poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział VII

     Każdy dzień za dniem okazał się być dla Taemina istną katorgą. Był poniedziałek. Minęły dwa tygodnie, a w domu panowała normalna atmosfera. Nie rozumiał tego jak ojciec może się uśmiechać, na taki widok wszystko w nim się gotowało. Każdy poranek jak i wieczór zabierał nadzieję przez co powstawało tylko rozczarowanie. Tęsknił za swoim bratem, chciał tylko żeby się obudził. Denis na to nie zasłużył, to było niesprawiedliwe.

   Został wypisany ze szpitala w zeszły piątek, uzgadniając z lekarzem wizyty kontrolne. Spotkań z psychologiem nie dało się usunąć, nawet Jack był po stronie lekarzy. Od tamtego czasu matka bliźniaków nie pojawiła się w szpitalu, tak myślał ponieważ nie widział jej. Możliwe że przyszła ale do Denisa, nie do niego. Pomimo próśb ojca aby pokazał się w końcu w szkole, przesiedział cały następny tydzień w domu, robiąc sobie zaległości.

    - Taemin wstawaj! - usłyszał znów głos Jacka, który próbował po raz trzeci go obudzić aby zjawił się na uczelni. Podszedł do syna zdejmując z niego kołdrę.
    - Tato zostaw mnie! - wykrzyczał. Ponownie nie przespał nocy, za dużo o wszystkim rozmyślał.
    - Nie będziesz całe wieki leżeć w łóżku, zawalisz naukę.
    - I tak nie będę potrafił nic zapamiętać więc co to za różnica! Nie chcę teraz chodzić do szkoły. - naciągnął na siebie leżącą na ziemi kołdrę.
    - Przestań! Musimy stanąć ponownie na nogi, chowanie się Ci nic nie pomoże.    Jack nie wiedział ile potrzeba czasu na pogodzenie się z taką sytuacją. Wcześniej nie opiekował się dziećmi aż na takim stopniu. Starał się utrzymać normalny tok myślenia chcąc dać synowi jakiś przykład, nie dawało to żadnych rezultatów.
    - Daj mi spokój, chcę być sam!
    - Ale Ty cały tydzień jesteś sam, zamieszkałeś tylko w tym pokoju!
    - Nie będę się uśmiechać tak jak Ty i udawać że nic się nie stało! - zakrył się bardziej kołdrą chcąc schować napływające do oczu łzy.
    - Jack zostaw Go, i tak nie wstanie. - wtrąciła się Amnabel. - Dzisiaj mamy masę pracy, a wieczorem mają zjawić się twoi rodzice na kolacji. Lepiej żebyśmy zdążyli ogarnąć parę spraw do tego czasu.
    - Zajrzę do Ciebie później. - powiedział szybko, po czym opuścił pokój wraz z swoją kobietą.

     Jasne! Denis jest w szpitalu a Oni organizują sobie schadzki rodzinne! - Miał dosyć. On już przejrzał tą całą fałszywą rodzinę ze strony ojca, szczególnie dziadkowie. Nawet nie udawali tego iż lubią bliźniaków, okazywali swoją najbardziej bezczelną stronę tylko przy nich. Chcieli pozostać nadal idealną rodziną wycinając braci z pamięci, tak jakby ich nie było. Mimo wszystko Jack akceptował swoich synów. Susan pochodziła z domu dziecka, więc nie mieli krewnych z jej strony. Matka nigdy nie opowiadała im o swojej przeszłości. 
   Wstał odgarniając złe myśli, ponownie pójdzie odwiedzić swojego bliźniaka. Odsłonił zasłony i otworzył okno zasłaniając ręką oczy, światło go raziło wolał zdecydowanie ciemność.

     W szpitalu na odpowiednim już oddziale natrafił na lekarza Grumpsa który pytał o jego zdrowie, zbył szybko mężczyznę i udał się pod pokój brata. Wchodząc do sali zdziwił się gdy na krzesełku którym zazwyczaj siedział, zobaczył dziewczynę o niebieskich oczach i blond włosach . Patrzyła na niego z tak samą zdziwioną miną jak On na nią.

    - Kim jesteś!? - był wkurzony i trzasnął drzwiami. Nikt nie miał wchodzić do Denisa poza wyznaczonymi osobami.
    - Jj-a-a... - zaczęła się jąkać. - Ja już pójdę. - szepnęła cicho spuszczając głowę w dół. Znała Taemina z szkolnych plotek, ponoć potrafił być bezczelny.
    - Zadałem pytanie! Nikt obcy nie ma tu wchodzić!
    - Chodzimy razem do szkoły. Słyszałam o tym że Denis miał wypadek, chciałam zobaczyć co z nim...

   Taemin wyjrzał na korytarz wołając pielęgniarkę, ta szybko zjawiła się wyrwana z obowiązków.

      - Słucham, czy coś się stało? - spytała poprawiając swoją odzież roboczą.
      - Do tego pokoju miały wchodzić tylko wyznaczone osoby, co Ona tu robi? - wskazał palcem na obcą dziewczynę, przez co ta poczuła się zakłopotana.
      - Jaa tylko pomyliłam pokoje, już wychodzę. Przepraszam. - zaczęła się usprawiedliwiać blondynka.
     - Oh, przepraszamy najmocniej. Widocznie zaszły jakieś pomyłki...
     - To proszę bardziej pilnować tego kogo tu wpuszczacie. - warknął na pracownicę. - Nie miał wchodzić tutaj nikt obcy.

   Kobieta przytaknęła i podeszła do śpiącego pacjenta sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Blondynka bezszelestnie opuściła pokój. Rudy wycofał się na korytarz doganiając ją, może to była koleżanka brata?

      - Zaczekaj... Dlaczego do niego przyszłaś? - spytał chwytając dziewczynę za ramię aby się zatrzymała.
   - Jesteśmy znajomymi ze szkoły, przyjaźnie się z Denisem. - mówiąc te słowa bawiła się swoimi palcami aby ukryć swój stres i zażenowanie. Przecież nie powie jego bratu że czuje się winna przez ten cały wypadek.
   - Nie wiadomo kiedy się obudzi.
   - Domyśliłam się, strasznie mi przykro. - znów przeżuciła wzrok na podłogę bojąc się spojrzenia rudego. - W szkole strasznie plotkują.
   - Nie trudno zgadnąć.
   - Pójdę już... Do zobaczenia w szkole. - odeszła szybko

      Miał lekkie wyrzuty sumienia które minęły, może niepotrzebnie nakrzyczał na tą dziewczynę? Nie zrobiła żadnej krzywdy jego bratu, jednak to nie zmienia faktu że te z dużurki się opierdalają i wpuszczają kogo chcą. Usiadł na krzesełku chwytając jak zawsze brata za dłoń, przywitał się i zaczął opowiadać to co się dzieje w domu. Czuł taką potrzebę rozmawiania z nim, patrząc tylko na niego dołowałby się bardziej. Wymienił wodę w kwiatach które przyniósł wczoraj, tylko one jakoś ożywiły te smutne pomieszczenie. Chciał zostać tu jak najdłużej, nawet do końca dnia. Nie chciał widzieć rodziny ojca. - zaklął na samą myśl.

     Przesiedział tam dobre pół dnia siedząc na krześle i zasypiając z założonymi rękoma na posłaniu brata. Cieszył się że pracownicy szpitala nie wygonili go jeszcze, nie wiedział ile mogą trwać odwiedziny i czy są jakieś limity. Ocknął się czując iż ktoś szarpie jego ramię, potrząsnął głową i zobaczył swoją matkę.

   - Idź do domu, posiedzę z nim trochę. - nie poprosiła o to a wręcz rozkazała swoim głosem.
   - Nie idę, też posiedzę.
   - Taemin wyjdź, chcę też z nim zostać sama. - założyła ręce na barki, czekała aż rudy opuści pokój.

    Wstał przesuwając krzesełko z głośnym skrzypnięciem, nie spojrzał na nią tylko bez słowa wyszedł trzaskając drzwiami. Przed budynkiem zobaczył fagasa swojej matki opierającego się o samochód, w jednej dłoni trzymał papierosa. Na szczęście nie zorientował się albo nie poznał osoby wychodzącej ze szpitala. Nienawidził każdego faceta którego jego matka sprowadzała do domu, mieszkanie było małe i wszystko było słychać. Sąsiedzi też wymieniali się swoimi spostrzeżeniami na temat tej rodziny. Na swoim policzku poczuł kroplę, wytarł ją szybko rękawem kurtki. Chmury wskazywały na to że lada chwila zacznie padać. Przyśpieszył kroku chcąc znaleźć się jak najszybciej w domu, niestety wyglądało na to że będzie zmuszony zobaczyć gości. Odwiedził pobliski sklep aby kupić trochę paczkowanego jedzenia, jak będzie się dało to przesiedzi cały wieczór w swoim pokoju. Deszcz pochłonął już połowę miasta przez co zmoknął wracając. Był cały przemoczony i kapało z jego ubrań, nie lubił deszczowym zim zamiast śniegu była woda i błoto.
    Wszedł do mieszkania najciszej jak się dało, z pokoju obok dochodziły dźwięki toczącej się rozmowy. Wywnioskował że dziadkowie zjawili się i cała szczęśliwa rodzina siedziała teraz przy stole, opychając się jedzeniem którym przygotowała gosposia. Szedł bezszelestnie w stronę schodów pozostawiając na kafelkach mokre ślady. Robiąc kolejny krok poślizgnął się i zwalił kilka rzeczy ze znajomej mu komody. Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonego przedmiotu, zastygł słysząc przeraźliwe zbicie jakiegoś wazonu. To wszystko przez ten deszcz, że też akurat musiało padać.

   - Taemin? - pierwszego usłyszał ojca, normalnie szczęście. - Nic Ci nie jest?
   - Nie.. tylko coś zbiłem.

   Już było słychać śmiech Shin'a. Miał ochotę podejść do niego i wybić mu wszystkie zęby.

   - Ohhh, ta waza ode mnie! - jęknęła kobieta która była matką Jack'a. Podeszła do zbitego przedmiotu chcąc zbierać kawałki pękniętego naczynia. - Co On robi w twoim domu, o tej godzinie synu?
   - Posprzątam... - szepnął rudy szukając miotły.
   - Ah co? Sprzątasz tutaj, to dobrze. - dogryzła kobieta. - Ta waza była taka piękna z Chin! - przyłożyła ręce do twarzy użalając się nad przedmiotem.
   - Tae tutaj mieszka. - wyjaśnił Jack.
   - Mieszka? Jak to?
   - Mamo jestem dorosły. To mój dom.
   - Pomogę Ci - oznajmiła Amnabel swoim melodyjnym głosem. Jack zdążył ją już uprzedzić o zdaniu jego rodziców co do bliźniaków, więc chciała rozluźnić sztywną atmosferę.
   - Nie nie kochanie! - zatrzymała ją przyszła teściowa. - Powinnaś teraz odpoczywać. Chłopak sobie da radę, jak jest niezdarą to już nic się nie poradzi. - westchnęła okazując fałszywy żal. Shin! chodź miałeś mi opowiedzieć swój wygrany mecz. A Ty zdejmij te mokre ubranie! Robisz jeszcze większy bałagan! - dodała na koniec.

   Wszyscy prócz rudego ponownie udali się na swoją salę plotkarską. Wielka waza Chińska z " made in china" , wcześniej jej w ogóle tu nie było więc jakim cudem znalazła się teraz?

   - Ja posprzątam, leć się przebierz. - gosposia niemal wyrwała mu z rąk miotłę uśmiechając się.

   Bez słowa udał się na górę. "Shin chodź opowiesz mi swój mecz!" - troskliwa babcia która bardziej kocha obce wnuki niż swoje. Wcale mu nie zależało na tym aby mieć kochającą babcie, liczył się sam fakt jej zachowania. Rozebrał się wrzucając przemoczone ubranie do prania, nie mając zamiaru już nigdzie wychodzić, ubrał się w pierwsze lepsze wygodne ciuchy. Udał się z powrotem na parter gdy przypomniał sobie o torbie którą tam zostawił.

   - Taemin chodź do nas. Nie będziesz przecież siedzieć sam na górze. - machał ręką w zapraszającym geście.
   - Nie tato, źle się czuje pójdę na górę. - kłamał aby nie uczestniczyć w tej schadzce. Nie miało by to żadnego sensu aby tam był.
   - Na chwilę możesz przecież przyjść.
   - Jack jak tak Go matka wychowała aby unikać rodziny to nie proś się Go! - krzyknęła kobieta z drugiego pokoju.
   - Dobrze wiesz że mnie nie lubią, nie próbuj naprawić tego na siłę. - szepnął do ojca.
   - Taemin to nie tak. Po prostu mało rozmawiacie.
   - Nie, ja nie chcę znów słyszeć pytań o to czy mama znalazła w końcu lepszą pracę, czy nadal mieszkamy w bloku o dwóch pokojach. Nie jestem dzieckiem i nie jestem ślepy, nie wymuszaj na mnie tego.
   - Dobrze... - westchnął, znów został zgaszony tekstem. - Przyjdę do Ciebie później i porozmawiamy.
   - Okej.

      I tak nie przyjdzie, zdążył poznać już tekst "porozmawiamy później". Jack wcale nie przychodził. Chciał mu to przed chwilą powiedzieć, jednak przedłużyłoby to rozmowę a tego nie chciał. Będąc już w swoim pokoju wziął się za przepisywanie lekcji. Wypadałoby aby miał co nieco z notatek, nauczyciele czepiali się zawsze jakiś szczegółów nawet co do jednego nieprzepisanego tematu. Miał zamiar pojawić się jutro w szkole, nie chciał tego ale postanowił że da radę, chociaż myślami będzie i tak gdzie indziej.

      Było już po godzinie dwudziestej. Rzucił długopisem wkurzony, za dużo było przepisywania. Wziął swoją piżamę i pokierował się do łazienki niczym zjawa. Będąc na korytarzu zatrzymał się słysząc kłótnię dochodzącą z pokoju niebieskookiego. Był ciekawskim człowiekiem więc na palcach zbliżył się do drzwi aby podsłuchać. Shin rozmawiał przez telefon.

   - Nie mam teraz całej forsy!
    Cisza.
    - Tak zdobędę, mam teraz jakąś część. Możemy się spotkać.
   Znów chwila ciszy.
    - Tylko bez żadnych wygłupów bo nici z kasy!

    Taemin słysząc koniec rozmowy ulotnił się do swojego pokoju. Skoro Shin gdzieś wychodzi to będzie Go śledzić, może znajdzie jakiś haczyk na niego. Przebrał się szybko w ciemne ciuchy i podsłuchiwał aż wyjdzie z pokoju. Gdy tylko tak się stało ruszył za nim w bezpiecznej odległości.          
    Potrzebował zająć czymś swój czas, zastanawiał się nad tym czy rzeczywiście dobrze robi śledząc Go teraz. A co jeśli Go przyłapie? Wyjdzie z tego niezłe bagno.



    Nie jestem zbytnio chyba zadowolony z tego rozdziału :/
    Kiepsko mi wyszedł.

6 komentarzy:

  1. świetny rozdzial, w sumie jak kazdy inny, jednakże jak na opowiadanie Yaoi ja tu nie widze romansu.
    Może masz go w planach, moze nie, ale jesli tak to juz nie moge sie doczekac az cos zacznie sie dziac w tym temacie :3
    Zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie właśnie już nad tym pomału pracuje :D. Nie chciałem za szybko tego rozkręcać Cx
      Już niedługo będzie.
      Wszystko w swoim czasie :D

      Usuń
  2. Właśnie trafiłam na twojego bloga^_^
    Zakochałam się w tym opowiadaniu<3
    Już czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział:)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej chyba polubilam Tao tao,jest taki biedny a zarazem uroczy :) Fajowski szablon,na dzisiaj koniec. Dobranoc :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    to przykre, że rodzice ich ojca wolą tak naprawdë obce dziecko i je traktują jak wnuka, niż własne, w zasadzie powiem tak prawdziwe wnuki, i to jak Teamin został potraktowany, o co chodzi z tą forsa, czyżby jakiś szantaż....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    to bardzo przykre, że rodzice Jacka bardziej traktują Shina jak wnuka niż Teamina i Denisa, Teamin strasznie został potraktowany, i o co chodzi z tą forsą, jakiś szantaż...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń