sobota, 1 grudnia 2018

Rozdział 1

   Nie wiedział która jest godzina, gdy ktoś przekręcał klucz w jego drzwiach. Co wieczór zamykali go na noc, ze względów bezpieczeństwa, chociaż było wiadomo, że istota tego pokroju z takimi umiejętnościami nie poradzi sobie w tym świecie długo. Zostałby ponownie złapany i zabity, lub co gorsza zabity przez aniołów, więc o ucieczce nawet nie myślał.
   Całe piętnaście, niedługo szesnaście lat przesiedział w tym królestwie niczym niewolnik, a wyjście na zewnątrz mógł policzyć na palcach. Miał całkowity zakaz opuszczania dworu królewskiego, którego złamanie wiązało się u niego karą śmierci. Miał ograniczone możliwości co do wszystkiego, a wolał się nie sprzeciwiać rozkazom władcy, w tym również najstarszemu bratu dziedzica tronu, którym był Saviel. Ów demon nie mógł wprost patrzeć na bękarta jego matki. Nigdy jej tego nie wybaczy, że wystawiła na wielki wstyd rodzinę królewską, na takie poniżenie i hańbę. Ostatecznie popełniła samobójstwo, i nawet dobrze, bo i tak czekałaby ją śmierć, lub niewolnicza praca.
   Usiadł na skrzypiącym łóżku, które wydało przeraźliwe dźwięki. Delikatnie na nim stanął i wyjrzał przez małe okienko znajdujące się tuż przy suficie. Chociaż okno było małe i nikt przez nie by się nie przecisnął, to na pierwszym planie było widać tylko kraty. Shay otworzył okno i wpuścił do pomieszczenia świeże powietrze. Zbliżał się zmrok. Każdy wiedział, że gdy u demonów panowała noc, to u aniołów był dzień i odwrotnie, jednak Shay nie uczył się, nie walczył, nie miał żadnej znajomości o magii i o tym co się dzieje ze światem zewnętrznym. Był jak niewolnik, który ma wykonywać swoje zdania, chociaż mało potrafił.
   Miał wrażenie, że ranek nastał zdecydowanie za szybko, jednak nikt wciąż nie otwierał mu drzwi. To było typowe, że czasami sam Raziel otwierał mi drzwi, ale miał wrażenie, że dzisiaj trwało to zdecydowanie za długo.
   Chłopak westchnął, gdy usłyszał swój burczący brzuch. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt może dziś do niego nie przyjść i będzie tutaj aż do jutra.
   - Jeszcze nikt nie otworzył? - spytał stojący w drzwiach Raziel i wyciągnął z zamka klucz, po czym schował go do kieszeni - Idziemy coś porobić?
   Shay był tak zamyślony, że nie zwrócił na niego uwagi i dopiero po chwili zaczął kalkulować, co do niego powiedział, po czym wzruszył ramionami.
   - Jestem trochę głodny - powiedział szczerze.
   - Ah, idź coś zjeść, spotkamy się potem.
   Tak jak się szybko pojawił, tak zniknął. Zszedłem ostrożnie po schodach i udałem się cicho do kuchni. W duchu prosił tylko o to, by nie spotkać Saviela, ani nikogo z ważniejszej rangi, bo jego obecność czasami doskonale rozluźniała im dzień. Było czysto i bezpiecznie dotarł do celu. Na widok pani Helen uśmiechnął się niczym sześcioletnie dziecko.
   - Shay, zaraz zrobię ci coś pysznego! Usiądź.
   Pani Helen robiła pyszne dania i nie oceniała chłopaka z góry, tak jak robiła to większość. Inne kucharki natomiast były zupełnym przeciwieństwem. Dawały mu resztki jedzenia, niczym jakiemuś psu, a raz zdarzyło się nawet, że dostał same kości i kilka liści szczawiu, a nawet zepsute jedzenie, na której pojawiała się już pleśń. Śmiały się wtedy po cichu, widząc jak wybiera z talerza, to co dało się jeszcze zjeść, a on odwrócony plecami, zgarbiony miał łzy w oczach.
   Kucharka rzuciła wszystkie obowiązki, by zrobić mu jakieś pyszne danie. Po kilku minutach na stole przed nim pojawiła się ogromna porcja spaghetti z dużą ilością sosu, ze zdziwienia otworzył buzię.
   - Pycha! - westchnął zauroczony talerzem, chociaż nawet nie wziął jednego kęsa.
   - Dlaczego dzisiaj tak późno?
   - Raziel przed chwilą mnie wypuścił - odpowiedział z pełną buzią.
   - Oh! - rzekła wzruszona - Dobrze wiesz, że gdybym tylko mogła to otwierałabym codziennie te drzwi.
   Uśmiechnął się lekko na te słowa, ale nie poruszyły go zbytnio. Miał wrażenie, że wystarczająco przyzwyczaił się już do takiego życia,
   - Znalazłem! - z oddali było słychać Raziela, chociaż wcale jeszcze nie otworzył drzwi od kuchni.
   - Co tam masz mały władco? - spytała żartobliwie Helen strugając marchewkę, a on właśnie wtargnął z wielką księgą, którą schował po chwili za plecami.
   - To tajemnica. Shay pośpiesz się!
   Obiad zjadł w tempie ekspresowym i nie dane mu było dzisiaj delektować się jego smakiem, ani zapachem. Rzecz którą trzymał jego bliźniak była zdecydowanie ważniejsza, niż wszystko inne. Gdy skończył, obaj wybiegli z kuchni, aby udać się do pokoju Raziela.
   - Nie pisze zbyt dużo - powiedział, a on usiadłem obok niego na łóżku. Otworzył książkę w miejscu gdzie znajdowała się jakaś zakładka i przejechał palcem po tekście - Tutaj.
   Shay nie umiał czytać, a mimo to spojrzał tam gdzie pokazywał. Literki zlewały się w jedno. Miał słaby wzrok.
   - Co tam pisze? 
   - Zapomniałem... Nic dziwnego, że nigdy nie widziałem żadnego pół demona i pół anioła, skoro tutaj pisze, że takie dzieci umierają zaledwie parę godzin po urodzeniu, albo już rodzą się martwe.  
   - To znaczy, że ja niedługo umrę? - spytał z przerażeniem w oczach, a on wywrócił oczami. Zawsze miał cichą nadzieję, że gdzieś istnieje miejsce dla takich jak on. Wszystko wskazywało na to, że nie. To były jego dziecięce marzenia.
   - Wszyscy kiedyś umrzemy, ale ty na pewno nie teraz. Jakbyś miał umrzeć, to stałoby się to już właśnie wtedy.
   - Ale może dlatego, że mama była władczynią... to może dlatego mam więcej czasu...
   - Jesteś głupi - odpowiedział zły - Nie snuj własnych domysłów. Może to dlatego, że jesteś wyjątkowy i tyle.
   Raziel otworzył balkon i wyszedł na zewnątrz. Machnął ręką, żebym brat poszedł za nim.
   - Nie mogę.
   - To tylko balkon. Balkon to dom - odpowiedział marszcząc czoło.
    Zaufał mu. Wiatr zaczął targać jego włosy, to było takie proste i przyjemne, a zarazem odległe. Szkoda, że on nie ma balkonu w pokoju.
   - Dlaczego myślisz, że jestem wyjątkowy? 
   Raziel oparł się o barierki i obrócił głowę w jego stronę. 
   - Bo nikt nie jest pół na pół - odparł bez zastanowienia.
   - Wolałbym być prawdziwym demonem. Może i jest to wyjątkowe, ale zobacz jak mnie to ogranicza.
   Chciał również wspomnieć o ich matce, że to jej wina, ale się powstrzymał. Jego brat nie lubił, gdy była o niej mowa. Nienawidził ją za to, że dopełniła się takiego czynu królewskiego rodu. To była hańba. Cieszył się jednak, że nie obwiniał jego za to wszystko. 
   - Chcesz się wykąpać?
   Gdyby Raziel nie kazał korzystać mu z jego łazienki, to zostałaby mu zimna miska z wodą.
   - Sugerujesz, że brzydko pachnę?! - wydarł się żartobliwie, bo na szczęście wiedział, że tak nie jest. Starał się dbać szczególnie o swoją czystość, nawet w ponurych warunkach swojego pokoju.
   Brat podszedł do niego śmiejąc się i powąchał go.
   - Nie, ale mam zamiar nalać wody do jacuzzi, a samemu nie chce mi się tam siedzieć.
   - Gdybym ja miał jacuzzi w swoim pokoju, to siedziałbym tam cały dzień. 
 Chwilę po tych słowach zniknął za brązowymi drzwiami. Shay poszedł za nim i poczuł piękny zapach jakiegoś płynu, był tak duszący, jak jakiś narkotyk. Robił straszne zawroty głowy.
   - Co tak pachnie?
   - Pomarańcza - powiedział i odkręcił kurek z wodą, a potem zaczął pozbywać się swojej górnej odzieży.
   Zaczął czuć się nieswojo. Nigdy z nikim się nie kąpał i było to dla niego zawstydzające. Dopiero teraz dotarło do niego to, że nie można myć się w ubraniu. Wstydził się swojego ciała, a gdy obrócił się do niego, zaczął wstydzić się jeszcze bardziej. Jego wystające żebra nie robiły by na nikim wrażenia, a Raziel miał ładnie i delikatnie zarysowany tors. 
   - Mam cię rozebrać? - spytał śmiejąc się i podszedł do niego z wyciągniętymi rękoma.
   - Nie, ja chyba jednak skorzystam potem z prysznica... - wybełkotał oddalając się od niego. 
   Nie dał za wygraną mówiąc przy tym, że nie po to nalewał tyle wody, żeby teraz sam się kąpać. Chwycił go w jakiejś dziwnej pozycji i bez problemu zdjął z niego bluzę. Nie miał z nim najmniejszych szans, chociaż szarpał się z całych sił. Wtedy też puścił go i zaczął zdejmować z siebie dolną część odzieży, aż pozostał w samych bokserkach. Natomiast Shay skulił się i szczelnie zakrył swój blady tors rękoma. Twarz miał zaróżowioną.
   - Co ty? - spytał przyglądając mu się - Czy ty się mnie wstydzisz? - zaśmiał się z lekkim rozbawieniem.
   - Ja... - wybełkotał - Nigdy nikomu się nie pokazywałem nago... To dziwne...
   - Normalne. Często z resztą tak robimy. Obaj jesteśmy chłopakami, a żadnej dziewczyny tu nie ma. Więc niepotrzebnie się nakręcasz.  
   Nie odpowiedział mu tylko nadal tak stał.
   - No daj spokój. Chodź! Wedle mnie możesz się kąpać w spodniach!
   Ponownie do niego podszedł i siłą wepchnął do wielkiej wanny. Woda była przyjemnie ciepła, a ten zapach wręcz oszałamiał. Nie zdarzył wynurzyć głowy na powierzchnię, a poczuł jak Raziel usiadł tyłkiem na jego kolanach. 
   Shay doznał szoku. Nie wiedział dlaczego to robi i jaki ma zamiar. To nie było stosowne. Próbował go zepchnąć, ale nic z tego i wtedy dostrzegł też, że jest całkowicie nagi.. Raziel pomógł mu jednak złapać oddech i jego głowa znalazła się nad powierzchnią. 
   - Raziel zejdź ze mnie - powiedział marszcząc czoło, a w jego ciele wszystko się gotowało. 
   - Nie bo uciekniesz - uśmiechnął się i swoim ogonem przejechał po długości jego kręgosłupa.
   To było przyjemne, zbyt przyjemne. Chciał mu powiedzieć, aby tak nie robił, ale jego ciało mówiło co innego. Miał wrażenie, że się zaraz roztopi.
   - Nie ucieknę - wydyszał ciężko, starał się, aby nie było po mnie nic widać. Cieszył się, że woda była gorąca, to mogło być jego usprawiedliwienie, że rumieńce są właśnie od tego. 
   - Mogę cię pocałować? - spytał bezpośrednio i przejechał palcem po jego szyi. 
   - Co? Nie... - Shay zaczął się jąkać i błądził wzrokiem po kafelkach - Co ty gadasz...
   Raziel zrobił buzię w ciup i zmarszczył brwi niczym urażona panienka. Nie rozumiał dlaczego o to spytał i strasznie był ciekawy powodu.
   - Nigdy się nie całowałem i pomyślałem, że moglibyśmy poćwiczyć.
   - Tak nie można. Pierwszy pocałunek powinien być wyjątkowy - powiedział szeptem.
   W swoim przypadku wiedział, że tak szybko to nie nastąpi, albo i wcale. Po pierwsze nikt by mi na to nie pozwolił, a po drugie żadna dziewczyna by na niego nie spojrzała, a nawet miałaby chęć go zabić za białe skrzydło
   - To będzie tajemnica. Jesteś moim bliźniakiem i możemy mieć sekrety. Poza tym kto powiedział, że nie będzie wyjątkowy?
   Nie odpowiedział mu. Co prawda miał ochotę na ten pocałunek, ale coś go jeszcze blokowało. Raziel wyglądał tak pięknie, gdy czekał zniecierpliwiony na jego odpowiedź. 
   - Dobrze - westchnął głośno - Ale tylko raz!
   Uśmiechnął się i klasnął w dłonie, a on zaczął się denerwować. Ujął jego twarz w dłonie. Shay zamknął oczy i czekał, aż to wszystko się wydarzy. Po chwili poczuł jego miękkie usta na swoich. Zrobił to tak delikatnie, że ledwo to wyczuł. To było coś niesamowitego i wcale nie przeszkadzało mu, że robi to właśnie on.
   - Rozchyl trochę usta... - ilustrował Raziel. 
   Zrobił jak kazał. Zaczął jeździć swoim językiem po jego dolnej wardze, aż w końcu wsunął mu go do środka. Zaczynał rozumieć o co w tym wszystkim chodzi i odwzajemniał pocałunek, który stawiał się coraz bardziej pewny i namiętny. Ręce Shay'a oplotły się wokół jego szyi, miał wrażenie, że wcale ich nie kontroluje, a one same wiedzą co mają robić. To wszystko trwało za długo, a żaden z nich nie chciał przestać.
   - Musimy przestać - powiedział zdyszany Shay odrywając się od jego ust, ale on złączył je ponownie razem. 
   To miała być tylko chwila, a robi się niebezpiecznie. Nawet on sam nie mógł tego przerwać, to wszystko było zbyt silne.
   - Raziel! - pisnął i przystawił sobie dłoń do ust, żeby już go nie całował. 
   Nie przeszkadzało mu to całkowicie, bo dobrał się do jego szyi.
   - Wystarczy, bo już ci nigdy na to nie pozwolę! 
   - A masz zamiar jeszcze kiedyś pozwolić? - spytał całkiem poważnie pomysłodawca patrząc mu w oczy. Przynajmniej to podziałało, bo przestał.
   - Nie wiem... Gdyby ktoś się o tym dowiedział, to spędziłbym resztę życia w lochu, albo nawet czekałaby mnie śmierć.
   - Masz rację - przytaknął spuszczając wzrok - Przepraszam. 
   Resztę czasu poświęcili na umycie swoich ciał. Brat powiedział, że pożyczy mu jakieś swoje ciuchy, bo dolną część swojej garderoby miał mokrą. Przyniósł rzeczy i wyszedł z łazienki. Był na tyle miły i dał mu tą chwilę prywatności. 
   Spojrzał w lustro. Było o wiele większe od jego i w nim bez problemu widział całą posturę swojego ciała. Dotknął palcami swoje usta i przez myśl przeszedł mu ten pocałunek. Jego policzki szybko pokazały różowy kolor. Musiał przestać o tym myśleć! Odkręcił wodę i poklepał je zimną wodą. Szybko się ubrał i wyszedł. 
   Raziel chował właśnie książkę do szafki. Wtedy też drzwi od jego komnaty się otworzyły, a w nich stał jego brat Saviel. Dwudziestosześcioletni następca tronu o ciemnych jak smoła włosach jak i oczach. Za nim stał jego dobry przyjaciel, który nie wszedł do pomieszczenia.
   Jego chyba najbardziej Shay się bał, nie licząc samego władcy. Nie raz robił dla niego jako worek treningowy, dlatego też starał się go unikać. Chciał wyjść, tak jak się należało, ale go zatrzymali.
   - Pójdziesz z nami księżniczko - dodał po chwili i chwycił go boleśnie za ramię. Shay nie miał prawa odmówić. Prosił w duchu, żeby Raziel wybronił go z tej sytuacji.
   - Gdzie idziecie? - spytał tylko i usiadł na swoim łóżku. Wtedy już wiedział, że nic nie zrobi. Nie do końca zdawał sobie sprawę jacy okrutni są dla niego.
   - Na spacer. Może po drodze dzięki niemu znajdzie się jakiś anioł na obiad.
   - Nie sądzę, żeby Shay działał jak magnez na nie. 
   - Jak nie spróbuję to się nie dowiemy.
   Przestraszył się. Miał iść z nimi na otwarty teren poza królestwo? Wiedział, że są silni i że nic nie powinno się stać, ale co jeśli coś rzeczywiście pójdzie nie po myśli? Nie umiał walczyć, nie obroni się sam przed wrogiem!
   - A co jeśli ktoś go zobaczy? - spytał Raziel - Anioły zaczną węszyć.
   - Zanim ktoś się zorientuje, to już będzie martwy. A ty masz całkowity zakaz rozkładania skrzydeł zrozumiano? - spytał bezpośrednio patrząc na mnie i nie czekając zwrócił się do Raziela - Może ucieszy cię wieść, że Twój wybranek odwiedzi nasze królestwo w Twoje urodziny braciszku?
   Na te słowa chłopak zesztywniał i było dobrze widać, że zaciska zęby. Starał się ukryć swoją niechęć, więc od razu wrócił do przeglądania książek na półce. Poruszał rękoma, jednak jego wzrok był nieobecny jak i umysł. Widzieli się może pół roku temu?
  Urodziny były za trzy dni. Urodziny Raziela i Shay'a. Tylko jeden z nich je obchodził "szczęśliwie".
   - Dlaczego teraz się o tym dowiaduje? - spytał bez wyrazu i nie wykazał przy tym żadnych uczuć.
   - To miała być niespodzianka, więc lepiej, żebyś udawał zdziwionego - odparł sucho nie spuszczając wzroku z brata - Ciesz się, że powiedziałem ci, bo wcale nie musiałem. Doskonale widać Twoją radość.

                                                                                 ***
       
   Shay nie miał nic do gadania. Poszedł za nimi. Saviel w pustym pomieszczeniu zaczął rysować jakieś znaki w powietrzu, a ich ciąg wcale nie znikał. Pierwszy raz widział takie coś i go to strasznie zaciekawiło. Po chwili wszystko zniknęło, a przed nimi utworzyła się jakaś czarna magiczna dziura. 
   - Panie przodem - powiedział i wepchnął Shay'a wprost do portalu. Nie zdążył nawet krzyknąć, a znalazł się na jakiś skalistych górach. Jak się domyślił był to portal. Chwilę potem dołączyli i oni.
   - Trochę się boję... - powiedział to na głos, chociaż chciał w swoich myślach. Zakłopotał się.
   - Też bym się bał, gdybym nie miał zielonego pojęcia o walce - zaśmiał się przyjaciel Saviel'a.
   - Zawsze w najgorszym wypadku zostawiamy go i wiejemy.
   Przełknął głośno ślinę na te słowa i spuścił głowę. Byliby do tego zdolni. Ruszyli wprost przed siebie, a po portalu nie było nawet śladu. Droga nie wyglądała na łatwą, a widok nie pokazywał niczego prócz skał i skalistych wzniesień. Nie było ani grama zieleni.
   - Twój brat nie wyglądał na szczęśliwego, z roku na rok jest chyba gorzej - zaczął ostrożnie temat Kariel, jego przyjaciel.
   - A Ty o kim snujesz marzenia? O zaślubinach ze starszym facetem, czy piękną młodą dziewczyną? - odparł lekko zmartwiony - Raziel jest wychowany pod rozkazy i zrobi to, co będzie chciała starszyzna - odparł szeptem - W tym przypadku nie będą pytać go o zdanie. To zostało zapieczętowane już, gdy był dzieckiem, a facet cieszy się na wieść o młodym. Raziel jest piękny i ma cudowną urodę, jak myślisz, jak długo stary będzie czekać? Już raz próbował go pocałować, miał wtedy trzynaście lat. Było o tym głośno, na pewno słyszałeś.
   Kariel o łagodnym wyrazie twarzy ścisnął dłonie w pięści i potwierdził głową. Jego ciemnobrązowa grzywka spadła na twarz zasłaniając mu widok. Nie odgarnął jej. Nie teraz.
   - Przybiegł, a wręcz przyleciał prosto do mnie. Był wstrząśnięty i zszokowany, bał się gniewu ojca, bał się, że przez to zrobił coś nie tak, że uciekł od tego ohydnego zdarzenia - opowiadał wpatrzony przed siebie - Nie miał prawa go tknąć, był dzieckiem, nawet jeśli był to tylko pocałunek.
   - Będzie jego zabawką i ozdobą... -  prychnął z lekkim zdenerwowaniem.
   - Raziel zakazał mu wtedy, żeby nie dotykał go bez jego zgody, żeby nie robił niczego, czego on nie chce. Milles go przeprosił i obiecał mu to. Ciekawe na jak długo... Hej!?
   Saviel przystanął przez co przystanęli wszyscy. Spojrzał na twarz i ujrzał nic innego niż ogromną wściekłość, a może to była zazdrość?
   - Ty wcale nie snujesz marzeń o żadnej pięknej dziewczynie, tylko o nim? - spytał zszokowany - O Raziel'u?
   Trwała niezręczna cisza. Shay chociaż patrzył na czubki swoich butów, to słuch miał doskonały i słyszał każde wypowiedziane słowo. Momentalnie zastygł w chwilowym bezruchu. Raziel chciał swój pierwszy pocałunek przeżyć z kimś innym, niż starszym Milles'em. Chciał żeby był wyjątkowy właśnie z nim? Jest w takiej rozpaczy z tego powodu? Musiał szybko przestać o tym myśleć, by nie wzbudzić zainteresowania reszty, że ta rozmowa nim wstrząsnęła. Pomyśli o tym potem, gdy wróci do łóżka.
   - Jesteś zakochany w moim bracie? - spytał tak, jakby szczególnie to na nim wrażenia nie robiło - Nie wiem czy wiesz, ale jesteś na przegranej pozycji.
   - Nie muszę być z nim - powiedział zachrypniętym głosem patrząc na przyszłego władcę - Wystarczyłaby mi myśl, że jest szczęśliwy. Jesteś w stanie to zrozumieć?
   - Rozumiem - odpowiedział podnosząc kącik ust do wymuszonego uśmiechu - Cieszy mnie to, że chcesz jego szczęścia, ja również bardzo tego pragnę. Nie zasłużył na to, by być królikiem doświadczalnym.

                                                                              ***

  Shay miał dosyć po kilku godzinach chodzenia po skalistych górach. Słyszał każdy najmniejszy szmer i za każdym razem miał wrażenie, że zaraz ktoś wyjdzie z jakiejś kryjówki i go zabije. Chciał, żeby te ich łowy okazały się klapą, bo inaczej jak coś znajdą to będą brali go ze sobą zawsze.  
   - Ruchy! W takim tempie nic nie znajdziemy! - krzyknął i pchnął go do przodu, że prawie upadł.
   Był bardzo zmęczony. Rytuał z Razielem wykańczał go fizycznie, a nie mógł przecież powiedzieć, że już nie idzie. Zagryzł zęby i stawiał dalej kroki.
   - Wyczuwam naszych - rzekł Kariel, a Shay zaczął nerwowo się rozglądać.
   Chciał zapytać skąd to wie, ale nie mógł odezwać się nawet słowem. Zaczął wąchać, ale nie poczuł nic, co mogłoby wskazywać na obecność innych demonów. Westchnął, gdy stanęli. Marzył o tym, by właśnie odpocząć. 
   Ostatecznie poszukiwania aniołów zakończyły się klapą, po spotkaniu z "naszymi", wszyscy stwierdzili, że na pewno anioły wolą inne tereny, niż skaliste wzgórza. Saviel otworzył portal i ponownie znaleźli się w królestwie. 
   Shay miał nadzieję, że uda mu się pójść do swojego pokoju. Ledwo stał na nogach, które mu się strasznie trzęsły.  
  Stał i czekał na polecenie jakie mu dadzą. Miał udać się do swojego pomieszczenia. Saviel i Kariel szli za nim, a gdy mijali komnatę Raziela, poczuli słodko, ale zarazem bardzo duszącą przy tym woń.
   - Wracaj do siebie! - rozkazał Shay'owi, przez co ten ze strachu podskoczył. Nie wiedział co się dzieje i z ciężkim sercem wykonał rozkaz.
   - Co to za zapach? - spytał Kariel
   - Raziel? - zapytał, po czym zapukał trzykrotnie do jego drzwi - Mogę wejść?
   Nikt nie odpowiedział, a doskonale czuł, że woń wychodzi z jego komnaty. Nie chciał naruszać prywatności swojego brata, ale po tym co dał mu do informacji, wolał się upewnić, że wszystko jest w porządku.
   - Raziel wchodzę!
   Drzwi nie były zamknięte, a gdy je otworzył od razu uderzyła go fala duszności, a po pomieszczeniu unosiły się kłęby przypominające dym, które Raziel stworzył, by otumanić swój umysł. Kariel nie powinien wchodzić bez zgody Raziela, którego i tak nie było widać.
   Saviel chociaż nic nie widział przemierzył całe pomieszczenie i otworzył okno, a Kariel bez niczyjej zgody zniszczył rzecz z której wydobywała się okropna woń.
   - Mogłem ci nie mówić - powiedział spokojnym głosem do osoby, która siedziała skulona na podłodze z przyciągniętymi kolanami pod brodę. Był oparty o ścianę, a głowę schowaną między rękoma.
   Kariel podszedł trochę bliżej i zobaczył obraz swojej miłości w takim stanie. Powinien już dawno wyjść, ale nie mógł się ruszyć o krok. To nim wstrząsnęło bardziej, niż rozmowa z Saviel'em.
   Raziel miał nienaganną postawę i był silny. Każdy o tym wiedział, że czerpał również energię zabieraną ze swojego brata, przy którym świetnie się bawił, chociaż byli z innej rangi. Obserwował go cały czas, przy nim wydaje się być szczęśliwy, i bawi się niczym dziecko, a przy innych pokazuje postawę dobrego syna władcy, zdyscyplinowanego i wychowanego na zasadach. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Chłopak nie był typem, który okazuje swoje słabości, a wręcz wydawało się, że ich nie ma.
   Obaj mogli użyć magii, aby dym zniknął, jednak nie zrobili niczego i pozwalali uciekać mu drogą naturalną, przez otwarte szeroko okno. Lada moment zrobi się ciemno.
   - Co mogę zrobić, aby ci ulżyło? - zabrał głos ponownie Saviel, który przykucnął przy nim i chciał dotknąć jego dłoni w ramach wsparcia.
   - Odejdź! - wrzasnął zrozpaczony i przez chwilę uaktywnił barierę, która odepchnęła i Saviela i Kariela wprost na ścianę - Chcę płakać teraz jak najwięcej, chcę o tym zapomnieć. Przecież nie wypada, aby syn władcy miał wory pod oczami, przed swoim przyszłym mężem! Nieprawdaż!? - wrzasnął ironicznie - Masz zamiar dodać jeszcze jakiś kąśliwy komentarz!?
   Uderzenie nie należało do jednych z najmocniejszych. Miało być ostrzeżeniemz aby się nie zbliżali.
   - Nie chcę żebyś robił jakieś głupstwa! To nie jest odpowiedzialne! - syknął przez zęby, po czym zwrócił się do Kariela - Zamknij drzwi, wycisz pomieszczenie.
   Kariel w ułamku sekundy wykonał rozkaz.
   - Niech sam władca słyszy wszystko! - zaczął się histerycznie śmiać - Przestaje już o to dbać! - W tym momencie chciał wstać, ale zachwiał się i zrzucił parę rzeczy z komody. Upadku nie poczuł, bo znalazł się w ramionach Kariela.
   Saviel odwrócił wzrok na ten widok, a jego brat uwolnił się z ramion podwładnego.
   - Wiesz na co mam ochotę? - spytał Raziel brata z ewidentną głęboką czernią w oczach. Ten dym był jak narkotyk - Mam ochotę się zabić, a możliwości mam wiele. Wolę umrzeć niż poślubić tego starego gnoja. Zrzygam się jak będzie mnie dotykać, niemal rzygam patrząc na niego, a co dopiero to! - krzyknął cały czas się trzęsąc, a jego twarz była cała czerwona od płaczu, nie wspominając o oczach.
   - Co ty gadasz? To jeszcze nie jest ten czas - próbował uspokoić go i ponownie przy nim ukucnął.
   - Przestań wmawiać mi bajki! Ostatniego razu powiedział, że jak przyjedzie to zapieczętuje nasz "związek", przy wyjątkowej okazji - wrzeszczał przez łzy i je połykał - Ta zasrana okazja, to te zasrane urodziny!
   Wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Saviel wymierzył ostry policzek swojemu bratu, aż ten od uderzenia znalazł się na podłodze.
   - Nie zachowuj się dziecinnie! - wrzasnął na niego, a Raziel był w takim szoku, że nawet nie drgnął - To twój obowiązek! Wiesz o tym nie od dziś! Wystarczy, że już jedna osoba ośmieszyła naszą rodzinę!
   Kariel również był w szoku, ale nie mógł nic zrobić. Zauważył, że Saviel z całego serca współczuje bratu, ale nie okazuje mu tego, bo niczego nie może zmienić. Ta decyzja nie była zależna od niego. Raziel czy chce, czy nie chce i tak będzie musiał poślubić Milles'a.
   Nastała niezręczna cisza. Przyszły władca pomógł usiąść Raziel'owi na łóżku i podał mu chusteczkę. Był w obecnej chwili zbyt spokojny, a wzrok miał nieobecny.
   - Wynoście się z mojej komnaty - powiedział opanowanym tonem, innym niż przed chwilą. Tak jakby jego najgorsza słabość, którą ukazał, zniknęła.
   - Nie powinniśmy zostawiać go samego - szepnął Kariel, gdy tamten chciał opuścić pomieszczenie.
   - Wynocha!


                                                                   ***

   Shay nie mógł zasnąć całą noc. Przewracał się z boku na bok, denerwowała go wieść, że nie wie, co się dzieje z Raziel'em. Sen nie przychodził. Ten zapach nie był niczym dobrym, tyle tylko wiedział.
   - Shay śpisz jeszcze? - usłyszał przez sen głosy. Nie za bardzo odróżniał, czy to rzeczywistość, czy mózg płata mu figla.
   Chłopak nie zareagował. Czuł, że jego ciało jest nadal ociężałe i domaga się dalszego snu i wypoczynku. Dopiero gdy poczuł ciężar na swoim łóżku otworzył powieki. Jego błękitne oczy napotkały ciemne, które były opuchnięte.
   - Raziel? - spytał blondyn i uniósł się na łokciu - Która jest godzina? - spytał zaspanym głosem przecierając powieki.
   - Koło dziewiątej.
   Do Shay'a dopiero po chwili dotarło co się wczoraj wydarzyło i na jego twarzy powstał grymas zmartwienia. Zatrzymał wzrok na swoim bracie i zmierzył go od stóp do głowy.
   - Co się wczoraj stało?! - szepnął zmartwiony marszcząc czoło - Kazali mi tutaj przyjść, a oni stali pod twoimi drzwiami!
   - Wszystko w porządku.
   Po wypowiedzeniu tych słów Raziel wstał i zrobił kilka kroków do przodu, po czym zawrócił. Pomieszczenie było małe, i nie było można zrobić dłuższego dystansu.
   - Nie kłam, płakałeś!
   - Nie interesuj się tym! To nie jest twoja sprawa!
   Shay spuścił wzrok. Jego brat miał rację. Nie powinien interesować się jego sprawami, ani innych. Miał wiedzieć jak najmniej.
   - Przepraszam - szepnął po chwili również spuszczając głowę w dół - Po prostu nie chcę o tym rozmawiać. Sam muszę się z tym uporać i to przełknąć.
   - Wszystko było w porządku, dopóki książę Saviel nie wspomniał o...
   - Nie musisz mi tego przypominać! - przerwał mu w zdaniu, po czym złożył ręce na piersi - Nie mam ochoty się z nim widzieć, ale akurat moje chęci nie mają tutaj żadnego prawa głosu.
   - Nie chcę żebyś był smutny.
   - Wystarczająco widać to po moim ogonie, co nie? - spytał w wymuszonym uśmiechu i chwycił swój ogon, który nie wydawał żadnej inicjatywy do szczęścia. Był bezwładny, a Raziel zawsze uwielbiał machać nim na wszystkie strony, gdy był szczęśliwy, albo po prostu, gdy miał dobry dzień.
   - Bardziej oczy to pokazują...
   - Spotkamy się o wpół do jedenastej i odprawimy czarną mszę - ponownie wymusił swój uśmiech, przez co jego twarz wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną - Dziś krótko i bardziej na pokaz. Nie mam zamiaru Ciebie męczyć.
   Po tych słowach opuścił jego pomieszczenie i udał się do swojej komnaty. Korytarze o tej godzinie były zazwyczaj puste, gdyż służba była zbyt zajęta swoimi obowiązkami. Otworzył drzwi, a w pomieszczeniu dostrzegł służącą, która właśnie wkładała do jego komody czyste ubranie. Kobieta około trzydziestki ukłoniła się lekko, przekazując tym swój szacunek.
   - Czy książę życzy sobie, abym w czymś pomogła? - spytała z wyuczoną uprzejmością.
   - Dziękuję, nie trzeba.
   Od dziecka był uczony również szacunku do służby. Podwładni nie mogli być traktowani w okrutny sposób przez samą królewską rodzinę, tylko dlatego, że są niższej rangi. Nikt nie mógł zarzucić, że praca w królestwie jest okrutna i zła. Raziel odnosił się do służby w taki sposób, w jaki oni traktowali go.
   Teraz miał chwilę dla siebie. O dziesiątej miał zjawić się na śniadanie, jak co zawsze wśród całej królewskiej rangi. Bywało, że nie wszyscy się zjawiali z braku czasu lub obowiązków, jednak nie wypadało, aby chłopak jadł obiad w kuchni.
   Otworzył drzwi od swojej łaźni. Zdjął z siebie ubranie i wszedł pod prysznic. Miał ochotę zmyć z siebie wczorajsze upokorzenie i bród. Saviel nie powinien wchodzić do jego komnaty... gdyby nie to, to nikt nie dowiedziałby się o tej chwili słabości.
   Cały się trząsł, chociaż leciał na niego strumień ciepłej wody. Dłonią dotknął ściany, aby utrzymać równowagę. Woda leciała na niego, a on stał jak zaczarowany wpatrując się w odpływ.
   Nikt nie powinien tego widzieć! Wrzeszczały mu głosy w głowie, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę, że ta sytuacja zostanie między nimi. Pamiętał wszystko i w duchu był wdzięczny Kariel'owi, że wyciszył całe pomieszczenie. Był na siebie zły, że dopuścił się do takiego stanu. Nie zachował się odpowiedzialnie, ale... przecież tak bardzo nie chciał spędzić ani jednej minuty wśród towarzystwie tego człowieka.
   Otrząsnął się z rozmyślań czując czyiś ruch i jeszcze bardziej zesztywniał. Odwrócił głowę, a jego wzrok napotkał oczy Saviel'a.
   - Nawet nie zareagowałeś jak wszedłem - powiedział obojętnie - To do ciebie nie podobne - stwierdził, po czym usiadł na brzegu jacuzzi.
   - Wnoszę apel, abyś nigdy więcej nie wchodził do mojej komnaty bez mojego pozwolenia - odparł tak, jakby nie słyszał słów wypowiedzianych przed chwilą.
   Raziel wyszedł z prysznica rozkładając przy tym skrzydła. Poruszał nimi chcąc pozbyć się ilości wody i ochlapał przy tym swojego brata, a następnie chowając je okrył się puchowym ręcznikiem.
   Przyszły władca znał jego ciało na pamięć. Nie żeby go szczególnie to interesowało, ale częste wspólne kąpiele w jacuzzi sprawiły, że chcąc, czy nie chcąc i tak znał każdy centymetr jego ciała i odwrotnie. Chłopak nie był zbyt wysoki, urodę odziedziczył w większości po matce jak i kolor włosów, który był jasnobrązowy. Czarne oczy były takie same jak Saviel'a. Wąskie ramiona i delikatne dłonie pasowały do budowy jego ciała jak i wzrostu. Lekko zarysowany tors, nie od regularnych ćwiczeń, tylko planowych zajęć treningowych.
   - Chcę cię przeprosić za wczorajszą sytuację i podziękować - powiedział oficjalnie młodszy wpatrując się z powagą na brata - Nie powinienem mieć takich słabości jako syn władcy. Jest mi okropnie wstyd.
   - Potrzebujesz czasu, to normalne. Jednak zdajesz sobie sprawę jakie mogłoby być bagno, gdyby na naszym miejscu znalazł się ktoś inny? - spytał również patrząc wprost na jego oczy.
   Powstała chwila niezręcznej ciszy.
   - Nie chcę stwarzać kolejnego wstydu wśród naszej rodziny, jednak... - tutaj na chwilę się zawahał i zawiesił swój wzrok w lustrze - Nie jestem jeszcze gotowy. Mam wrażenie, że czas za szybko płynie, a moje nastawienie do całej sytuacji wcale się nie zmienia - szepnął zrozpaczony i zakrył twarz dłońmi.
   - Mamy swoje ustalone z góry już obowiązki. Życie rodziny królewskiej do łatwych nie należy - odparł bez żadnego zająknięcia i zastanowienia - Nie wszystko musimy akceptować, ale robić to co nam powierzono i kazano. Wiesz o tym nie od dziś.
   Chciał dodać, że nie chce w taki sposób spędzać swojego życia i wolałby wcale już go nie mieć, ale to wszczęło by tylko multum kazań.
   Raziel odwrócił się i pewnym krokiem opuścił łaźnie. Zdjął z siebie ręcznik i rzucił go na łóżko. Służącej już nie było, to oczywiste, że wykonała swoje obowiązki jak najszybciej, gdy on właśnie przebywał w swojej komnacie. Ubrania leżały czyste już na łóżku, więc bez zastanowienia włożył je na siebie.
   - Jesteś gotowy? - spytał Saviel stojąc w futrynie drzwi z rękoma założonymi na piersi - Chyba nie masz zamiaru się spóźnić?
   Sala jadalna była jednym z największych pomieszczeń. Tutaj odbywały się wszystkie bankiety, spotkania i konferencje. Było to serce tutejszych wszystkich gości. Potężne okna sięgające aż do sufitu wypełniały niemal całą salę, tworząc cały urok tego miejsca. Szklane płytki wyczyszczone do czysta, dla dziecka idealne miejsce ślizgania. Raziel zaliczył tutaj najwięcej upadków.
   Średnich rozmiarów stół był ułożony bliżej lewego narożnika - jak zawsze. Stół był już przystrojony obrusem, a na nim jedzenie - jak zawsze.
   Saviel na początku przestraszył się, że pomylili godziny, jednak szybko odepchnął tą myśl od siebie.
   Na samym początku siedział władca piekieł - Nebiros. Mężczyzna siedział na krześle z postawą, pokazująca swoją pozycję. Kruczo czarne włosy wywijały mu się na boki, a oczy tego samego koloru były wpatrzone w swojego rozmówcę. Na głowie nosił delikatny przeplatany złotem diadem, który idealnie współgrał z kolorem jego włosów. Ciężar korony byłby zbyt uciążliwy i nie wygodny. Obok niego siedziała Lilith, żona Nebiros'a, jak i obecna władczyni piekieł. Szczupła kobieta o dużym biuście i kręconych siegających do ramion włosach. Dumnie wyprostowana popijała właśnie jakiś napój. Raziel nie przepadał za nią, ani nie przypominał sobie, aby ona zajęła jakieś szczególne miejsce w jego sercu. Krótko po śmierci jego matki, on ożenił się z tą kobietą, więc była tylko żoną ojca, nic więcej.
   Niedaleko znajdował się dowódca wojsk lądowych, jak i nauczyciel treningowy Raziel'a. Surowy i zawsze grający na zasadach facet, ojciec Kariel'a, a potem Raziel zobaczył powód przedwczesnego spotkania.
   Zwiadowcy wrócili.
   Co prawda przy stole siedział tylko jeden z nich. Trzydziestojednoletni Ryuk dowódca zwiadowców.
   Chłopak mimo woli się uśmiechnął, bo wiedział, że dowie się czegoś nowego, poza terytorium demonów.
   - Witaj ojcze - zwrócił się Saviel oficjalnie, a potem powitał resztę, jak i osobno Ryuk'a - Już się zmartwiłem, że pomyliłem godziny, ale doskonale widzę powód szybszego śniadania - powiedział śmiejąc się, i zajął swoje miejsce po prawej stronie naprzeciw zbioru informacji.
   Raziel w tym samym czasie tylko się skłonił. Jego pozycja nie była, aż tak ważna, więc zajął miejsce obok brata. Podsumowując najdalej od wszystkich.
   Rozmowa starszych przebiegała na luźnym torze. Najważniejsze musiało zostać powiedziane już wcześniej.
   - W strefie neutralnej spotkaliśmy Ares'a, w Relven. To najstarszy syn z królestwa aniołów - mówił Ryuk - Widziałeś go jako dzieciaka, ale sądzę, że bez problemu byś go poznał.
   Nebiros położył łokcie na stół, a głowę oparł na dłoni.
   - To ten najstarszy? Następca? - spytał.
   - Najprawdopodobniej, o ile nie zmienili zasad.
   - Relven nie cieszy się zbytnim bezpieczeństwem - stwierdził wzdychając - Z resztą jak cała strefa neutralna
   - Nie szukali zaczepki, był ze swoimi ludźmi, jednak i tak mało kto pewnie zdawał sobie sprawę, że to przyszła głowa rodu. Pewnie również zwiedzali.
   Strefa neutralna była strefą, w której przebywały i anioły i demony. Zamieszkana, jednak zasady obu królestw nie dotyczyły tego terytorium. Przebywały tam osoby wygnane, jak i takie, które życie w danym królestwie nie odpowiadało. Dochodziło tam do wszelakich zamieszek, walk, a nawet i zabójstw, za które żadne z królestw nie interweniowało.
   Czy matka Raziel'a spotykała się z tym facetem w tej strefie?
   Chłopak zaczął przez chwilę się nad tym zastanawiać i byłoby to bardzo prawdopodobnie. Shay musiał nieraz być w tej strefie jako przynęta, podczas gdy on nie mógł opuścić królestwa, aż do ukończenia dziewiętnastu lat, wtedy osiągało się dorosłość. Jednak niektóre prawa go omijały, z racji, że jest synem władcy, albo gdy był pod opieką osoby dorosłej.
   - Raziel - usłyszał głos ojca, po czym od razu obudził się ze swoich przemyśleń - Nie jesz?
   Najmłodszy z towarzystwa spojrzał na swój talerz i rzeczywiście, jeszcze nic nie tknął. Nawet nie wiedział, czy coś przejdzie mu przez gardło. Doskonale czuł na sobie piorunujący wzrok Saviel'a.
   - Chyba nie spał najlepiej.
   - Czytałem - wyrzucił z siebie kłamstwo słabo przy tym się uśmiechając i wziął z koszyczka mleczną bułkę - Szkoda życia na sen.
   - Przeciwieństwo Saviel'a - zaśmiał się Ryuk.
   - Czytam, gdy muszę, a nie dla przyjemności - odparł najstarszy syn dźgając widelcem kawałek mięsa.
   - Jutro chcę poćwiczyć zwinność latania i pojutrze też, między skałami - powiedział szybko Raziel, aby zmienić temat do swojego "trenera" i ugryzł kawałek bułki.
   - Pojutrze masz wolne. Solenizant zapomniał o urodzinach? - zabrał głos ponownie władca.
   - Dzień jak codzień... Nie chcę zaniedbać...
   Chłopak nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Ryuk zaczął wypytywać w żartach, ile kończy lat, że jeszcze pamięta go jak uczył się chodzić. Jednak Raziel opanowany, nie dał wyprowadzić się z równowagi.
   - Organizujesz jakąś imprezę? Chyba zaprosisz starego wujka Ryuk'a?
   - Chyba kącik czytelniczy - szepnął Saviel - Nie sądzę, by Cię to interesowało.
   - Skoro mam wolne, to mam ochotę przespać cały dzień i nie oglądać nikogo - zdecydował z naciskiem na "nikogo".
   - Nawet mnie? - spytał jego brat robiąc minę zbitego psa - Jesteś okrutny, chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
   - Nawet pokojowej.
   Całe towarzystwo wybuchło lekkim śmiechem zmieniając całą atmosferę na bardziej luźniejszą. Raziel westchnął. Wiedział, że jego życzenie i tak się nie spełni.
   I wtedy stało się coś, czego przynajmniej tylko najmłodszy się nie spodziewał. Myślał, że jeszcze ma czas, aby się nad wszystkim zastanowić i uspokoić umysł, żeby zaakceptować sytuację, jednak tak nie było.
   Wszyscy ucichli, gdy główne drzwi od sali otworzyły się, a w nich ukazało się dwóch strażników, wraz z Milles'em i inną osobą, której Raziel nie znał. Chłopak na jego widok całkiem zblednął i zacisnął szczękę. Było już z daleka słychać przywitania władcy, jak i donośny w zapraszającym geście głos Ryuk'a. Saviel kopnął pod stołem nogę swojego brata, aby wstał, jednak on nic nie zrobił. Jak przez mgłę widział, jak jego przyszły "mąż" wita się ze wszystkimi i przedstawia swojego najstarszego syna Theos'a. Raziel pomyślał, że pewnie i nawet on jest od niego starszy.
   Wtedy ich wzroki spotkały się. Milles nie należał do osób nieatrakcyjnych, pomimo swoich lat wyglądał wciąż młodo i miał piękny uśmiech. Był wyższy od Raziel'a o prawie dwie głowy, a jego postura ciała była dość silnie zbudowana, pokazywały to wystarczająco dobrze szerokie ramiona. Gęste ciemne włosy i oczy, były dość często spotykane, więc nie było to niczym nowym. Miał 38 lat.
   - Raziel chyba zapomniał o manierach - zaśmiał się żartobliwie Nebiros, wpatrując się w swojego młodszego syna.
   Chłopak słysząc głos ojca, dopiero teraz obudził się z transu i zauważył, że Milles odsuwa krzesło obok, na którym nikt nie siedział i ukucnął przy nim chwytając jego dłoń. Po chwili jego mina diametralnie się zmieniła.Wiedział, że wszyscy się teraz na nich patrzą i oczekują jakiś słów.
   - Masz rację ojcze, to nie było zbyt stosowne - odparł z gracją, lekko się przy tym uśmiechając w przepraszającym geście - Jestem w ogromnym szoku, przepraszam.
   - Nie szkodzi - odparł Mille's ukazując rząd białych zębów i ucałował wierzch dłoni chłopaka - W końcu to ja przeszkadzam przy śniadaniu.
   Raziel spuścił wzrok. Milles domyślał się, że czuje się on niezręcznie, więc szybko puścił jego rękę i zajął miejsce obok.
   - Na pewno zgłodnieliście, poinformuję służbę... - zaczął Nebiros i gestem ręki chciał przywołać strażnika, który stał daleko przy głównych drzwiach.
   - Nie trzeba - oświadczył mężczyzna - Zatrzymaliśmy się w przytulnej knajpce, po drodze.
   - Wybraliście naturalną podróż, zamiast teleportu?
   - Od czasu do czasu przyda się trochę ruchu, a teleporty... jak wiecie, lubią płatać figle - stwierdził śmiejąc się.
   - Mnie raz wywiało w sam środek strefy neutralnej, a chciałem przenieść się tylko kilka kilometrów od naszego Brakmar - śmiał się Saviel, a zaraz potem wszyscy się śmiali.
   - Nie było Cię w królestwie przez dobry tydzień - kontynuowała wspomnienie Lilith.
   - Tak, to była spora odległość i nieźle mnie to osłabiło - westchnął prostując się na krześle - Teleportacja na zawsze pozostanie zagadką.
   - U mnie taka sytuacja nigdy nie miała miejsca - wtrącił się najmłodszy i ugryzł kawałek swojej bułki.
   - Zaczniesz więcej praktykować, to nawet nie zauważysz, kiedy wylądujesz tuż przed Bontą - śmiał się jego brat, na co on tylko wzruszył ramionami.
   - To wtedy będę się martwić, teraz nie muszę.
   - Książę używa magii, jako zabawy? Co będzie to będzie? - spytał oficjalnie Theos, syn Milles'a, który oparł się łokciem o stół i wpatrywał w wybranka swojego ojca.
   Raziel wyczuł jego chęć dopieczenia mu.
   - Oczywiście, że nie - odpowiedział spokojnie - Gdyby taka sytuacja miała miejsce, to nie przeszedłbym przez teleport, bo gwałtowny spadek magii wyczuwa się momentalnie - zadowolony chwycił po szklankę, po czym wypił całą zawartość.
   - Więcej się opijasz, niż jesz - zmienił temat Nebiros, aby czasami nie doszło do niezręcznych wymian zdań.
   - Pij mleko, będziesz wielki - żartobliwie pomachał dzbankiem z mlekiem i nalał sobie jeszcze trochę do szklanki.
   - Po księciu widać, że najwidoczniej to stwierdzenie jest mitem - brnął dalej Theos, a zaraz potem jego ojciec uraczył go wrogim spojrzeniem.
   - Masz zamiar szukać zaczepki? - spytał go Milles.
   - Albo masz ochotę się zmierzyć na arenie? - spytał najmłodszy trzymając ponownie pustą szklankę i wychylił się, żeby specjalnie spojrzeć na Theos'a - Nie powinno się oceniać przeciwnika, po jego wzroście.
   - Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł - szepnął pod nosem Milles.
   - Bardzo chętnie - odparł Theos nie zważając na uwagę ojca.
   - Świetnie, a teraz przepraszam, obowiązki - przerwał Raziel, po czym wstał od stołu.
   - Myślę, że Twój ojciec, zgodzi się na dzień "wolny" - powiedział szybko Milles, spoglądając ukradkiem na Nebiros'a
   - Na pewno - zaśmiał się, również spoglądając na ojca - Ale rytuał jest obowiązkowy.
  - Ah, oczywiście.
  ~ Razielu, może spotkamy się po rytuale przy fontannie? - usłyszał w swojej głowie jego głos, który tylko on mógł usłyszeć.
   Chłopak nie umiał mu odpowiedzieć w taki sam sposób. Ten rodzaj magii zdobywało się, pokonując najwyższy szczyt góry Yose, a następnie w jaskini wypijając wodę ze źródła. Znajdowała się ona w strefie neutralnej, do której nie miał wstępu, więc odpowiedział mu tylko kiwnięciem głowy potwierdzając, a następnie odszedł od stołu.
   Dopiero będąc na korytarzu odetchnął z ulgą i oparł się o ścianę. Nie mógł uwierzyć, że zjawił się dzisiaj, gdy nie był wcale na to przygotowany. Zebrał wszystkie swoje myśli i poszedł po Shay'a. Zastał go jednak pod drzwiami swojej komnaty.
   - Wejdź - powiedział Raziel, nieco zbyt surowo, jednak był zbyt zdenerwowany.
   Przez chwilę nie musiał nad niczym panować, więc kopniakiem otworzył drzwi.
   - Raziel...? - szepnął przerażony nieco Shay i nie ruszył się nawet o krok
   - No przecież nic ci nie zrobię, przepraszam.
   Shay wszedł do środka, a po nim jego brat, który zamknął drzwi.
   - Milles był na śniadaniu - wyszeptał siadając obojętnie na łóżku i wbił wzrok w podłogę.
   - Ale...
   - Tak, miał być pojutrze...
   Shay widział, jak bratu zbiera się na płacz, ale on nie mógł płakać. Nie mógł pozwolić na to, aby w obecnej sytuacji miał jeszcze bardziej podpuchnięte oczy. Shay bezszelestnie podszedł do niego i uprzednio siadając na łóżku przytulił brata do siebie.
   - Myślę, że on nie jest wcale taki stary..., a już w szczególności brzydki - zaczął ostrożnie.

***


   Park przy królestwie Brakmar* był wyjątkowo piękny. Wąska dróżka prowadziła prosto do fontanny, a następnie w głąb natury, gdzie były już same drzewa i różnorodne kwiaty. Chłopak znał to miejsce na pamięć, szczególnie jak był mały. Pamiętał, gdy jako dziecko bawił się tutaj z Milles'em. Już wtedy byli sobie przeznaczeni.
   Szedł z wyuczoną powagą i gracją. Tym razem nic go nie zaskoczy. Nie przebrał się od śniadania, ani nawet nie uczesał włosów. Nie miał zamiaru się dla niego stroić. Słońce raziło go w oczy, wolał przebywać w cieniu, jednak bardzo dobrze widział posture Milles'a z oddali. Siedział na kamiennej płycie obok fontanny. Trochę mu ulżyło, że był sam. Nie szczególnie chciał spędzać czas jeszcze z jego synem.
   - Przepraszam, że musiał pan czekać - powiedział oficjalnie, po czym lekko skłonił głowę na znak powitania.
   - Mów mi po imieniu skarbie. Mówiłem Ci już, że nie chcę, abyś zwracał się tak do mnie przez całe życie - odparł żartobliwie i wstał.
   Mężczyzna podszedł do niego i dłonią pogłaskał jego policzek. Raziel nawet nie drgnął, ani nie opuścił wzroku. Pokazał mu tym, że taki gest jest mu obojętny. Jednak nie lubił, gdy pokazywał mu swoją "miłość" przy wszystkich. Czuł się wtedy zażenowany, że wszyscy go obserwują.
   - Z roku na rok stajesz się coraz piękniejszy. Gdzie ten dzieciak, który niedawno kopał ze mną piłkę? - spytał romantycznie.
   - Wystarczy, że mój wzrost stoi w miejscu. Umysł działa jak najlepiej.
   - To akurat nie jest istotne, ale na pewno urośniesz jeszcze kilka centymetrów.
   - Przejdziemy się? - spytał Raziel wskazując na dróżkę. Było mu niezręcznie tak stać i tylko rozmawiać.
   - Zapraszasz mnie na spacer? - zaśmiał się ponownie Milles i objął Raziel'a ramieniem kierując na drogę.
   Chłopak po kilku krokach powiedział mu, że taka bliskość nie jest mu wygodna, więc mężczyzna wziął go za rękę.
   - Pojutrze skończysz szesnaście lat - stwierdził przerywając niezręczną ciszę - Masz jakieś szczególne życzenia?
   - Chciałem cały dzień przespać w łóżku, ale w obecnej chwili nie będzie to możliwe - powiedział ostrożnie, aby w jakiś sposób go nie urazić - Jeszcze na pewno znajdę okazję.
   - Jeżeli pozwolisz, to chętnie pośpię z Tobą - zażartował.
   - Nie szczególnie chcę być na językach wszystkich.
   - Nie denerwuj się, trochę uśmiechu i żartu Raziel. Nie można być całe życie tak poważnym.
   Chłopak odparł, że wcale się nie zdenerwował. Przeszkadzała mu jego dłoń, ale nie dał tego po sobie poznać. Szli dalej przed siebie. Wiedział, że lada chwila dotrą do drewnianego mostku, przez który będą musieli przejść, bo inaczej drogę przecięłaby im rzeka.
   - Jak się czujesz? - usłyszał i trochę się zdziwił.
   - Dobrze, dlaczego pytasz? - spytał uraczając Milles'a spojrzeniem.
   - Nie wiem o czym myślisz i czy nie przejąłeś się słowami mojego syna.
   - Oczywiście, że nie - powiedział stanowczo - Wiem na co mnie stać i wcale nie jestem słaby, tak jak myśli.
   Raziel domyślił się doskonale, że nie będzie żyć z jego synem w zgodzie. Byli wiekiem prawie równi, ale Theos nie do końca akceptował tak młodego "wybranka" ojca, który mógł być właściwie jego synem.
   - Nie chcę, żebyś czuł się niezręcznie. Chcę, żebyś wiedział, że możesz mi powiedzieć, gdy masz jakieś wątpliwości - szepnął czule zwalniając nieco kroku - Jesteśmy sobie wybrani, ale to nie oznacza, że to co mi powiesz, to mam mówić twojemu ojcu.
   Raziel wiedział, że rozmowa stoczyła się na zbyt poważne tory. Musiał z tego jakoś wybrnąć, bo niby jak on miał go zrozumieć?
   - Wszystko jest w porządku - próbował go zapewnić, tym razem bez uśmiechu.
   - Wiedz, że nie jestem twoim wrogiem.
   - Do czego zmierzasz Milles'ie?
   Milles rozmarzony niczym nastolatek zaczął opowiadać, że chciałby, aby chłopak opowiadał mu o sobie, o zainteresowaniach, pragnieniach, jak i smutkach, że zna go od dziecka, a tak na prawdę nic o nim nie wie. Że jako dziecko często się uśmiechał, a z czasem ten uśmiech całkowicie zniknął.
   - Nie jestem już dzieckiem - odparł stanowczo - Każde dziecko się śmieje.
   - Boisz się mnie? - spytał zatrzymując się, ale wciąż nie puścił jego dłoni.
   Raziel nie pokazał mu, że to pytanie go zdziwiło. Był zmuszony również przystanąć i spojrzeć na jego twarz, aby nie pomyślał, iż kłamie.
   - Oczywiście, że nie. Dlaczego mam się bać? - spytał tym razem on, nie spuszczając z mężczyzny wzroku.
   Zaczął się zastanawiać nad tym, czy będzie kiedyś w stanie zakochać się w nim i żyć tak, jak w książkach. Być szczęśliwym u boku osoby, którą się kocha, było dla niego niemal niemożliwe. Zaczął również myśleć nad tym, czy Milles go kocha?
   - Opowiedz mi coś Raziel'u, daj mi Ciebie poznać. Chcę wiedzieć, co Ciebie cieszy, a co smuci - kontynuował ponownie.
   - Dlaczego mamy rozmawiać o mnie?
   Milles zaśmiał się ukazując zęby. Miał piękny głos, taki dorosły i zdecydowany, a jednak była gdzieś tam nuta ekscytacji.
   - Ponieważ jesteśmy w królestwie, w twoim domu, i wbrew pozorom, nie jestem jeszcze dziadkiem, żeby chociażby nie ścigać się z Tobą na smokach.
   - Takie rozrywki mnie już nie bawią. Wyrosłem z tego.
   Mężczyzna westchnął mówiąc, że ciężko go zadowolić, a on nie zaprzeczył. Na szczęście ruszyli ponownie do przodu.
   Raziel miał nadzieję, że nie przetrzyma go zbyt długo i szybko się nim znudzi. W końcu co miałby robić z takim dzieciakiem jak on. Pewnie szybko pójdzie do władcy na plotki.
   - Nie chcesz porozmawiać o naszej przyszłości?
   Ponownie zbiło go z tropu. Facet zdecydowanie podejmował zbyt ciężkie tematy. Tematy zbyt dorosłe dla niego, na które wcale nie był gotowy, ale nie mógł mu wprost tego powiedzieć. Jak zawsze jednak, nie pokazał, że się zdziwił.
   - To rozległy temat - odparł poważnie patrząc przed siebie. Lada chwila przejdą przez mostek, który był bardzo blisko - O czym dokładnie?
   - Nigdy jeszcze nie byłeś w moim dworku, skoro masz tam zamieszkać...
   O nie...
   - Zamieszkać...? - zapytał w lekkim szoku, który szybko Milles wyczuł i pożałował. Próbował opanować stres, ale przychodziło mu to z trudem.
   Milles mieszkał na terytorium królestwa demonów, to oczywiste. Jednak od królestwa - jego domu, a jego dworku, w którym nigdy nie był dzieliły dwa dni drogi - lotem na smokach.
   Milles'a najwidoczniej zdziwił fakt, że chłopak nic nie wie. Ponownie się zatrzymali, tym razem na mostku.
   Raziel słyszał teraz tylko delikatny nurt płynącej rzeki. Wokół była nieskazitelna cisza, którą przerywały odgłosy natury. Nie rozumiał dlaczego ma zamieszkać tam, sam, z jego służbą i obcymi ludźmi. Czuł się oszukany i wyrzucony.
   Boże!? A co z Shay'em?!
   Jego mózg krzyczał o szybkie rozwiązanie tego kłopotu.
   - Raziel - zaczął starszy stojąc przed nim i położył dłonie na jego ramionach - Nie wiedziałem, że nic o tym nie wiesz i nie masz się czego...
   - Nikt nie rozmawia ze mną na ten temat - odparł dobitnie patrząc na niego ze zmarszczonym czołem - Czy jest coś jeszcze o czym nie wiem?
   Miał gdzieś, co sobie pomyśli o jego zachowaniu. Miał prawo być zdziwiony, więc i Milles nie powinien oczekiwać wzorowej i przykładnej postawy.
   - Raziel'u... - westchnął, chcąc uwolnić się od tematu - Nie powinieneś się tym niepotrzebnie denerwować, ale to normalne w twoim wieku, wiele możesz się obawiać...
   - W jaki sposób chcesz do mnie dotrzeć, nie mówiąc mi nic o tym, co nas czeka? - chciał powiedzieć "mnie", jednak w porę się poprawił.
   Milles westchnął. Nie chciał go niczym straszyć. Myślał, że chłopak jest bardziej poinformowany i gotowy, jednak nie był już dzieckiem.
   - Nie masz już się czego obawiać - zapewnił uśmiechając się i podniósł go posadzając na poręczy mostku. Chłopak wyglądem lekkim jak piórko, a poczuł jakby podnosił sztywną kłodę.
   Raziel'owi nie spodobał się ten gest, dlatego cały zesztywniał.
   - Zaręczymy się, weźmiemy ślub, zamieszkasz u mnie - mówiąc słowa pogłaskał jego policzek, na co on wcale nie zareagował - Będziemy mieć dzieci...
   Raziel szybko zauważył fakt, iż pominął stworzenie "dzieci", jak i zauważył, że powiedział to w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej. Zrobiło mu się momentalnie słabo na samą myśl, jednak ponownie nie dał po sobie tego poznać. Nie chciał jednego dziecka, a co dopiero dwójki.
   - Nie martw się, to ja jestem od zmartwień. Zadbam o to, żeby wszystko było dobrze - ponownie zapewniał wpatrując się w jego twarz, która nie pokazywała żadnych uczuć i wykorzystując okazję dotknął ustami jego ust i nic więcej.
   - Miałeś tego nie robić! - krzyknął i całe jego dotychczasowe opanowanie legło w gruzach. Uwolnił się z obecnej pozycji i szybkim krokiem ruszył w stronę zabudowań.
   Poczuł się tak jak trzy lata temu, tylko tym razem udało mu się skraść ten pierwszy między nimi pocałunek.
   Nie poczuł, że chce więcej, tak jak było to w porównaniu z bratem. Czuł ogromną złość, że skradał się i podstępem zbliżał. Nie chciał tego, jak i wiedział, że tym razem nie może iść do Saviel'a na skargę, bo jeszcze mu pogratuluje.
   - Raziel, skarbie - zaczął mówić, i w ostatniej chwili chwycił jego dłoń, aby go zatrzymać - Wybacz mi. Jesteś piękny i trudno jest się przy tobie oprzeć.
   O mało nie użył magii, aby go odepchnąć, to byłoby zbyt niestosowne. Jednym ruchem próbował wyszarpnąć się z jego uścisku, ale nie poskutkowało.
   - Proszę, żebyś mnie puścił - powiedział spokojnie patrząc się w drogę, którą chciał iść.
   Miał tego nie robić!
   - Daj mi się wytłumaczyć! - powiedział stanowczo i nieco zły. Nie szczególnie chciał się tłumaczyć dzieciakowi z tego, że po prostu ma na niego ochotę, a tym bardziej jak mu o tym powiedzieć.
   - Obiecałeś.
   - To było trzy lata temu - próbował mówić spokojnie - Nie masz pragnień Raziel? - spytał uwodzicielsko i przytulił się do jego pleców - Jesteś młody, też masz swoje potrzeby... - szepnął mu do ucha
   Potrzeby?! Krzyczał jego mózg. Oczywiście, ale nie związane z Tobą! Poczuł jak jego ciało zastyga i nie może nawet się odezwać. To źle. Milles nie powinien nawet kontynuować tego tematu.
   - Ja też nie lubię bajek, więc czasami nie mów mi, że nigdy się nie masturbowałeś - szepnął dalej, a on miał wrażenie, że wręcz liże jego ucho - Jeżeli chcesz, to nie musimy czekać do ślubu.
   Chłopak czuł w sobie ogromną złość. Milles potrafił być bezpośredni, ale jego teksty w moment sprawiły, że zrozumiał, iż dla niego nie jest już dzieckiem i ma ochotę na coś więcej, niż tylko buziak. W końcu przez tyle lat nie mógł zdradzić wówczas Raziel'a, który był jeszcze dzieckiem, bo wszystko stałoby się nieaktualne. To samo dotyczyło jego. On również nie mógł filtrować z innymi osobami.
   - Nie jestem na to gotowy - odparł i delikatnie spróbował uwolnić się z jego niedźwiedziego uścisku, ale ponownie klapa - Nie chcę też o tym rozmawiać.
   Nie mógł go obrazić. Nie mógł mu dogadać, ani też nie mógł od niego perfidnie uciec. Nie mógł krzyczeć.
   - Dlaczego uciekasz przed rozmową? - spytał go, jakby było to dziwne, chociaż nie powinien się dziwić, że temat stosunku, był dla Raziel'a tematem obcym.
   - Nie chcę o tym rozmawiać - mówił dalej zdecydowanym głosem, a jego wnętrzności drżały ze strachu - Proszę, postaw się w mojej sytuacji i mnie nie zmuszaj.
   Prosił w duchu, żeby domyślał się tego o co mu chodzi. Że wówczas gdy Milles uprawiał już seks na "bieżąco" i był sprawnie fizyczny, to on nie umiał jeszcze chodzić.
   - Hej, spokojnie - chłopak wyczuł już inny ton w jego głosie - Chcę żebyś wiedział, że nie odrzucę Ciebie przed ślubem, a w dorastającym wieku nie trudno o głupstwa, więc wiesz gdzie mnie szukać.
   - Rozumiem - odparł automatycznie i nieco rozluźnił swoje ciało, nie chciał pokazywać mu nadal, że jest zdenerwowany.
   - Wracajmy.
   Drogę powrotną pokonywali w milczeniu. Zbliżając się do fontanny dostrzegli Saviel'a z Ryuk'iem, którzy niczym dzieci bawili się wodą z fontanny. Obaj nie mieli na sobie koszulek i co chwila jeden dostawał z wodnej kulki, wytworzonej dzięki magii.
   - Tracisz wprawę staruszku! -  krzyczał rozbawiony Saviel robiąc kolejny unik.
   - Nie jesteś wcale taki młodszy ode mnie książę! - śmiał się drugi.
   - Raziel, chcesz dołączyć? - spytał go z oddali brat.
   Gdy tylko zbliżyli się do fontanny, chłopak odmówił, uprzednio mówiąc o zarazkach.
   Saviel zmierzył Milles'a badawczym spojrzeniem, ale nie dostrzegł niczego groźnego, ani jego brat nie wyglądał na zestresowanego. Wiedział, że Raziel umiał udawać, ale teraz nic nie odczytał z jego twarzy.
   - Niedaleko jest jezioro. Nie rozumiem dlaczego urządzacie taki bajzel na środku fontanny - wtrącił się Milles z uśmiechem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
   Raziel poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele. W ułamek sekundy zrozumiał dlaczego, co go jeszcze bardziej rozgrzało. Czasami on pojawiał się w jego myślach, co wcale o to nie prosił. Był jak wujek, ale czy można patrzeć w ten sposób na wujka i chcąc dotknąć jego klatki piersiowej, przytulić się do niej? Na śniadaniu tego nie czuł, a może właściwie czuł i oszukuje sam siebie? Czy jego osobą stojącą na środku fontanny, bez koszulki, z odsłoniętą klatką piersiową... go tak zauroczyło i potwierdziło wszystko? Ta cudowna poza, kiedy ciężar stopy przenosił na tą drugą, bardziej wysuniętą do przodu. Spokojna twarz, która była tylko pozorem. Ryuk był zawodowym zabójcą, zwiadowcą jak i zabójcą. Był przyjacielem rodziny.
   Raziel opamiętał się i za nim ich wzroki się spotkały, on już patrzył gdzieś indziej, chociaż nadal miał przed oczami jego ciało. Szkoda, że miał na sobie te spodenki - pomyślał, jednak szybko skarcił się w myślach.
   Niemal wcale nie poczuł dłoni, która chciała dotknąć jego ramię, bo jego bariera ochronna się uaktywniła i odepchnęła z dość silną siłą Milles'a na dobre dziesięć metrów.
   - Raziel! - usłyszał karcący głos brata, który w ułamku sekundy wyszedł z wody.
   Nie rozumiał. Nie rozumiał dlaczego jego moce tak zareagowały, chociaż wcale nie chciał tego zrobić. Ostatnie czego chciał, to tak upokorzyć ich "związek" na oczach wszystkich. Podbiegł do Milles'a szybciej niż reszta i chwycił jego rękę. Na szczęście mężczyzna nie upadł i utrzymał równowagę przykucając.
   - Wybacz mi, ja tego nie chciałem - mówił łamanym głosem patrząc wprost na jego oczy, nie potrafił odgadnąć, czy jest zły - Nie chciałem, nie wiem dlaczego to się tak stało... Nie rozumiem... przepraszam...
   Mówiąc to miał łzy w oczach. Nie chciał żeby ktokolwiek to zobaczył. Nie chciał, aby ojciec dowiedział się o całej sytuacji. Nie wiedział, dlaczego jego ciało tak postanowiło i miał wrażenie, że wcale tego nie zrobił.
   Chwilę później podbiegł zdenerwowany Saviel i wcale nie miał zamiaru panować nad swoją złością. Chwycił Raziel'a boleśnie za ramię, po czym nim szarpnął.
   - Zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś!? - warknął na niego i ścisnął jeszcze bardziej jego bark, na co się chłopak skrzywił.
   - Nie chciałem tego! - wydusił z siebie głosem pełnym bólu - Jak możesz mówić, że ja to zrobiłem!?
   - A kto?!
   - Saviel uspokój się! - szepnął przez zęby Ryuk, który dopiero teraz podszedł.
   - Nie wiem! To nie ja! - szepnął błagalnie
   - Zaraz ci przywalę!
   - Ani mi się waż - wtrącił się Milles, który najwyraźniej doszedł już do siebie i stanął przed Raziel'em w obronie.
   - Pozwalasz na takie traktowanie swojej osoby? - spytał przyszły władca.
   - Niech sam się wytłumaczy - odparł odwracając się w kierunku winowajcy.
   - Ja... - zaczął Raziel, chociaż nie wiedział jak ma to wytłumaczyć.
   Przez chwilę było słychać tylko głębokie jego wdechy, przepełnione przerażeniem i strachem. Nie patrzył na nikogo, a jego wzrok błądził po trawie.
   - To nie jest pierwsza taka sytuacja, już kilka razy zrobiłem coś nieświadomie - powiedział i energicznie odwrócił głowę na bok, aby upewnić się czy są sami.
   - Wyjaśnij - rozkazał wręcz jego brat, a on przesłał mu pełne bólu spojrzenie.
   - Saviel, kontrolować moce umie się już w wieku pięciu lat, a ja mam wrażenie, jakby coś za mną chodziło i robiło to za mnie - szepnął obejmując się rękoma jakby było mu zimno - Widać, że robię to ja, ale nie mój umysł. Nie jestem wariatem i nie słyszę głosów w głowie... ja po prostu nie wiem... o co chodzi, ja nie mam nad tym kontroli...
   - Dlaczego teraz o tym mówisz? - spytał - I kiedy to dostrzegłeś?
   - Nie jestem pewny, ale uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak... Gdy brałem kąpiel w jacuzzi....
   Nagle chłopak przestał mówić i momentalnie zrobiło mu się słabo. Milles jednak pomógł mu utrzymać równowagę i skierował go w stronę fontanny, aby usiadł na jej kamiennym brzegu.
   - Co się wtedy stało? - spytał ponownie kucając przed jego osobą.
   - Wyszedłem z niego - mówił szeptem dłubiąc skórkę przy paznokciu - Wiesz jakie mam lustro na całą ścianę, prawda? - spytał boleśnie marszcząc czoło.
   Tak - potwierdził. Chłopak miał zdecydowanie jedną z piękniejszych łazienek, jak i większych jacuzzi, jako dziecko mógł przesiadywać tam całe dnie i noce. Uwielbiał wodę, uwielbiał być zanurzony po uszy.
   - Wycierałem się ręcznikiem, potem podszedłem bliżej. Nie wiem, miałem chyba jakąś krostę na twarzy i wtedy w odbiciu lustra zobaczyłem, że w jacuzzi nie ma wody - tutaj przerwał i nabrał w płuca ogromną ilość powietrza, po czym spojrzał w niebo, które było bezchmurne.
   - Martwisz się wodą? - spytał ostrożnie Ryuk.
   - Nie o to chodzi - dodał szybko kręcąc głową - Stałem tak przez chwilę zastanawiając się, gdzie podziała się woda, wtedy dostrzegłem ją unosząca się nade mną. Sufit zniknął, a zamiast niego pojawiła się ta woda, niczym jezioro, a ja jakbym był pod nim a jednocześnie nie - kontynuował dalej złamanym głosem, a po chwili poczuł, jak Milles chwyta i zamyka jego dłoń w swojej.
   Oznaczało to dla niego, że nie chowa urazu i wybacza mu. Dużo to dla niego znaczyło w tej chwili, więc odwzajemnił uścisk.
   - Nie zrobiłem tego. Nie wiem jak to się stało, ale to było piękne, a tym bardziej ciekawsze, że nie mogłem sprawić, aby woda, wróciła na swoje miejsce. Wtedy w odbiciu, niczym po drugiej stronie tafli wody, poza moim zasięgiem, ale wzrok doskonale to widział, były Anioły.
   - Anioły? - powiedział zdziwiony Saviel.
   - Tak, jestem pewny, że to był sam ich władca - kontynuował - Było ich więcej, ale to wyglądało tak, jakbym ich podglądał, albo oni mnie? - spytał po chwili - Przestraszyłem się i odwróciłem, żeby zobaczyć wszystko na własne oczy, a nie w lustrze, wtedy wszystko runęło na podłogę i cała łaźnia była w wodzie. To tak jakby lustro pozwalało mi to oglądać, odbicie, fałszywy i oszukany wzrok, a nie ja sam! - skończył przerażony ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakał.
   - Jesteś pewny, tego co widziałeś? - spytał Saviel, a Raziel wiedział, że zada to pytanie.
   - Całą noc sprzątałem tą łaźnie, żeby nikt nie zadawał pytań! Chciałem najpierw sam do tego dotrzeć, ale sytuacja już się nie powtórzyła, przynajmniej do dzisiaj.
   - To moce tego gówniarza - powiedział na głos Ryuk, chociaż wszyscy doskonale o tym wiedzieli.
   Przyjęło się, że na Shay'a tak mówili. Raziel tego nie lubił, ale musiał milczeć. Saviel, jak i Milles zdecydowali, że władca musi się o tym dowiedzieć.
  
                                                                              ***

   - Na górze? - spytał Nebiros wskazując palcem na sufit. Raziel potwierdził.
   Cała świta, stała teraz w miejscu, gdzie zdarzenie się odbyło. Chłopak z trudem przełknął fakt, że musieli oczywiście przejść przez jego pokój.
   - Stałem w tym miejscu - odparł zatrzymując się przed lustrem - Wszystko widziałem w jego odbiciu.
   - Ojcze, myślisz, że on widział obecny czas, co się tam działo?
   - Bardzo możliwe - odparł głaszcząc się po brodzie, której nie miał - Synu, jesteś w stanie opisać te osoby?
   - Nie jestem w stu procentach pewien - szepnął cicho, chociaż wszyscy doskonale go zrozumieli. Wpatrywał się w to, co kiedyś zobaczył, ale nie mógł teraz niczego zobaczyć - Facet miał na głowie delikatną złotą koronę, było to widoczne, bo jego włosy były jak śnieg, aureola. Nie był potężny, to znaczy, jego ciało tego nie wskazywało. Nie wiem w jakim był miejscu, czy to był pokój, czy sala, a może inne pomieszczenie. Nie zarejestrowałem tego.
   Chłopak mówił tak, jakby przez chwilę dostał się do tego miejsca i opuszkami palców dotknął szyby. Koncentrował się, aby niczego nie pomylić.
   - Ile on ma dzieci? - zapytał wprost spoglądając na osoby, które mogą udzielić mu tej informacji.
   - Nie mamy oficjalnego potwierdzenia. Minęło dużo czasu, kiedy ostatni raz widziałem się z nim na neutralnych stosunkach dotyczącej środkowej strefy - powiedział Nebiros - To było może 17 lat temu, więc i oni nie powinni mieć oficjalnej informacji o twoim istnieniu.
   - Rozumiem, ale pamiętam chłopaka, o dłuższych włosach był dość wysoki, może taki jak Saviel i dziewczynę o kręconych złotych włosach. Jej dłoń wyglądała na poparzoną.
   - To mogła być Mia, wprawdzie na pewno dorosła - wtrącił się Ryuk.
   Nikt nie odpowiedział.
   - Rozmawiali, uśmiechali się. Mężczyzna z koroną obejmował ich...
   Tutaj Raziel zatrzymał się przez chwilę i poczuł zazdrość. Jeżeli to rzeczywiście były dzieci władcy Anioła, to szczerze zaczął zazdrościć im kontaktów ze swoim ojcem, których on wcale nie miał. Przełknął ślinę na tą myśl.
   - Nie wyglądało na to, aby dostrzegli, że ktoś ich widzi. Wprawdzie to mogła być moja wyobraźnia i wszystko może okazać się fikcją.
   - Jednak pokazuje się coś, nad czym nie masz kontroli - znów to drapanie się po brodzie, po czym wyszedł z łaźni.
   Raziel westchnął. Przestraszył się, że ojciec to zbagatelizuje, lub powie, że to przez jego buntowniczy wiek. Wolałby usłyszeć jakieś słowa wsparcia i pomocy, a nie zwykle wyjście.
   - Myślę, że moce anielskie zabrane od gówniarza, nie mogą stać się twoimi. Wbrew pozorom to sprzeczne z naturą, jednak zabierasz je, przez to mogą stawać się twoim cieniem i błądzić wokół twojej aury - odezwał się Saviel, opierając się nogą o ścianę i skrzyżował ręce - Moce demona owszem, można to nazwać wchłanianiem, ale anielskie stoją i nie mają co ze sobą zrobić. Oczywiście może to być błędna teza - westchnął na koniec.
   - Bez obserwacji nie pójdziemy dalej, tym bardziej jak nie będziesz informować o tym swojego ojca - wtrącił Milles
   Raziel powiedział spokojnie, że to nie wyjaśnia tego, dlaczego widział obecną scenę.
   - Może te moce wiedzą, że mają Cię w jakiś sposób chronić, ale nie odczuwają tego co myślisz, bo nie mogą się zjednoczyć z Tobą? Nie odróżniają dobra, od zła, dlatego zaatakowały Milles'a? - gadał dalej Saviel, jakby sam do siebie i snuł domysły - Gówniarz i tak nie będzie umiał ponownie ich zabrać do siebie, a nawet jeśli to nie będziemy mogli tego obserwować.
   - Książę się rozpędza - zaśmiał się Ryuk - Nie wiemy też, czy to co mówisz jest prawdą. Równie dobrze anielskie moce, o których mówisz mogą właśnie szukać Shay'a, a to, że on nie potrafi ich przyjąć to błądzą wokół Raziel'a. Mogą reagować na to, jaki sierota ma humor i odzwierciedlają to, co dzieje się w nim. Nie oznacza to, że jeżeli gówniarz nie umiał posługiwać się magią, to są słabe.
   - Możemy tak rozmawiać do jutra.
   - To prawda.
   - Ciekawe, czy Shay potrafiłby łączyć te moce razem, gdyby był uczony no i... - po chwili się zawahał, czy użył może nieodpowiednich słów - W sumie, nie wiadomo nawet, czy je się łączy... - westchnął lekko zmieszany.
   - Nie ma sensu dalej Ciebie denerwować.
   - Mogę zostać z nim sam na sam? - spytał Saviel w kierunku Milles'a i Ryuk'a - Chcę porozmawiać z bratem i go przeprosić.
   - Szlachetny - zachichotał Ryuk.
   Milles natomiast potwierdził głowa i posłał Razielowi uśmiech. Obaj wyszli z łaźni, a następnie z pokoju.
   Raziel nie zrobił nawet kroku.
   - Nie przeproszę Ciebie, bo ukryłeś ten fakt, dobrze o tym wiesz - rzekł twardo, a Raziel wcale się nie odezwał - Wszystko w porządku pomiędzy Tobą, a Milles'em?
   - Ciebie to nie dotyczy - powiedział równie twardo jak on - Szkoda tylko, że to on powiedział mi o tym, że mam u niego zamieszkać.
   - Przecież Milles nie zamieszkałby tutaj. Myślałem, że zdajesz sobie z tego sprawę.
   Raziel ominął go szybkim krokiem, po czym położył się na swoim łóżku i przykrył kocem.
   - Powiem reszcie, że chcesz odpocząć - powiedział stojąc w futrynie drzwi od łazienki - Chociaż to mogę zrobić, bo nikogo to nie zdziwi.
   Po chwili został sam w pokoju i obrócił się na plecy. Nie chciał rozmawiać o tym, czego się dowiedział, i jakie mogą być z tego konsekwencje. Nie chciał myśleć nad tym, że wyjść za mąż za Milles'a.
   Leżał tak jak na tacy, po czym podniósł głowę do góry. Wiatr targał jego firaną na wszystkie strony, ponieważ drzwi balkonowe były otwarte. Uwielbiał swój pokój i nie chciał nigdy go opuszczać.
  Chcial się na chwilę wyłączyć i zapomnieć o zmartwieniach. Czuł się zestresowany i niespokojny. Nagle przed oczami stanęła mu ponownie sylwetka Ryuk'a w fontannie. Instynktownie zakrył buzię dłonią, czerwieniąc się lekko. Gdyby nie ta sytuacja, to możliwe, że mógłby jeszcze pooglądać jego ciało, ruchy, uśmiech, zwinność... Dlaczego nie mógłby być z nim, zamiast Milles'em? Dlaczego tak się potoczyły losy?
   Ryuk, chociaż niedostępny, dawał wrażenie dobrego demona. Jednak był odległy, bo często wyjeżdżał, przez to na pewno nie znalazł sobie jeszcze miłości.
   Nagle zdał sobie sprawę, że chciałby, aby to właśnie on przytulił go do siebie. Szeptał czułe słowa, tylko im zrozumiałe. Pragnął go pocałować, poczuć jego smak i zapach. Chciałby, żeby to on nauczył go, co to znaczy kochać. Czy zawsze tak myślał? Czy to w nim się zauroczył, chociaż było dla niego to zakazane? Czy jutro przestanie tak myśleć?
   Zaczął się bać, że ktoś mógłby się o tym dowiedzieć. Ryuk nie dopuściłby się również takiego czynu, bojąc się straty swojej pozycji, ale... W tej fontannie... mógłby go oglądać tak cały czas!
   Raziel objął swoje ciało rękami, jakby tęsknił za najzwyklejszym przytuleniem, a następnie zjechał dłonią niżej i zorientował się, że już od dawna jest twardy.
   Westchnął, po czym odpiął guzik swoich spodni i lekko je zsunął. Nie minęło dużo czasu, a jego nasienie znalazło się wprost na jego błękitnej koszulce. Podciągnął spodnie i czując znużenie zasnął.


                                                                             ***

   

   Raziel zazwyczaj miał płytki sen, jednak tego dnia, miał wrażenie, że spał jak kłoda. Przebudził się przez delikatny dotyk na swojej szyi, ale nie otworzył oczu. Opanowany, domyślił się, że to Mille's wszedł do jego pokoju bez pozwolenia. Szybko odrzucił myśl, żeby się zdenerwować, i lekko przeciągnął swoje ciało na łóżku.
   - Milles? - zapytał śpiącym jeszcze głosem i znów poczuł jego dłoń przy szyi.
   Boże niech on tego nie robi!
   - Tak?
   - Która godzina? - spytał przewracając się na bok w jego stronę. Milles siedział na łóżku od zewnętrznej strony, jednak odległość między nimi była wystarczająco daleko.
   - Dochodzi dwudziesta.
   - Przepraszam, nie chciałem tak długo spać... - westchnął zmieszany, chociaż najchętniej by go wygnał kopniakiem za drzwi.
   W pokoju robiło się już szarawo. Raziel podniósł swoje ciało i usiadł na łóżku krzyżując nogi.
   - Nie szkodzi, przyjemnie oglądało się, jak śpisz - uśmiechnął się.
   Ile do cholery godzin on tu spędził?!
   - Powinieneś zmienić bluzkę skarbie.
   Raziel na początku nie zrozumiał o co mu chodzi, a gdy sobie to uświadomił, poczuł, że jego prywatność została zbyt naruszona.
   - Nie chcę, żebyś wchodził tu bez mojej zgody - powiedział nieco zażenowany.
   - To dobrze, że zrehabilitowałeś takim sposobem twój stres. Nie powinieneś się tego wstydzić.
   Skończ o tym gadać zboczeńcu!
   Jak z wybawienia usłyszał pukanie do swoich drzwi. Ktoś nie czekając na odpowiedź wszedł i wcale nie zdziwił się faktem, że Milles przebywa w towarzystwie Raziel'a.
   - Wybaczcie, że przerywam - odezwał się Saviel wchodząc do jego komnaty - Wstawaj, zrobimy parę testów.
   - Testów? - spytał z przymrużonymi oczami i zdjął z siebie bluzkę. 
   Na szczęście było zbyt ciemno, aby coś zauważył, wiec Raziel uwolnił się z pościeli i założył czystą wyjętą z szafy. Nie chciał tym bardziej, aby jego brat myślał, że między nimi coś zaszło.
   - Co tu robi Shay? - spytał spod łba, gdy zobaczył, że czeka zdenerwowany na korytarzu, a drzwi były otwarte.
   - Testy.
   - Twój brat może mieć rację, warto poobserwować niektóre sprawy, a wtedy niektóre wykluczymy.
   - Gdzie?
   Udali się na plac treningowy, znajdujący się pod gołym niebem. Milles poszedł z nimi, jak i Theos, oraz Kariel. Chłopak był lekko wkurzony, nie potrzebował widowiska.
   Podczas marszu Shay'a opuścił przez chwilę strach, Tak dawno nie był na świeżym powietrzu, że poczuł, iż jego płuca zaczynają inaczej funkcjonować. Było tak świeżo, tak nieosiągalnie, to wszystko było tak blisko, a tak daleko. Miał ochotę położyć się i powąchać trawę, pobiegać po niej boso, zanurzyć stopy w jeziorze. Właściwie zdał sobie sprawę, że nigdy tego nie robił. Miał ochotę podzielić się myślą z Raziel'em, ale w obecnej chwili nie mógł. Czy oni też cieszą się z takich rzeczy? Spojrzał w niebo i napajał się widokiem pojawiających się pomału gwiazd, była pełnia. Przełknął głośno ślinę i chciał zapamiętać każdy moment i szczegół. Nie mogli zabronić mu patrzeć, nie mogli zabronić mu, aby nie pamiętał.
   - Panienko, miałeś kiedyś wizję? - wyrwał go z transu przyszły władca i wcale nie uraczył go spojrzeniem. Wchodzili akurat na plac, więc Kariel wysłał kilka ognistych kul w kierunku pochodni, aby rozjaśnić miejsce.
   - Nie - odpowiedział szczerze i krótko. Bał się bardziej rozbudowywać zdania w jego obecności.
   - Jesteś pewien?
   - Tak, pamiętałbym gdyby... - nie dokończył i zaczął się jąkać, spuścił głowę w dół.
   - Powiedziałby mi o tym - wybronił go Raziel spoglądając na Saviel'a.
   Starszy brat nie drążył dalej tematu. Zbliżyli się do trybun, gdzie mogli usiąść, tak też zrobili.
   - Co ja mam właściwie robić? - spytał lekko zdezorientowany - Nie wiem, jaki masz w tym cel.
   - Sam jeszcze nie wiem - westchnął i wygodnie usiadł na jednej z ławek - Może poużywaj trochę magii w jego obecności?
   - Nie mam zamiaru go skrzywdzić - powiedział wrogo i stanowczo krzyżując ręce.
   - Magii nie trzeba używać tylko, aby kogoś skrzywdzić - wtrącił miękko Kariel.
   - Oddalcie się trochę - polecił Milles - To ty najlepiej wiesz co się dzieje, jakby działo się coś nowego, to wyczujesz to.
    Raziel ruszył i polecił Shay'owi, aby poszedł za nim. Chłopak z wielką ulgą wykonał rozkaz, bo wiedział, że przy nim będzie się lepiej czuł, niż przy tamtych. 
   - Co ja mam właściwie robić? - spytał, gdy oddalili się wystarczająco daleko od tamtych.
   - Masz siedzieć, resztą zajmę się sam.
   - Będzie boleć?
   - Oczywiście, że nie. Nie będę cię bił! - niemal warknął na niego - Nawet tak nie myśl!
   Obaj usiedli na trawie po turecku naprzeciwko siebie i obaj milczeli. Raziel nie wiedział jak ma zacząć, a Shay natomiast zupełnie nie wiedział o co chodzi i rozglądał się na wszystkie boki, aby zapamiętać szczegóły.
   - Tam było więcej kwiatów - szepnął wskazując palcem na bramę, a raczej na to, co znajdowało się poza nią. Następnie spojrzał na trybuny, aby upewnić się, czy może wykonać chociaż taki gest. Przy tak ważnych osobach, nie wiedział co mu wolno, a co nie. Jako dziecko nie mógł nawet płakać, aby nikogo tym nie rozzłościć, więc nauczył się nie wydawać przy tym żadnych dźwięków, bo zamykali go wtedy w lochu, nawet na kilka dni. Ale w obecnej chwili wszystko było dobrze.
   Jego brat dotknął całą dłonią ziemi i wokół Shay'a zaczęły szybko rosnąć żółte mlecze. Obok każdego wyrośniętego kwiatka unosiła się delikatna poświata czerwieni, oznaczająca właśnie udział mocy. Shay westchnął wniebowzięty i delikatnie dotknął jednego, bardzo delikatnie, tak jakby przez jego dotyk kwiat mógłby zwiędnąć.
   - Są piękne... Nie znikną? - spytał oczarowany widokiem żółtych kulek.
   - Nie - odpowiedział pewny siebie i zerwał jednego, który za bardzo urósł, dmuchawca i podał go bratu - Zdmuchnij.
   Chłopak wziął do dłoni kwiat, niczym jedną z rzeczy, która miała zaraz zniknąć i zniknie, ale z jego udziałem, wtedy kiedy on będzie tego chciał. Nabrał dużą ilość powietrza do płuc i z sporą siłą dmuchnął. 
   Nasiona przekwitniętego kwiatu wzbiły się w powietrze. Delikatny podmuch wiatru wzbił je wysoko, poza zasięg wzroku. Niektóre wylądowały na włosach Raziel'a.
   - Właśnie zasadziłeś kolejne kwiaty - stwierdził z uśmiechem, patrząc na zdumiewającą minę brata.
   - Naprawdę? - spytał niedowierzająco patrząc w dal, gdzie zniknęły jego dmuchawce - To takie proste...   
   - Byłyby piękniejsze, ale nie wyczaruję nic innego, prócz tego co znajduje się w ziemi.
   - Jakby były inne nasiona, to wyczarowałbyś inny kwiat?
   Chłopak potwierdził skinieniem głowy. 
   - Możesz pokazać mi coś innego - spytał wniebowzięty, wciąż patrząc na mlecze. 
   - Co chciałbyś zobaczyć?
   Shay wzruszył ramionami. Chciał zobaczyć wszystko, ale na pewno mają na to zbyt mało czasu. W ogóle nie rozumiał dlaczego Raziel ma mu pokazywać takie rzeczy, stworzone za pomocą mocy.
   - Podaj mi dłonie.
   Raziel zbliżył się do brata, po czym zamknął jego dłonie w swoich dłoniach. Zamknął oczy i koncentrował swoje myśli.
   - Co robisz? - spytał lekko wystraszony - Coś się tam rusza!? 
   Jego brat puścił jego ręce i się uśmiechnął widząc jego przerażenie. Shay stał tak nadal z zamkniętymi w kulkę dłońmi i czuł, że coś się tam porusza.
   - Wypuść ją - zaśmiał się.
   Zrobił jak kazał i rozdzielił swoje ręce, wtedy w powietrze wzniosła się wyczarowana jaskółka. Trzepotała chaotycznie skrzydłami i fruwała w kółko między nimi. Spod niej wysypywał się delikatny czerwony pył, informujący, że to iluzja, że jest nieprawdziwy.
   - Jak to zrobiłeś - spytał z uśmiechem na twarzy i śledził każdy ruch ptaka. Był wniebowzięty i szczęśliwy, że może zobaczyć takie odległe i nierealne dla niego rzeczy. Raziel sprawił tak, aby fikcyjne stworzenie usiadło na ramieniu brata, przecież był przez niego stworzony i mógł go kontrolować za pomocą dłoni.
   - Jest taki malutki! - zaśmiał się - Czuję jak porusza łapkami!
   Raziel opuścił dłoń, zaprzestał używania magii w obecnej chwili. Shay nawet nie zauważył, gdy jego brat wstał.
   - Chyba mnie polubiła! - mówił dalej zauroczony jaskółką - Chciałbym ją zabrać do mojego pokoju...
   Powinna zniknąć - mówił sobie w myślach Raziel i zdawał sobie sprawę, że zaprzestając kontrolowania zwierzęcia, powinno one zniknąć, gdy tylko opuścił rękę. Spojrzał na trybuny i zobaczył, że Saviel zbliża się w ich kierunku. Doskonale wiedział to co on, lecz gestem dał mu do zrozumienia, żeby się nie zbliżał.
   - Zobacz, zmieniła kolory, teraz wysypuje niebieską poświatę.
   Raziel się nie odezwał, doskonale wiedział, że Shay, albo coś innego przejęło dalszy fałszywy żywot jaskółki. Moc należała do Anioła, było to widać gołym okiem, dlatego zmieniła swój koloryt.
   Nagle Shay usłyszał zbliżające się za sobą kroki. Momentalnie pomyślał, że zrobił coś nie tak, przez co zaraz zostanie ukarany. Zapomniał o jaskółce i ze strachem w oczach obrócił się za siebie i dostrzegł Saviel'a, który od razu się zatrzymał, parę kroków przed nim. Chwilę później jaskółka wybuchła zostawiając, po sobie masę niebieskiego pyłu, który wolno opadał na trawę i znikał wraz z jej dotknięciem.
   - Ja przepraszam... - szepnął zdenerwowany nie wiedząc o co chodzi i co zrobił źle. Właściwie wcale nie wiedział, co ma robić. Jaskółka zniknęła tak jakby nigdy nie istniała, czym Shay się nie przejął.
   - Mówiłem, żebyś się nie zbliżał - warknął niemal Raziel chwytając się za głowę.
   - Nie mógł zrobić tego gówniarz.
   - I nie zrobił. Kontrola to zbyt wysoki poziom, aby miał jakiekolwiek pojęcie, chociażby o podstawach - szepnął zły - Wystraszyłeś go, dlatego zniknęła. Był zbyt zafascynowany nią i szczęśliwy, jego umysł przytrzymał ją. Jego umysł, a mimo to dzięki moim umiejętnościom...Moje umiejętności, a jego anielskie moce krążące wokół mnie, a mimo to czujące jego niepokój... To się staje porąbane! 
   - Ja nic nie zrobiłem... - szepnął Shay ze spuszczoną głową i nie za bardzo rozumiał o co im chodzi.
   - Wyczaruj ją - rozkazał mówiąc w stronę Shay'a.
   - Jaskółkę? - spytał przestraszony i szybko wstał trzymając ręce blisko siebie ze strachu - Ale ja nie potrafię... - wydusił z siebie zmieszany błądząc wzrokiem - Ja nie umiem nic wyczarować... 
   - Jakoś ptaka przytrzymałeś za pomocą czaru - stwierdził złowrogo.
   - Ja...?
   - A widzisz tu innego Anioła? - warknął, po czym chłopak jeszcze bardziej się skulił - Ślepy jesteś? Miał niebieską poświatę.
   - Ale ja na prawdę tego nie zrobiłem... - szepnął zduszonym głosem.
   - To na nic Saviel - przerwał rozmowę Raziel - Shay nie potrafi nawet czytać, a Ty oczekujesz, że przejął kontrolę nad jaskółką. Zastanów się.
   Shay chciał wrócić do swojego pokoju i pójść spać. Ten dzień mimo, że w jakimś stopniu szczęśliwy przerósł go do granic możliwości. Bał się, że poniesie konsekwencję tego, czego nie zrobił, bo Saviel mu nie wierzy. 
   - Masz to zrobić, albo wyrwę ci z dupy ogon!
   - Oszalałeś!? - wrzasnął Raziel - Do tego potrzeba doświadczenia, a on może nie ma już w sobie ani grama podstawowej mocy!
   Shay wziął w ręce swój ogon i ścisnął go z całych sił, chcąc w jakiś sposób go ochronić. Nigdy nie miał w nim żadnej władzy, dlatego przeważnie chował go pod bluzką, aby mu nie przeszkadzał, nie oznacza to jednak, że nie czuł w nim bólu. Ponownie powtórzył, że nie umie wyczarować jaskółki, a z jego oczu popłynęły łzy. Widział jak Saviel pokonał dwa kroki i popchnął go. Gdy był młodszy, uciekał przed zadawanym mu bólem, z czego robił nieraz dla nich atrakcję, jednak z czasem zrozumiał, że nie ma dokąd uciec i przedłuża tylko czas, który mógłby mieć już za sobą, więc stał wcale nie ruszając się miejsca.
   - Ty to zrób - zwrócił się tym razem do Raziel'a.
   Chłopak w mgnieniu oka wykonał polecenie i już po chwili identyczna jaskółka wniosła się w powietrze, również sprawił, aby usiadła na prawym ramieniu wystraszonego Shay'a. Przytrzymał ją tak kontrolując przez pół minuty i opuścił rękę. Jaskółka zniknęła pozostawiając po sobie czerwony pył.
   - Jest wystraszony i boi się ciebie - powiedział twardo - Gdyby umiał, to przejąłby ją, aby ci to udowodnić. 
   - Mam za mało dowodów!
   - To zamiast go straszyć wytłumacz mu sytuację! - krzyknął - Może on również coś dostrzegł, ale uważa to za nie istotne! A najlepiej to wyjdź, sam z nim porozmawiam! 
   - Jest zbyt głupi, żeby to zrozumieć.
   - A Ty zbyt uparty, żeby mu uwierzyć! - krzyczał dalej, po czym chwycił rękę Shay'a i pokierował się w kierunku bramy - Skoro i tak wyszedł na zewnątrz, to mogę z nim porozmawiać na zewnątrz.
   - Za pół godziny chcę tu was widzieć!
   - Gdzie chciałbyś pójść? - spytał, gdy znaleźli się poza bramą.
   Shay był tak wystraszony, że nie mógł wypowiedzieć nawet słowa, jego brat postanowił mu dać trochę czasu i nie tracąc czasu szybkim ruchem dłoni stworzył portal. Tak jak chciał, przeniósł ich do lasu z ogromnymi drzewami liczącymi kilka metrów.
   - Nie chcę żebyś pokazywał mi takie miejsca! - krzyknął zrozpaczony zasłaniając trzęsącymi się dłońmi oczy.
   - Chcę z tobą porozmawiać z dala od wszystkich.
   Shay płaczliwie wyjąkał, że miejsce w którym mogliby rozmawiać, mogło być chociaż w jego pokoju, a nie takie piękne, które dla niego było całkowicie nieosiągalne i niedostępne.
   - Niedługo się wyprowadzisz - zaczął ni z gruszki, ni z pietruszki - Nie wiem jak długo będę jeszcze żył.
   Raziel'a to pytanie dobiło i zwyczajnie krzyknął, aby tak nie mówił i że coś wymyśli, jego brat natomiast usiadł na pieńku ściętego drzewa.
   Nie było słychać nic prócz liści tańczących wraz z podmuchem delikatnego wiatru, wyglądało to tak jakby zwierzęta bały wyjść się i usłyszeć tego tematu.
   - Książę Saviel zawsze mówi, że długo nie pożyję, ale nie wiem ile to znaczy - powiedział tak, jakby Raziel miał mu pomóc w ustaleniu tego czasu - Trochę się boję, chociaż i tak zawsze wiedziałem, że umrę.
   - Powiedziałem, że coś wymyślę!
   - Nie wymyślisz. Gdybyśmy uciekli, to myślę, że szybko by nas znaleźli - mówiąc to podrapał się po głowie.
   Chłopak zaczął ponownie się zamartwiać. Tym razem o brata, a nie o siebie, ale długo to nie potrwało, bo jego brat zadał mu kolejne pytanie.
   - Wiesz, pani Helen mówiła mi, że na pewno wszystko będzie dobrze i że mama się wtedy mną zaopiekuje - mówił tym razem z entuzjazmem, którego Raziel się wystraszył - Myślę, że nie będzie tak źle, a chciałbym ją poznać, może mnie polubi...
   - Shay! Po śmierci nie ma nic! - krzyknął podnosząc ręce ze złości.
   - Jak to? - spytał zdziwiony - To dlaczego ją w nocy widzę?

3 komentarze:

  1. Kiedy można oczekiwać 31 rozdziału best choice?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    o co ja widzę nowe opowiadanie, przeczytałam ten krótki opis i aż jestem zachwycona... melduję się, zaznaczone i oznaczone do przeczytania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, naprawdę współczuję Shayowi ma ciężko naprawdę choć jest ktoś oprócz Raizela dla niego miły, zastanawiają mnie te moce no i czemu chociaż Raizel po kryjomu nie nauczył go czytać...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń