niedziela, 25 stycznia 2015

Rodział IV


  Patrzył przez dłuższą chwilę na tą kartkę. Rozejrzał się po całym korytarzu w poszukiwaniu osoby, która to zostawiła. Przeczytał ponownie treść i wcale mu się to wszystko nie podobało. Nie rozumiał dlaczego dostaje takie wiadomości, przecież ktoś musi mieć w tym jakiś ukryty cel. Ledwo co zaczął uczęszczać do nowej szkoły, a już pojawiały się kłopoty, najpierw plakaty, a teraz oszczerstwa na temat jego rodziny. Już miał zamiar zgnieść i wyrzucić ten kawałek papieru, ale coś go tknęło i schował makulaturę do kieszeni. 
   Zaczął iść powolnym krokiem do sali, w której miała odbywać się pierwsza lekcja. Nie zrobił nawet dziesięciu kroków, a prześcignął go Shin. Biegł jak oszalały prosto do sali gimnastycznej. 
   - Poczekaj! - krzyknął Denis i podbiegł do rudego - Co mamy pierwsze?
   -Wf.
      Myślał nad tym, czy nie pokazać kartki swojemu bratu, a może on też coś dostaje? Ścisnął papier w kieszeni i nawet o nim nie wspomniał.

                                                                       ***
   
   Lekcje mieli odwołane z powodu treningu drużyny piłkarskiej, która ma jutro grać mecz. Gdyby o tym wiedział wcześniej, to wcale by nie przyszedł tak wcześnie. Mimo wszystko został i wraz z Haru siedzieli razem na trybunach. Na początku gapił się na kopiącą przez chłopaków piłkę, ale gdy zobaczył, że blondyn zaczyna przysypiać na jego ramieniu stwierdził, że to nudne.
   Co chwilę słyszał jakieś wrzaski "Wy jełopy!" albo " kurwa jak ty kopiesz!" i również nie wzbudzało to w nim żadnym sensacji. Nawet trener był już tak nimi zmęczony, że nie reagował na żadne wyzwiska. To była dopiero pierwsza godzina lekcyjna, a druga miała być taka sama. Nie minęła chwila, a zaczął przysypiać. Ocknął się dopiero wtedy, gdy usłyszał dosyć mocne kopnięcie piłki, zdążył zauważyć, że piłka leci w jego stronę, ale nie ma żadnych szans na zrobienie jakiegokolwiek uniku. Piłka uderzyła go w ramię odrzucając trochę do tyłu, a Haru obudził się zszokowany faktem, że jego poduszka zniknęła. Wszyscy na hali zaczęli się śmiać, a winowajcą był nikt inny jak Patrick. 
   Taemin z udawanym spokojem wstał i podniósł piłkę, w środku wszystko mu się gotowało i miał ochotę przybić mu piątkę... w twarz... krzesłem. Z szyderczym uśmiechem wrzucił piłkę na balkon widokowy i usiadł ponownie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Skoro te małpy nie umieją kopać w odpowiednie miejsce, to niech zapieprzają teraz na górę.
   - Zapieprzaj po tą piłkę! - wydarł się Patrick, chyba chciał udać jakiegoś groźnego typa, ale w ostateczności jego głos brzmiał jak jakiejś piskliwej panienki. Nie widząc żadnego rezultatu wydarł się ponownie - Mam Ci to przeliterować!?
   - Naucz się kopać - westchnął udając wielkie zainteresowanie swoimi paznokciami.
   - Mój cel był trafny.
   - To teraz idź po tą piłkę.
   Patrick tempem błyskawicznym znalazł się na trybunach, a Taemin widząc jakiekolwiek zagrożenie z jego strony wstał i po prostu czekał. Gdy stanął na przeciwko niego niemal hamował się, aby mu nie przyłożyć. Wkurzało go jego zachowanie, styl bycia i to, że nie wstydził się swojej orientacji i bez skrupułów by najchętniej wywiesił bilbord "Jestem gejem". 
   Taemin stał i walczył z nim wzrokowo i trzymał trzęsące ręce w kieszeni. Nie wiedział do czego ten tępy osiłek jest zdolny, a wiedział, że gdyby on mu by przyłożył, to znalazł by się na drugim końcu hali, a może i dalej.
   - Patrick! Ogarnij się i idź po tą piłkę! - warknął nauczyciel - Szkoda czasu!


                                                                 ***

   Następnego dnia, po lekcjach miał odbyć się mecz. Po skończonych zajęciach od razu pobiegł na parking zobaczyć, czy drużyna Kyle'a już przyjechała, ale widząc że jeszcze nie dotarli udał się na plac, gdzie było już masę ludzi, i oczywiście najważniejsza rzecz - fanki - piszczące dziewuchy. Natomiast na boisku była już paczka Shin'a, robiąca jeszcze jakieś drobne treningi.
   Lider zauważając Taemin'a skrzywił się i zaczął zastanawiać się nad celem jego przyjścia. Nie minęła chwila, a zauważył jak ktoś łapie rudego od tyłu i podnosi lekko do góry. Wychylił się chcąc zobaczyć dokładnie kim jest owa osoba i zdziwił się - to był ten jego chłoptaś? 
   Zapiszczał czując, że ktoś łapie go niespodziewanie i podnosi. Obrócił się energicznie i zobaczył Kyl'a i jego drużynę. Przywitał się z wszystkimi mówiąc, krótkie cześć. Nie było sensu rozmawiać z wszystkimi, bo dobrze wiedział iż nie był lubiany w swojej byłej szkole.
   - Już myślałem, że się spóźnicie - westchnął robiąc obrażoną minę i szturchnął przyjaciela lekko w bok.
   - No fakt, nasz kierowca się trochę pogubił...
   - No i gdzie się do cholery szlajasz?! Szukam Cię po całej szkole jak jakiś idiota... - wrzasnął Haru, który pojawił się znikąd.
   - To ja lecę - powiedział momentalnie, gdy zauważył, że jego szkoła robi jeszcze drobny trening - Pogadamy potem!
   - Kto to był - spytał robiąc buzię w ciup
   - Przyjaciel z byłej szkoły?
   - Czyżby?
   - Przestań insynuować swoje racje...
   Udali się na trybuny i szukali wolnego miejsca, gdy w końcu im się to udało Haru wyciągnął z plecaka swój prowiant.
   - Kiedy Ty to wszystko kupiłeś!? 
   - Ktoś musi dbać o nasze dobre i zdrowe odżywianie - gadał i wyciągał przy tym same chipsy, czekolady i popcorn - Chciałem kupić mentosy do coli, ale w naszym sklepiku nie ma takich rarytasów.
   - Może i lepiej, bo czekałoby nas sprzątanie całej sali...
   Po każdej minucie nudził się coraz bardziej. Patrzył to na czubki swoich butów i co chwilę zarkał jednym okiem na mecz. Drużyna wypasionych małp musiała czekać na swoją kolej, bo przecież goście mieli pierwszeństwo. Potem wstał informując Haru, że idzie do WC oraz po jakiś napój z automatu. 
   Wychodząc z toalety chciał udać się na boisko, lecz przed oczami stanął mu sam goryl we własnej osobie.
   - Przepuść mnie - powiedział obojętnie i postanowił chwilę poczekać, ale Patrick nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.
   - Jest takie jedno, bardzo miłe słowo...
   - Nie znam miłych słów - odparł sucho i chciał go ominąć, Kiepsko mu to wyszło i bez skutku, ale zauważył jak Kyle kiwał do niego ciesząc się z pierwszego zwycięstwa. Już chciał się nachylić i ponownie ominąć zdezorientowaną małpę, ale w ostatniej chwili złapał go za nadgarstek uniemożliwiając przejście. Chciał wyszarpnąć dłoń i ze złości na niego syknął, a ten tylko wybuchł lekkim śmiechem. Szatyn widząc, że coś nie gra, zszedł od razu z boiska i pokierował się ku całej sytuacji.
   - Puść mnie, cholera! Nie słyszysz?! 
   - Nie słyszysz co mówi? - powiedział spokojnie Kyle i zbliżył się do intruza.
   - Nie rozmawiam z Tobą przecież - westchnął i wywrócił oczami - Zejdź mi z oczu.
   - Zaraz możemy porozmawiać inaczej! 
   - Kyle przestań.. - zaczął rudy. Nie chciał by wdrążył się w jakąś bójkę przez niego.
   - Żaden idiota nie będzie Tobą kierować...
   - Hey! - wrzasnął Shin i podszedł bliżej całej sytuacji - Co tu sie dzieje? - spytał spoglądając na każdego z osobna.
   - No bić się chce - śmiejąc się wskazał głową na szatyna i puścił nadgarstek Taemin'a, nie uszło to jednak uwadze niebieskookiego.
   - Idioci! - syknął pod nosem masując swój nadgarstek. Już miał zamiar iść umyć rękę, bo nie wiadomo gdzie ta małpa się szlajała.
   - A Ty co w obrońce się bawisz? Czy chłoptasa? - kiwnął na Kyl'a mierząc go całego od góry do dołu.
   - Słuchaj... - podszedł do Shin'a i nie tracił przy tym kontaktu wzrokowego - Jestem jego przyjacielem i jeżeli jeszcze raz dowiem się, że go uderzyłeś, to obije Ci mordę.
   - Brzmi groźnie - wywrócił oczami.

(Chciałem bardziej opisać ten mecz, ale moja wena co do tego zniknęła)

                                                                         ***

   
   Po przegranym meczu swojego znajomego, rudy udał się w kierunku swojego domu. Jego przyjaciel nie mógł spędzić z nim resztę dnia, bo miał inne obowiązki. Niebieskooki zdążył poinformować już go, że ma trzymać się z dala od parteru. Pewnie przyprowadzi swoich kochanych orangutanów, aby świętować swoje zwycięstwo. Wchodząc do mieszkania zrobił tak jak mu kazał jego wróg. Najpierw wziął z kuchni jakieś szybkie przekąski. bo wiedział, że spędzi tam sam reszte wieczora. 
   Późnym wieczorem oglądał na telefonie swój ulubiony film "Szklanką po łapkach". Shin najwidoczniej dotarł już ze swoimi koleżkami. Było ich słychać na całym domu. Westchnął czując wielką nudę. Miał nadzieję, że Jack nie wygoni ich na piętro z powodu ich hałasów. Jeszcze tego by brakowało, aby do łazienki nie mógł nawet iść. Sam nie miał ochoty widzieć kogokolwiek. Przypomniał sobie o kartce, którą ktoś mu podrzucił do szafki. Już wczoraj rozmyślał nad tym kto mógł ją napisać, ale nic z tego, nie miał tutaj przecież, aż takich wrogów. Przerwał oglądanie filmu i udał się do łazienki, aby wziąć prysznic, tylko tym razem sprawdzał zawartość wszystkich butelek. Po kąpieli zasnął przy kontynuowaniu filmu. 
   Obudził się czując w pokoju czyiś oddech. Ze strachu nawet się nie poruszył. Na pewno to nie był Denis, bo On wlatywał do pokoju jak stado słoni. Po chwili jednak zdobył się na odwagę, aby się odwrócić i spojrzeć na intruza. Nie spodziewał się jednak orangutana. Miał nadzieję, że Shin sam zadba o to, aby nie kręcili się oni na piętrze. W ciemnościach jednak nie rozpoznał kim jest owa osoba. Gdy typ zaczął się do niego zbliżać, bez zastanowienia wyskoczył z łóżka i pobiegł do pokoju brata
   Denis zasypiał już, chociaż ciężko nazwać to zasypianiem, bo w domu był istny hałas. Wystraszył się gdy jego drzwi od pokoju otworzyły się tak, jakby ktoś wchodził do stodoły. Zobaczył Taemina, który z dziwną miną zaczął pakować mu się do łóżka.
   - Co Ty robisz? - spytał zdezorientowany - Odzwyczaiłem się już od spania we dwójkę...
   - W moim pokoju ktoś był - szepnął całkiem wystraszony i założył na siebie calutką kołdrę.
   - I tylko dlatego tu przyszedłeś?
   - A gdzie miałem iść!?
  Nie trzeba było długo czekać na Patrick'a, który po chwili wparował do pokoju Denisa. Widząc dwójkę znajomych bliźniaków ze szkoły, uśmiechnął się tylko szyderczo.
   - Kogo my tu mamy? - spytał - Co robicie na chacie Shin'a? Impreza jest na dole.
   - To dom mojego ojca - sprostował go Denis, a Patrick wylazł na korytarz wołając Shin'a.

                                                                  ***

    Słysząc wołanie swojego imienia z piętra wkurzył się. - Co Patrick robił do cholery na piętrze? - Wszedł szybko na piętro i spotkał twarz znajomego, który stał w futrynie otwartych drzwi do pokoju Denisa.
   - Co Ty tu robisz? - warknął na niego Shin - Chyba dałem jasno do zrozumienia, że parter jest do dyspozycji.
   - Zasady są po to aby je łamać - westchnął rozbawiony - Co Oni tu robią?
   Shin minął kolegę i wszedł do pokoju. Zobaczył w nim braci. Zaczął nerwowo kręcić się po pokoju. Zamknął drzwi,aby mieć pewność, że nikt nie pojawi się w pomieszczeniu. Myślał, że dobrze pilnował terytorium schodów, był jednak w wielkim błędzie.
   - Słuchaj Patrick - zaczął niebieskooki - Nikt nie może się o nich dowiedzieć.
   - Niby dlaczego?
   - Bo ja tego nie chcę, rozumiesz?
   - A jak ktoś się dowie to co? - spytał obojętnie.
   - to uwierz wypierdolę Cię z drużyny...
   - Chyba żartujesz!? Dla swojej chorej reputacji będziesz mnie wywalać? - zaśmiał się na cały pokój. Lider widząc reakcję kolegi zdenerwował się. Pchnął Go na ścianę blokując jego wszelkie ruchy.
   - Uwierz, że to zrobię. Wiesz, że jestem do tego zdolny.
   - Wynocha z mojego pokoju - krzyknął Denis wskazując palcem na drzwi, nikt jednak go nie posłuchał, a Patrick uwolnił się z uścisku Shin'a, po czym zamienili się miejscem. Był silniejszy.
  - Jak to zrobisz, to wszyscy dowiedzą się kogo masz na chacie.
  - Czego chcesz? - niebieskooki przeszedł do rzeczy.
  - No chyba z powodu twojej reputacji, nie zabronisz mi rozmowy  z nim? - kiwnął głową w kierunku rudego - Myślę, że się dogadamy,
   - Chyba sobie kpisz!
   - No to chyba jednak nie... - wzruszył ramionami puszczając przy tym Shin'a
   - A Wy co?! - warknął niebieskooki w kierunku bliźniaków.
   - To On mi wlazł do pokoju! - pisnął rudy i zakrył się kołdrą pod sam nos.
   - Nie interesują mnie wasze relacje... - powiedział po chwili - Nikt nie ma się o nich dowiedzieć.
   - Jasna sprawa kapitanie!

2 komentarze:

  1. Hej,
    chyba naprawdę ich ojciec faworyzuje Shina, co mnie bardzo boli, Teamin poszedł piechotą, a Denis został uderzony, a nawet nauczyciel nie zareagował na to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ech naprawdę ich ojciec to faworyzuje Shina... aż mi smutno, Teamin poszedł piechotą, a Denis został uderzony, a nauczyciel co? nawet nie zareagował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń