czwartek, 5 lutego 2015

Rodział V

   Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. W pokoju rozlegał się tylko dźwięk jadących samochodów po ulicy.
  - Wy chyba sobie jaja ze mnie robicie! - zaśmiał się młodszy z bliźniaków.
  - Nie interesuje mnie to co robicie, nie mam na to czasu.
  - Słuchaj, to chyba również ode mnie zależy czy chcę z nim gadać. - prychnął bawiąc się końcówkami włosów.
    - No przestań - uśmiechnął się Patrick, ukazując rząd białych zębów -  Zostaniemy super przyjaciółmi.
   - Odpuść sobie - westchnął wstając wkurzony z łóżka i wyszedł z pokoju. Gdy był już w korytarzu, usłyszał jeszcze głos swojego wroga.
    - Jack na pewno się ucieszy że masz nowych znajomych - Zaśmiał się.
   Chodził zamyślony po swoim  pokoju. No tak jego przypuszczenia się stwierdziły. Shin'owi zależało tylko na swojej reputacji. Miał nadzieję, że znajomi niebieskookiego szybko skończą imprezę, miał już dosyć tych hałasów.

                                                                           ***

      Rano obudził się nie słysząc już żadnego głośnego gadania i śmiania się. Ubrał się szybko w jakieś dresy i zszedł na dół wolnym krokiem. Jeszcze dobrze się do końca nie obudził, a w domu było strasznie duszno i pachniało alkoholem. Otworzył okno będąc już w salonie i udał się do kuchni po jakiś napój. Znalazł tylko wodę mineralną i tyle. Nienawidził tego napoju, więc zaparzył herbatę. Usiadł na krześle naprzeciwko kubka, patrząc jak woda zmienia kolor na brązową. Wstał i wraz z kubkiem udał się na piętro. Wchodząc do swojego pokoju zobaczył mięśniaka przy oknie.
  - Wynoś się stąd! - odłożył porcelanową rzecz na biurko - Dzień dobroci imprezowej się skończył.
  - No ej, nie bądź taki niedostępny. Chciałem pogadać.
  - Ale ja na to nie mam najmniejszej ochoty!
  - Jakoś się przecież dogadamy - Uśmiechnął się .
  - Wypierdalaj - podszedł do niego, po czym pchnął Go w stronę drzwi.
  - Nigdzie się jeszcze nie wybieram.
  - JACK! TATO! - zaczął wołać ojca.
     Krzyki zwabiły do pokoju zarówno Jacka jak i Shin'a.
  - Co jest? - Spytał ojciec bliźniaków, przecierając zaspane jeszcze oczy.
  -  Tato, o ile wiem ich impreza się już skończyła. Więc co On do cholery robi!? - Wskazał palcem na Patricka.
  - Dwóch znajomych Shin'a zostało na noc. Pozwoliłem na to. - wyjaśnił szybko.
  - Ale co On robi w moim pokoju! - wrzeszczał - Wczoraj też mi przylazł!
  - Ja nie widzę nic złego w tym żeby mieć nowych znajomych. - stwierdził  niebieskooki kłamiąc.
  - Ale ja nie chcę mieć żadnych znajomych! Tym bardziej jego! - tupnął nogą ze złości.
  - Taemin przydadzą Ci się nowi znajomi - zamyślił się Jack - Może wtedy nie będziesz siedział tylko w swoich czterech ścianach. 
  - Sugerujesz że nie mam znajomych? 
  - No pewnie masz, ale w swojej dzielnicy. Nie widzę żadnych przeszkód, żebyś miał również jakiś tutaj.
  - A więc pozwól że sam sobie będę ich wybierać.
   Wyszedł na balkon, chcąc zakończyć już tę rozmowę. Było chłodno i padał deszcz. W powietrzu znajdowała się  jakaś ciężka atmosfera, a mgła jeszcze przytłaczała nudę. Wygląda na to, że kolejny dzień spędzi w domu. Usłyszał, że Denis w kimś rozmawia, razem mieli łączony balkon. Podszedł bliżej otwartego okna, aby podsłuchać dialog. Gadał z matką, dla jego brata zawsze miała czas - dla niego już nie. Spojrzał w stronę lasu, który znajdował się  niedaleko posiadłości, w końcu ich dom znajdował się prawie na końcu miasta. W oddali zobaczył jakąś postać, która miała na sobie kaptur. Chował się, więc było wiadomo że obserwuje dom. Nie rozpoznał osoby, nie miał aż tak dobrego wzroku i pogoda nie pomagała mu w tym.  Wrócił do domu i wyszedł z mieszkania, chciał sprawdzić miejsce w którym widział obcego. Gdy dotarł na miejsce nikogo tam już nie było. Zwiedziony wrócił do domu.
   - Taemin - usłyszał mowę gosposi, która wręczyła mu zaklejoną kopertę - W piątek przyszedł do Ciebie list, widzę że nikt Ci nie przekazał. 
   - Od kogo?
  - A tego to nie wiem. Jest napisane tylko twoje imię i nazwisko, bez znaczków niczego - zamyśliła się -  Może jakaś wielbicielka? - spytała z nadzieją chcąc dowiedzieć się więcej szczegółów.
  Skrzywił się na taką myśl. Otworzył kopertę i wyjął z niej białą kartkę. Otworzył ją, a na środku widniał wydrukowany napis.

   "Dużo osób już wie o tym, co wyrabiałeś na imprezie w toalecie."

    Nie wiedział co o tym ma myśleć. Przecież Shin chyba by nie wygadał się za reputację w szkole. Z resztą, po tym gnojku można było się wszystkiego spodziewać. Jeszcze brakowało tego, żeby ta informacja doszła do jego ojca, było by idealnie... Ironia.  Miał ochotę iść do zdrajcy i go udusić, jednak teraz nie mógł bo miał swoich gości.  Chodził nerwowo po parterze trzymając kartkę. Schował ja do kieszeni wzdychając. Tutaj miało być przecież zupełnie inaczej...
   Nie musiał długo czekać. Chwilę po południu znajomi Shin'a opuścili dom. Rudy od razu zaczął szukać winowajcy, a gdy go znalazł zaczął się na niego krzyczeć. Z jego histerii i wrzasków mało można było zrozumieć.
   - Że co? Mów normalnie? 
   - Komu powiedziałeś!? 
   - Nie rozumiem o co Ci chodzi? - odłożył właśnie jakiś sportowy magazyn, który czytał przed przyjściem młodszego.
   - O imprezie!
   - Słuchaj wyjdź z mojego pokoju. Ja dobrze wiem, że nikomu nie mówiłem o tym. Może to twój piękny Haruś wypaplał.
   Analizował wydarzenia. Chciał przypomnieć sobie czy powiedział o tym Haru. Nikomu nic nie gadał, nikt poza Shin'em i nim o tym nie wiedział. Nie licząc tej trzeciej osoby w toalecie.
  - Wiesz tylko o tym Ty. - sprostował Go rudy.
  - Nikomu nie mówiłem, trzeba było bardziej uważać. Kto wie ile osób Was widziało...
  - Nie żartuj sobie ze mnie! Wiem co komu mówię i nie jestem ślepy!
  - Okej wyjdź.
  - Twoja reputacja pójdzie daleko. - zastrzegł Go.
     Shin słysząc o swojej reputacji od razu się obudził. Nie rozumiał tego, przecież nikomu sam nic nie powiedział. Więc była jakaś czwarta osoba o której Taemin nie wie lub nie widział, albo nie pamięta? Zwalił swoje magazyny z łóżka i powiedział rudemu, aby usiadł. Teraz chodziło o jego opinię w szkole. Muszą się w tej kwestii jakoś dogadać.
   - Kto Ci to powiedział? - spytał niebieskooki.
   - Nie wiem.
   - Jak to nie wiesz?! - wrzasnął machając rękoma - Żarty sobie ze mnie robisz? 
   - To... mi ktoś napisał w liście. - wyjął już pogięty list z kieszeni i mu podał. Shin oglądnął kartkę, marszcząc przy tym czoło.
   - Nie ma żadnego adresu ani nic. Ktoś musiał to osobiście włożyć do skrzynki. - stwierdził.
    Taemin  nie odpowiedział. Skoro to rzeczywiście nie był lider drużyny to kto? Przypomniał sobie o kartce z szafeczki szkolnej. Czyżby to miało ze sobą coś wspólnego? Po co ktoś by miał robić takie coś. Nie widział w tym żadnego konkretnego celu. Nie zamierzał powiedzieć o pierwszej kartce którą dostał, to było zbyt żenujące. Tym bardziej nie powiedziałby tego właśnie tej małpie.
   - Powiem tak, ja tego nie wysyłałem. Musimy zastanowić się teraz co z tym dalej zrobić...
   - Ale ja nie wiem! - zapiszczał i złapał się za głowę w znaku bezradności. Był bezradny, nie wiedział co dana osoba z papierków od niego oczekuje.
   - Kiedy to dostałeś?
   - Gosposia mi to dziś dała. Mówiła że w piątek przyszło.
   - Jack ma kamery, na pewno nagrały osobę co wrzuciła list.

   Poszli do biura Jacka, nie było go tam więc się ucieszyli. Nie mieli żadnej wymówki aby poinformować go dlaczego potrzebują nagranie. Przeglądali piątek, dzień w którym niby znaleziono list w skrzynce. Około godziny dziewiątej do skrzynki podszedł listonosz wrzucając jakieś listy.
   - Listonosz? - spytał z zdziwieniem rudy.
   - To nie mógł być On. Nie może przecież wrzucić listu bez adresu. 
   - Ahh... 
    Oglądali kolejne godziny filmu w których nic się nie działo. Po godzinie piętnastej na ekranie zobaczyli czarną postać wkładającą coś do skrzynki. Intruz był dobrze zamaskowany, możliwe że wiedział iż podwórze jest monitorowane. Niebieskooki wydrukował jeden moment z nagrania. Podskoczyli obaj, gdy do pomieszczenia wszedł ojciec bliźniaków. Shin od razu próbował wyłączyć ekran monitoringu, jednak komputer się zawiesił i nie było to teraz możliwe. Zaklął w myślach, że akurat teraz to się musiało przytrafić.
   - Ooo....A co Wy tu robicie? - spytał zdziwiony. 
   - Myy... musieliśmy coś wydrukować. - niebieskooki od razu zabrał małą kartkę, którą wypluła przed chwila drukarka.
   - No chłopaki, a Wy co? Dzisiaj środa, a nie weekend. W sumie sam o tym zapomniałem ehh. - zaczął mamrotać coś pod nosem. - Macie szczęście iż sam zapomniałem, jestem tak zalatany... Tutaj Wasze usprawiedliwienia do szkoły. Upiekło Wam się dzisiaj.... Mieliście w sumie co świętować... - wręczył chłopakom po jednej z kartek. - Tylko donieście to na pewno do szkoły.
   - Jasne Jack. Dzięki wielkie. - zdążył powiedzieć tylko Shin, gdy po chwili razem z Tae opuścili pokój.
  Właściciel mieszkania usiadł ciężko na swój biurowy fotel. Założył ręce na karku wpatrując się w monitor komputera.  - Co Oni oglądali na kamerach? Zdziwił się gdy zobaczył obrazek widniejący na monitorze. Przyglądał się bardziej z nadzieją że rozpozna osobę na zdjęciu. Jednak nic z tego.


                                                                            ****
    - Nie widać kto to...- rudy zaczął rozmyślać, nie słuchając w tej chwili starszego. - Skoro ta kartka była w skrzynce w piątek, to powinien zobaczyć ją jako pierwszą. Natomiast tamta co znalazł w szafeczce szkolnej powinna być druga. I jeszcze osoba kręcąca się dziś koło domu. Czyżby to On podkładał te kartki?
   - Czy ty mnie słuchasz?! - zawrzeszczał Shin gdy dostrzegł, że Taemin Go nie słucha.
   - Zamyśliłem się... Co mówiłeś?
   - Musimy czekać, nic nie zdziałamy.
   - A jak ten ktoś wygada!?
   - Gdyby komuś wygadał, to by już było o tym wiadomo. Nic nie możemy zrobić, poczekamy na kolejny krok z jego strony. - wziął magazyn z podłogi który wcześniej przeglądał i zaczął go znowu czytać. Widząc iż młodszy wcale nie ma zamiaru opuścić pokoju, zdenerwował się. - Czego jeszcze chcesz?
   - Jeżeli ktoś się dowie, to i tak mam wtedy gdzieś twoją reputację.
   - Trzeba było myśleć przed daniem dupy!
   - Nic z nim nie robiłem! - wykrzyczał.
   - Nie obchodzi mnie to!

      Westchnął głęboko trzy razy, aby opanować swój nierówny oddech. Wstał i podszedł do okna spoglądając na jezdnie. Niby nic nadzwyczajnego nigdy tam się nie działo, jednak dziś... Na ulicy w tym samym momencie potoczyła się straszna sytuacja. Jadący tir wpadł najwidoczniej w poślizg, uderzając przy tym samochód jadący na przeciwko niego. Natomiast kolejne auto, aby uniknąć następnego zderzenia z wypadkowymi, skręciło w prawo wjeżdżając na chodnik i potrącając jednego z przechodniów. To wszystko działo się zbyt szybko, by mógł cokolwiek powiedzieć. Dotknął szyby w nadziei, aby to nie była prawda. Shin słysząc uderzenia, wyjrzał również przez okno. 
  - Co za idioci! Kto im dał prawo jazdy żeby w deszcz jeździć jak banda dzieciaków! - podsumował starszy przyglądając się sytuacji.
   - To był Denis! - zaczął wrzeszczeć rudy wybiegając z pokoju.
   Prosił o to aby to nie była prawda. Biegł na dwór dysząc ze strachu. - Proszę tylko żeby to nie był Denis! Tylko nie On! Jego mózg krzyczał. Gdy przeszedł przez bramę zamarł. Był już tłum gapiów. Jeden rozmawiał przez telefon o karetkę. Jedni rozmawiali o swoich spostrzeżeniach jak to widzieli wypadek, drudzy o niesprzyjającej pogodzie. Łzy zaczęły lecieć mu po policzkach, nawet nie mógł przecisnąć się przez tych durnych ludzi którzy tylko patrzyli. Widząc znajome mu ubrania brata jęknął.
   - Odsuńcie się! - wykrzyczał tak głośno, że ludzie w mgnieniu oka ustąpili mu miejsca. Gdy zobaczył zakrwawioną twarz brata krzyknął i padł na kolana, nie wierząc że to prawda. Nie poruszał się, leżał bez żadnego ruchu ani nie drgnął. Jakaś kobieta pochylała się nad nim sprawdzając raczej jego stan. Zauważając faceta, który zaczął histeryzować i krzyczeć " Czy ja Go zabiłem!?" oprzytomniał. Wstał kierując się w stronę winowajcy.
   - Zabije Cię gnoju! Zapierdole i zakopie, nikt Cię nie znajdzie! - wrzeszczał te słowa, szarpiąc mężczyznę i uderzając Go w twarz. - Zdechniesz! Bądź tego pewien! Odpowiesz za to! Zabije Cię! Utopię! 
   Poczuł jak ktoś podnosi Go do góry. Zaczął się wyrywać, jednak nie przestawał wypowiadać swoich gróźb.  Czuł wielki ból w okolicy serca. Denis jest jego bliźniakiem, nikomu nie pozwoliłby Go skrzywdzić. Był gotowy na wszystko aby stanąć po stronie brata niezależnie od wszystkiego. Mimo kłótni i jego flegmatyczności, Taemin Go szanował w jakiś swój sposób i kochał jak brat brata. Usłyszał głos Shin'a, który odciągał Go od winowajcy. Mężczyzna bojąc się szalonego dzieciaka, ze strachu powrócił do swojego samochodu czekając na policję
   - Taemin przestań to teraz w niczym nie pomoże!
   - Puść mnie! Zajebie Go! - zaczął drapać ręce starszego dając do zrozumienia aby Go puścił, ten jednak nie dawał za wygraną. Rozejrzał się, powracając na plan całego zdarzenia. Przez zapłakane oczy mało mógł widzieć. Rozpoznał tylko swojego ojca, który pochylał się nad Denisem, oraz całą beznadziejną spółkę gapiów i starych bab. Jedna do drugiej coś szeptała zakrywając usta. To było takie nieludzkie, stać tylko i patrzeć. Uwolnił się czując poluźnienie rąk Shin'a. Podbiegł znów do samochodu winnego trzymając kamień.  Uderzył nim w szybę samochodu tworząc rysę na przezroczystym przedmiocie. Powtórzył znów swoje działanie, natomiast tym razem szyba nie wytrzymała i pękła raniąc Go w dłonie i również wroga. 
   - Zabierzcie tego wariata! - krzyczał zdesperowany mężczyzna bojąc się dzieciaka.
   - Zabiję Cię! Zapamiętaj! 
   Poczuł się momentalnie słabo, oparł się o samochód i osunął się na ziemię. 

                                                                      ***

       Czuł przyjemnie ciepło rozchodzące się na jego ciele, nie chciał jeszcze otwierać oczu. Bał się ich otworzyć. Stało się przecież coś, czego teraz mózg odmawiał przypomnienia sobie tego. Słysząc trzask drzwi, został zmuszony wybyć ze swojego transu i powrócił do rzeczywistości. Otworzył powoli zmęczone oczy, czuł się wycieńczony. Ujrzał, że nie znajduje się w swoim pokoju, to miejsce bardziej przypominało szpital. Zobaczył, że jakaś kobieta, która była pielęgniarką wstrzykuje mu coś do wenflonu i podłącza do niego rurkę. Zrobiło mu się słabo na myśl o igle, która znajduje się w jego żyle. Zaczął bełkotać coś niezrozumiale ze strachu.
   - Www-eeeź 
  - Spokojnie, musisz to mieć. To nie jest nic groźnego pomoże Ci. - ujęła lekceważąco pielęgniarka.
   Odwrócił wzrok i trząsł się na całym ciele. Przez szybę, która była umieszczona w pokoju, zobaczył śpiącego Shin'a na korytarzu. Za oknami było już ciemno, na ulicach pusto. Była już noc.       Spojrzał na swoją drugą rękę którą miał zawiniętą w bandaż. - Dlaczego? Momentalnie przypomniał mu się Denis. Energicznie wstał z łóżka, naruszając stan wenflonu, który był przypięty do kroplówki. Nie utrzymał równowagi i runął głośno na ziemię. - czemu mam takie słabe nogi!? - Dyszał głośno i nie rozumiał teraz już nic. Kobieta pomagała mu wstać i prosiła, aby położył się znowu na łóżko. Shin'a obudził hałas dobiegający z sali i równie szybko się w niej znalazł i pomagał pielęgniarce.
   - Ddd-nis - bełkotał znów, gdy tylko znalazł się na łóżku. Spoglądał na starszego czekając  na jakąkolwiek wypowiedź. Pielęgniarka natomiast sprawdzała czy wenflon nie został uszkodzony.
   - Niech mu pani da jakieś leki uspakajające - rozkazał.
   - Ależ oczywiście, przed chwilą zostały podane. Natomiast Taaeemin - rzekła przedłużając slaby, zastanawiając się czy pamięta imię pacjenta. - Proszę nie opuszczać łóżka. Jesteś osłabiony, po lekach tym bardziej to odczuwasz. Śpij i odpoczywaj, a pana proszę aby zaraz pan również opuścił tą salę. - rzekła tym razem do niebieskookiego.
   - Teraz?
   - Tak teraz - ponagliła Go dłonią.
   - Shh-in ! Gdzie On jest!
   Jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi.

                                                                   ****

    Nie spał już przez resztę nocy. Martwił się o swojego brata. Nie wiedział dlaczego nikt nie chce mu nic powiedzieć jaki jest stan Denisa. Nikogo więcej już ze swojej rodziny nie widział na korytarzu. Dopiero późnym rankiem dostrzegł swoją matkę, która biegła w głąb korytarza mijając jego salę. Potem zobaczył ojca, on natomiast zatrzymał się przy szybie uśmiechając się do niego. Do Jacka podszedł lekarz który, najwidoczniej mówił o tym w jakim stanie się znajduje, gdyż spoglądał co chwilę na szybę. Gdy rozmowa się zakończyła Jack wszedł do pomieszczenia.
   - Hej Tae - usiadł na skraju łóżka, uśmiechając się z zmęczonym geście do syna.
   - Gdzie Denis? - szepnął, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
   - Śpi .
   - CO!? - spojrzał na ojca nie rozumiejąc o co mu chodzi.
   - Uspokój się. Miał operację, jest teraz w śpiączce. Chociaż jego stan nadal nie jest stabilny.
    Taemin znów próbował wstać z łóżka, chciał szukać brata.
    - Leż, potem do niego pójdziesz.
   - Tato ja muszę teraz! Puść mnie! Chcę Go zobaczyć!
   - Pójdziemy do niego, ale nie teraz. Jesteś słaby.
   Opadł ponownie na łóżko rezygnując. Na korytarzu znów siedział Shin, który grzebał coś w swoim telefonie. 
   - Nic mu nie będzie?
   - Będzie wszystko dobrze. - szepnął te słowa ściskając dłoń syna.
    Z korytarza zaczęły dobiegać do ich uszu krzyki kobiety. To była Susan. Właśnie wygadywała wszystkie mądrości lekarzowi, który zajmował się stanem Denisa. Jack wyszedł z sali chcąc uspokoić nieco Susan. Marnie mu to wyszło, a ta nadal wymachiwała rękami okazując swoją złość.
    - Miałeś się nim opiekować, a nie sprowadzać do szpitala!
     Lekarz postanowił w tym nie uczestniczyć, miał dosyć zachowania tej baby więc delikatnie i cicho usunął się z pola bitwy. Niebieskooki natomiast patrzył na dwójkę ludzi kłócących się, i tak nie było nic lepszego do roboty. Rudy natomiast słyszał wszystkie wymiany zdań.
   - To był wypadek, mówiłem Ci już. Nikt nie mógł tego przewidzieć.
  Jack był opanowanym człowiekiem. Martwił się to było oczywiste, ale jako biznesmen nie mógł okazywać swojej słabej strony przy obcych. Natomiast jego była partnerka utrudniała mu wszystko robiąc jakieś sceny.
    - Taemin miał Go pilnować! To jest również jego wina! - krzyczała w tym momencie w szybę, wskazując palcem na jednego z synów.
   - Postradałaś wszystkie rozumy! Przecież nie będą całe życie za sobą chodzić.
   - Do niczego się nie nadaje! Denis niczym sobie na to nie zasłużył! A On... - spojrzała ponownie w stronę szyby - Dosyć, że bezużyteczny to jeszcze gej! 
     Rudy dobrze znał te słowa, za każdym razem bolały tak samo jakby usłyszał je po raz pierwszy. Było mu strasznie wstyd, nie musiała wrzeszczeć takich słów na cały szpital. Wiedział, że robi to specjalnie, aby go dobić. Najchętniej to zamieniłaby ich miejscami, aby to Tae znajdował się w stanie Denisa. Natomiast Shin pewnie będzie miał kolejne perspektywy do nękania. Było mu przykro, strasznie przykro. Matka uważała Go za zbędną rzecz, a ojciec musi teraz z musu pewnie tutaj siedzieć. Miał tylko Denisa, tylko jego. Wiele razy dziękował Bogu że ma bliźniaka, więc niech mu Go teraz nie zabiera. To nie jest sprawiedliwe. Nie słuchał już więcej wymian zdań swoich rodziców. Chwycił za swój krzyż  który nosił na szyi i szepnął.
   - Słuchaj kolego. Jeżeli zabierzesz mi Denisa, to uwierz zrobię piekło na ziemi. - wypowiadając te słowa płakał.

3 komentarze:

  1. O nie, o nie, mój Denis :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och, Jack jak widać bardziej troszczy się o Shina, jak zwykle matka zawsze znajdzie czas dla Denisa, ten wypadek, Teamin bardzo przestraszył tego kierowcę, matka wogóle go nie kocha, zastanawia mnie zachowanie Shina po co był w tym szpitalu i czekał... mam nadzieję, że Denis wyjdzie z tego cało i zdrowo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ten wypadek straszny, mam nadzieję, że Denis wyjdzie z tego szybko... Shin ciekawi mnie po co był w szpitalu i czekał, jak widać matka troszczy się bardziej o Denisa... smutno mimz tego powodu... a zachowanie Jacka... szkoda gadać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń