podniósł i zaczął oglądać informując, że robaka nie ma. Założyłem ją ponownie, była już cała mokra ale jakoś mało mnie to interesowało. Usłyszałem jakaś melodię, obróciłem się szukając źródła dźwięku - Muzykę dla nas puszczają - powiedziałem zadowolony.
   - To nie muzyka, to pały! - pobiegł do mnie i chwycił za rękę, zaczął ciągnąć mnie w stronę jakiś kaszalotów, to znaczy krzaków.
   - Zostaw tego kwiatka! - znów śmiałem się gdy zobaczyłem, że w drugiej ręce trzyma tego chwasta, przez co nie zauważyłem kiedy się zatrzymał, uderzyłem w niego i się przewróciliśmy - Miękkie lądowanie - uśmiechnąłem się poprawiając się na nim tak aby było mi wygodniej, a on zakrył dłonią moje usta abym się nie odzywał, dusiłem w sobie śmiech.
   - Jak nie chcesz żeby Cię złapali, to bądź cicho - westchnąłem tylko na te słowa znudzony i zacząłem gapić się w te jego ciemne krowie oczy.
   - Masz piękne oczy... - zaraz chwila, czy ja to powiedziałem na głos? Chyba nie, bo nic nie odpowiedział. tylko też się na mnie gapi.
    Gdy tylko oni dojechali zszedłem z niego i mój super nastrój mnie opuścił, znów powrót do rzeczywistości? Przygryzłem dolną wargę i wstałem, kilka kroków dalej był sklep, w znajdującej się tam szybie odbijało się moje odbicie, podszedłem bliżej, dotknąłem szkła zostawiając na nim odcisk dłoni, spojrzałem na siebie i zacząłem ryczeć. Wszystko było do dupy, nie dam rady niczego ogarnąć, jestem z tym zupełnie sam, z swoimi problemami, z głupią szkołą i robotą, po co żyć nie mając z życia żadnych przyjemności?
   - Tae? - usłyszałem za sobą głos Iwo - Wszystko ok?
    Nic do cholery nie jest ok, człowiek się stara, chce jak najlepiej, a tutaj gówno, nawet wolnego czasu dla siebie nie mam, a jutro w sumie dziś, znowu ta pieprzona robota. Usiadłem na ziemi zakrywając twarz, nie mogłem na siebie patrzeć. Iwo znów powtórzył moje imię, a ja wydarłem się na niego żeby mnie zostawił, nie posłuchał, chwycił moją rękę i pociągnął w górę abym wstał.
   - Zostaw mnie, chcę być sam, chcę pomyśleć! - wyszarpnąłem swoją rękę i chciałem znów usiąść, a ten przytrzymał mnie w talii, miałem ochotę mu przywalić, może właśnie tego mi było trzeba.
   - Nie masz o czym myśleć! Nie użalaj się nad sobą - Jezus, Maria to znowu te poważne krowiątko, ratuj się kto może - Musisz przestać brać - no to mnie rozbawił, ale on chyba jednak nie żartował.
   - O co Ci chodzi? Zacznij może od siebie, potem zajmij się mną jak będziesz czysty - powiedziałem twardo odsuwając się od niego - Jak zapomnisz o mnie wtedy, to wcale się nie pogniewam. 
   - Ty masz jeszcze szansę, rzuć to póki możesz... - pociągnął nosem odwracając się, ryczy? Nie. musiało mi się zdawać.
   - Idziemy - zdecydowałem, nie chciało mi się gadać o tym, jakby akurat nie miał lepszych tematów. 
   - Uciekasz od rozmowy! Zawsze gdy o tym mówię!
   - Bo ten temat jest bez sensu - prychnąłem i ruszyłem w kierunku bloków, poczłapałem na górę i wziąłem swoje rzeczy z mieszkania Sylvii i Joshu'y, potem poszedłem do domu.
   Wszedłem na korytarz, w oczy od razu rzuciło mi się zapalone światło w kuchni. Nie śpią? Wolno zdjąłem buty potem kurtkę i odwiesiłem ją na wieszak. Chcąc czy nie chcąc musiałem tam iść więc poszedłem do tego pomieszczenia i zobaczyłem Ivan'a, w sumie kogo innego mogłem się spodziewać. Siedział, stukał palcami nerwowo o blat stołu, udałem że tego nie widzę, nalałem do szklanki wodę z kranu i chciałem pójść do pokoju.
   - O której to się wraca do domu? - zatrzymałem się, czy on gada normalnie czy próbuje opanować swoją złość? 
   - Jestem dorosły, nie musisz się o mnie martwić - specjalnie to powiedziałem i nie mogłem powstrzymać się od zachichotania, ale mój uśmiech szybko zniknął gdy powiedział, że dzwonił do mnie z dziesięć razy. Wyjąłem telefon i rzeczywiście było kilka nieodebranych połączeń, ten człowiek nigdy by się o mnie nie martwił, to po cholerę dzwonił? - To po co dzwoniłeś? - nie odpowiedział tylko podszedł do mnie, a ja cofnąłem się o kilka kroków napotykając ścianę, nie wiedziałem o co mu chodziło i przeraziłem się trochę. Uniósł swoją ciężką rękę, skuliłem się, a on chwycił mnie boleśnie za żuchwę, nakierował moją twarz tak, że spojrzałem mu w oczy. Przyglądał mi się tak przez krótką chwilę, upuściłem szklankę, chyba trochę za późno. Obaj usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szła o kafelki. Puścił mnie spoglądając na podłogę, obróciłem się na pięcie chcąc iść do pokoju.
   - Brałeś coś! - krzyknął, tego się właśnie obawiałem, instynktownie krzyknąłem głupie "nie" i trzasnąłem za sobą drzwiami, on wparował do pokoju rzucając się na mnie z pięściami, za nim biegła matka krzyczała aby mnie zostawił, że nie ma mnie bić po twarzy. 
    
                                                                        ***

     
     Przewróciłem się na chodniku przez nadepnięcie o jakiś kamień, wybiegłem przed tym idiotą z domu i zdążyłem tylko wziąć w rękę buty, dopiero teraz mogłem je założyć. Boli mnie głowa, skroń, ramię, biodro i teraz stopa. Nie potrafiłem opanować dygotu ciała, ani łez które ograniczały mi widoczność. Zdjąłem mokre skarpety, wrzuciłem je na trawnik, założyłem buty i wstałem. Jak mogłem być tak głupi i nie zorientować się, mam przejebane i to po całej linii. Przetarłem oczy mokrym rękawem bluzki, po czym zacząłem się rozglądać i co ja mam teraz ze sobą zrobić? Do domu nie wrócę, bo ten typ jest nieobliczalny. Gdyby ktoś mi powiedział, że moi rodzice dowiedzą się że ćpam, to bym go wyśmiał. Zawsze uważałem i byłem ostrożny, ale dziś to ja nie wiem co to miało być, jego zachowanie mnie przeraziło i pierwszy raz widziałem u niego taką złość, nie słuchał nawet matki. 
   Nie padało już ale zamiast tego zrobiło się zimno, było to dopiero czuć jak miało się na sobie tylko bluzkę. Wróciłem ponownie do bloku przyjaciół, Sylvia widząc mnie zaczęła panikować, że ktoś na mnie napadł, swoim wrzaskiem obudziła swojego lokatora, który przyszedł zobaczyć co się dzieje. Było mi głupio, nie chciałem im gadać, że zrobił mi to Ivan, dlatego wymyśliłem jakąś fałszywą historię.
   - Mogę u was zostać do jutra? - spytałem, chociaż dobrze wiedziałem że mi pozwolą. Blondynka przytaknęła i siłą wepchnęła mnie do łazienki, nakazując Josh'owi, aby przyniósł mi jakiś ciuch do spania. 
   - Wykąp się, nie wyglądasz najlepiej, zrobię Ci jakąś kanapkę i herbatę i potem porozmawiamy - powiedziała szybko i wyszła zamykając za sobą drzwi. Stałem zgarbiony patrząc na lustro, chciało mi się wymiotować. Obok oka zaczęła się robić opuchlizna, tak jak mówiłem wcześniej, Ivan nie posłuchał matki. Sam nie wiem jak się teraz czuję, mam ochotę krzyczeć tak aby wszyscy mnie usłyszeli, albo coś rozwalić. Usiadłem na rogu wanny chwytając się za głowę, ta akurat mi to coś pomoże... 
   - Tutaj Ci kładę rzeczy - niemal podskoczyłem słysząc Josh'a, wymusiłem lekki uśmiech i podziękowaniem. Jak tylko wyszedł pospiesznie się rozebrałem i wszedłem do wanny puszczając ciepłą wodę, umyłem się szybko metodą prysznicową, nie miałem ochoty na jakieś długie posiedzenia. Założyłem na siebie ubrania, były odrobinę za duże ale to nic. 
   Blondynka podbiegła do mnie gdy tylko opuściłem łazienkę, chwyciła mnie za rękę i ponownie z siłą posadziła mnie na moim ukochanym fotelu, po czym pod nos podłożyła mi talerz z dwiema skibkami chleba z pomidorem. Spojrzałem na nią i dopiero wtedy zobaczyłem, że przygryza wargę i jest zmartwiona, to przez mnie?
   - Sylvia, jeżeli robię problem to mogę iść do domu - powiedziałem, chociaż do domu i tak bym nie poszedł.
   - Oszalałeś! Jedz! - zapiszczała prawie wskazując palcem na talerz. Szybko wziąłem kanapkę w dłoń i ugryzłem spory kawałek, na ten widok poklepała mnie po plecach i znikła gdzieś w łazience. Joshua leżał już w swoim łóżku i obserwował sytuację jednym okiem, próbowałem zachować się jak najciszej aby nie naruszyć jego spokoju. Szybko pochłonąłem w siebie te dwie kanapki i po chwili wyszła Sylvia z jakaś maścią, pozwoliłem jej posmarować mojego nowego guza albo siniaka, ale tylko tego na twarzy. 
   - Iwo z tobą nie było czy zwiał? - szepnęła wmasowując delikatnie maść.
   - Nie było, rozeszliśmy się wcześniej - powiedziałem zgodnie z prawdą, i odsunąłem się od niej aby już mnie zostawiła.
   - Jak chcesz możesz spać ze mną, tylko się nie rozpychaj, możesz też wybrać fotel - bez słowa wgramoliłem się na jej łóżko, zająłem miejsce przy ścianie, nie lubiłem spać po tamtej drugiej stronie, miałem jakieś schizy z dzieciństwa, ściana wydawała się bezpieczna. Rzuciła mi koc, przykryłem się nim i próbowałem zasnąć, albo i udawać żeby już z nią nie rozmawiać. Zastanawiałem się co mam ze sobą zrobić i jak zareaguje Ivan gdy wrócę jutro do domu, dopiero dziś zacząłem się tego typa cholernie bać, zawsze mnie przerażał ale to co wydarzyło się dziś przeszło wszelkie granice.  Chwilę później poczułem jak Sylvia również kładzie się spać, nie odwracając się szepnąłem ciche "Dobranoc".

                                                         
     Obudziłem się z takim humorem jak zawsze, podparłem się na łokciu aby spojrzeć na mały zegarek obok łóżka i zobaczyć która jest godzina, 11:30, a o 14:00 zaczynam swoją zmianę. Sylvia jeszcze spała, Josh'a nie było w łóżku więc pewnie siedział teraz z łazience, westchnąłem cicho i położyłem się jeszcze aby poleżeć chociaż dziesięć minut. Gdy ten czas minął, ostrożnie wyszedłem z łóżka aby jej nie obudzić i poszedłem do małej kuchni, tam wstawiłem sobie czajnik i przeszukiwałem szafki w poszukiwaniu kawy, nigdy jej nie piłem i nie lubiłem ale sądzę, że dziś będzie mi potrzebna.
   - Herbata jest w tamtej - spojrzałem na szatyna aby zobaczyć które miejsce wskazuje.
   - Mógłbyś się nie zachowywać tak cicho, dostanę kiedyś wylewu - poprawił mnie mówiąc, że raczej zawału niż wylewu - Macie może kawę?
   - Też w tej gdzie herbata, możesz mi też zrobić.
    Z zrobioną już kawą usiedliśmy przy małym stoliczku, ta cisza była denerwująca i nie szczególnie mieliśmy jakieś tematy do rozmowy, Joshua odzywał się zazwyczaj wtedy gdy ktoś go o coś pytał, a jak sam się już odezwał to był szok. Wziąłem w dłonie jakieś stare gazety leżące na parapecie i zacząłem je przeglądać i udawać wielkie zainteresowanie tym, co jest tam napisane.
    - Idziesz dziś na swoją zmianę? - odezwał się, a ja przytaknąłem - Może chcesz iść przed pracą po dragi ze mną? - na to pytanie spojrzałem na niego i zamknąłem czasopismo. Dziś był 1 grudnia, po robocie dopiero dostanę wypłatę, zawsze płacili w pierwszym dniu miesiąca.
   - Mogę z tobą pójść, ja dziś dopiero mam wypłatę więc dam hajs Iwo żeby mi załatwił, ja nie znam tych dilerów, a nie chcę dostać jakiegoś gówna - powiedziałem zgodnie z prawdą, nie znałem tych gości i jakoś nie chciało mi się poznać, zawsze to co chciałem załatwiał mi właśnie Iwo.
   Po upitym łyku kawy skrzywiłem się, wstałem aby iść do łazienki się trochę oporządzić, szatyn powiedział, że obok wanny na szafce postawił mi swoje czyste ubrania które już nie nosił, bo były na niego za małe, fakt moje nie nadawały się do tego abym je dzisiaj założył. Doprowadziłem się do ładu i ubrałem się, następnie wróciłem do kuchni i wypiłem duszkiem całą kawę aby mieć już za sobą jej okropny smak.
    - Cześć chłopaki - odezwała się zaspana dziewczyna wchodząc do kuchni, sięgnęła po szklankę i nalała sobie wody z kranu.
   - Sylvia masz może cokolwiek, aby to zakryć? - spytałem pokazując jej na mojego pięknego siniaka, ona podeszła aby zobaczyć jego super kolor.
   - Postaram Ci się jakoś to zatuszować, ale na pewno nie do końca, nie mam aż takich dobrych mazideł.
    Dziewczyna wykonała swoją poranną toaletę i zaczęła grzebać w swoim malutkim kuferku, potem zaczęła mi czymś smarować ryj, bardziej jednak skupiała się na tym obitym miejscu. Nie powiem, że zajęło jej to krótko, bo trochę się namęczyła przy tym. Spojrzałem w lustro aby zobaczyć efekt, wyglądało już nie tak źle chociaż myślałem, że nie uda jej się zakryć tego, aż do tak dobrego stopnia.
   - Jest dobrze, wiszę Ci pączka.
   - Nawet z dwa!

                                                                     ***

    - Tylko uważajcie na siebie! - zdążyłem usłyszeć głos dziewczyny zanim Josh zamknął drzwi. W dłoni trzymałem siatkę, a w niej bułki przyszykowane przez nią, jeszcze piętnaście minut temu biegła do sklepu tylko po to, aby przyszykować mi jakiś śniadanio-obiad do pracy. Wyszliśmy z bloku, nie padało już, ale wszędzie było masę kałuż, a chmury wskazywały na nie ciekawą pogodę. Facet zaprowadził nas do parku w którym przedwczoraj siedzieliśmy, jeszcze niedawno drzewa w nim były całe zarośnięte liśćmi jak i krzaki i wszystko inne, a teraz wszystko było takie puste, gołe, zimne, bez życia. Szliśmy ścieżką, która była cała obłocona, moje buty wcale nie prezentowały się teraz pięknie, że też nie mógł wygrać jakiejś innej drogi. Szatyn zatrzymał się, a ja właśnie w tym momencie przeskoczyłem jakąś kałużę o mało nie lądując w niej, po złapaniu równowagi przed sobą zobaczyłem jakiegoś gościa w czarnej czapeczce z jakimś bezsensownym logo na niej. Spojrzałem na Josh'a który właśnie rozglądał się patrząc czy nie ma nikogo w okolicy i podszedł bliżej obcego witając się z nim, a ten spojrzał na mnie pytająco.
   - Nie masz co się go obawiać - uspokoił go - Jest ze mną.
   Nie odzywałem się tylko gapiłem, po chwili przed moim nosem ten typ przysunął paczkę fajek. Odmówiłem mówiąc mu, że nie palę papierosów. Typowe łyse pakerzątko, nie wiem dlaczego pomyślałem teraz o tej całej grupie piłkarskiej, sory drużynie piłkarskiej Shin'a. Może już dawno ten ich zespół się rozpadł, w końcu Shin był w ostatniej klasie, jeżeli nie zaliczył kibla to już skończył edukację, a ja cały czas stałem w miejscu...
    - My się czasem nie znamy? - przerwał moje rozmyślania i spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem, zaśmiałem się i pewnym głosem odpowiedziałem "nie" - Nie jesteś czasem Taemin?
   - Znasz moje imię to musi być bardzo interesujące -  dobra, to teraz może trochę mnie zatkało, zmarszczyłem brwi i zacząłem mu się przyglądać oraz zaglądać w najskrytsze zakamarki mojej mózgownicy chcąc sobie go jakoś przypomnieć, ale nic z tego. Typ pewnie zna tylko moje imię z osiedla i tyle.
   - Nie mieszkasz już u ojca? - zadał kolejne pytanie i teraz właśnie mogłem zbierać moją szczękę z podłogi, gdy tylko w myślach ją poskładałem spytałem Josh'a, kto to jest.
   - Diler - odpowiedział mi z jakimś rozbawieniem, a ja spojrzałem na niego wkurzony z laserem w oczach, nie takiej odpowiedzi chciałem.
   - Jestem właśnie z tamtych dzielnic - odezwało się pakerzątko i zaciągnęło się fajką, a niech się udusi tym! Niestety nadal go nie pamiętam, może zwyczajnie robi sobie ze mnie jakieś jaja.
   Resztę czasu przesiedziałem w ciszy nie słuchając ich wcale, dokonali wymiany i na szczęście szybko się zwinęliśmy. Próbowałem wypytać szatyna o jakieś informacje o nim, ale on tak samo wiedział tyle co ja.

    Robota minęła dzisiaj dołująca , oczywiście wszyscy się ze mnie nabijali, że ktoś mi najebał. Grzywkę miałem na prawy bok także nie do końca dało ukryć się siniaka, tym bardziej że musiałem mieć związane włosy. Ignorując całkowicie zachowanie wszystkich próbowałem skupiać się na pracy, co bardzo ciężko mi szło. Poszedłem do kierownika aby odebrać wypłatę którą miałem "do ręki", po wyjściu z jego ala gabinetu zakręciło mi się w głowie, oparłem się o ścianę i zjechałem po niej przykucając, czekałem aż to minie.
   - Wszystko dobrze? - usłyszałem czyiś głos.
   - Tak, to tylko zmęczenie - wyszeptałem nie spoglądając na tę osobę, nawet nie wiem czy powiedziałem to dosyć wyraźnie i głośno, ale chyba tak bo typek sobie poszedł. Usiadłem na zimnych kafelkach przeliczając pieniądze, gdy tylko przełożyłem ostatni banknot do drugiej dłoni, zaśmiałem się, zaśmiałem się tak żałośnie, że o mało się nie poryczałem. Jak tak ma wyglądać moja wypłata w przyszłości, to chyba zaharuje się na śmierć.
   Wyszedłem na zewnątrz, gdy tylko się pozbierałem, oczywiście w przenośni ujmując te słowo. Podczas przerwy w pracy napisałem do Iwo, żeby przyszedł po mnie jak skończę zmianę i tak też zrobił, siedział obok magazynu na jakiejś kostce ażurowej.
   - Chodź idziemy na jakieś żarcie, umrę zaraz z głodu - pociągnąłem go za rękę aby wstał, a on tylko powiedział, że nie ma hajsu - Zgłupiałeś? Przecież ja stawiam, zapomniałeś już że wszystkim się dzielimy?
   Poszliśmy do pizzerii do której czasami przychodziliśmy wszyscy razem, zazwyczaj wtedy gdy dostawaliśmy wypłaty, ale teraz to ja sam tylko ją dostawałem. Było tam na tyle fajnie, że w nocy też mieli otwarte i samo jedzenie było dobre. Wchodząc do lokalu wziąłem z lady "menu" i udałem się do stolika przy którym siedziało już krowiątko.
   -  Urąbałeś się? - a no tak, mój siniak, na dworze go nie widział bo było ciemno, zbliżył do mnie dłoń w zamiarze starcia ze mnie śladu, a ja tylko odtrąciłem jego rękę.
   - Nie dotykaj, to nie jest brudne - oświeciłem go i rozpuściłem włosy aby był mniej widoczny - Wdałem się w małą bójkę.
   - Jak to bójkę? - spytał marszcząc czoło - Kiedy?
   - Wczoraj jak się rozeszliśmy, szedłem do domu i natknąłem się na jakiegoś pakera... - znów kłamliwa historia którą opowiadałem Sylvii, nic lepszego wtedy nie wymyśliłem na doczekaniu więc musiałem trzymać się tej wersji - Trąciłem Go przypadkowo łokciem, a On nie wyglądał na takiego co miałby to w dupie i wyjebał mi z pięści...  - oho, zmarszczył czoło, czyżby mi nie wierzył? - Sam wiesz jakich mamy typów na naszej dzielnicy, może akurat też nie miał humoru... - próbowałem go przekonać, chociaż może to nie był najlepszy pomysł.
   - Uważaj bardziej, przez tą robotę chodzisz jak lunatyk - czyżby uwierzył? - Równie dobrze mogłeś wylądować w szpitalu - od razu pomyślałem o Denisie, muszę jutro go odwiedzić, już od jakiś dwóch tygodni u niego nie byłem z braku czasu, a do szpitala było daleko.
   Zamówiliśmy pizzę, największą, taką co zawsze braliśmy, po jej zjedzeniu poczułem się wreszcie pełny.
   - Dostałem wypłatę... - powiedziałem śmiejąc się - Po jej przeliczeniu mam ochotę się tylko najebać, tak aby o tym wcale nie myśleć.
   - Zmniejszyli stawkę czy co?
   - Tak, chyba tylko u mnie, wydaje mi się, że ktoś na mnie kabluje, że niby się opierdalam, kierownika wiecznie nie ma na magazynach, a jak tylko się pojawi idzie do mnie i daje mi więcej roboty niż wszystkim innym - odkąd Josh, Sylvia i Iwo zrezygnowali z tej pracy, roboty było o wiele więcej, a nikt normalny nie poszedłby do takiej pracy, harowałem tam za dwie osoby i rzygałem już tym.
   - Jesteś tam najmłodszy... żerują tylko teraz na tobie, a nawet zasranych kamer nie mają do monitoringu - to w sumie było najgorsze, wiele razy zdarzyły się już kradzieże, a oni i tak to olewają i wolą uciąć hajs z pensji każdemu z osobna.
   - Może impreza? - spojrzałem na niego podnosząc jedną brew do góry.
   - Jeszcze wczoraj nie chciałeś nigdzie iść - zaśmiał się ale miał rację, po odebraniu mojej wypłaty mam tylko ochotę na to, nie miałem zamiaru wracać jeszcze do domu.

                                                                        ***

     Przed pójściem na podmiejski weszliśmy jeszcze do mnie do domu, nikogo w nim nie było na szczęście, matka i Iwan spędzali pewnie razem czas na mieście. Wziąłem małą torbę i zapakowałem do niej kilka zeszytów i z dwa podręczniki, po imprezie mam zamiar iść do Denisa.
   Wsiedliśmy do nocnego miejskiego autobusu, jechaliśmy do tego samego klubu, który ponad rok temu pokazał mi Haru, pieszo to pewnie nie trafilibyśmy. Jak tylko znaleźliśmy się przed budynkiem mój uśmiech się poszerzył, nie raz już tutaj byłem z Iwo i cała trójka wiedziała jakiej jestem orientacji. Zgadałem się z nim, że za półtorej godziny spotkamy się przy łazience jak zawsze, a sam poszedłem szukać jakiegoś naiwniaka aby postawił mi kilka drinków. Poprzeciskałem się przez tych wszystkich ludzi, czułem się tak jak w jakimś supermarkecie gdzie rozdawali towar za darmo, tyle bydła i głupich pustych dziewczyn. Przy barze siedziało dwóch kolesi, na pewno starszych ode mnie, patrzyłem tak przez chwilę zastanawiając się do którego się dosiąść, po chwili usiadłem krzesełko dalej od tego ładniejszego, tak mi się wydawało że był ładniejszy. Oparłem się łokciem o blat i czekałem na barmana, zamówiłem piwo gdy ten ruszył w końcu ten swój tyłek. Nie wiem czy czułem na sobie wzrok tego gościa ale miałem wrażenie że tak, moja ciekawość wygrała i spojrzałem na niego, nie myliłem się co do tych dwóch rzeczy, po pierwsze to gapił się na mnie, po drugie był przystojny, odwróciłem szybko wzrok, na blacie już stało w kuflu piwo. Chciałem wziąć w dłoń naczynie, lecz nie stało się to gdyż ktoś na mnie wpadł, ręką trąciłem kufel, a ten przewrócił się wylewając całą swoją zawartość w stronę tego ładnego gościa. Wymówiłem jakiś piękny wierszyk w stronę winowajcy, w sumie nawet po co skoro i tak pewnie nie usłyszał. Chciałem podnieść naczynie do pozycji pionowej, gdy się jednak obróciłem koło mnie siedział ten typek trzymający moją szklankę, a barman był zajęty wycieraniem mokrego blatu. Spojrzałem na niego, a ten zbliżył swoją twarz do mojego ucha aby mi coś powiedzieć, przez głośną muzykę i tak mało co zrozumiałem, tylko pojedyncze słowa mówiące coś w stylu " Nie przejmuj się idiotami" potem zamówił dwa piwa. Obdarowałem go pięknym sztucznym uśmiechem, zawsze przedstawiałem siebie całego od góry do dołu fałszywie w takich miejscach, potem zapytał mnie o imię.
   - Taemin - nie kłamałem jeżeli chodziło o imię, to w sumie było nie potrzebne i tak nie mieszkałem już w tej dzielnicy.
   - Martin, miło mi - wyciągnął przed siebie dłoń w ramach powitania, w myślach aż się śmiałem, co on z średniowiecza pochodził? Mimo mojego myślenia uścisnąłem szybko jego dłoń i dusiłem w sobie mój prześmiewczy śmiech - Co Ciebie sprowadza do takiego miejsca? - zapytał, a ja zacząłem rozglądać się po owym miejscu aby na czymś skupić swoją uwagę.
   - Nuda - odpowiedziałem mu po czym wypiłem kilka łyków piwa.
   Nawijaliśmy o czymś nudnym, chociaż całkiem dobry byłem w nudnych tematach, zadowalające było to że nie wypytywał się o mnie za dużo, bo tego nie lubiłem. Przyjemnie się go nawet słuchało, mówił tak czysto i bardzo ciekawie, sama jego mowa przyciągała.  Gdy właśnie gadał coś o klubowym brudzie zza jego pleców zobaczyłem machającego do mnie Iwo, wychyliłem się udając, że wyciągam telefon i spojrzałem na niego pytająco, a on tylko zaczął znów machać łapami. Miałem ochotę go zamordować, co ta krowa myśli że czytam mu w myślach i skapnę się o co mu chodzi? Półtorej godziny jeszcze nie minęło, więc niech spada. Spojrzałem znowu na swojego towarzysza upijając kolejny łyk piwa. Minęło może z pół godziny, a Iwo wrócił powtarzając tą samą czynność.
   - Muszę iść do łazienki... - powiedziałem niechętnie Martin'owi, bo ten robił z siebie totalnego osła machając jak debil.
   - Jasne, może wymienimy się numerami? - spytał wyciągając swój telefon. Podałem mu jakiś fałszywy numer i migiem odszedłem od niego, po drodze za przedramię chwyciłem krowiątko i ciągnąłem go za sobą do samych kiblów,
   - O co Ci chodzi!? - krzyknąłem mu prosto w ucho, chyba nawet za głośno bo aż się ode mnie oddalił.
   - No chyba nie chcesz abym sam wziął i nie poczekał na Ciebie? - no w sumie tak, wkurzyłbym się tylko na niego, jakoś nie lubiłem sobie dawać.
   - Poczekaj tutaj - zostawiając go udałem się w stronę baru który znajdował się na piętrze klubu, bo nie chciałem znów spotkać na parterze Martina. Powiedziałem babce aby rozlała jeden sok na dwie mniejsze szklanki, tak też zrobiła, zapłaciłem i z napojem wróciłem do Iwo.
   - No nie gadaj, że dziś tak chcesz.... - powiedział z jakimś dziwnym zawiedzeniem w oczach
   - Masz coś przeciwko? - spojrzałem na niego laserowym spojrzeniem, a on otworzył przed mną drzwi do toalety. Były pustki więc szybko weszliśmy do jednej z kabin, tam Iwo wyciągnął spida i wsypał odpowiednią ilość do obu naczyń, potem małym patyczkiem zamieszał w nich. Dla jaj przybiliśmy sobie szklanki, czułem się tak jakbym był na jakimś sylwestrze, zaśmiałem się i wypiłem całą zawartość.
    Resztę imprezy spędziłem raczej z Iwo na wygłupach, naszych wygłupach, tańczenie, bieganie po całym klubie i chlanie. Po drodze spotkałem gdzieś Martina, który powiedział mi ze smutkiem, że podałem mu nie prawdziwy numer, uśmiechnąłem się przelotnie do niego i powiedziałem mu, że czasami tak się zdarza i odszedłem. Uśmiech z mojej twarzy nie znikał, mógłbym teraz przebiec całe miasto z nudów, chciało mi się coś robić, coś szalonego, coś czego jeszcze nigdy nie zrobiłem. Ochroniarze to chyba mają niezły ubaw i pewnie dziwią się co to za dzikusów z lasu tutaj wpuścili. W międzyczasie dałem Iwo hajs aby załatwił mi dragi, on już dobrze wiedział co i ile, ufałem mu i to nie pierwszy raz kiedy mi coś załatwił, nigdy mnie nie oszukał i nie sądzę aby miał taki zamiar. Siedzieliśmy właśnie na zewnątrz klubu na ławkach, dziwne że jeszcze ich nie pochowali, zazwyczaj takie letnie sprzęty chowało się aby zima ich nie zniszczyła. Nagle zauważając pewną osobę zacząłem szturchać krowiątko w ramię.
   - Ej! Co jest? - spytał pocierając lekko obolałe miejsce, a ja nie spuszczałem wzroku z osobnika. Szukał również osoby na którą patrzę.
   - To nie facet od historii?
   - Ta, ale co on tu robi? - zapytałem przez zęby.
   - Nic się nie zmienił przez te kilka lat, no wiesz też jest człowiekiem - powiedział patrząc na mnie - To że jest starszy nie znaczy, że nie może chodzić na jakieś imprezy, dziwi Cię to?
   - Ostatnio zaczął się mną interesować... Jakby Go to akurat do cholery obchodziło. Nie wiem skąd wie, że sobie dorabiam. Pytał o moje problemy... - syknąłem niemal na Iwo w złości chociaż to nie była jego wina, nawet nie zauważyłem tego, że kolo od historii również mnie zauważył ale obrócił głowę ponownie do swojej stojącej obok koleżanki, po chwili powtórzył czynność, a ja próbowałem schować się jakoś za siedzącą przed mną krówką, nie wiem czy mnie rozpoznał.
   - To chyba dobrze, że nauczyciele reagują gdy coś się dzieje z uczniami - no to teraz nieźle sobie powiedział.
   - Sądzisz, że akurat to dobrze w moim przypadku?
   - Nie...
     Zwinęliśmy się z imprezy wcześniej niż przewidywaliśmy, posiedziałem jeszcze z Iwo na ławce w małym parku, serio chyba wyglądaliśmy jak żule. Krowiątko siedziało, ja leżałem z głową opartą na jego kolanach. Milczeliśmy, nikomu teraz nie chciało się gadać. Dochodziła godzina 5 rano.
    Po pożegnaniu się z nim poszedłem do szpitala, miałem szczęście, że dyżur nocny miała moja kochana i miła pielęgniarka i przywitałem się z nią, a ona bez żadnych proszeń pozwoliła mi wejść na oddział, miałem tylko poczekać aż zrobi mi herbatę i dopiero potem poszedłem do pokoju.
   Otworzyłem drzwi i najciszej jak się dało wszedłem do pomieszczenia, jak zwykle bałem się, że go obudzę albo coś w tym stylu, chociaż dobrze wiedziałem, że to się teraz nie stanie, mogłem nawet walić młotkiem, a on i tak by ni wstał i mi nie otworzył... Położyłem kubek z herbatą na stole, tak samo jak moją torbę, potem dopiero spojrzałem na łóżko, spał, jak zawsze, uśmiechnąłem się delikatnie i podszedłem do łóżka, pogłaskałem go po głowie, a w oczach stanęły mi łzy. Nie wiedziałem co już o tym wszystkim myśleć, pomału chyba zaczynało mi brakować nadziei, brak jakichkolwiek popraw tym bardziej to pogłębiał. Odwróciłem głowę i zobaczyłem na małym nocnym stoliku kwiaty, pewnie ojciec je kupił, bo matka wątpię, szkoda by jej było na to pieniędzy. Dotknąłem jednego płatka, który odpadł i wolno zleciał na podłogę, westchnąłem, nie podniosłem go. Zacząłem jak zawsze mu wszystko opowiadać i przeprosiłem że nie było mnie tak długo, tylko to co mu teraz opowiadałem było kłamstwem, mówiłem, że wszystko dobrze, chyba sam chciałem uwierzyć w to kłamstwo.
   Gdy minęło pół godziny przysunąłem sobie stolik koło jego łóżka. Wyciągnąłem podręczniki, długopis i kartki, miałem zamiar napisać zaległe wypracowania, gościu od biologii powiedział, że jak napiszę trzy, to da mi pozytywną ocenę na koniec półrocza, niby to dopiero półrocze ale nie chciałem mieć żadnego laczka. Po napisaniu pierwszego referatu już miałem dosyć, to było strasznie męczące, chociaż wiedziałem że za nic pozytywnej oceny nie dostanę, sam byłem sobie winny, jak to się mówi "cierp ciało jak się chciało". Ziewnąłem i spojrzałem na brata, najchętniej to położyłbym się teraz obok niego i zasnął.
   Minęły może z dwie godziny, czułem że lada chwila padnę, pożegnałem się z Denisem, wziąłem torbę, potem wyszedłem ze szpitala i autobusem podmiejskim pojechałem do domu.
   Cieszyłem się, że nikt nie zauważył mojego przyjścia, poszedłem cicho do swojego pokoju, zabrałem swoje rzeczy do spania i wziąłem szybki prysznic, potem poszedłem spać.

                                                                   ***

    Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi, otworzyłem niechętnie jedno oko, za oknami było już jasno. Mam nadzieję, że matka jest w domu, bo nie mam zamiaru nikomu otwierać, była, poczłapała się jak zwykle wolno tym swoim żółwim tempem i otworzyła te stare wrota. Ten głos który usłyszałem, sprawił, że moje serce zaczęło szybciej bić, momentalnie otworzyłem oczy i podbiegłem do zamkniętych drzwi w moim pokoju nadsłuchując.
   - Dzień Dobry - chwilowa zawiecha, o boże czy to na serio on!? - Jest może Taemin? - jasna cholera, spojrzałem od góry do dołu na siebie w lustrze, totalna masakra.
   - Poczekaj chwilkę dobrze? - powiedziała moja kochana mamusia, a ja oddaliłem się od swoich pokojowych drzwi najdalej jak się dało i weszła do mnie,
   - Shin przyszedł do Ciebie - oznajmiła lekceważąco chociaż ja dobrze już to wiedziałem.









Tak jak widać zmieniłem jedną istotną rzecz, postanowiłem drugą część napisać wszystko z
 poglądu Taemina, a no i szablon się zmienił ale to szczegół.
Pisząc to przypomniałem sobie jedną rzecz, z czasów gimnazjalnych. Kiedyś w swoim wypracowaniu z polskiego, napisałem w środku tekstu modlitwę "Ojcze Nasz", dostałem piątkę. ^^ 

6 komentarzy:

  1. Nadrabiam zaległości w czytaniu tego opowiadania i musze ci powiedzieć że z każdym następnym rozdziałem jesteś coraz lepszy. O boże, jestem słaba w pisaniu opinii, bo raczej wole przemyśleć dany tekst niż pisać wylewny komentarz, co o nim myślę. Ogólnie podoba mi się twój styl, ale to już wiesz i sposób, w jaki wszystko opisujesz, napięcie na końcu rozdziału. Nie mogę się doczekać następnego postaaaa!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie! Szablon nowy baaardzo mi się podoba :3

      Usuń
  2. Bowiem tylko tyle: jest progress.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    co? Kayl był gotów pobić Shina, a teraz przyjaźń tak szybko się urwała, Ivo się martwi może jeszcze wyjść z tego szajsu, dopiero teraz przyjechał, Ivan był wściekły, nie wiem czemu ale jak nie po twarzy to gdzie indziej może? to jest matka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że Tea będzie miał przerąbane tylko w pierwszej części. Ale dopiero teraz ma pod górkę. Dobrze, że stara się mieć cel - skończyć szkołę. Szkoda, że ma do czynienia z narkotykami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniale, co za matka? jak nie po twarzy, to gdzie indziej można? najpierw Kayl był gotów pobić Shina a teraz to przyjaźń się urwała, Ivo martwi się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń