poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział VI

     Znów został sam w swojej sali. Rodzice już jakiś czas temu zakończyli swoją śmieszną i bezwstydną dla nich kłótnię. W tym momencie samotność wcale mu nie pomagała. Chciał siedzieć przy bracie, a musiał leżeć, bo tak nakazał lekarz. Dokładnie sam nie wiedział dlaczego musi tutaj przebywać, to była tylko lekko zraniona ręka. Wyciągnął swój telefon i zadzwonił do ojca.
   - Halo Taemin? - usłyszał głos ojca.
   - Tato, chcę stąd wyjść. Nie wiem po co tu leże.
   - Jestem na pierwszym piętrze szpitala. Już do Ciebie idę zaczekaj.
   Po czym się rozłączył. Czekał z zniecierpliwieniem na Jack'a, wydawało mu się że trwa to zbyt długo. Słyszał kroki na korytarzu, dostrzegł ojca w towarzystwie lekarza. Shin również z nimi był, ale usiadł na korytarzu i czekał. Denerwowało rudego to że cały czas tu siedzi, nie wiadomo po co.
   - Dzień dobry Taeminie. Jestem John Grumps. - przedstawił się w pierwszej kolejności lekarz, i podał dłoń rudemu w geście powitania.- Powiesz mi jak się czujesz?
   - Czuję się tak jak wyglądam.
   - No dobrze... - lekarz zaczął zapisywać coś na swojej magicznej karcie i zadawał kolejne pytania. - Czy pamiętasz coś, zanim zemdlałeś?
   - Pamiętam wszystko.
   - Czy omdlenie pojawiło się po raz pierwszy, czy już zdarzało się to?
   - To był drugi raz, ostatnio bardzo dawno temu. - prychnął, niech w końcu ten doktorek przechodzi do rzeczy...
   - Masz jakieś zawroty głowy, bóle głowy, wymioty?
   - Nie wiem... może czasami, rzadko.
   - Nie masz jakieś szczególnej diety? nie odchudzasz się? - spytał tym razem spoglądając podejrzliwie na rudego.
   - Nn-ie - odpowiedział poprawiając swoje ciało na łóżku.
     Doktor westchnął głośno, zapisując przy tym coś w karcie. Jack milczał.
   - Zaraz Ciebie zmierzymy i przyniosę wagę. Myślę że już będziesz mógł stanąć trochę o własnych siłach.
    Tak jak powiedział pan Grumps, tak się stało. Z pomocą Jacka zmierzyli i zwarzyli rudego. Nadal czuł się tak, jakby jego nogi były z waty. Dziękował ojcu że go podtrzymuje, bo inaczej wylądowałby na ziemi. Ucieszył się jak znalazł się znów w łóżku pod kołdrą, w tym pomieszczeniu wydawało się być tak bardzo zimno. Do sali weszła pielęgniarka przekazując doktorowi jakieś wyniki badań. Znów Grumps westchnął ciężko.
   - Tak jak rozmawialiśmy panie Martinez. - zwrócił się tym razem do ojca.
   - Jak wyszły wyniki?
   - Pana syn ma obniżone ciśnienie krwi, oraz spowolnioną czynność serca i tętna. Późnym wieczorem, pielęgniarki przyniosły do tego pokoju dodatkowy grzejnik. - wskazał na przedmiot podłączony do kontaktu. - Miał zimne ciało i nie mógł się rozgrzać. Zawroty głowy, bladość skóry. Waga jest strasznie mała, przy takim wzroście jaką posiada pański syn. Taemin twierdzi że się nie odchudza, jednak moim zdaniem jest to anoreksja. Dlatego stąd pojawiło się to omdlenie, również z nadmiaru wydarzeń. Leki tym bardziej osłabiły organizm. Licząc również to że od wczoraj nic nie jadł.
   - No dobrze panie John, ale co z tym dalej co robić? - pytał dalej Jack.
   - Przecież ja się nie odchudzam, jem normalnie! - krzyknął oburzony.
   - Twoja waga i objawy mówią coś innego.
   - Tae, ja nie wiem co Ty robisz? jesteś u mnie od niedawna a ja i tak mało przebywam w domu.
   - Nie wierzysz mi!? Wypiszcie mnie stąd! Chce do Denisa!
   - Zostaniesz parę dni na obserwacji. - stwierdził pan Gimps.
   - Parę dni!? Umrę tu z głodu! Szpitalne żarcie jest tragedią!
   - Będziesz dostawał lekkie jedzenie w odpowiednich ilościach, nic Ci nie będzie. Trzeba uważać na to co będziesz przyjmował abyś nie zwrócił tego. Twój tato również będzie musiał Ciebie pilnować, abyś uzyskał odpowiednią masę ciała.
   - Nie mam zamiaru być grubasem!
   - Więc sugerujesz że się odchudzasz? - podchwycił Go lekarz.
   - Nie odchudzam się. - syknął przez zęby.
   - Nikt nie powiedział że staniesz się grubasem, masz po prostu jeść.
   - Jem!
   - Zajrzę do Ciebie potem buntowniku. - rzucił pośpiesznie lekarz - Panie Martinez, jeżeli będzie pan czegoś potrzebować, to wie pan gdzie mnie szukać.
   - Tak oczywiście.
   - Do widzenia. - powiedział swoim głosem Grumps i wyszedł z sali.
   - Tato co z Denisem? Obudził się?
   - Jeszcze nie. - uśmiechnął się krzywo.
   - Kiedy się obudzi?
   - Nie wiem... Może jutro, może może trochę później...
   - Co mu jest! Dlaczego nie chce się obudzić! Powiedz mi prawdę! Mam dosyć czekania! - wrzeszczał znowu przez łzy.
   - Dostał urazu mózgu i jest to duży stopien uszkodzenia, oraz uraz kręgosłupa. Nie reaguje na ból i nie porusza się. - wypowiadał te słowa nie patrząc na syna. - Nie wiadomo czy będzie mógł jeszcze chodzić.
   - Tato co Ty w ogóle mówisz! To mój brat! - wypowiadał te słowa płacząc i nie zabierając wzroku z ojca.
   - A mój syn, chciałeś prawdy to powiedziałem ci ją. Słuchaj Tae, trzeba być dobrej myśli. Musi być wszystko dobrze. - objął swojego syna ramieniem chcąc dodać mu trochę otuchy.
   - Chcę do Denisa, chcę Go zobaczyć! Sam zaraz do niego pójdę!
   - Dobrze pójdziemy.
     Zawołał pielęgniarkę która przyniosła wózek inwalidzki. Takie były procedury, nie mogli ryzykować jakimkolwiek dalszym uszczerbku na zdrowiu pacjenta. Odłączyli Go chwilowo od kroplówki i ojciec zawiózł Go pod pokój Denisa. Strach rósł w górę, gdy był coraz bliżej pokoju brata. Czuł się jak wielka bryła lodu. Zatrzymali się pod numerem 312. Ciągle towarzyszyła im ta kobieta nadzorując wszystko. Otworzyła drzwi, a Jack ostrożnie wjechał wózkiem do środka.
    Znów poczuł zawroty głowy i słabość, widząc brata przypiętego do milionów kabelków. W pokoju było tylko słychać dźwięki danych urządzeń, do których był przypięty. Pchnął kółka wózka w stronę posłania gdzie leżał jego brat. Zobaczył spokojną twarz brata, byli do siebie tacy podobni. W okolicy skroni miał dużą ranę ciągnącą się trochę w górę głowy. Musieli zgolić mu część włosów z wyniku obrażeń w takim miejscu. Chwycił najdelikatniej jak mógł dłoń Denisa i przyłożył ją sobie do policzka.
   - Poczekamy na zewnątrz. - szepnął Jack i wraz z kobietą opuścił pokój.
    Nie puszczał dłoni swojego bliźniaka. Nie zostawi Go. Musi się obudzić, Denis na pewno by Go nie zostawił. To co z tego że czasem się kłócili, każdy się kłóci.
   - Musisz się obudzić słyszysz? - szeptał do brata, lecz dobrze wiedział że nie uzyska odpowiedzi. - Nie możesz mnie zostawić, mam tylko Ciebie... Pomogę ci, zajmę się tobą tylko wróć. Nie będę Cię już wyzywać. Kocham Cie i tylko wróć do mnie, nie chcę Cię stracić. Słyszysz?
   Przesiedział w tym pomieszczeniu dobre pół godziny, nie chciał się z nim rozstawać. Chciał być cały czas przy nim. Patrzeć czy wszystko w porządku i czy nic się nie dzieje. Udusi każdego obcego, który zrobi krzywdę jego bliźniakowi. Niemal zamroził spojrzeniem osobę, która przeszkodziła mu w jego rozmyślaniach. Była to ta sama wredna kobieta.
   - Musisz wrócić do pokoju, i zjeść coś. Danie już na Ciebie czeka.
   Bez pozwolenia chwyciła za wózek i wyjechała nim na korytarz. Rudy zaklął ze złości. Nie było na korytarzu już ojca. W pokoju powrócił znowu na swoje łózko i spojrzał na jedzenie postawione na stoliku. Nie czuł się wcale głodny, wręcz był zbyt najedzony wszystkimi wydarzeniami. Przez szybę zobaczył doktora Gimpsa czytającego niby gazetę, jednak Tae wiedział że będzie Go pilnować czy zje jedzenie.
  - C-c-o to jest? - wskazał na talerz.
  - Nie marudź.
  - Nie mam ochoty. To wygląda jak gówno.
  - To nie jest gówno, jedz bo Ci ostygnie. - przypięła znowu kroplówkę i wyszła.
   Wziął talerz i usadowił go na swoich kolanach. Czuł się okropnie wiedząc że lekarz go obserwuje. Od kiedy to Oni pilnują czy pacjent zje obiad itp? Chwycił za łyżeczkę i nałożył sobie trochę glutowatej substancji. Powąchał, niby nie pachniało źle. Zamknął oczy i zatkał nos jedną ręką po czym wsunął sobie łyżeczkę do ust. Siedział tak przez chwilę z wypchanymi policzkami, i połknął nie przeżuwając. Danie było okropne, jeżeli można było to nazwać daniem, bo w niczym tego nie przypominało. Po chwili przerwy wziął kolejny kęs. Tym razem pojawiły się odruchy wymiotne i wypluł to co miał w ustach na talerz. Był wkurzony, z hukiem odłożył talerz na stolik i zakopał się pod kołdrą chcąc iść spać. - Myślą że to zjem akurat! Z znikąd usłyszał głos John'a. Mężczyzna wszedł tak bezszelestnie że nawet go nie usłyszał.
   - Będziesz to jeść?
  Gimps nie doczekał się odpowiedzi.
   - Taemin?
  Cisza.
   - Umówię Ci wizytę z psychologiem. - westchnął i wyszedł.
   Wszystko w nim buzowało. Jeszcze przemądrzały doktorek! Tak oczywiście, niech przyprowadza sobie tutaj kogo tylko chce. Z nikim nie ma zamiaru gadać, a tym bardziej wyżalać się z problemów i tym podobne.

                                                                       ***

    Minął kolejny dzień. Psycholożka zjawiła się tak jak obiecywał doktorek. Jednak nic konkretnego z tego nie wyszło, ponieważ Taemin nie był skłonny do rozmowy. Jednak obiecywała że wróci ponownie. Chciał tylko żeby Denis się obudził, wtedy to zjadłby nawet te glutowate danie. Był piątek. Haru po szkole odwiedził swojego znajomego, wręczając mu od razu zeszyty aby nadrobił zaległości. Poopowiadał to co się dzieje w szkole i jak to ludzie plotkują. Jack załatwił synowi przepustkę, aby na weekend wrócił do domu. Jednak w poniedziałek znów miał się wstawić do szpitala. Po odwiedzeniu Denisa pojechał wraz z ojcem do domu.
   W mieszkaniu od razu zaprowadzono Go do kuchni, tam poczuł smak swojego ulubionego jedzenia. Gosposia właśnie nakładała swój sos na makaron podając rudemu talerz. Uśmiechnął się trochę na widok normalnego jedzenia. Szpitalne dania wcale nie chciały przejść mu przez gardło. Po chwili również do stołu dosiadła się Amnabel wraz z swoim synem.
   - Jak się czujesz Taemin? - spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem.
  - Tak jak widać.
   Niemal połykał swoje Spaghetti, tego mu brakowało. Jadł zawsze normalnie, tylko tam dawali ohydne jedzenie czego się nie dało zjeść. I wielkie spostrzeżenia że jest anorektykiem. Jack również wszedł do pomieszczenia i zaczął delektować się swoją porcją.
  - Policja chciała z tobą już wcześniej rozmawiać. - usłyszał ojca.
  - Co im powiedziałeś?
  - Nie będziesz z nimi rozmawiać w takim stanie. To oczywiste.
  - Co się stało z tamtymi ludźmi z wypadku? - spytał rudy, przypominając sobie o osobówce zgniecionej przez tira.
  - Pasażerowie samochodu w który uderzył tir nie żyją, były to dwie kobiety. Natomiast ten kierowca tira nie miał alkoholu we krwi, i nie był niby karany. Jeszcze do końca nie wiadomo co było przyczyną.
  - A ten gość!? Ten co potrącił Denisa!? - niemal wykrzyknął te słowa.
  - Spanikował, chciał uniknąć uderzenia w tył auta przed nim i skręcił... Nie zwracając uwagi czy ktoś znajduje się na chodniku.
  - Nieźle mu przyjebałeś, miałeś taką agresję że ja nie wierzę! Hah! - zaśmiał się niebieskooki.
  - Shin przestań! - skarciła Go matka.
  - Zabije Go... - szepnął sam do siebie, po czym chciał wbić widelec ze złości w swój prawie pusty już talerz.
  - Sam się nim zajmę. Naopowiadał policji o twoim zachowaniu i grożeniu. Jednak przymknęli na to oko, miałeś prawo tak zareagować, byłeś w szoku. Uszkodziłeś mu twarz wybijając tą szybę, co Ci strzeliło do głowy wtedy?
  - Nie wiem. - szepnął. - Miałem ochotę go zabić.
  - Nikogo nie zabijesz rozumiemy się?
  Nie odpowiedział na pytanie ojca. Jack westchnął.
  - Twoja matka rozmawiała z lekarzem na temat twojego stałego zdrowia. Powiedziała mu również że jesteś agresywny i niebezpieczny. Twierdziła że miała z tobą problemy wychowawcze i nie potrafiła Cię z niczym upilnować. Powiedziała również, że rzadko kiedy zdarzało się abyś jadł.
  - To nie prawda! - krzyknął wstając z krzesła. Tak bardzo jej nienawidził!
  - Ja nie wiem co jest prawdą. Praktycznie całe życie byłeś pod jej dachem.
   Niech On do cholery przestanie gadać na takie tematy przy wszystkich! Nie chciał żeby ktokolwiek dowiedział się co jego matka gada. Zawsze paplała to co jej na język naszło i udawała idealną mamusię. A gdy dochodziło co do czego to nigdy jej nie było i miała wszystko w nosie. Idealna rodzinka... Na zdjęciu... Ruszył wolno krokami do swojego pokoju na piętro. Miał zdrętwiałe nogi przez to wszystko że przebywał tyle czasu w łóżku. Zatrzymał się przed pokojem Denisa i otworzył go. Wszystko leżało tak jak przed wypadkiem, nic nie zostało ruszone. Znów poczuł na policzkach łzy i padł na kolana łkając. Doczołgał się do łóżka brata, po czym położył się na nim i przytulił jego kołdrę.
                                                                ***
   Jack słysząc dźwięk dzwonka domofonowego, podszedł do aparatu odbierając słuchawkę.
    - Tak proszę?
    - Jest Taemin? - usłyszał znajomy głos.
    - Jest, ale wątpię by chciał się z kimś teraz widzieć.
    - Jestem Kyle, jego przyjaciel. Na pewno będzie chciał porozmawiać.
  Westchnął i otworzył drzwi wejściowe. Wyszedł po gościa witając się.
   - Tae nie jest teraz w najlepszym stanie. - przeszedł do rzeczy ojciec bliźniaków.
   - Wiem o tym co się wydarzyło dopiero od wczoraj. Nie poinformował mnie wcale. Zdziwiłem się, ponieważ gadał mi o wszystkim.
    Jack zawołał Taemina jednak ten nie zszedł na dół. - Czyżby ten osobnik był jego chłopakiem? - pytał sam siebie w myślach. Poszedł zobaczyć na górę co robi. Rudy spał wtulony w wszystkie pluszaki i kołdrę swojego brata. Nie chciał Go budzić, musiał dużo odpoczywać.
   - Zasnął. - poinformował Go Jack.
   - Ehh. To ten... Niech Go pan nie budzi, przyjdę innym razem.
   - Niech zostanie! - usłyszeli obaj wołanie Amnabel z przedpokoju. - Zrobię ciepłą herbatę, możesz poczekać aż się obudzi.
   Brunet zastanawiał się chwilę zgadzając się. Właściciel domu zaprowadził Go do salonu. Był tam Shin całkowicie był pochłonięty grą na PS'ie.
   - Siema! - krzyknął Shin, nie spuszczając wzroku z ekranu telewizora.
   - O to Wy się już znacie?
   - Tak jakoś wyszło. - rzucił obojętnym tonem siadając na kanapę.
   Amnabel podała herbatę witając się z nowym gościem. Zaczęła coś paplać aby atmosfera nie była taka spięta.
    - Shin! Wyłącz to i przełącz na TV. Ile można jedno i to samo oglądać i grać! - wyzywała Go matka.
   - Zara.
   - Czy Ty i Taemin... - zaczął niepewnie Jack. Zaraz potem skarcił siebie, przecież On wcale mógł nie wiedzieć że Tae najprawdopodobniej jest gejem.
   - To znaczy? - spytał brunet nie wiedząc o co do końca chodzi.
   - W sumie nie ważne. - tragicznie wyszło mu wybrnięcie z tej sytuacji.
   - Miał pan na myśli czy jestem jego chłopakiem?
   - No tak,  westchnął przytakując - To miałem na myśli.
   - Nie, był od zawsze przyjacielem. Zdaje sobie z tego sprawę jaką ma orientację. Jakoś nie robi na mnie to szczególnego wrażenia.
   - Shin wyjdź. - rozkazała mu matka.
   - Okej okej, już wyłączam i będę cicho.
   - Znasz Go tak? Chodziliście razem do szkoły? - pytał Jack.
   - Byliśmy w jednej klasie dopóki się tutaj nie wprowadził.
   - Miał jakieś problemy w szkole?
   - Ale o co mnie pan pyta? - zaśmiał się ironicznie. - Powinien pan o to spytać szkołę albo jego.
  - Wiem. Natomiast wątpię aby chciał teraz rozmawiać o takich sprawach, a jego matka dużo gada. Nie wiem czy to jest prawda.
  - Ona zawsze dużo gadała...
  - Co masz na myśli? - pytał dalej.
  - Przepraszam. - uśmiechnął się. - Ale nie będę rozmawiać o życiu Tae , w jego towarzystwie. - wskazał głową na Shin'a.
  - Moim? - zaśmiał się niebieskooki.
  - Tak twoim. Nie przepadacie za sobą, więc się nie oszukujmy.
 Wszyscy usłyszeli kroki dochodzące ze strony schodów. Stał na nich Taemin.
  - Tae, przyszedł do Ciebie Kyle. - Jack wskazał ręką na gościa.
  Rudego zamurowało, nie pomyślałby że tak szybko brunet dowie się o wypadku. W dzisiejszych czasach wszystko było możliwe. Było mu wstyd za to, że sam nie poinformował przyjaciela o całym zdarzeniu.
  - Wejdziesz na górę? - spytał rudy przyjaciela, tak cicho że ledwo można było go usłyszeć.
   Kyle wstał kierując się na górę. Tym razem udali się do pokoju Taemina. Gdy otworzyli drzwi od razu dopadł ich podmuch chłodu który panował w tych czterech ścianach. Okno było otwarte. Brunet od razu je zamknął, sprawdzając dłonią temperaturę grzejników. Były ciepłe. Usiadł na krześle obrotowym czekając, nawet sam nie wiedział na co.
  - Jak się trzymasz? - spytał rudego, chwytając Go za dłoń.
  - Nigdy tak okropnie się nie czułem. - wystękał chowając jedną ręką twarz, aby ukryć ból i smutek.     - Skąd o tym wiesz?
  - Od ludzi... Cała nasza okolica żyje teraz tymi plotkami. Nie wiem kto zaczął to rozpowiadać, ale są różne wersje wydarzeń tam.
  - Pewnie matka znów zaczęła gadać swoje oszczerstwa na mnie! - zasyczał Taemin.
  - Nie wiem. Poczekam aż polepszy Ci się, wtedy może porozmawiamy o tym.
  - Dlaczego sądzisz że nie chcę rozmawiać?
  - Nie poinformowałeś mnie o wypadku. To pewnie nie chciałeś o tym rozmawiać. Przyszedłem sprawdzić czy nic Ci nie jest.
  - Mi nic.- westchnął głośno.- Denis jest w śpiączce, nie wiadomo czy się obudzi. - znów rozpłakał się.
   Kyle nie odpowiedział nic. Podszedł do rudego i przytulił Go pozwalając mu płakać. Nie pocieszyłby Go, w tej sytuacji nic nie był w stanie zrobić.
  - Twój tata wydaje się zmartwiony twoim stanem, nie chciał mnie nawet wpuścić do domu.
  - Niech sobie będzie, to jego sprawa. - prychnął.
  - Racja. Pytał mnie nawet o to czy miałeś problemy w starej szkole.
  - Gadałeś mu coś!? - wrzasnął.
  - Nic mu nie gadałem, powiedziałem że ma sam Ciebie zapytać. Nie jestem aż taki głupi.
  - Matka zaczyna gadać swoje debilizmy lekarzom na mój temat. Teraz jestem pod opieką jakiegoś psychologa rozumiesz to?
  - Ale psycholog w twoim stanie się przyda. - zamyślił się -  Zależy w jakiej kwestii.
  - No właśnie! Żadnej. Ja chcę tylko żeby się obudził, nic więcej. Nie chcę zbyt wiele...
                                                             ***
    Po rozmowie z Shin'em  dotyczącą jego relacji z rudym, Jack wraz z Amnabel zostali sami na parterze. Nic ciekawego z tego nie wyszło, tylko niepotrzebna kłótnia.
  - Nie rozumiem ich. - rzekł zakłopotany.
  - Nie bierz tego za dużo do siebie. Nie są małymi dziećmi. To też jest nowa sytuacja od kiedy chłopcy tutaj są i ten straszliwy wypadek.
  - Jak mam nie brać tego do siebie? Nasi synowie się kłócą, myślałem że zaczęli się dogadywać. - siadł ciężko na fotel, drapiąc się przy tym po głowie.
  - A może rzeczywiście zaczęli się dogadywać? Nie znamy tego kolegi Taemina. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Nie chcę aby Shin czuł się o coś obwiniany bezpodstawnie.
  - Nie obwiniam Go o nic, po prostu wszystko dzieje się za szybko...
  - Rozumiem wszystko. Rozumiem zachowanie Taemina, ale nie możemy obciążać tym też Shin'a. Chłopak musi odnaleźć się teraz w sytuacji, musi chodzić do tego psychologa to dla jego dobra. Nie jest małym dzieckiem. Denis również potrzebuje czasu, mózg po takim zderzeniu chce odpoczynku, regeneracji. Tak zawsze tłumaczyłam sobie śpiączkę. Trzeba być dobrej myśli, czasu się nie odwróci. - mówiąc te słowa, przytuliła się do niego.
  - Jakoś nie mogę mieć takiego myślenia jak Ty...
  - Chcę być po prostu z tobą szczera skarbie. Wszystko było dobrze dopóki nie przyjechali tutaj. - stwierdziła patrząc swojemu partnerowi w oczy.
  - Co masz na myśli? - nie rozumiał wypowiedzi Amnabel, chciał aby rozwinęła swój tok myślenia.
  - Było spokojnie, a teraz pojawiły się problemy. Jakieś kłótnie, teraz ten nieszczęśliwy wypadek. Odchodzę od zmysłów czasami, a co jeśli Susan mówi prawdę iż Taemin ma problemy?
  - Nie znam Go aż tak dobrze, żeby to wiedzieć. - stwierdził.
  - Właśnie, teraz jest już tyle problemów. Boje się i sądzę że będzie ich więcej. Lubię ich na prawdę, ale nie znamy ich dobrze. Czuje że oddalamy się od siebie. - usiadła obok swojego narzeczonego trzymając za dłoń.- Boję się że to rozwali nasz związek, a nie chcę tego!
  - Kochanie oszalałaś!? Kocham Cię nad życie. Ta sytuacja minie i będzie wszystko w porządku, to tylko kwestia czasu. Wszystko wróci do normy.
  - J-jestem w ciąży. - powiedziała spuszczając głowę w dół.
    Przez chwilę myślał że się przesłyszał. Zawirowało mu w głowie i stał jak osłupiały wpatrując się w kobietę. To nie był najlepszy moment na wyjawianie takich prawd, jednak cieszył się że nic nie ukrywa.
  - Nic nie powiesz? - wyszeptała.
  - Ja-a, zatkało mnie. Cieszę się bardzo tylko - westchnął przytulając kobietę. - Tak bardzo dużo wydarzeń...
  - Właśnie wiem ale nie chciałam Ciebie oszukiwać, wolę być szczera.
  - Od kiedy wiesz? - spytał całując ją w usta.
  - Od przedwczoraj. Sama nie mogłam w to uwierzyć. To drugi miesiąc, tak myślę. Będę musiała pójść do lekarza.
  - Jasne, jutro przedzwonimy i umówimy wizytę!
  - Będziemy w końcu rodziną. - westchnęła szczęśliwa.

3 komentarze:

  1. Ojejka,wzruszylam się jak Tao tao był u Denisa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ech, matka gada bzdury, Shin jest aniołkiemmi nic nie jest jego winą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ech, matka gada bzdury po prostu... Shin to aniołek, nic nigdy nie robi, nic nie jest jego winą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń