piątek, 17 lipca 2015

Rozdział XV


    Nie znasz dnia ani godziny, wcale się go tutaj nie spodziewałem, ręce mi się trzęsły jak 80-letniemu dziadkowi, nie mogłem uspokoić swoich myśli. Unikałem go, a teraz co? Robi to specjalnie czy co? Chce mnie bardziej dobić? A może przyszedł pochwalić się faktem, że jego dziewczyna urodziła? Bez zastanowienia powiedziałem matce, aby przekazała mu, że mnie nie ma obecnie w domu. Niemal złożyłem dłonie prosząc ją, aby spełniła dla mnie te małe kłamstwo, w końcu wisi mi jeden czyn przez to jak dostałem w ryj od jej faceta, a ona zareagowała bezskutecznie. Wyszła, nie informując mnie co mu powie, ale po jakiejś minucie wróciła z jakąś teczką w ręce.
   - Powiedział, że zostawiłeś to w szpitalu i chciał Ci przynieść, bo pewnie będziesz potrzebował. - oznajmiła i położyła to na biurku, podszedłem i szybko otworzyłem, w teczce znajdowały się moje napisane referaty, zapomniałem o nich? Jak to możliwe? Zajrzałem do torby z którą wróciłem nad ranem, moich wypracowań w niej nie było. Matka usiadła w pokoju na moim łóżku, spojrzałem na nią kątem oka udając, że mnie to wcale nie obchodzi. Zaczęła dziwnie rozglądać po pokoju tak, jakby była w nim pierwszy raz.
   - Taemin wiesz... - zaczęła, a ja na nią spojrzałem, momentalnie się zacięła - Ivan...
   - Nie zaczynaj w ogóle tego tematu - warknąłem i rzuciłem teczkę do szafy, co ona go bronić teraz chce? No tak zawsze wszystkich broniła tylko nie mnie, to ja byłem zawsze wszystkiemu winny. Nie mam ochoty teraz na rozmowy, tym bardziej gdy wiem, że przed chwilą kilka kroków dalej był Shin.
   - To dlaczego właśnie nie chcesz o tym porozmawiać? - ta, już nabrała normalnego głosu, nie przyzwyczajony byłem do wypowiedzi w których nie wiedziała co powiedzieć.
   - Bo to jest bezsensu, ja powiem coś innego i on też, komu uwierzysz? Nawet nie muszę się zastanawiać... - spojrzałem na zegarek w swoim telefonie, dochodziła szesnasta godzina, na prawdę tak długo spałem?
   - Bierzesz narkotyki? - no pięknie, teraz to gapiła mi się prosto w oczy. Również mroziłem ją teraz tak samo jak ona mnie.
   - Nic nie biorę - postawiałem swoje kłamstwo ostro na swoim. Wiem dobrze, że matka nie ma zielonego pojęcia o narkotykach, jak wyglądają, jak człowiek się zachowuje po tym i jak wygląda. Ivan najwidoczniej to była inna bajka.
   - Nie kłam! - krzyknęła nie spuszczając ze mnie wzroku.
   - No i co ja powiedziałem? Jak zwykle wierzysz mu zamiast własnemu synowi, a teraz wyjdź z mojego pokoju chce się pouczyć.
   Nie wyszła, mówiąc coś, że to jej dom i będzie przebywać gdzie jej się podoba, w takim razie wziąłem swoje rzeczy z szafy, ubrałem się w łazience i sam wyszedłem przed bloki. Nie widziałem tego cholernego faceta matki, nie wiem czy spał, czy nie było go w domu. Wziąłem Eiichi'ego pod pachę, bo ten chodził za mną krok w krok, czyżby ta kupa złomu tęskniła?
   Na "blokowym" placu zabaw dwie dziewczynki dały mu już rozrywkę, a ja mogłem spokojnie usiąść na ławce z podręcznikiem w ręce, przeczytałem jedno zdanie i zamknąłem go, nie było sensu się uczyć na siłę gdy wiem, że nie mam teraz na to ochoty, oszukanie mojego umysłu nie miało sensu. Cały czas w myślach miałem Shin'a.
    Śmiałem się patrząc jak te dwa małe potwory gonią mojego przestraszonego robota, po chwili usłyszałem krzyki z jednego bloku, spojrzałem w okna aby zlokalizować skąd dochodzą i nie mogłem uwierzyć, że akurat z mojego pokoju. Biegiem ruszyłem na górę, drzwi wejściowe otworzyłem tak jakbym wchodził do jakiejś stodoły, wszedłem do mojego pokoju i nie mogłem uwierzyć...
    Z szaf wszystkie rzeczy zostały rozwalone i porozrzucane, same lżejsze szafki również przewrócone i zniszczone, były już w kiepskim stanie i ledwo się trzymały, a teraz to drzwiczki od jednej odpadły. Nie zastanawiając się długo wybuchłem. Banda idiotów i wariatów.
   - Czy Cię pojebało!? - nie panowałem nad sobą. To znowu Ivan, co on próbuje udowodnić? Matka zaczęła podnosić wszystkie rzeczy i na szybko niby układać, biadoliła pod nosem że nic się nie stało.
   - Znajdę to! - wysyczał przez zęby Ivan. Co on chciał znaleźć? Prochy? Mimo wszystko i tak spytałem się czego szuka - Z głowy wybiję Ci te twoje ćpanie! Ćpaniem sobie lepszej przyszłości nie zapewnisz! - krzyczał wyrzucając moje podręczniki z biurka, instynktownie podbiegłem do niego i chciałem jakoś odciągnąć od biurka, nic tam nie chowałem, Iwo i tak dopiero miał mi załatwić dragi i już wiem, że w domu nie mogę niczego trzymać. Nic nie dały moje starania, bo odepchnął mnie od siebie z większą siłą.
   - Nic tam nie mam! Zostaw to bo mi meble zniszczysz! - krzyczałem i gapiłem się. Tylko się gapiłem, nie mogłem nic zrobić jak tylko czekać na to aż przestanie. Spojrzałem na matkę wściekłym wzrokiem, dobrze to zauważyła, odwróciła swoje spojrzenie i podnosiła dalej porozwalane rzeczy.
   - Życie to nie pojebana bajka jak u twojego ojca! - darł się. O czym on w ogólne teraz pierdoli? - Spójrz tylko na siebie!? Co Ty z siebie robisz!? Myślisz że znajdziesz lepszą pracę?! Jesteś mężczyzną, a robisz z siebie pizdę! Nikt Ciebie nie weźmie do żadnej męskiej roboty! - pozwoliłem mu jechać na swoją osobę, czułem że gdybym odpyskował mu to dostałbym ponownie w mordę. Dojebał mi i to równo, przygryzłem wargę i zacząłem zastanawiać się nad znaczeniem jego słów, co z tego, że skończę szkołę? Wzniosę się tylko o jeden papierek w górę, a czy tym na serio zapewnię sobie lepszą przyszłość? Wiem, że o studiach mogłem sobie zapomnieć, po pierwsze nie dał bym rady z nauką, po drugie nie dałbym rady z nimi tutaj w domu, a przed mną jeszcze dwa lata liceum. Bez studiów niczego nie osiągnę... Z skończonym liceum, czy też nie, i tak czeka mnie tylko praca na magazynie.
   Ubrałem na siebie kurtkę która leżała na środku pokoju, w jej kieszeniach miałem już dziury i znajdywałem tam zazwyczaj jakieś drobne. Usłyszałem jeszcze coś w stylu " Masz tu siedzieć jak do Ciebie mówię!?" i wyszedłem z bloku. Spotkałem dwie księżniczki, które dzielnie zajęły się moim Eiichi'm i oddały mi go, wziąłem go na ręce, bo nie nadążyłby za mną i poszedłem w stronę sklepów. Gdybym zaniósł go do mieszkania ten idiota na pewno by go rozkręcił. Nie powinienem go brać teraz w ogóle do domu, bo na pewno mi go wyłączy, zacząłem nad tym myśleć czy to ja teraz nie powinienem tego zrobić.
   Przed marketem postawiłem go na nogi, był ciężki i nie łatwo się go niosło, pomyślałem od razu o słowach Ivana typu " Jakbyś był facetem, a nie pizdą to nie byłby ciężki", zacząłem za bardzo brać jego słowa do siebie. Nachyliłem się tak aby mógł patrzeć swoim sztucznym wzrokiem prosto na mnie, pogłaskałem go po blaszanej głowie.

                                                                       ***

    Nie wiem czy trafiłem do właściwego miejsca ale przechodził po mnie dziwny dreszcz. Kilka metrów dalej stał budynek, zaniedbany z wybitymi gdzieniegdzie szybami, dziurawy dach, a zewnętrzne ściany ukazywały już gołą cegłę. Zrobiłem krok do przodu, a mój podopieczny zakwiczał. Skarciłem go wzrokiem, chociaż teraz mógłby być cicho, wystarczy tyle, że tutaj ze mną jest. Chciałem wejść do środka, ale dziwny instynkt podpowiedział mi abym obszedł najpierw budynek, tak też zrobiłem, z drugiej strony znalazłem tylne wyjście, okna parteru były pozbijane deskami, ale tylko na tyłach domu.
   Nabrałem powietrza do płuc, z miną  twardziela ruszyłem w stronę starych drzwi, przeszedłem parę schodków, chciałem chwycić klamkę gdy ona nagle się poruszyła. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął wyższy ode mnie faciu. Gapił się na mnie, moja mina twardziela zniknęła, nagle zabrakło mi języka w gębie, cofnąłem się kilka kroków w tył.
   - Co chcesz? - spytał z podniesioną głową i postawił dłonie na swoich biodrach. Czy on chce tym pokazać, że mam się go bać czy co? Jego morda sama odpychała. Tak, rzeczywiście, bałem się go.
   - Szukam Iwo - odpowiedziałem słabym, zduszonym głosem nie spuszczając z niego wzroku. Nie mogę pokazać mu, że budzi we mnie lęk. Splotłem ręce na klatce piersiowej czekając na odpowiedź, on patrzył tak przez chwilę na mnie i zniknął wewnątrz budynku. Odetchnąłem, ulżyło mi jakoś gdy zniknął z mojego pola widzenia.
   - Tae? Co Ty tu robisz? - usłyszałem swojego przyjaciela i uśmiechnąłem się słabo. Co prawda zawsze powtarzał, że mogę wpaść tutaj jakbym go szukał, ale nie wydawał się super zadowolony z mojej wizyty.
   - Przyszedłem do Ciebie, jeżeli jesteś zajęty to mogę iść.
   Mój mózg błagał aby mnie wpuścił, za nic w świecie nie chciałem wracać sam przez ten straszny park. Zmrok zapadł tak błyskawicznie, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Obejrzałem się dookoła i przełknąłem ślinę. Ta okolica była straszniejsza od moich bloków. Wydawało mi się, że zbyt długo czekam na odpowiedź.
   - Nie, nie idź! - wypalił dziwnym głosem - Po prostu nie myślałem, że akurat przyjdziesz tutaj sam - A co ja miałem przyjść z Sylvią czy Josh'em? Oni pewnie i tak tutaj do niego niedługo dołączą.
   - Przyszedłem z robotem - machnąłem ręką na Eiichi'ego, który stał za mną, Iwo dopiero teraz zwrócił na niego uwagę.
   - To ten robot? - spytał patrząc mi w oczy i po chwili przykucnął przyglądając mu się - Ten od niego?
   - Ta... - prychnąłem odwracając głowę. Iwo nie znał dużo szczegółów, wiedział tylko tyle, że był ktoś, kogo kochałem, nadal kocham? Nie zamierzałem mu nawet wspominać, że on był dzisiaj u mnie na tej obrzydliwej klatce schodowej. Wspominanie o tym na głos byłoby bardziej bolesne niż samo myślenie o tym - Ivan przewrócił mój pokój do góry nogami...
   Nie odpowiedział nic, w sumie dla mnie to znaczyło bardzo dużo, ale dla niego mogłaby to być zwykła błahostka - przeszukiwanie pokoju... no i co z tego...
   - A właśnie mam dla Ciebie...
   - Nie! - krzyknąłem zatrzymując go, gdy chciał wejść do budynku - Nie mogę tego wziąć do domu... - przygryzłem wargę, zastanawiałem się nad tym czy w domu jest szansa na to abym gdzieś ukrył dragi, jakiekolwiek próby mogłyby się źle skończyć.
   - Chodź, jest zimno.
   Pociągnął mnie za rękę, nawet nie zdążyłem zaprotestować. Przeszliśmy przez jakiś długi korytarz i znaleźliśmy się w holu, za sobą słyszałem niezbyt ciche kroki mojego towarzysza. Prawie nic nie widziałem więc trudno mi jest cokolwiek powiedzieć na temat wyglądu tego korytarza, ale sam zapach mówił za siebie.
   Hol, bynajmniej tak mi się wydaje że jest to hol, oświetlony był kilkoma małymi świeczkami. Prądu tutaj nie było. Na samym środku były schody prowadzące na piętro domu, w myślach prosiłem abyśmy nie szli tylko na górę, miałem wrażenie, że ten dom rozsypie się w każdej sekundzie. Obok schodów były dwie stare kanapy na których siedział facet, ten który zaskoczył mnie na samym początku i jakaś inna osoba którą nie znałem. Krowiątko podeszło do nich zostawiając mnie samego przy drzwiach. Zatopiłem wzrok w świeczce, nie chciałem wyjść na jakiegoś buraka co rozgląda się po pomieszczeniu. Wcale nie było tutaj nic do oglądania, ani nic do podziwiania. Spojrzałem gdzieś w bok słysząc szepty, na materacach w kącie siedziały dziewczyny, chyba to były dziewczyny, nie przeglądałem się bo w tym czasie Iwo mnie zawołał. Zacząłem myśleć nad tym czy to dobry pomysł, że tutaj przyszedłem, czy lepiej by nie było wtedy napisać do krówki, abyśmy spotkali się gdzieś indziej. Mimo moich obaw, poszliśmy na górę, nie spojrzałem wtedy na żadne z osobników tego domu. Szedłem stąpając bardzo delikatnie na każdy schodek, trzymałem kurczowo brudną i chwiejącą się poręcz. Chwilę później znaleźliśmy się na pierwszym piętrze. Iwo skierował się od razu na lewo i wszedł do jakiegoś pomieszczenia które nie posiadało drzwi. Ostrożnie wszedłem za nim, było ciemno, ale on rozjaśnił pomieszczenie swoją latarką w telefonie.
   Tak poza marginesem. Gdzie on ładuje sobie komórkę?
   Tym razem będąc sam na sam z krówką, pozwoliłem obejrzeć sobie wnętrze. Okno było całe, chyba. Znów jakieś łóżko, które było w lepszym stanie niż te na dole, jakieś koce, reklamówki i stos drzewa w kącie. Ściany nosiły ślady jakiegoś dłubania i różnych rysunków które były starsze pewnie niż ja.
   - Nie ma tutaj nic do oglądania - zaczął gadać bolesnym głosem, chciał chyba przybrać normalny ton ale mu się nie udało - Może dlatego nie chciałem tutaj Ciebie nigdy zabierać.
   - Myślisz, że nigdy nie widziałem podobnych miejsc? - powiedziałem i przypomniałem sobie fabrykę. W wyobraźni ukazał mi się Shin machający butelką. Uśmiechnąłem się sam do siebie i usiadłem na tym tapczanie, wisiało mi to czy wyjdą mi z niego zaraz jakieś robale. Myśląc o nim miałem gdzieś to co się działo dookoła mnie.
   - Nie wiem... Ty jesteś jeszcze taki czysty. Masz szansę, masz dom, szkołę, pracę, a przede wszystkim nie jesteś na takim stopniu jak my...
   - Gadasz beznadziejne głupoty - westchnąłem. On dobrze wiedział, że nienawidzę gadać na te tematy -  Szkoły już nie mam, rzucam to.
   Krzyknął niemal na mnie gdy mu to powiedziałem, obrócił się na pięcie tak jakby miał mi zaraz dać w mordę. Wbiłem swoje ciało bardziej w kanapę gdy usiadł koło mnie. Wstrzymałem oddech.
   - Dlaczego to robisz? Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?
   - Nie mogę iść na żadne studia... - powiedziałem szeptem, bawiąc się końcem bluzki. Jutro musiałbym iść na ósmą na zajęcia, a i tak nie jestem na nic przygotowany.
   - Daj spokój! Pomogę Ci w lekcjach, tylko tego nie rzucaj!
   - Przestań, to nie tak... Ja nie daję rady, czasowo i fizycznie. Jestem wrakiem. Odrobię lekcje, ale i tak nie mam czasu na naukę...
   - Sam mówiłeś, że nie chcesz cały czas robić na tych magazynach... - tak to prawda, ale Ivan za bardzo otworzył mi oczy na ten cały pogląd... Przeszły mi przez myśl te jego wszystkie słowa. Nie wspomniałem o tym, to było takie upokarzające... - Musisz to skończyć! Musisz przestać brać!
   - Nie mam na nic siły gdy nie biorę! - krzyknąłem i wstałem z łóżka obracając się do niego plecami - Nie dyktuj mi jak mam prowadzić swoje życie, skoro sam nie jesteś lepszy...
   - Gdybyś nas nie poznał to byś nie brał...
   - Żałujesz że mnie poznałeś?
   - Nie żałuję - .byłem wściekły! Jak on mógł powiedzieć coś takiego? - Idę do domu - oznajmiłem i zacząłem kierować się w stronę wyjścia, gdyby ten pokój posiadałby drzwi to zapewne trzasnął bym nimi.
   - Poczekaj! Nie idź!
   - Na co mam czekać?
    Wyszło jak wyszło, że oficjalnie zostałem tam na noc. Przegadaliśmy prawie całą noc. Większość to i tak była mowa o bzdurach, ale czas tutaj mi tak przyjemnie leciał. Lubiłem gdy nie był poważny, i gadał o jakiś niestworzonych historiach albo podkolorowywał je. Taka chwila zapomnienia, której mi brakowało, na pewno czuje się lepiej, to pewne. Dobrze przebywało mi się w jego towarzystwie, ale Sylvia i Josh też są spoko, ale to nie to samo, nie można ich porównywać. Cała trójka jest na swój sposób wyjątkowa i inna, mająca wady jak i zalety
   O dziwo nikt nie wchodził na piętro, myślałem, że będą buszować w nocy jak małpy w dżungli.
   W domu panowała cisza, a z dołu nikogo nie było słychać.
   Wiem, że śpię. Tak bardzo nie chce mi się wstawać i otwierać oczu. Chciałem przywrócić się na drugi bok, otworzyłem oczy bo nie mogłem wykonać tej czynności, a dlaczego? Bo krowa wygodnie sobie spała z nogą położoną na moim ciele.
   - Weź nogę! - warknąłem. Na szczęście się obudził i zdjął ze mnie swoje ciężkie kopyto, ułożyłem się w wygodnej pozycji. Nie mogłem już zasnąć...
   Za oknem było nadal ciemno. Nie wiedziałem która jest godzina, czy może powinienem już się szykować do szkoły? Nadal mam mieszane uczucia co do nauki, z jednej strony bardzo chciałbym się dokształcić, a z drugiej wiem, że jeszcze wtedy minęło by sporo czasu zanim wyprowadziłbym się od mojej fałszywej rodziny. Nie wiem co mam robić, jestem w kropce. Jedna decyzja może zadecydować o mojej dalszej przyszłości... Gdy przerwę naukę Ivan może mnie wyjebać z domu... Na samą tą myśl wziąłem głęboki nierówny oddech, nie mogłem teraz tego kontrolować. Z moich oczu wpłynęło kilka łez, których nikt nie widział.
    Gdyby ten idiota Shin nie wyznał mi żadnych swoich uczuć, byłoby może normalnie... Mieszkałbym z ojcem i uczył się dalej w tamtej szkole, nie musiałbym się niczym przejmować, oprócz nauką... To wszystko jego wina.
    Nienawidzę Go.
    Ale tak bardzo chcę żeby było jak kiedyś, bez tej głupiej dziewczyny i ich dziecka. Niespełnione marzenia.... Kilka tygodni szczęścia, a ile po nich bólu.
    - Daj mi dragi - szepnąłem szturchając jego ramię. Mruknął tylko coś pod nosem lekceważąc mnie, ale ja znów zrobiłem to samo - Iwo! Słyszysz? Daj mi!
   - Teraz?
   Przytaknąłem. Ruszył się. Ziewając szukał czegoś w swoim wielkim plecaku. Potem przed mordą zapalił mi lampkę, Zakryłem oczy rękoma z powodu ostrego światła. Gdy je zdjąłem zobaczyłem przygotowany już szlaczek na drewnianej desce. Krówka podał mi słomkę, a ja wciągnąłem wszystko przez nos.
   - Płakałeś? - spytał z przymrużonymi oczami.
   Czy serio tak wszystko po mnie było widać? Chwyciłem jego telefon i włączyłem te okropne światło.
   - Źle się czujesz?
   - W-Wszystko dobrze... - chciałem powiedzieć pewnym tonem co mi wcale nie wyszło. Głos mi się załamał i zapowietrzyłem się.
   Po chwili leżałem przytulony do Iwo. Głaskał mnie po głowie i nic nie mówił. Ryczałem mocząc mu koszulkę.

   Nie spałem przez resztę nocy. Gdy się uspokoiłem, oddaliłem się od Iwo z zażenowaniem, którego nie było widać. Jeszcze nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko. Co on sobie w ogóle pomyśli? Co potem powie?
   Lecz Iwo nie powiedział nic. Na dworze zaczynało się robić jasno, śmiało mogłem zobaczyć jego twarz. Nie spał, a jego oczy pożerały sufit. Przypadkowo nogą kopnąłem Eichi'ego, zakwiczał urażony zwracając uwagę krówki. Teraz pomyślałem o tym, że zaczyna się kolejny dzień i kolejny tydzień roboty.

                                                                       ***

    Wielkimi krokami zbliżały się święta. Otworzyłem oczy i wstałem od razu. Spojrzałem przez okno i uśmiechnąłem się ukazując zęby, dotknąłem dłonią szyby tak jakby wcale jej nie było. Chciałem dotknąć tego puchu.
   Śnieg.
   W tym roku jednak zawitał bez deszczu. Z czego ja się cieszę? Będzie zimniej... Sylvia wraz z Joshuą "zamieszkali" w ponurym domu w którym miałem okazję zawitać. Miałem nadzieję, że tak szybko do niego nie wrócę. Robota dałem pod opiekę Iwo.
   Poszedłem do kuchni, dom był pusty. Matka i Ivan w pracy, nawet i dobrze bo wtedy zauważyli by moją obecność podczas gdy powinienem być w szkole. Wstawiłem wodę na herbatę i zrobiłem kanapki.  Dochodziła dziesiąta godzina, ludzie byli zachwyceni świąteczną gorączką. Kupowali takie prezenty swoim dzieciom, o których ja jako dziecko mogłem pomarzyć.
   Za trzy dni Wigilia.
   Tylko za trzy, a ja miałem dziwne kłucie w sercu. W zeszłym roku o tej porze chociaż stała choinka, a teraz ten dom nie okazywał żadnych przygotowań świątecznych. W zeszłym roku chociaż i tak wszystko było udawanie, nawet dzielenie się opłatkiem, to chociaż było. Było bo był Denis.
   Przełknąłem głośno ślinę i odsunąłem od siebie talerz z kanapkami. Zacząłem zastanawiać się nad tym jak ojciec spędzi święta... I jak spędzi je Shin.
    Gdyby....
    Nie ważne nie ma już tego.
    Uciecha z powodu śniegu była dziecinna.
 
                                                                              ***

   Wracałem do domu po skończonej zmianie w pracy. Byłem wrakiem, a chodnik po którym szedłem wyglądał tak kusząco, że położyłbym się na nim i kimnąłbym się chociaż z godzinkę. Jednak nie dane mi to było, bo szedłem przed siebie kierując się do domu.
   Zdecydowanie to jeden z bardziej męczących dni, tym bardziej, że przyszedł jakiś świerzak do pracy i musiał akurat przyczepić się mnie, także tłumaczyłem mu mniej więcej co ma robić. Gdy tylko widziałem z drugiego końca pomieszczenia, że popełnia błędy, leciałem mu z pomocą aby czasem nie dostał zjeby od kierownika.
   Byłem zbyt dobry, to fakt. Mi nikt nie pomagał i musiałem się o to prosić co było dla mnie uciążliwe jak i dla reszty pracowników. Każdy martwił się o siebie, a ja miałem za miękkie serce. Mogłem mieć tylko nadzieje że, szybko załapie o co chodzi i pójdzie z górki.
   - Taemin!
   Nie no ja chyba śnię... Obróciłem się i zobaczyłem tego karzełka biegnącego w moją stronę. Dlaczego karzełek? Bo jest o całe czoło niższy ode mnie. Jak będzie gadać mi o robocie, to zdecyduje się chyba padnąć na ten chodnik, nic już mnie nie powstrzyma.
   - Gdzie idziesz? - podbiegł do mnie i zapytał zasapanym głosem. Uchylił się i oparł ręce na kolanach, aby wziąć kilka głębszych wdechów. Jego czarne jak smoła włosy zakryły mu twarz. To było głupie pytanie.
   - Gdzie niby mogę iść o tej godzinie? Do domu - powiedziałem od niechcenia, i nie czekając już na niego ruszyłem dalej przed siebie. Ten zdziwiony trochę moją odpowiedzią podbiegł i chciał najwidoczniej dotrzymać mi towarzystwa, co tego akurat nie potrzebowałem. Szczególnie jego, miałem go dosyć po jednym dniu pracy.
   - Nie chodzisz już do szkoły?
   - Nie, a co Cię to obchodzi?
   - Nauczyciele pytają...
   Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na niego. Czy on czasami nie chodzi do tej samej szkoły co ja? Nie, to nie możliwe, nigdy go nie widziałem, a ta szkoła nie wydaje się na tyle duża abym nie rozpoznał go chociaż przelotnie.
   - Chyba pomyliły Ci się szkoły - odpowiedziałem znowu obojętnym tonem. Przez rozmowy droga zawsze wydawała mi się dłuższa, wolałem spacerować sam.
   - Nie sądzę...
   - Co nie sądzisz? Nie znam Cię, widocznie mnie z kimś mylisz.
   - Znam Cię tylko z opowiadań ludzi - wymruczał sobie spod nosa jakby mówił coś zakazanego.
   - Jakich opowiadań? - ledwo powstrzymywałem swoją cierpliwość...
   - W szkole... Słyszałem kilka rzeczy po prostu, które obiły mi się o uszy.
   Jakby się dłużej zastanowić to rzeczywiście mogłem go nie znać, nie zauważyć podczas szkoły. Przecież wiecznie ukrywałem się gdzieś po kątach przed Axel'em, a druga istotna sprawa to taka, że rzadko w niej bywałem.
   - I co takiego się nasłuchałeś o mnie? - spytałem z lekkim rozbawieniem. Ciekawiło mnie to co ludzie o mnie gadają, i ciekawiło mnie to czemu są ciekawscy mojej osoby.
   Długo czekałem na odpowiedź. Nie wiem czy się zastanawiał nad tym co ma powiedzieć, czy nad tym, czy w ogóle mi to powiedzieć.
   Wcale się nie zdziwiłem, gdy mi powiedział co nieco, Axel już dobrze zadbał o moją reputację. O mojej orientacji i tak pół szkoły wiedziało, to wszystko przez te rozmowy z jego byłą.
   Byłem głupcem i ślepcem, a tak bardzo zależało mi kiedyś na nim.
   Teraz najchętniej bym go udusił.
   Zranił mnie, ja zraniłem jego. Teraz znów wszystko się powtarza. Tylko jak widać to on na dzień dzisiejszy zbierał plusy do siebie. Może już ma lepsze zajęcia i zapomniał o mnie. Dobrze by było.
   Dalsze plotki dotyczyły całej wyprowadzki, jak również Denisa który był w śpiączce, ale o tym to już mało mówił. Potem tylko o nauczycielach gadających o mojej nieobecności w szkole.
   - Nie słuchałem tego wszystkiego specjalnie... - widać, że było mu trochę głupio o tym wszystkim gadać. Sam wydawał się być trochę dziecinny - To tylko ludzie gadali... Mnie to i tak nie obchodzi jaki jesteś.
   Podlizuje się teraz abym mu pomagał w robocie czy jak?
   - Dlaczego poszedłeś na magazyny? - spytałem, bo w sumie mnie to ciekawiło. Nikt z mojego otoczenia nie chodził do tej durnej pracy. Oni nie musieli.
   - Chciałbym zarobić na jakieś wakacje -  uśmiechnął się pokazując małą szparę pomiędzy zębami, ale chyba się jej wstydził, bo zaraz zasłonił usta dłonią - Może być ciężko pogodzić pracę i szkołę ale to tylko niecałe pół roku.
   Pół roku... Jak to pięknie brzmi... Ja tutaj spędzę całą wieczność, sam sobie taki los zgotowałem. Musiałby się stać cud gdybym dostał lepszą pracę. Dziwiło mnie to, że podjął się jej tuż przed świętami. No powiedzmy sobie szczerze, mało kto by tak zrobił. Mi to pasowało, zawsze kolejna para rąk i odrobinę mniej noszenia pudeł dla mnie.

                                                                        ***

   23 grudnia - wychowawca zadzwonił do matki informując ją, że od początku grudnia nie pojawiłem się w szkole. Był to w sumie mój ostatni dzień pracy przed świętami. Wróciłem do domu. Ivan mnie już przywitał.

                                                                        ***

   Późnym rankiem obudziła mnie matka. Otworzyłem oczy i patrzyłem na jej czyny. Weszła i postawiła plastikową pomalowaną choinkę na moim parapecie, po czym szybko wyszła. Co roku stała w tym samym miejscu, a jej ładny kolorowy kolor zniknął z upływem lat.
   Wstałem jakoś grubo po dwunastej godzinie. Wcale nie spojrzałem w lustro. Miałem już dosyć oglądania mojej co chwila nowo odbitej mordy. Ivan chyba zwichnął mi nadgarstek, bo spuchł i bolał.
   Nie dane mi było długo siedzieć w samotności, bo matka zawołała mnie abym spróbował karpia. Zrobiłem to od zniechęcenia i powiedziałem, że jest dobry. Ta kobieta dobrze wiedziała, iż nie jadam ryb, więc wiedziała również o tym, że nie do końca wie, czy karp smakuje tak jakby tego chciała. Usiadłem przy stole i podała mi herbatę, zauważyłem że patrzy na mój nowy nabytek koło oka. Nie odezwała się słowem na ten temat.
    W przedpokoju stała choinka, niedbale ubrana do połowy i czekała na dalszą część przyozdobienia. Robiła wszystko sama by jakoś utrzymać święta, które w naszym domu wcale się nie zapowiadały. Potem w drzwiach ukazał się facet matki, spuściłem wzrok i gapiłem się w blat. Był chyba w sklepie po ostatnie zakupy. Rzucił pełną siatkę niedbale na szafkę i wyszedł z kuchni. Nie miał humoru i bardzo dobrze, bo ja też.

   Późnym wieczorem słyszałem ze swojego pokoju jak matka nakrywa stół. Tak trzaskała talerzami, że jeszcze chwila i będzie zbierać swoją lepszą porcelanę z podłogi. Miała dziwny nawyk wyciągania tych ładniejszych naczyń na szczególne okazje. Nudziło mi się. W międzyczasie zdążyła mnie wysłać do sklepu, bo jeszcze czegoś tam nie miała.
   Już dawno z mojego okna zdążyłem zauważyć pierwszą gwiazdkę, a widząc ją moje myśli kierowały się ku Shin'owi - czy on też ją widzi?
   Zaczynałem żyć wspomnieniami i marzeniami. Myślałem coraz częściej, gdy zasypiałem o nieistniejącym świecie w mojej wyobraźni, w której był on.  A rano budziłem się z wielkim powrotem do rzeczywistości, by znów wieczorami zniknąć w swoim świecie. Niszczyło mnie to. Jednak nie potrafiłem sobie odebrać tej fałszywej przyjemności.
   - Idziesz na kolację?
   Usłyszałem głos matki tuż za swoimi plecami, zachowywała się bezszelestnie. Odwróciłem się do niej i zobaczyłem, że nie była ubrana już w swoje brudne od gotowania rzeczy, tylko w zwykłą prostą sukienkę.
   - Idę, za chwilę - szczerze to nie chciałem iść na żadną jej kolację, szczególnie nie chciałem patrzeć na tego fagasa. Ale widząc jej starania coś we mnie pękło i momentalnie się zgodziłem. Przesiedzę chwilę w tej sztucznej atmosferze i zaraz tutaj wrócę, do swojego świata.
   Po minionej chwili, poszedłem do ich pokoju. Tam właśnie jedliśmy jakieś rodzinne obiady za dzieciaka, kuchnia się do tego nie nadawała, a mieszkanie było małe. Usiadłem na miejscu, które zazwyczaj zajmowałem, było to krzesełko. Obok mnie powinien siedzieć Denis, spojrzałem tęskno w to miejsce wyobrażając sobie, że tutaj jest. Zobaczyłem, że Ivan'a i tak mało obchodziły starania matki. Był ubrany w swój domowy dres, z dziurami i śladami po jakiś niedopranych plamach. Oglądał powtórkę meczu z piłki nożnej na sportowym kanale i jadł równocześnie.
   Shin grał w piłkę...
   Zaczęła nakładać sobie na talerz rybę i powiedziała zasmuconym głosem abym jadł. Byłem głodny więc nałożyłem sobie na talerz pierwszą lepszą potrawę jaką miałem pod ręką. Facet zaczął coś sięgać spod stołu, wyjął piwo. Wziął kilka głębszych łyków nie spuszczając wzroku z telewizora, potem postawił je tam skąd je wyczarował. Chlał, a nie miał odwagi położyć tego zasranego piwska na Wigilijnym stole.
   - Co, tatuś do Ciebie nie dzwonił i nie składał życzeń? - spytał i nagle patrzył wprost na mnie. Szybko wgapiłem wzrok w talerz. Próbował mi w czymś dojebać.
   - Nie ma mojego numeru - wyjaśniłem obojętnym tonem. Nie zależało mi na życzeniach od ojca, latało mi to koło nosa.
   - Jakby chciał to ma numer twojej matki, widocznie nie chce - powiedział cierpko i dosyć wyraźnie. Chyba chciał coś jeszcze dodać, ale matka mu przerwała groźnym spojrzeniem mówiąc abyśmy jedli.
   - Po świętach idziesz do szkoły - niemal syknął i odłożył sztućce, jego spojrzenie było groźne.
   - Nie idę, rzuciłem to.
   - Gówno mnie to obchodzi! Już coś powiedziałem - warknął i uderzył prawą dłonią w blat stołu. Wszystkie naczynia zadrżały.
   - Bo co? - spytałem pewnie gapiąc mu się w oczy - Bo nie będziesz dostawać alimentów od ojca?
   Ivan wstał wyraźnie rozzłoszczony i już szykował się do tego aby do mnie podejść. Nie ruszyłem się z miejsca, tylko matka od razu wstała zatrzymując go.
   - Przestańcie! Jest Wigilia! - krzyknęła wyraźnie zdołowana, że jej sztuczna atmosfera została zniszczona. Wciąż nie puszczała tego faceta, myśląc pewnie o tym, ze zaraz do mnie podejdzie.
   Ivan był nierobem, wieczny debil.. Wiem, że irytował go ojciec, bo miał coś, za to że dawał sobie radę w życiu. A On co? był pod dachem mojej matki, która była ślepa i pozwalała na sobie żerować.
   - Nie pójdziesz do szkoły, to pakuj się i wynocha!
   - Ivan! Przestań! - zaczęła krzyczeć i spoglądała na mnie i na niego - Przecież Taemin pracuje na siebie!
   - To gdzie ma te pieniądze!? - syknął na matkę, a ta aż odsunęła się od niego - Wszystko idzie na jego ćpanie, czy ty jesteś aż tak ślepa!?
   - A Ty chociaż pracujesz? - spytałem nadzwyczaj spokojnie, a wszystko w środku się we mnie gotowało. Nie bałem się już go, najgorsze i tak co może mi teraz zrobić to tylko dać w ryj - Od kilku lat już żyjesz tylko na rachunku mamy.
    Myliłem się, bo wyrzucił mnie za drzwi po szarpaninie i wymianie zdań. Dostałem w gratisie buty, którymi rzucił mnie w głowę. Wstałem i zacząłem je zakładać na nogi. Było słychać teraz kłótnie ich obojga, ale ona nie odważyła się na tyle, aby wpuścić mnie do domu.
   Nie wyszedłem z bloku, gdy zobaczyłem zamieć panującą na dworze. Na ulicach świeciło pustkami, wszyscy byli w swoich domach. Patrzyłem w okno, myślami byłem w swoim świecie.
       
   Na zewnątrz pruszyło teraz delikatnie śniegiem, a zamieć która była jakieś dwie godziny temu minęła. Kierowałem się tam gdzie był Iwo, bo gdzie miałem teraz niby iść? W tej chwili miałem żal do matki, że była z domu dziecka, chociaż wiem, że to nie była jej wina. Tak to bym miał jakieś ciotki, a może i normalnych dziadków. Ale to nie jest jej wina.
   Bałem się iść do tego miejsca sam, ale nie miałem wyboru. Zmarzłem.
   Po drodze nie spotkałem nikogo. W niektórych budynkach było widać wigilijną radość ludzi. Nie chciałem się temu przyglądać, jednak moje oczy napajały się tym widokiem. Trochę mi ułożyło gdy stanąłem cały, przed starymi drzwiami sypiącego się budynku. Zapukałem niepewnie pięścią i oddaliłem się trochę. Wydawało mi się, że czekam zbyt długo. Mam znowu zapukać? Podszedłem do drzwi aby ponowić czynność, lecz szybko się odsunąłem słysząc dźwięk ich otwierania?
   - Znowu Ty? - spojrzał na mnie i rzekł niezbyt przyjaznym głosem. Najwyraźniej nie przypadłem mu jakoś do gustu, chociaż nic mu nie zrobiłem.
   - Przyszedłem do Iwo.
   - Nie ma Go tutaj.
   Jak to nie ma!?
   - A Sylvia, Joshua?
   - Nie ma ich.
   Przygryzłem dolną wargę i zacząłem się zastanawiać. Gdzie oni mogli być? Iwo ma moje prochy do cholery! Kurwa, potrzebuje je tutaj, teraz, zaraz!
   - Zaczekaj! - wydarłem się gdy chciał już zamknąć drzwi - Sprzedaj mi coś... Zapłacę więcej, tylko coś sprzedaj... - poklepałem się po kieszeniach. Jak dobrze, że matka wysłała mnie do sklepu... Bo miałem resztę jej hajsu w kieszeni.
   Wróciłem ponownie do domu na klatkę mając nadzieję, że minęła im - bardziej Ivan'owi złość na mnie i wpuszczą mnie do mieszkania. Pomimo moich próśb i walenia w drzwi, nikt się nie odezwał. A ja miałem wrażenie, że wszyscy sąsiedzi stoją tuż przy swoich drzwiach i nadsłuchują moich wybryków. Odszedłem.
   Włóczyłem się po mieście bez celu. Noc wydawała się strasznie długa i nie miała końca, a ja czułem jakby palce od nóg miały mi zaraz odlecieć. Chciało mi się spać i to cholernie, prawie zasypiałem na ławce w parku. Ocknąłem się na dźwięk ambulansu jadącego tuż obok parku. Wstałem i zacząłem chuchać na dłonie. Ruszyłem w stronę szpitala, tylko że nie szedłem akurat do niego. Miałem zamiar udać się do ojca.

                                                                      ***

   Minęło sporo czasu zanim zdążyłem zbliżać się pod dom Jack'a. Zwróciłem uwagę na to, że szedłem coraz to wolniej, nie z powodu zimna. Czy to był znak, że jeszcze jest pora aby się wycofać? Nie cofnąłem się, Przechodziłem właśnie obok miejsca, z którego zabrał mnie Kyle podczas tej zasranej imprezy - urodzin Shin'a.
  " - Spróbujemy być razem..."
   To jego wina! To on to wszystko zaczął!
  " - Nie chcę już się od Ciebie oddalać... "
   To teraz ja chcę się oddalić od Ciebie! Daj mi spokój...
   Nienawidzę gdy mój mózg przesyła mi moje wspomnienia i karze mi o tym myśleć.
   On już zapomniał. Na pewno. Ma teraz ważniejsze sprawy na głowie. Amnabel nigdy by nie pozwoliła na nasz związek. Akceptowała moje nawyki, bo jestem synem Jack'a, nie jej. Shin'owi by na to nie pozwoliła. Powróciłem do rzeczywistości dopiero wtedy gdy zimny wiatr dmuchnął mi w twarz. Delikatne sypanie śniegu momentalnie znikło, a tuż przed oczami miałem znów niezłą wichurę. Przetarłem zmęczone oczy. Zmęczone?  A może płakałem? Rozejrzałem się. W domu nie paliły się żadne światła. Brama była zamknięta.
   - Kurwa...
   Może śpią? No tak na pewno, jest późno. Wdrapałem się na bramę, o mało nie rozdarłem spodni gdy poślizgnąłem się na zlodowaciałym pręcie. W porę zdążyłem się przytrzymać moją zwichniętą ręką, która zaczęła cholernie boleć. Doczłapałem się do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem.
   Cisza.
   Zadzwoniłem drugi raz i kopnąłem nogą drzwi.
   Nic.
   Obszedłem dom dookoła i zaglądałem w okna. Niektóre rolety były zasłonięte, ale gdy zobaczyłem, że sypialnia ojca jest pusta, to byłem prawie pewny, że nikogo tutaj nie ma. Gdybym miał telefon to zadzwoniłbym do niego... Kurwa co ja mam ze sobą zrobić... mam iść taki kawał do Kyla? Nie rozmawiałem z nim tyle czasu, a teraz miałbym do niego iść tylko wtedy gdy oczywiście potrzebowałem pomocy? Odruchowo wziąłem kamień, który leżał jako ozdoba obok swoich innych kolegów-kamieni. Oddaliłem się kawałek, rzuciłem nim z całej siły w szybę i rękoma ukryłem twarz, bałem się, że kamień dziwnym trafem odbije się i uderzy we mnie. Tak się nie stało, zostawił po sobie tylko rysę.
   Po dłuższych próbach rzucania kamieniami oraz kopania, miałem dosyć. Okno było masywne, narobiłem tylko kilka rys. Skupiłem się na tym oby wziąć kamień i uderzać bliżej miejsca, tak aby udało mi się zrobić jakąś dziurę i otworzyć okno.
   Skaleczyłem się delikatnie w rękę, ale udało się. Spojrzałem na kamerę. Znajdująca się na niej migająca czerwona dioda, informowała mnie o tym, że obserwuje mnie. Otworzyłem okno wkładając dłoń przez wybity otwór. Wszedłem do środka depcząc po szkle, zamknąłem je i zakryłem wylot wpychając do niego poduszkę aby zimno nie wlatywało. W salonie zamknąłem rolety z zewnętrznej strony, jak i u ojca w pokoju aby nie rzucało się w oczy sąsiadom, że okno jest wybite. Chociaż i tak wcześniej mogli mnie już usłyszeć.
   Dopiero po tych czynnościach pozwoliłem zapalić sobie lampę i rozejrzałem się po salonie. Było dziecko, bo były zabawki. Ostrożnie podniosłem jedną z nich, przypadkowo coś nadusiłem i pluszowy miś zaczął śpiewać jakąś melodię. Zdusiłem rękę na zabawce i rzuciłem nią ze złości w ścianę. Pobiegłem na górę i otworzyłem drzwi od swojego dawnego pokoju. Wiedziałem, że nie zastanę tam swojego łóżka, ani nic co by informowało o tym, że kiedyś tutaj mieszkałem. Ale to co zobaczyłem przeszło moje wszelkie oczekiwania i rozwiało nawet moje wszystkie dalekie marzenia.
   Pomieszczenie zostało powiększone. Ściana dzieląca wtedy mój pokój, a Shin'a zniknęła. Ale nie to było powodem do zdziwienia, tylko łóżko znajdujące się prawie, że po środku pokoju. Było zdecydowanie ładniejsze od łóżka ojca i Amnabel. Małżeńskie - teraz już byłem pewny, że ona tutaj mieszka, że stanowi teraz część ich rodziny. A może są już po ślubie? Zakryłem usta dłonią, a z oczu popłynęły łzy. Wycofałem się z pokoju i jak pijany zszedłem na parter. Wyjąłem z szafy koc i położyłem się na kapanie w pokoju gościnnym.
   Było mi źle, tak bardzo w chuj źle. On jest szczęśliwy. Kazałem mu zapomnieć o wszystkim, a ja sam nie zapomniałem.
   Zapomnij.
   Zapomnij.
   Zapomnij.
   Może on wcale nie mnie kochał? Może to było krótkie zauroczenie?
   Kurwa! Sam tego wszystkiego chciałem i sam odszedłem! Dlaczego się zastanawiam nad tym czy mnie kocha!?
   Na pewno nie. Przecież zapomniał. To było za krótkie, by miał się nad tym zastanawiać czy żałuje. To był zaledwie miesięczny związek.
   Nie pamiętam kiedy zasnąłem, pewnie wtedy kiedy poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele.


Tak strasznie długo mnie tutaj nie było. 
Znów dopadł mnie brak czasu i brak na jakiekolwiek czytanie, oraz wena poszła daleko.
Mam dużo do nadrobienia.

3 komentarze:

  1. Miała iść spać,już ledwo patrzę na oczy,ale to jest tak zajebiste ze nie mogę xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    nic Shin nie powiedział, nic nie chciał przekazać gdzie zniknął, miał się zająć tym robotem, nawet nie zadzwonił, Shin na urodziny dostał na urodziny drogi samochód dość drogi prezent, a Teamin i Denis? czy dostali nawet drobny upominek? czy był to po prostu zwykły dzień, teraz pewnie wyjechali gdzieś na święta, aż chce mi się płakać, ciekawe czy to dziecko na pewno jest Shina, czyli nawet nie ma szans na powrót...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, Shin miał się zająć tym robotem, nic nie powiedział, nic nie chciał przekazać... zastanawiam się co dostali na urodziny Teamin i Denis, bo Shin dostał samochód, a to dość drogi prezent, czy dostali chociaż drobny upominek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń